Forum POLITYKA 2o Strona Główna POLITYKA 2o
Twoje zdanie o...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wiadomości - materiały Gabree
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 24, 25, 26  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Felietony, Ciekawe Artykuły,
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Śro 21:03, 09 Maj 2007    Temat postu:

Gronkiewicz-Waltz odmawia komisji bankowej!!!

Hanna Gronkiewicz-Waltz, była prezes Narodowego Banku Polskiego, nie stawi się 16 maja na przesłuchanie przed sejmową komisją śledczą do spraw banków. Uważa, że nie ma takiego prawa, które zmusiłoby ją do złożenia zeznań przed posłami.

"W świetle orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego wykluczono możliwość badania działalności m.in. Narodowego Banku Polskiego, jego prezesa, i nie jest prawnie dopuszczalne przesłuchanie przez komisję prezesa NPB w charakterze świadka na okoliczność związaną z działalnością NBP" - napisała była prezes w liście do marszałka Sejmu Ludwika Dorna. Do treści listu dotarło "Życie Warszawy".

To już drugi świadek, który nie chce stanąć przed komisją. W poniedziałek miał zeznawać Józef Oleksy i miał być jednym z najważniejszych świadków. Komisja chciała dopytać go o szczegóły rozmowy z Gudzowatym, podczas której mówił, ze polskie banki sprzedano za bezcen.

Były premier nie pojawił się. Przysłał komisji tylko zaświadczenie lekarskie.
DZIENNIK.PL

-))))))
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Śro 21:09, 09 Maj 2007    Temat postu:

Obecny prokurator "twarzą toruńskiej bezpieki"!!
Fotografia obecnego prokuratora Prokuratury Okręgowej w Toruniu Franciszka Jankowskiego znajduje się na czynnej od tygodnia wystawie "Twarze toruńskiej bezpieki" - poinformowało publiczne Polskie Radio Pomorza i Kujaw z Bydgoszczy.
Jankowski - jak podało radio - na początku lat 80. był komendantem miejskim Milicji Obywatelskiej w Toruniu. Za jego rządów, 1 i 3 maja 1982 r., doszło m.in. do stłumienia manifestacji przeciwko stanowi wojennemu na Rynku Staromiejskim w Toruniu i brutalnego potraktowania zatrzymanych uczestników protestu.

Prof. Wojciech Polak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, który badał wydarzenia sprzed 25 lat, poinformował, że nie było podstaw do postawieniu Jankowskiemu zarzutów w tej sprawie.
- Pan Jankowski twierdzi, że o niczym nie wiedział. Uważam, że nie mógł nie wiedzieć, chociaż udowodnić cokolwiek jest bardzo trudno. Zakładając nawet, że nie wiedział, że jego podwładni urządzają ścieżki zdrowia i pałują przewożonych na komendy ludzi (...), to i tak jest odpowiedzialny moralnie - powiedział prof. Polak.


Prokurator Mieczysław Góra z delegatury IPN w Bydgoszczy, który po latach prowadził śledztwo w sprawie represji stosowanych wobec zatrzymanych uczestników manifestacji w Toruniu, przyznał, że przesłuchiwał Jankowskiego w charakterze świadka.

Kierownictwo Prokuratury Okręgowej w Toruniu ma ustosunkować się do sprawy w czwartek.

Prokurator Jankowski jest kolejnym bohaterem wystawy "Twarze toruńskiej bezpieki", którego rozpoznanie zostało nagłośnione. Wcześniej dawni działacze "Solidarność" odkryli na planszach podobiznę właściciela agencji, która ochrania tę wystawę.

Na wystawie na dziedzińcu Ratusza Staromiejskiego w Toruniu prezentowane są fotografie dawnych funkcjonariuszy UB i SB. Ekspozycja "Twarze toruńskiej bezpieki" będzie czynna do niedzieli.
ONET.PL

KOLEJNY , KTORY NIC NIE WIEDZIAL ! I Z PEWNOSCIA NIC NIE PAMIETA ! TAK SAMO MALO PAMIETA ZAKLAMANY OSIOLEK Z GLIWIC WYSTEPUJACY JAKO W51 , ZUL Z MIESCINY I WOJSKOWY PRL ! PAMIETAJA TO CO CHCA PAMIETAC !!
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 6:47, 10 Maj 2007    Temat postu:

Blida pomagała w interesach śląskiej Alexis!!!!!!!!!

Barbara Blida zabiegała o interesy śląskiej Alexis u polityków prawicy i lewicy. To, że posłanka SLD lobbowała za Barbarą Kmiecik, potwierdzili w prokuraturze Janusz Steinhoff, wicepremier z AWS i Jerzy Markowski, wiceminister przemysłu w rządzie SLD - dowiedział się DZIENNIK.

Barbara Kmiecik, potentatka na rynku handlu węglem zeznała przed prokuratorem, że sprawowała mecenat nad swoją koleżanką Barbarą Blidą. W zamian była posłanka SLD miała obiecywać, że zrewanżuje się i pomoże jej w interesach. Opowiadała, że kupowała Blidzie drogie kosmetyki i garsonki renomowanych firm, które kosztowały kilka tysięcy złotych. Dlaczego? Bo, jak tłumaczyła, lubiła Basię i chciała, żeby też ładnie wyglądała - dowiedzieliśmy się od prokuratora związanego ze śledztwem.

W domu śląskiej Alexis prokuratorom udało się odnaleźć m.in. faktury za remont domu Blidy w Szczyrku, za który zapłaciła Kmiecik. Alexis przyznała, że wydała na to 500 tys. złotych. Blida - wynika z ustaleń prokuratury - korzystała z samochodu Kmiecik, bya wraz z rodziną na co najmniej 10 wycieczkach zagranicznych fundowanych przez Alexis, przyjmowała drogie podarunki. Informacje te zataiła jednak w poselskich oświadczeniach majątkowych i rejestrach korzyści - pisze DZIENNIK.

Zeznania Kmiecik były jednym z najpoważniejszych argumentów w rękach prokuratorów, którzy wydali nakaz zatrzymania byłej posłanki SLD. Z naszych informacji wynika, że Alexis konsekwentnie twierdziła w śledztwie, że przekazała pod koniec 1997 r. Blidzie 80 tys. złotych na łapówkę dla prezesa państwowej spółki węglowej.

Tę informację potwierdza też kilku innych świadków. Wcześniej biznesmenka chciała sama skorumpować tego człowieka, jednak bez skutku. Dlatego zwróciła się o pomoc do koleżanki. Blida dobrze znała prezesa i - według Kmiecik - zgodziła się uczestniczyć w przekazaniu pieniędzy. Szczegóły operacji panie omawiały w czasie narciarskiego wyjazdu, w Austrii.

Prezes spółki węglowej przyznał, że Blida zabiegała u niego o interesy Kmiecik. Chodziło o to, by Alexis mogła handlować węglem z jego spółką. Zaprzecza jednak, że była posłanka proponowała mu jakieś pieniądze i wyjaśnia, że Kmiecik nie pomógł.

Kolejnym dowodem na dwuznaczną zależność Blidy i Alexis są, zdaniem prokuratorów, zeznania dwóch znanych polityków: Janusza Steinhoffa i Jerzego Markowskiego. Przyznali, że Blida lobbowała u nich na rzecz Alexis, kiedy zajmowali ministerialne stanowiska. Obaj politycy potwierdzili w rozmowie z „Dziennikiem”, że byli przepytywani przez prokuratorów o Blidę.

"Zostałem poproszony o złożenie zeznań. Nie dotyczyło to tylko sprawy Barbary Blidy, ale także restrukturyzacji górnictwa" - powiedział DZIENNIKOWI Janusz Steinhoff. Odmówił jednak podania szczegółów. "Mogę tylko powiedzieć, że potwierdzam to co zeznałem w śledztwie. A to nie było szczególnie oskarżycielskie w stosunku do pani Blidy. Byłem przyzwyczajony, że posłowie lobbują w sprawach państwowych, czy prywatnych przedsiębiorstw. Nie uważałem tego za naganne" - dodał.

Jerzy Markowski nie ukrywa, że opowiedział prokuratorowi o spotkaniu z Barbarą Blidą i Barbarą Kmiecik. " Doszło do niego w czerwcu 1995 r., gdy byłem podsekretarzem stanu w Ministerstwie Przemysłu. Blida, wówczas szef resortu budownictwa zaprosiła mnie do swojego ministerialnego gabinetu, gdzie siedziała już pani Kmiecik. Chodziło o moją decyzję, która wykluczała pośredników z handlu węglem. Blida poprosiła mnie, żebym wysłuchał argumentów pani Kmiecik, która była właśnie takim pośrednikiem i zobaczył co się da z tym zrobić. Wysłuchałem".

"Wiem, że zepsułem pani interes, ale nie mogłem zachować się inaczej, bo na pośrednikach traciło państwo i były ciągłe afery" - powiedziałem do Kmiecik. Blida zareagowała po swojemu: "Odp.... się ode mnie i róbcie po swojemu".

Michał Majewski, Paweł Reszka
dziennik.pl
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 7:06, 10 Maj 2007    Temat postu:

Nauczyciel = funkcjonariusz publiczny
Szkoły będą inne!!!!

23 maja wejdzie w życie znowelizowana ustawa oświatowa. Od tego czasu wszyscy nauczyciele zostaną funkcjonariuszami publicznymi, w szkołach będą funkcjonować rady rodziców, a od 1 września wszystkich uczniów będzie obowiązywał jednolity strój.

Wicepremier, minister edukacji Roman Giertych zaapelował wczoraj na konferencji prasowej do społeczności szkolnych, by przygotowywały się do powołania rad rodziców i do wprowadzenia jednolitych strojów dla uczniów. Nowelizowana ustawa nakazuje obowiązkowe jednolite stroje w szkołach podstawowych i gimnazjach. W szkołach ponadgimnazjalnych o wprowadzeniu mundurków decydować będzie dyrektor placówki po zasięgnięciu opinii rady rodziców.
Minister przyznał, że wprowadzenie strojów jednolitych to operacja, która wymaga przygotowań. Pytany o uczniów, którzy nie będą chcieli nosić takich strojów, odpowiedział, że zostawia tę sprawę dyrektorom szkół. - Oni najlepiej wiedzą, co w takiej sytuacji zrobić - ocenił Giertych.
Wicepremier, odnosząc się do wprowadzenia ochrony nauczycieli podczas pełnienia obowiązków służbowych - takiej samej jak dla funkcjonariuszy publicznych, podkreślił, że to "bardzo ważny element". Jest on szczególnie istotny w kontekście przemocy w szkole. Szkoły mają zostać zobligowane do założenia kamer monitorujących wejścia do nich oraz do zainstalowania i aktualizowania w komputerach szkolnych filtrów zabezpieczających przed dostępem w internecie "do treści, które mogą stanowić zagrożenie dla prawidłowego rozwoju psychicznego uczniów".
MST

BRAWO RZAD !!
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 7:07, 10 Maj 2007    Temat postu:

Funkcjonariusze SB przed sądem!!


Przed krakowskim sądem rozpoczął się proces dwóch byłych funkcjonariuszy SB - Edwarda W. i Marka K., oskarżonych o psychiczne i fizyczne znęcanie się w 1980 roku nad zatrzymanym działaczem opozycji. Oskarżeni nie przyznali się do winy - poinformował wczoraj rzecznik Sądu Okręgowego w Krakowie Andrzej Almert. Akt oskarżenia w tej sprawie skierował do sądu krakowski oddział IPN. Oskarżył w nim byłych funkcjonariuszy o to, że 8 lipca 1980 r. w Krakowie jako funkcjonariusze państwa komunistycznego razem z nieustalonym funkcjonariuszem Milicji Obywatelskiej znęcali się fizycznie i psychicznie nad zatrzymanym Pawłem Witkowskim.
GLK, PAP
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 13:53, 10 Maj 2007    Temat postu:

Sędziowie TK współpracowali z SB?!!

Poseł PiS Arkadiusz Mularczyk wniósł przed Trybunałem Konstytucyjnym o wyłącznie ze składu dwóch sędziów: Adama Jamroza i Mariana Grzybowskiego, ponieważ - jak ujawnił - z akt IPN wynika, że byli oni zarejestrowani jako kontakty operacyjne służb specjalnych PRL. Wniosek Mularczyka poparł wiceprokurator generalny Przemysław Piątek.
O ewentualnym wyłączeniu sędziów ze składu orzekającego w sprawie lustracji dwóch sędziów zdecyduje prezes TK Jerzy Stępień.

Według informacji IPN Grzybowski był zarejestrowany przez wywiad MSW jako "Krakatau"; Jamróz - przez wywiad MSW z Katowic, pod pseudonimem "Ladro". Zgodnie z prawem sędziowie TK byli już lustrowani przez Rzecznika Interesu Publicznego.
Mularczyk przyznał, że wniosek do IPN złożył w środę; nie ujawnił o której godzinie. Podkreślił, że podstawą wniosku był zapis nowej ustawy - niezaskarżony przez SLD - który pozwala każdemu na dostęp w IPN do akt najważniejszych osób w państwie, w tym sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Dodał, że nie potrafi przesądzić czy Rzecznik Interesu Publicznego sprawdzał wcześniej sędziów TK.

Pytany, czemu wniosek realizowano tak szybko, rzecznik IPN Andrzej Arseniuk odparł, że "IPN realizując zapisy nowej ustawy prowadzi prace nad katalogami, o których mowa w tej ustawie".

Arseniuk dodał, że zgodnie z ustawą do katalogów w pierwszej kolejności trafiają osoby pełniące ważne funkcje w państwie - w tym także sędziowie TK. Zaznaczył, że IPN nie przesądza o niczym, a jedynie udostępnia informacje ze swoich archiwów. Zwrócił uwagę, że każda osoba może wystąpić o dostęp do akt tych sędziów TK, podobnie jak wszystkich innych osób pełniących najważniejsze funkcje w państwie.
onet.pl

-))))
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 13:59, 10 Maj 2007    Temat postu:

"Publicyści w sędziowskich togach"!!

Prawo nie zostało złamane, ale skończyła się era Trybunału Konstytucyjnego jako grona zimnych ekspertów - tak opisuje pierwsze posiedzenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie lustracji Michał Karnowski, publicysta DZIENNIKA.

A więc taki finał ma bunt wykształciuchów w imię ducha praw i konstytucji, wbrew literze złej ustawy? A więc tak kończy się opowieść o strażnikach wartości - jak nazywał siebie prezes Trybunału Konstytucyjnego Jerzy Stępień? Tak wygląda realizacja wizji apolitycznego kręgu mędrców "transparentnie" - to określenie byłego prezesa TK profesora Marka Safjana - pilnującego praw Rzeczypospolitej? Przecieram okulary i nie wierzę.

Tylko dwie godziny zajęło sędziom przekonanie samych siebie, że dawna publicystyczna aktywność części z nich w sprawie lustracji nie ma nic wspólnego z zadaniem, przed jakim stoją. Lekką ręką wyrzucili do kosza stos wycinków prasowych z przeszłości.

Profesor Ewa Łętowska zapomniała o liście otwartym, jaki podpisała w 1992 roku po głośniej uchwale lustracyjnej. Listu krytycznego nie tylko wobec metody przyjętej przez Antoniego Macierewicza, ale wobec samego otwierania esbeckich archiwów. Pada tam zdanie, iż wiara w możliwość ustalenia prawdy o ich zawartości jest "złudna". A jedyną korzyścią z dokończenia lustracji byłoby "wzięcie odwetu" na ludziach, których złamano lub którzy uwierzyli w komunizm.

Profesor Jerzy Stępień zapomniał o fragmencie wywiadu, w którym uznał, iż otwarcie zasobów IPN "jest absolutnie niedopuszczalne", a "najwyższą wartością jest godność, a nie prawda". Sędzia Marek Mazurkiewicz zapomniał o porównaniu, jakie wygłosił z sejmowej mównicy w lipcu 1992 roku, gdzie lustrację porównał do "wzorców ustaw norymberskich III Rzeszy czy stalinowskiego ustawodawstwa z czasów wielkiej czystki". Jerzy Ciemniewski zapomniał, że w 1994 roku deklarował sprzeciw wobec lustracji, bo "nie da się nigdy w sposób jasny i jednoznaczny ustalić, kto był tajnym współpracownikiem i jaką odegrał rolę".

Dlaczego zapomnieli? Bo to było dawno i przed progiem Trybunału. Ale przecież i za tą linią była poselska działalność Marka Kotlinowskiego. Ale były działacz LPR wyłączył się jednak z tej sprawy. Tej wrażliwości zabrakło pozostałym. Przy całym szacunku i zrozumieniu emocji sędziów tak ostro i tak często niesłusznie w przeszłości atakowanych, nie mogę uwierzyć, iż byli w stanie odseparować się od tych własnych przeżyć. Zwłaszcza iż dotyczą one tak delikatnej materii.

I rzecz nie tylko w tym, że sędziowie wybrali wąską interpretację "niezależności" i "bezstronności". Nie złamali przecież prawa. Ale swoją decyzją zmienili usytuowanie Trybunału w polskim życiu publicznym. Od dziś jest jasne, że obowiązuje u nas model podobny do amerykańskiego, w którym werdykty są wynikiem raczej politycznej gry sił niż zimnej, eksperckiej analizy prawa i takich wymogów wobec sędziów. Stało się, choć szkoda, że aż tak przypadkiem.

Jest tu na szczęście i dobra wiadomość. Polska publicystyka zyskała kilka dobrych piór. Serdecznie witamy.
dziennik.pl

-))))))))))))))
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 14:07, 10 Maj 2007    Temat postu:

"Po pierwsze: pamiętać"!!

Państwo polskie powinno nie tylko sfinansować operację zmiany nazw ulic czy demontaż niektórych pomników, ale też zadbać o godziwe emerytury dla tych zapomnianych bohaterów walki z dyktaturą, którzy jeszcze żyją - pisze na łamach DZIENNIKA Antoni Dudek, historyk IPN.

W dniu, w którym Bolesław Bierut podpisał decyzję o odmowie skorzystania z prawa łaski, skazany na karę śmierci Józef Batory obchodził właśnie trzydzieste siódme urodziny. W tydzień później, 1 marca 1951 r., został zabity w mokotowskim więzieniu strzałem w tył głowy.

Kapitan Batory był żołnierzem Września 1939 r., oficerem Armii Krajowej, a przed aresztowaniem przez bezpiekę w grudniu 1947 r. jednym ze współpracowników prezesa IV Zarządu Głównego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość Łukasza Cieplińskiego.

Tego samego Cieplińskiego, którego przed kilku dniami prezydent Lech Kaczyński odznaczył pośmiertnie Orderem Orła Białego. Zabito ich obu, podobnie jak kilku innych przywódców WiN, tego samego wieczora. Więcej szczęścia miał młodszy od Batorego o 15 lat Wiktor Wlazło. W 1952 r. został skazany na czterokrotną karę śmierci za założenie w radomskim technikum, którego był uczniem, organizacji Młody Legion. Karę śmierci zamieniono mu na dożywocie, a ostatecznie wyszedł z więzienia po dziesięciu latach.

Zapomniani bohaterowie
Batory i Wlazło należeli do dwóch pokoleń Polaków, które zapłaciły za walkę o wolną Polskę szczególnie wysoką cenę. Jedni życiem, inni wieloletnim więzieniem, które opuszczali ze zrujnowanym zdrowiem jako obywatele drugiej kategorii, niemający szans na jakąkolwiek karierę zawodową.

Po 1989 r. udało się dość szybko anulować wydawane na nich haniebne wyroki, choć tym, którzy to uczynili, nie spadł włos z głowy, a próby ukarania zbrodniarzy w togach spełzły na niczym. Znacznie dłużej trzeba było czekać na oddanie tym ludziom historycznej sprawiedliwości.

Dlatego Order Orła Białego dla Łukasza Cieplińskiego ma wymiar symbolu. Jest formą uhonorowania nie tylko ostatniego prezesa WiN, ale i tysięcy innych, którzy podobnie jak on mieli odwagę przeciwstawić się komunistycznej dyktaturze w okresie najsilniejszego terroru.

Wszystkim tym ludziom winni jesteśmy wdzięczność, ale przede wszystkim pamięć o tym, czego dokonali. Dlatego polityka przyznawania odznaczeń zapomnianym bohaterom polskich zmagań o wolność, jaką zapoczątkował obecny prezydent, zasługuje na najwyższe uznanie. Jednak na odznaczeniach sprawa nie może się skończyć.

Potrzebna jest konsekwentnie prowadzona kampania popularyzacji postaci bohaterów walki o wolność. Sylwetka Józefa Batorego znalazła się w drugim tomie wydanego przez IPN słownika biograficznego "Konspiracja i opór społeczny w Polsce 1944-1956", z kolei wspomnienia i życiorys Wiktora Wlazły można przeczytać w opublikowanej przez Instytut unikalnej "Księdze świadectw", zawierającej wspomnienia tych, którzy przeżyli miesiące, a czasem nawet lata z wyrokami śmierci, których na szczęście nie wykonano.

W czerwcu tego roku IPN wyda bodaj najważniejszą książkę w swej dotychczasowej działalności: atlas podziemia niepodległościowego z lat 1944-1956. Przygotowywany od pięciu lat przez grupę kilkudziesięciu historyków będzie nie tylko istotnym dokonaniem naukowym podsumowującym lata żmudnych badań, ale i formą upamiętnienia wysiłku i bohaterstwa ponad 120 tys. ludzi, którzy w drugiej połowie lat 40. stawili czoło komunistycznej dyktaturze.

Bitwa o pamięć
Równolegle ze słownikiem biograficznym IPN w warszawskim Ośrodku Karta prowadzone są prace nad słownikiem "Opozycja w PRL", w którego trzech wydanych już tomach znaleźć można kilkaset biogramów ludzi zaangażowanych w walkę z systemem komunistycznym po 1956 r.

Podobnych wydawnictw, zwykle dotyczących poszczególnych regionów bądź środowisk, jest oczywiście więcej, choć z pewnością wciąż za mało. Tym bardziej że zwykle znajduje się w nich miejsce tylko dla najważniejszych postaci, pomija zaś pozostałych.

Szansą na przypomnienie wielu ludzi z drugiego i trzeciego szeregu "Solidarności" może się stać rozpoczęty w ubiegłym roku przez Stowarzyszenie "Pokolenie" wielki projekt "Encyklopedii »Solidarności«". Zakłada on przygotowanie, obok części zawierających hasła rzeczowe i szczegółowe kalendarium, również wielkiego tomu obejmującego kilka tysięcy biogramów ludzi "Solidarności" o mniej znanych nazwiskach niż Lech Wałęsa, Władysław Frasyniuk czy Zbigniew Bujak.

A są wśród nich postacie niezwykłe, takie jak Ireneusz Haczewski, który w okresie stanu wojennego zbudował kilkanaście nadajników Radia "Solidarność" wykorzystywanych do emisji programów zdelegalizowanego związku na Lubelszczyźnie i w innych regionach kraju. Trudno to oczywiście dokładnie wyważyć, ale być może ten nieznany szerzej człowiek zrobił dla przetrwania mitu "Solidarności" w ponurych latach 80. więcej niż niektórzy czołowi przywódcy Związku, nieustannie przypominający o swych dawnych zasługach, a co gorsza, często czyniący z tego argument we współczesnych sporach politycznych.

Kiedy odwiedzam, szczególnie w mniejszych miejscowościach, różne instytucje, których patronem jest Tadeusz Kościuszko, Józef Piłsudski czy Jan Paweł II, zastanawiam się, czy nie lepiej byłoby, gdyby ich miejsce zajęli lokalni, miejscowi bohaterowie oporu przeciwko dyktaturze komunistycznej lub po prostu ludzie zasłużeni dla danej społeczności. Kościuszko czy Piłsudski nie stracą na znaczeniu w historii Polski, jeśli ich nazwiska nie będą w spisie ulic niemal każdego polskiego miasta.

Zyskać natomiast mogą lokalne społeczności, których władze wciąż zbyt małą wagę przywiązują do budowania własnej tożsamości. Co gorsza, często tolerują na swoim terenie takich patronów, których trudno jest pogodzić z wartościami, na jakich opiera się współczesne państwo polskie.

Odkłamywanie przeszłości
Wspomniany na wstępie Józef Batory urodził się we wsi Werynia koło Kolbuszowej - dwudziestotysięcznym miasteczku na Podkarpaciu. Sprawdziłem w internecie plan tej miejscowości, by zobaczyć, czy przypadkiem nie ma w niej ulicy jego imienia. Nie ma.

Są natomiast - oczywiście oprócz Kościuszki i Piłsudskiego - ulice imienia Gwardii Ludowej (komunistycznej formacji zbrojnej częściej zajmującej się pospolitym bandytyzmem niż walką z Niemcami), Aleksandra Zawadzkiego (członka Biura Politycznego KC PZPR i wicepremiera w czasie, gdy zabito Batorego), a nawet 22 Lipca, które przestało być świętem państwowym 17 lat temu.

Takich przykładów jak ten z Kolbuszowej są niestety wciąż setki. Nie jestem zwolennikiem odgórnego zmuszania lokalnych społeczności do zmiany nazw ulic czy patronów szkół. Uważam jednak, że potrzebny jest nacisk w tej sprawie, gdyż zwykły ludzki oportunizm i nieuchronne koszty (wymiana dowodów czy pieczątek) okazują się zwykle mocniejsze od oczywistych racji moralnych.

Tymczasem w preambule obowiązującej od dziesięciu lat Konstytucji RP czytamy o "wdzięczności naszym przodkom za ich pracę, za walkę o niepodległość okupioną ogromnymi ofiarami", a w artykule 13. znajdujemy jednoznaczne potępienie „totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu".

Dlatego właśnie IPN rozpoczął akcję wysyłania do lokalnych samorządów informacji zwracających uwagę, jaka osoba, wydarzenie czy organizacja symbolizująca epokę dyktatury jest w danej miejscowości upamiętniona własną ulicą. Ostateczna decyzja w tej sprawie powinna należeć do radnych, ale nie wolno im pozostawić możliwości tłumaczenia, że nie wiedzieli, o kogo chodzi, albo że zabrakło im środków.

Państwo polskie powinno nie tylko sfinansować operację zmiany nazw ulic czy demontaż niektórych pomników, ale też zadbać o godziwe emerytury dla tych zapomnianych bohaterów walki z dyktaturą, którzy jeszcze żyją, często w dramatycznej biedzie. Środków na ten cel powinno dostarczyć chociażby przewidywane przez tzw. ustawę dezubekizacyjną obniżenie emerytur funkcjonariuszy komunistycznej bezpieki.

Konieczne zadośćuczynienie
Wręczając 3 maja odznaczenia kolejnej grupie osób szczególnie zasłużonych dla demokratycznego państwa polskiego, prezydent Kaczyński powiedział: "dzisiejsze odznaczenia dotyczą osób o różnych zawodach, o różnych zasługach - uczonych, ale też wybitnych działaczy solidarnościowego podziemia, ludzi o przekonaniach lewicowych, centrowych i prawicowych. Tak w normalnym państwie być powinno. Polska bowiem jest jedna, a zasługi dla niej można mieć, wychodząc z różnych przekonań. Jedno jednak wszystkich zasłużonych musi łączyć - patriotyzm. Patriotyzm nie jest cechą w naszej historii ani szczególnie prawicy, ani szczególnie lewicy".

To bardzo ważna deklaracja w ustach prezydenta, który - choć często daje do zrozumienia, że źle się z tym czuje - jest dość powszechnie utożsamiany z orientacją prawicową. Prowadzona przez niego polityka przyznawania odznaczeń ludziom zasłużonym w walce z dyktaturą, a z drugiej usuwanie z ulic polskich miast peerelowskich pozostałości nie jest - jak to błędnie często się odczytuje - walką z lewicą i jej tradycją.

Ta ostatnia ma swoją wspaniałą przeszłość, reprezentowaną przez takie postaci jak Kazimierz Pużak, Mieczysław Niedziałkowski czy Ignacy Daszyński. Przy rondzie imienia tego ostatniego, przywódcy Polskiej Partii Socjalistycznej i marszałka Sejmu II RP, mieści się warszawska centrala IPN. To Daszyński był autorem słynnego zdania: "Pod bagnetami, karabinami i szablami izby ustawodawczej nie otworzę", które wypowiedział do Piłsudskiego w październiku 1929 r., gdy ten wraz z grupą uzbrojonych oficerów wkroczył do Sejmu. Tej lewicowej tradycji, którą reprezentuje Daszyński, nie da się pogodzić z tym, czemu po 1944 r. służył Aleksander Zawadzki czy Wojciech Jaruzelski, z którego próbuje się dziś uczynić ofiarę mściwości prawicy.

Sprawy pamięci o bohaterach polskiej drogi do wolności nie można oczywiście sprowadzać tylko do nazw ulic czy podniesienia emerytur, ale znaczenia tych spraw nie wolno - jak to czyniono bardzo często po 1989 r. - bagatelizować. Demokracja oparta na amnezji i aksjologicznej bezradności, nazywanej dla niepoznaki "wspaniałomyślnym puszczaniem w niepamięć podziałów z epoki dyktatury" nie tylko nie stanie się nigdy pełnowartościowym ustrojem, ale nieść będzie też w sobie wirus, który w sprzyjających warunkach może się okazać dla niej zabójczy.
dziennik.pl
Antoni Dudek dla DZIENNIKA

CZYTAJ WOJSKOWY HIPOKRYTO PRL !!! I TY ZULU Z MIESCINY !!! I TY PEKATY WIELBICIELU KOMUCHOW Z GLIWIC !!!!
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 23:24, 10 Maj 2007    Temat postu:

Olbrychski w rosyjskiej telewizji: IPN jest jak KGB!!

Czasem uzyskanie najprostszej informacji okazuje się straszliwie trudnym zadaniem dziennikarskim. Zajmuje wiele godzin, przynosi mizerne efekty końcowe, a przy okazji można oberwać po głowie. To właśnie przydarzyło mi się wczoraj - pisze Renata Kim, publicystka DZIENNIKA.

Zadzwoniła do DZIENNIKA czytelniczka ogromnie wzburzona tym, że na jednym z kanałów rosyjskiej telewizji usłyszała wywiad z Danielem Olbrychskim, w którym aktor porównywał metody lustracyjne Instytutu Pamięci Narodowej do działalności KGB.

Ponieważ nikt w redakcji nie widział tego programu, postanowiliśmy sprawdzić informację u samego źródła, czyli Daniela Olbrychskiego. Wydelegowana do tego, jak się wydawało, dziecinnie łatwego zadania, zadzwoniłam rano na prywatną komórkę artysty. Odebrała miła pani, zażądała wyjaśnień, czego miałaby dotyczyć rozmowa, wyraziła zrozumienie i kazała zadzwonić za półtorej godziny. W wyznaczonym terminie Daniel Olbrychski nie mógł rozmawiać, podobnie za godzinę, udało się do niego dotrzeć za trzecim podejściem.

Aktor od początku był nastroszony. "Powinniście zacytować całą moją wypowiedź" - oświadczył. Na pytanie, jak ona brzmiała, odparł krótko, że możemy sobie sprawdzić. I nie przekonało go tłumaczenie, że właśnie próbujemy to zrobić, bezpośrednio u niego. "Nie jestem w stanie cytować sam siebie" - oświadczył.

A potem było coraz goręcej. "Czego naprawdę chce się pani dowiedzieć? - zapytał lekko podniesionym głosem. "Czy naprawdę porównał pan IPN do KGB. Chcemy sprawdzić, czy rzeczywiście pan to powiedział" - odparłam. "Ale co pani chce sprawdzić? Co ja sądzę o IPN? Chętnie udzielę wywiadu, który będę mógł autoryzować" - aktor mówił już bardzo głośno.

"A teraz nie mógłby pan tego powiedzieć?" - nalegałam. W odpowiedzi usłyszałam, że wywiad dla rosyjskiej telewizji trwał pół godziny i nie czas na jego streszczanie. Zaraz potem Daniel Olbrychski oskarżył mnie o to, że przepytuję go dokładnie w ten sam sposób, w jak robili to dziennikarze za czasów Gomułki.

Na pytanie, czy przypadkiem mnie nie obraża, aktor oświadczył, że to on czuje się obrażony. "Czy ta rozmowa jest nagrywana?" - zirytował się i oskarżył mnie o próbę inwigilacji.

I nagle, zupełnie nieoczekiwanie, wyrwało mu się, że w wywiadzie dla telewizji Rossija użył wyrażenia "polskoje KGB". A potem zaznaczył, że bynajmniej nie udziela mi wywiadu, więc to, co robię, jest zwykłym nadużyciem.

Zadzwoniliśmy do rosyjskiej telewizji. Tam bez zbędnych ceregieli dowiedzieliśmy się, że Daniel Olbrychski powiedział, iż Instytut Pamięci Narodowej to polityczna instytucja, która "stosuje techniki polskiego KGB, czyli Służby Bezpieczeństwa".
dziennik.pl

ACH TE PIESZCZOCHY Z PRL , KTORE SIE TAK POUSTAWIALY W TEJ III RP!!
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 6:52, 11 Maj 2007    Temat postu:

Za co śląska Alexis płaciła Blidzie

DZIENNIK dotarł do zeznań śląskiej "Alexis", która opisuje prokuratorom, w jaki sposób skorumpowała byłą poseł i minister Barbarę Blidę. To właśnie zeznania Barbary Kmiecik były główną podstawą do zatrzymania Blidy. Nie doszło do tego, bo była minister strzeliła sobie w serce, gdy agenci ABW przyszli do jej domu.

Zeznania byłej potentatki na rynku handlu węglem są mocne. Wczoraj przedstawił je na posiedzeniu prezydium Sejmu minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. "Alexis" z detalami opisuje, jak "sprawowała mecenat" nad Blidą i wspólnie z nią przekupywała prezesa B., szefa Rudzkiej Spółki Węglowej (RSW).

W 1997 roku "Alexis", jedna z największych pośredniczek w handlu węglem, miała problemy z RSW. Spółka węglowa zerwała z ni współpracę z powodu długów, w które wpadła bizneswoman. Kmiecik zależało na częściowym umorzeniu zobowiązań. "Alexis" wysłała pismo z prośbą do RSW, potem postanowiła "pismu pomóc", czyli dać łapówkę. Potrzebna była jej do tego poseł Blida, która przyjaźniła się z B., szefem węglowego holdingu. Plany "operacji"panie omawiały w czasie wyjazdu narciarskiego w Austrii.

Już w Polsce Blida przekazała koleżance pomyślne wieści:
- Powiedziała, że on (prezes RSW - przyp. red.) się zgodził. (...) Powiedziała mi, że pieniądze mam przekazać jej, a ona przekaże je dalej. Zostało ustalone, że zostaną one przekazane do domu Basi, a ona je przekaże dalej - zeznała Kmiecik.

Dodała, że prezes B. i Blida ustalili kwotę łapówki na 80 tys. zł. "Alexis" opisuje, że osobiście wręczyła Blidzie 80 tys. w jej domu: - Były to banknoty popularne, chyba po 100 zł. Pieniądze były opakowane w szarą lub białą kopert. Miałam zwyczaj dawania pieniędzy w kopercie. Pamiętam na pewno, że pieniądze nie były przeliczane przez Basię. Miałam do niej 100-procentowe zaufanie. (...) Ona z tego nic nie miała, przynajmniej ja o tym nic nie wiem.

I dalej opowiadała śledczym: - Po jakimś czasie wróciłam do tematu, gdy sprawa nie została załatwiona, a B. został odwołany (z RSW - przyp. red.). Żaliłam się Basi, że przekazałam pieniądze, a nic za to nie otrzymałam. Barbara powiedziała na to, że jej bardzo przykro i że jej wstyd za B. Określała go nieparlamentarnie.
Z zeznań wynika jednak, że Kmiecik wcale nie jest pewna, czy Blida przekazała łapówkę prezesowi RSW, czy zostawiła pieniądze dla siebie.


- Obie na niego wyzywałyśmy, stąd wnioskuję, że B. dostał pieniądze, skoro (Blida - przyp. red.) tak mówiła. Przecież nie mogłaby go tak wyzywać. Chyba że ktoś jest cyniczny do szpiku kości, ale tego się po niej (Blidzie - przyp. red.) nie spodziewałam. Ale tego nie jestem pewna i głowy bym nie dała - zeznaje bizneswoman.
W śledztwie prezes RSW potwierdza, że Blida była u niego ze sprawami "Alexis", ale zaprzecza, że w grę wchodziła łapówka.

Kmiecikowa szczegółowo opisuje, jak finansowała byłą panią minister: - Kiedy Blidowa zobaczyła u mnie jakiś rzadko dostępny kosmetyk, to też go chciała i musiałam kupić drugi.

O zależności Blidy od "Alexis" mówi w śledztwie wielu świadków. Jeden z nich zeznaje: - Kmiecikowa mówiła mi wielokrotnie, że nosi jej pieniądze i że Blida jest u niej na stałej pensji, chodziło oczywiście o nieformalne wynagrodzenie. (...) Kmiecikowa żaliła się, że Blida niewiele potrafi załatwić, a ma duże wymagania finansowe.
Podejrzenia, że korzyści finansowe płynęły do Blidy, potwierdzają też dokumenty odnalezione w czasie przeszukania u Kmiecikowej.

Informacje o pomocy finansowej, drogich prezentach, sponsorowanych wycieczkach zagranicznych posłanka pomijała w deklaracjach majątkowych i rejestrach korzyści. W zamian za szczodrość koleżanki, Blida będąc ministrem i posłem, lobbowała za jej interesami wśród urzędników państowych i prezesów spółek. Zabiegała o to między innymi u Jerzego Markowskiego, wiceministra przemysłu z SLD, i Janusza Steinhoffa, wicepremiera w rządzie AWS. Obaj potwierdzili to w śledztwie i wczoraj, na łamach DZIENNIKA.

Korzyści ze swojego układu z Blidą, Kmiecik tak opisuje śledczym: - Nawet jeżeli przyjaźń ze znanym politykiem nie przynosiła realnych korzyści w postaci załatwienia sprawy czy kontraktu, to była ona potencjalną możliwością użycia wpływu polityka przeciw danemu prezesowi bądź organizmowi gospodarczemu. Co ciekawe, Alexis ma oryginalną opinię na temat korumpowania Blidy: - Ja to traktowałam jako mecenat. Tak jak kiedyś traktowano artystów, otaczając ich mecenatem.

Michał Majewsk
dziennik.pl
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 7:08, 11 Maj 2007    Temat postu:

Rząd przyspieszy budowę autostrad!!!

"Dziennik": Rząd chce przyspieszyć budowę najważniejszych polskich dróg aż o cztery lata. "Dziennik" dotarł do przygotowanego przez Ministerstwo Transportu dokumentu, który dostosowuje program inwestycyjny na lata 2007-2015 do rozpoczęcia piłkarskich mistrzostw Euro 2012. Poprawki już w najbliższych dniach trafią do uzgodnień międzyresortowych.
Nowe plany zakładają, że do końca 2011 roku zostanie wybudowanych 700 km nowych autostrad i 1900 km nowych dróg ekspresowych. W rezultacie sieć autostradowa będzie wtedy liczyć łącznie 1900 km, a drogi ekspresowe wydłużą się do 3100 km. Będzie to jednak sporo kosztować: jeszcze przed rozpoczęciem Euro 2012 wydamy bowiem na drogi ponad 100 mld zł ze 131 mld zł zaplanowanych na najbliższe 8 lat.

Które z inwestycji przyspieszą drogowcy? Przede wszystkim budowę autostrady A-4. Do rozpoczęcia mistrzostw musi być gotowa w całości. Stanie się najważniejszym korytarzem drogowym dla uczestników i kibiców Euro, łączącym Polskę i Europę Zachodnią z drugim organizatorem piłkarskich rozgrywek - Ukrainą. Dzięki temu jeszcze w końcu 2011 roku kierowcy będą mogli przejechać z Krakowa do Tarnowa, a następnie do Rzeszowa i dalej do granicy państwa w Korczowej. W tym samym czasie zostanie ukończona droga S-7 z Gdańska do Warszawy oraz częściowo droga S-5 między Bydgoszczą a Poznaniem i Wrocławiem. Planowane jest także zakończenie prac na trasie S-7 między Radomiem i Jędrzejowem oraz Lubieniem i Rabką. Odcinek z Warszawy do Radomia będzie gotowy wcześniej - w 2009 roku.

Drogowe przyspieszenie obejmie także trasę S-8 na odcinku Piotrków - Warszawa oraz z Sycowa do autostrady A-1. Do Euro zakończy się budowa drogi ekspresowej S-17 Warszawa - Garwolin - Kurów - Piaski a także znaczna część trasy S-19 biegnącej wzdłuż wschodniej granicy Polski.
onet.pl
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 14:18, 12 Maj 2007    Temat postu:

Prawie milion mieszkań za kilkaset złotych!!!

Prawdopodobnie jeszcze przed wakacjami 900 tys. lokatorów będzie mogło "wykupić" spółdzielcze mieszkanie za kilkaset złotych! Spółdzielnie twierdzą, że to niezgodne z konstytucją - pisze "Gazeta Wyborcza".
Sejm uchwalił miażdżącą większością głosów nowelizację ustawy o spółdzielniach mieszkaniowych, która zakłada ich reformę, w tym m.in. uwłaszczenie rodzin zajmujących spółdzielcze mieszkania o statusie lokatorskim. Takiego mieszkania nie można sprzedać ani podarować np. dzieciom. Jeśli więc nowelę w tym kształcie zaakceptują Senat i prezydent, to wówczas ci lokatorzy, którzy spłacili koszt budowy swoich mieszkań, będą mogli zostać ich właścicielami, a więc swobodnie nimi dysponować, po dopłaceniu nominalnej kwoty kredytu umorzonego przez państwo.

W praktyce to będą symboliczne kwoty. Być możne nawet kilka albo kilkanaście złotych! Dojdą jednak koszty związane z tego typu transakcją (wynagrodzenie notariusza i opłata sądowa), ale te pochłoną dodatkowo zaledwie nieco ponad 500 zł. To niewiele, bo obecne koszty wykupu sięgają kilkunastu, a w dużych miastach nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych.
onet.pl
BRAWO PIS !!!!!!!
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 14:29, 12 Maj 2007    Temat postu:

Dałem Ungierowi pół miliona... dolarów!!!!!!!!!!!!

Skruszony gangster Wiesław Michalski: Chcą za całą transakcję milion dolarów. Do ręki. To się dzieje w sali konferencyjnej Dworu Wazów. Każdy widzi pieniądze na stole. Ungier i H., dyrektor Dworu z notariuszem. Najpierw płacę legalnie, później pół miliona dolarów łapówki. Ungier [szef Kancelarii Prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego - przyp. red.] bierze. Do ręki. Siedzą i liczą pieniądze. Słynny notariusz z Warszawy mówi, jak te pieniądze legalnie przeprowadzić

Pół miliona dolarów łapówki za sprzedaż wrocławskiego Dworu Wazów i drugie tyle za pozostałe hotele należące do "Juventuru". Poszukiwany dziś listem gończym Wiesław Michalski twierdzi, że właśnie tyle wręczył w 1992 r. byłemu szefowi kancelarii Aleksandra Kwaśniewskiego Markowi Ungierowi. Jak mówi, transakcja nie byłaby możliwa bez zgody byłego prezydenta. Po piętnastu latach zeznania skruszonego gangstera mogą rzucić wiele światła na genezę fortun eseldowskich prominentów, nie wyłączając samego Kwaśniewskiego. Ukrywający się od ośmiu lat za granicą Michalski, poszukiwany przez Centralne Biuro Śledcze, uważany za jedną z czołowych postaci przestępczego światka, rozważa możliwość oddania się w ręce policji. Jeżeli tak się stanie, informacje, którymi dysponuje, z pewnością zainteresują CBŚ. Niewykluczone, że Michalski zostanie objęty programem świadka koronnego.

Wiesław Michalski, dziś dochodzący do pięćdziesiątki, w latach 90. uchodził za czołowego polskiego przedsiębiorcę. W kupionym przez niego w 1992 r. wrocławskim kompleksie hotelowym Dwór Wazów bawiła się śmietanka polityczna nie tylko Dolnego Śląska. W 1993 r. znalazł się na dziesiątej pozycji listy najbogatszych Polaków. W rankingu wyprzedzał wówczas m.in. Henryka Stokłosę, Aleksandra Gawronika i o dziesięć pozycji Zygmunta Solorza. Słynął z rozległych politycznych koneksji. Jego gośćmi bywali m.in: Marek Ungier, Aleksandra Jakubowska, Aleksander Kwaśniewski i były eseldowski wojewoda Ryszard Nawrat.
- Imprezy w Dworze Wazów urządzane przez Michalskiego w latach 90. były słynne. Bawili się politycy, a na górze była dyskoteka, gdzie imprezowali gangsterzy - mówi Dawid Jackiewicz, wrocławski poseł PiS.
Kariera "biznesmana" urwała się pod koniec lat 90. W 1999 r. został skazany za "wyłudzenia" na 3,5 roku więzienia. W obawie przed tym uciekł z Polski i do dziś się ukrywa. Poszukuje go Centralne Biuro Śledcze. Jak się dowiedzieliśmy, polskie organy ścigania dysponują materiałami, które potwierdzają, że Michalski był jedną z głównych postaci świata przestępczego w latach 90. Nasi informatorzy związani ze służbami specjalnymi wymieniają jego nazwisko obok Jeremiasza Barańskiego "Baraniny" i twierdzą, iż zeznania Michalskiego mogą być szczególnie interesujące.
- Postać pokrzywdzonego biznesmana, na jaką kreuje się Michalski, jest mocno nieprawdziwa. Ten człowiek ma powiązania ze światem przestępczym całej Europy Zachodniej. Może posiadać wiedzę o szeregu operacji i transakcji również gospodarczych, jakie miały miejsce w Polsce w tamtych latach. Bardzo chcielibyśmy go "przytulić" - mówi nam wysoko postawiony funkcjonariusz CBŚ. Jak się dowiedzieliśmy, Michalski mógłby liczyć nawet na status świadka koronnego. Funkcjonariusz CBŚ, z którym rozmawialiśmy na ten temat, zaznacza jednak, że decyzję w tej sprawie może podjąć wyłącznie prokuratura w zależności od tego, czy Michalski będzie zeznawał.
"Olsen", bo pod takim pseudonimem w światku przestępczym znany jest Wiesław Michalski, przyznaje, że byłby gotów oddać się w ręce polskich organów ścigania. Jak powiedział nam w trakcie trwającej blisko godzinę rozmowie - chce złożyć obszerne zeznania. Obawia się jednak pewnych osób, bo jego wiedza, i złożone w prokuraturze zeznania mogłyby je wpakować w olbrzymie kłopoty.
- Jak mnie zamknęli, to mówię - pomóżcie, jeśli możecie, albo niech mnie oskarżają o to, co naprawdę źle zrobiłem (�). Zaszantażowałem ich przez Olę Jakubowską, ona weszła do rządu. Wysłałem swojego człowieka, Jacka K. (�) który pojechał do niej, że jeśli coś mają na mnie, to niech "jadą ze mną", ale za to, co robią ze mną dzisiaj, to ja mówię to, co wiem. Jacek wrócił do mnie i przekazał, "jeśli powiesz, co wiesz, to cię...". Tak powiedziała Ola Jakubowska i poszła - opowiada Michalski.
Z Aleksandrą Jakubowską, do niedawna prominentną postacią SLD nie tylko na Opolszczyźnie, nie udało nam się porozmawiać. Jej numer telefonu jest zastrzeżony, a byli koledzy z SLD w Opolu - od czasu, gdy Jakubowska stała się podejrzaną w aferze korupcyjnej dotyczącej Elektrowni Opole - odcinają się od jakichkolwiek kontaktów z byłą parlamentarzystką.
- My już nie mamy jej nawet w naszej bazie danych. Nie jestem w stanie pomóc panu skontaktować się z Aleksandrą Jakubowską - poinformowano nas w siedzibie opolskiego SLD.

Tak niszczono "Juventur"
Michalski twierdzi, że dysponuje wiedzą i dokumentami. Chodzi m.in. o kulisy kilku transakcji przeprowadzanych we Wrocławiu. W opowieści Michalskiego pojawiają się nazwiska znanych polityków nie tylko lewicy, wrocławskich prokuratorów, mowa jest o imprezach alkoholowo-narkotykowych, na których ubijano interes dotyczący państwowych firm, o łapówkach przekazywanych z ręki do ręki, przy świadkach, w poczuciu całkowitej bezkarności.
- Kojarzę pana Wiesława Michalskiego, to bardzo barwna postać. Typowy przedstawiciel biznesmana lat 90., z emigracyjną przeszłością, z jakimiś problemami� - mówi Władysław Frasyniuk, wrocławski polityk, dziś jeden z liderów LiD. Pytany, czy Michalski dokonywał nielegalnych transakcji na Dolnym Śląsku, Frasyniuk zastanawia się chwilę. - Nie wiem, czy można tak powiedzieć, ale na pewno w pewnym momencie zaczął robić duże inwestycje - zaznacza.

Ungier, Kwaśniewski, Nawrat
W 1992 r. Michalski otrzymał propozycję kupna kompleksu hotelowego Dwór Wazów należącego w owym czasie do przedsiębiorstwa "Juventur". W tym okresie prezesem Zarządu Biura Turystyki Młodzieży "Juventur" SA był Marek Ungier, bliski przyjaciel i prawa ręka Aleksandra Kwaśniewskiego. W latach 1992-1993 Ungier pełnił nie tylko funkcję prezesa Zarządu Biura Turystyki Młodzieży Juventur SA, był też członkiem kilku rad nadzorczych spółek holdingu "Juventur" oraz Rady Nadzorczej Towarzystwa Ubezpieczeń Turystycznych ATU. W latach 1991-1992 dyrektorował Biuru Fundacji Postępu "Progressus", był członkiem ścisłego kierownictwa ówczesnego SdRP. W pierwszym etapie do nabycia Dworu Wazów Michalskiego miał przekonywać również Ryszard Nawrat (SLD), późniejszy wojewoda dolnośląski.
- No i zaczęło się to w taki sposób, że przez rok doszło do przekonania mnie w jakiś sposób. Były spotkania z Kwaśniewskim, były spotkania z Ungierem reprezentującym "Juwentur". Po pół roku się otworzyli - opowiada Michalski.
"Otwarcie się" - jak wyjaśnia - to była konkretna propozycja sprzedaży nie tylko luksusowego Dworu Wazów, ale również i innych hoteli należących do "Juventuru". - Transakcja nie całkiem legalna, ale bezpieczna, bo jak przekonywali "kontrahenci" - kryta przez czołowego polityka ówczesnej lewicy, Aleksandra Kwaśniewskiego - mówi.
- Pan Olek, można powiedzieć, był dla nich świętością, zwłaszcza dla Ungiera. Chodził za Kwaśniewskim jak pies dosłownie. Cały czas go chronili, ja piłem z Kwaśniewskim może trzy razy wódkę. Na imprezach nie rozmawialiśmy co do lewych spraw, tylko żeby to wszystko wyszło, żeby wszystko dobrze poszło, on przyklepał. Z Kwaśniewskim nie miałem takiej rozmowy centralnej, ale potwierdzał wszystko to, co mówił Ungier - opowiada Michalski
Gdy już za prezydentury Kwaśniewskiego cała sprawa wyszła na jaw, a prokuratura wszczęła śledztwo, prowadzono je tak, aby Ungierowi włos nie spadł z głowy. Michalski nie ma wątpliwości, że Kwaśniewski patronował całej transakcji i był "mózgiem" operacji.
- Następuje moje porozumienie z Ungierem. Oczywiście bez zgody Olka nie ma prawa odbyć się żadna transakcja - opowiada Michalski i dodaje, że prawdziwa rola Kwaśniewskiego w "przewaleniu" majątku "Juventuru" wyszła na jaw kilka tygodni później, kiedy przystąpiono do finalizacji całej operacji.

Kwaśniewski zaprzecza
Z pytaniami dotyczącymi sprawy zwróciliśmy się do byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. - Jeśli decyzja pana prezydenta w sprawie odpowiedzi będzie na tak, skontaktuje się z państwem - zapewniła nas w czwartek jego współpracownica Roma Smolarek.
Na reakcję byłej głowy państwa nie musieliśmy długo czekać. - Nie przypominam sobie, bym znał Wiesława Michalskiego. Oczywiście spotykałem się z całą masą ludzi, w tym również biznesmanów, więc nie wykluczam, że mógł znaleźć się w tym gronie. Na pewno nie bywałem w jego rezydencji w Szwecji, nie spotykałem się i nie znam go osobiście - zapewnia nas Kwaśniewski. Mówi też, że nie zna kuluarów sprzedaży hoteli i mienia "Juventuru", a o całej transakcji związanej z Dworem Wazów usłyszał dopiero w czwartek, kiedy konsultował się w tej sprawie z Markiem Ungierem.

Na boku
Marek Ungier został szefem "Juventuru" na początku 1992 roku. Było to już prywatne biuro turystyczne przekształcone z części majątku Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej (ZSMP). Wobec kolejnych wniosków o ogłoszenie upadłości Ungier zaczął się pozbywać nieruchomości. Wśród sprzedanych znalazł się m.in. zabytkowy Dwór Wazów.
- Dwór Wazów w momencie kupna był wart 100 mld starych złotych. Dług przejąłem na 33 mld, a zapłaciłem 1,5 mld starych złotych. Może trochę przesadzam, ale na wczasy nieraz wydawało się więcej - śmieje się nasz rozmówca.
W 1998 r., już w okresie prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego, pod naciskiem opinii publicznej wszczęto śledztwo w sprawie nieprawidłowości w dysponowaniu majątkiem "Juventuru". Ungier jednak nigdy nie stanął przed sądem. Prokuratura prowadząca sprawę przez sześć lat nie wezwała prezydenckiego ministra na przesłuchanie i nie przedstawiła mu przez ten czas zarzutów. W 2004 r. prokurator krajowy Karol Napierski mógł oznajmić: zarzuty uległy przedawnieniu. Ungier pozostał bezkarny, choć - jak mówi Michalski - działając na szkodę "Juventuru", przyjął łapówkę - pół miliona dolarów.

Z rączki do rączki
Michalski, który pokazuje również część dokumentów potwierdzających jego słowa - za łączną sumę miliona dolarów łapówki miał stać się właścicielem nie tylko kupionego przez siebie Dworu Wazów, ale również współudziałowcem spółki, która przejęłaby wszystkie posiadane przez "Juventur" hotele. Cichymi wspólnikami mieli być� Ungier i Kwaśniewski.
- Oni chcą za całą transakcję, razem z hotelami, milion dolarów. Pół przed i pół po. Do ręki. Bokiem. To się dzieje w sali konferencyjnej Dworu Wazów. Każdy widzi pieniądze na stole. Ungier i H., dyrektor Dworu Wazów, z notariuszem. Najpierw płacę legalnie półtora miliarda za legalny zakup, opłaty notarialne wszystkie robię i później płacę pół miliona dolarów łapówki. Ungier bierze. Do ręki. (�) Osobiście bierze. Siedzą i liczą pieniądze, tak przy wszystkich. Słynny notariusz z Warszawy przy nich siedział, nazwisko mam w papierach. On im mówił, jak te pieniądze legalnie przeprowadzić - twierdzi poszukiwany przez CBŚ przedsiębiorca.
Kolejne pół miliona dolarów miał przekazać Ungierowi po kilku dniach od kupna Dworu Wazów. Nie przekazał. Nie doszło też do zawiązania spółki Michalski - "Juventur". A to nie spodobało się lewicowym politykom.

Kwaśniewski wkracza do gry
Dlaczego Michalski, który stał się właścicielem luksusowego hotelu w centrum Wrocławia, zrezygnował z zakupu po "preferencyjnych warunkach" kolejnych ośrodków? On sam mówi, że "wyczuł szwindel", kiedy zaczął spłatę zadłużenia Dworu Wazów. Pieniądze wpłacane na bankowe konto ośrodka natychmiast były przelewane na konto "Juventuru", zaś zadłużenie hotelu nie malało. To wersja Michalskiego. Nieoficjalnie wiadomo, że wówczas rozpoczął ścisłą współpracę z mafijnym podziemiem w Polsce. A to oznaczało dla niego zdecydowanie lepsze interesy.
- Zrobił się konflikt. Ungier przylatywał do mnie chyba z dziesięć razy - opowiada Michalski i dodaje - sam Kwaśniewski do Wrocławia z trzy razy przylatywał. W sprawie niedogranego rozliczenia, dlaczego tak to się odbywa, gdzie jest problem, dlaczego im nie ufam. Oni mieli tą naszą umowę, spółki Michalski - "Juventur", zgłosić w określonym czasie do sądu i nie zgłosili. Nie dałem im te drugie pół bańki, poza tym oni [Juventur - przyp. red.] w międzyczasie siadali już strasznie w rankingach, to mówię sobie, czy to mi się czasem nie opłaci, bo ja nie pójdę na wariata.
Komentarza Marka Ungiera w tej sprawie nie udało nam się uzyskać. Przebywa za granicą.
- Na pewno bywałem we Wrocławiu w okresie 1992-1993. Pan pyta mnie o rzeczy, których nie jestem w stanie pamiętać. Pewnie bywałem we Wrocławiu, ale na pewno nie spotykałem się z panem Michalskim. Nie znam go - zapewnił nas Kwaśniewski.
Michalski mimo zainteresowania jego osobą przez organa ścigania był "nietykalny" praktycznie do końca lat 90. Dopiero w 1999 r. został skazany pod błahym zarzutem. Uciekł z Polski, bo - jak mówi - prowadzący sprawę prokurator uprzedził go, że może "zostać zlikwidowany". Dziś jego wiedzą zainteresowane są służby specjalne.
Wojciech Wybranowski

CZYTAJ ZULU Z MIESCINY I TY PEKATY GLUPCZE Z GLIWIC O PSEUDOPATRIOTACH , KTORZY RZADZILI POLSKA !!!
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 14:35, 12 Maj 2007    Temat postu:

"Juventurowskie" przypadki Kwaśniewskiego!!


W grudniu 1989 r. Komitet ds. Młodzieży i Kultury Fizycznej, którego przewodniczącym od 23 października 1987 r. do 18 czerwca 1990 r. był Aleksander Kwaśniewski, zawiązał ze Związkiem Socjalistycznej Młodzieży Polskiej spółkę "Juventur" SA. Udział kapitałowy komitetu miał wynosić 500 mln zł, co stanowiło w chwili założenia spółki o równowartość 100 tys. USD. Kilka miesięcy później w celu objęcia akcji "Juventuru" dokonano przelewu na konto tej spółki równowartości 100 tys. USD. W tym czasie kurs dolara wzrósł o ponad 100 procent. W rzeczywistości przelano więc do spółki, w której prawie 90 proc. głosów posiadał ZSMP, nie 500 mln zł, ale 945 mln zł, czyli o 445 mln więcej niż wynosiły zobowiązania komitetu. Sprawę tę wykryli 1,5 roku później kontrolerzy NIK. 12 marca 1992 r. Najwyższa Izba Kontroli przesłała do Prokuratury Wojewódzkiej w Warszawie doniesienie o popełnieniu przestępstwa. Zdaniem NIK, Aleksander Kwaśniewski jako przewodniczący komitetu nie dopełnił obowiązku właściwego gospodarowania pozostającymi w jego dyspozycji środkami finansowymi Centralnego Funduszu Turystyki i Wypoczynku. Dopuścił do bezpodstawnego zapłacenia wyżej omówionych kosztów aktów notarialnych, jakie powinna ponieść spółka akcyjna Bank Turystyki, oraz do bezzasadnego przekazania na rzecz spółki akcyjnej "Juventur" kwoty 445 mln złotych. Zespół Pracy, Spraw Socjalnych i Zdrowia NIK na podstawie art. 256 § 2 Kodeksu postępowania karnego wniósł o wszczęcie postępowania karnego. Aleksander Kwaśniewski w tym okresie jako poseł chroniony był immunitetem parlamentarzysty i nie stanął przed sądem.

Źródło: NIK i sejmowe wystąpienie posła Mariusza Kamińskiego w 2000 r., dotyczące powołania komisji śledczej do zbadania wyprowadzenia majątku "Juventuru".
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Nie 11:23, 13 Maj 2007    Temat postu:

No gabrre dawaj te swoje głodne kawałki, po ogłoszeniu wyroku w TK z kaczorów posypały się tylko pióra .

[link widoczny dla zalogowanych]


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Nie 20:15, 13 Maj 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Felietony, Ciekawe Artykuły, Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 24, 25, 26  Następny
Strona 5 z 26

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin