Forum POLITYKA 2o Strona Główna POLITYKA 2o
Twoje zdanie o...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wiadomości - materiały Gabree
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 23, 24, 25, 26  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Felietony, Ciekawe Artykuły,
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 18:11, 04 Sie 2007    Temat postu:

Rybiński: Konserwa z SLD

Nie tylko ogórki mogą być konserwowe. Partie i politycy też. Nie należy jednak mylić konserwowych z konserwatywnymi, choć jest to rozróżnienie właściwe nie tylko dla polityków i partii, ale także dla ogórków. Ogórki konserwowe są w occie, a konserwatywne są polne, krótkie i grube.

Politycy też oczywiście bywają grubi, ale konserwatywni są w sferze idei. Politycy konserwowi są natomiast zakonserwowani i kwaśni jak ocet. Otóż typową partią konserwową jest Sojusz Lewicy Demokratycznej. Puszka, ocet i bezterminowa ważność.

Pierwszym celem SLD jest utrzymanie w stanie zapuszkowania, zaoctowania i bezterminowości możliwie wszystkich instytucji, zasad, obyczajów i zwyczajów uchwalonych, przyjętych i utrwalonych przez chlubną poprzedniczkę Sojuszu - PZPR. W PRL archiwa komunistycznej policji politycznej były tajne i SLD będzie robić wszystko, aby tak zostało do końca świata.

Aby archiwa zostały zakonserwowane i hermetycznie zamknięte w słoju, a słój zakopany za stodołą. Ryszard Kalisz znów skarży tak zwaną małą nowelizację ustawy lustracyjnej do Trybunału Konstytucyjnego, żonglując rozmaitymi pretekstami prawnymi, ale to tylko konieczny kamuflaż. Kwaśnym ogórkom z SLD idzie tylko o to, żeby konserwować własną przeszłość i odłożyć ją do zapasów strategicznych. To samo jest z zasobami mieszkaniowymi lokatorskich spółdzielni mieszkaniowych. SLD sprzeciwia się likwidacji tej absurdalnej formacji i uwłaszczeniu mieszkańców. Spółdzielnie lokatorskie to jest całkowita groteska. Dobro materialne, które nie ma właściciela, ma tylko zarządcę. To znaczy nie ma nikogo, kto by ponosił za nie odpowiedzialność.

Tymczasem SLD chce utrzymać lokatorów takich mieszkań w feudalnej niewoli spółdzielczych prezesów i uniemożliwić, aby się lokatorzy uwłaszczyli na własnych mieszkaniach. Konserwa z PRL wiecznie żywa, wiecznie trwała. Oczywiście, tutaj argumentów racjonalnych nie ma w ogóle. Ale od czego są uczucia zbiorowe, z nieśmiertelną polską zawiścią na czele? Trzeba podburzyć resztę Polaków przeciw lokatorom spółdzielni pokrzykiwaniem o sprawiedliwości społecznej - dlaczego ktoś może wykupić mieszkania za złotówkę, gdy ja muszę kupić na wolnym rynku za kredyt? Nigdy. Ja nie mam, on też niech nie ma. Bardzo piękna linia polityczna, prosta i kwaśna jak ogórek z PRL-owskiej puszki.

Zaczynam żałować, że SLD nie broniła spółdzielni produkcyjnych na wsi, bo wtedy chłopi przyjechaliby z kosami i widłami na Rozbrat i zrobili z tego zakonserwowanego towarzystwa zupę ogórkową, którą moglibyśmy posłać w ramach pomocy humanitarnej na Białoruś.
dziennik.pl
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 18:17, 04 Sie 2007    Temat postu:

Dziennikarze przeciwko dziennikarzom.

[link widoczny dla zalogowanych]



TO JEST TA ROWNOWAGA W MEDIACH WYPRACOWANA PRZEZ TE 17 LAT III RP !!!!!!!!!!!
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 12:23, 09 Sie 2007    Temat postu:

Urzędnicy dorobili się ogromnych majątków!!!

"Fakt": Tak się dorobił "układ warszawski"

Dostawali przeciętne urzędnicze pensje, a dorobili się ogromnych majątków. Jak to możliwe? "Dziś już wiadomo - brali łapówki" - pisze "Fakt". Byli warszawscy samorządowcy są oskarżeni o stworzenie korupcyjno-mafijnego układu, który przez kilka lat działał w stolicy...

Głównym oskarżonym w śledztwie przeciwko "układowi warszawskiemu" jest Paweł Bujalski, były wiceprezydent stolicy - pisze "Fakt". Prokuratura oskarża go o wzięcie prawie miliona złotych łapówek, m.in. za wydanie zgody na budowę ekskluzywnego hotelu w ścisłym centrum Warszawy.

W lipcu 2006 roku Bujalski został zatrzymany przez CBŚ i tymczasowo aresztowany. "Wyszedł na wolność po wpłaceniu gigantycznej kaucji w wysokości 970 tys. zł. Podobno, aby zdobyć te pieniądze, musiał sprzedać swój dom" - pisze "Fakt".

Swoich lokali nie musieli jednak pozbywać inni bohaterowie śledztwa w sprawie tzw. układu warszawskiego. "Bolesław B. był pod koniec lat 90. dyrektorem Biura Rady Gminy Warszawa Centrum. Oficjalnie zarabiał około 5 tys. złotych na rękę. Jednak w akcie oskarżenia, jaki wczoraj trafił do sądu, można przeczytać, że niezadowalał się tą pensją i wziął dwie łapówki w wysokości 300 tys. zł i 100 tys. dol." - pisze "Fakt".

Czy za te pieniądze kupił apartament na ekskluzywnym strzeżonym osiedlu na warszawskich Kabatach? - pyta dziennik. Niewykluczone, bo cena metra kwadratowego w tym miejscu stolicy przekracza dziś 10 tys. zł.

Tak działał "układ warszawski"

"Mimo kupna mieszkania, Bolesława B. było jeszcze stać na wpłatę na konto sądu 260 tys. zł kaucji w zamian za wypuszczenie z aresztu" - pisze "Fakt".

Ale dużo mniej za swoją wolność musiała zapłacić Elżbieta S., była członkini Zarządu Dzielnicy Śródmieście Gminy Warszawa Centrum. Została tymczasowo aresztowana pod zarzutem przyjęcia 100 tys. dol. łapówki.

"Sąd był bardzo łaskawy dla pani Elżbiety i zwolnił ją z aresztu po wpłaceniu 20 tys. zł kaucji" - pisze "Fakt". I Elżbieta S. będzie czekała na proces w swoim 130-metrowym mieszkaniu w centrum Warszawy.

"Apartament przy ulicy Lwowskiej mieści się w wyremontowanej, zabytkowej kamienicy. Według ostrożnych szacunków mieszkanie Elżbiety S. jest dziś warte, ponad półtora miliona złotych" - pisze "Fakt".

Tak działał "układ warszawski"

Oprócz Pawła Bujalskiego, Bolesława B. i Elżbiety S. na ławie oskarżonych zasiądzie jeszcze 13 innych osób. Prokuratura wciąż nie wie dokładnie, ile łapówek wzięli. "Na razie udało się zdobyć dowody na półtora miliona złotych" - pisze "Fakt".
dziennik.pl
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 14:46, 09 Sie 2007    Temat postu:

FedEE: Polska najatrakcyjniejszym krajem Europy!!!

Polska jest najbardziej atrakcyjnym miejscem dla inwestycji spośród 31 krajów europejskich, wynika z najnowszego rankingu Federacji Europejskich Pracodawców - The Federation of European Employers (FedEE). Poza Polską w gronie 5 najbardziej atrakcyjnych krajów znalazły się: Dania, Słowenia, Szwajcaria oraz Wielka Brytania.

W rankingu FedEE Polska otrzymała ocenę +6 wyprzedzając wszystkich konkurentów w regionie: Słowację, Czechy oraz Węgry, podała w czwartek Polska Agencja Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIiIZ).
onet.pl
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 8:18, 10 Sie 2007    Temat postu:

Zybertowicz: Premier konsekwentnie zwalcza patologie!!!!

Tylko naiwny obserwator lub cyniczny propagandysta dokonuje w polityce ścisłego rozróżnienia między walką o ideały a polityczną rozgrywką - pisze w DZIENNIKU socjolog Andrzej Zybertowicz.

Jeśli jest się politykiem, który ma wizję zmiany kraju i dla jej realizacji prowadzi - jak czyni to Jarosław Kaczyński - konkretne działania oczyszczające, to gdy okazuje się, że któryś z przeciwników lub pozornych sojuszników ma coś na sumieniu, zawsze pojawią się elementy politycznej gry. Nie ma w tym nic dziwnego - i nic rażącego. Rozumna polityka to i misja, i gra.

Dlatego w sekwencji zdarzeń wokół afery gruntowej trudno oddzielać działania naprawcze od elementów politycznej rozgrywki. Istota rzeczy leży w proporcjach między nimi. Na razie brak danych, by stwierdzić, że odpowiednie proporcje nie zostały zachowane.

Odwołanie ministra Kaczmarka, dymisje komendanta policji i szefa CBŚ (wcześniej odwołanie ministrów Lipca i Leppera) opozycja komentuje jako oznaki chaosu w działaniu rządu. Ma on prowadzić konwulsyjną politykę, zaś odwoływanie przez premiera kolejnych wysokich urzędników świadczyć ma o nieudolności premiera. Zdaniem najostrzejszych krytyków partii rządzącej ostatnie dymisje są także dowodem na ścieranie się wewnątrz PiS jakichś nie do końca określonych grup interesów. Dzisiejszy list Janusza Kaczmarka do Zbigniewa Ziobry ma ich zdaniem tę tezę potwierdzać.

Dla tego rodzaju teorii podstawowym punktem odniesienia są rządy III RP. Opozycja i jej medialni sojusznicy podkreślają "ład, porządek i estetykę" wcześniejszych koalicji. Rządy III RP miały zachowywać się bardziej "elegancko" i "dyskretnie". I na pierwszy rzut oka tak to może wyglądać. W obliczu presji korupcyjnej, w obliczu rozgałęzionych afer, patologicznych prywatyzacji dawni premierzy chowali głowę w piasek i udawali, że nic się nie dzieje. Jedne afery tuszowali, innych w ogóle nie przyjmowali do wiadomości. Obecny premier postępuje inaczej.

Skąd bierze się różnica między tymi dwoma stylami? Socjolog, jeśli użyje kolokwialnego języka, powie: "każdy ma swoich kolegów". Ci "koledzy" tworzą nasze zobowiązania. W wypadku rządów III RP to właśnie różne zobowiązania, w które uwikłani byli ówcześni premierzy, sprawiały, że na sytuacje kryzysowe albo nie reagowano, albo też - jeśli już koniecznie trzeba było coś robić z patologiami - problemy unieważniano, spychając brudy pod dywan, albo też konflikty rozwiązywano w tajemnicy. Współgrała z tym, co najmniej do czasu ujawnienia afery Rywina, płytka bardzo dociekliwość mediów.

Tymczasem Jarosław Kaczyński takich "kolegów" nie ma. Dlatego jest w stanie ostro reagować na nieprawidłowości w swoim rządzie. Na nieprawidłowości, z których część najprawdopodobniej nie odbiega szczególnie od typowych praktyk III RP.

Wszak ktoś obejmujący wpływowe stanowisko w rządzie i administracji w ogóle bywa przez różnych dawnych znajomych z czasów studiów czy miejsc pracy proszony o rozmaite przysługi. Czasem niewinne, czasem zaś związane ze skomplikowanymi operacjami biznesowymi. Im silniejsze zobowiązania wobec znajomych z przeszłości, tym trudniej odmówić...

Bracia Kaczyńscy różnią się pod tym względem od klasy politycznej III RP, że najwyraźniej tego rodzaju zobowiązań nie mają. Wielokrotnie podnoszono - jako wadę obecnego rządu - jego wątłe kontakty ze środowiskami gospodarczymi. To jest bez wątpienia jakaś słabość tej ekipy. Ale ta minusowa sytuacja ma także plusy. Jarosław Kaczyński jest silnym premierem, bo - w odróżnieniu od swoich poprzedników - nie ma związanych rąk. Może szybko i ostro reagować na wyzwania.

Czy polska polityka może być uprawiana w lepszym stylu, bez przepychanek, które media tak ochoczo nagłaśniają? Tak - wystarczy, że odpuścimy sobie walkę z układami, które podcinają skrzydła tysiącom przedsiębiorców, które pracownikom administracji odbierają wiarę w sens działania według czytelnych reguł gry. Wystarczy premierem uczynić Wojciecha Olejniczka albo, jeszcze lepiej, Aleksandra Kwaśniewskiego i zaraz Polska zmieni się w elegancki kraj na europejskim poziomie.

Na razie jednak Kaczyński daje kolejny sygnał, że na pobłażanie nie mogą liczyć nawet osoby z kluczowych resortów. Być może Janusz Kaczmarek nie miał nic wspólnego z przeciekiem w sprawie operacji CBA - premier jednak uznał, iż zataił przed nim jakieś istotne fakty. Minister utracił zaufanie szefa. I został odwołany. Jarosław Kaczyński nie wahał się go zdymisjonować - może dlatego właśnie, że nie miał rąk związanych przez dawne i nowe zobowiązania?

Czasem dobrze nie mieć zbyt wielu kolegów.
dziennik.pl
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Nie 23:06, 12 Sie 2007    Temat postu:

BAGNO


W trakcie narady Ziobro informował premiera, że ma materiał, który spowoduje rozbicie lewicowego układu, zatrzymanie Blidy i "wyjście" na innych polityków lewicy, w tym Leszka Millera. I że jest materiał, który daje podstawy do zatrzymania Blidy - powiedział były minister spraw wewnętrznych i administracji Janusz Kaczmarek w wywiadzie, którego fragmenty publikuje Onet.pl, dzięki uprzejmości "Newsweeka".
"Newsweek": I co premier na to?

- Zapytał, na czym opiera się ten materiał. Ziobro powiedział, że na zeznaniach pani Barbary Kmiecik i byłego posła Ryszarda Zająca, który zna sprawę ze słyszenia. Potem mówił szef ABW Bogdan Święczkowski, który oczywiście wsparł Ziobrę. Jakiego języka używał? Mówił politycznie czy jak prawnik?

- Mówił, że jest możliwość wykazania istnienia układu i jego rozbicia. Wtedy premier zapytał, co ja sądzę o tej sprawie. Powiedziałem, że materiał nie daje podstaw do zatrzymania Blidy. W swojej pracy prokuratorskiej wielokrotnie spotykałem się ze sprawami opartymi na relacjach jednego świadka, który potem odwoływał swoje zeznania bądź jego informacje się nie potwierdzały.

Był pan osamotniony w tym sądzie?

- Poparła mnie jeszcze jedna osoba. Jej nazwisko zachowam w tajemnicy, bo być może będzie moim świadkiem. Chcę podkreślić, że premier nakazał ministrowi Ziobrze zebranie nie stuprocentowych, tylko tysiącprocentowych dowodów.

Ziobro musiał mieć do pana ogromne pretensje za postponowanie przed premierem.

- Zaatakował mnie zaraz po wyjściu z sali.

Kiedy była ta narada?

- Tydzień, półtora tygodnia przed akcją w domu Blidy. Ale w tej sprawie decydujący był nie moment narady. Istota tkwi w tym, jak dalej potoczyły się wypadki. O 6 rano 25 kwietnia ABW wchodzi do domu Blidy. Kilka minut później była minister już nie żyje. - Około 6.15-6.20 dzwoni do mnie przerażony Ziobro: "Blida się zastrzeliła. Janusz, pomóż". "Jak się zastrzeliła?" - zapytałem. "Przy wejściu. Sytuacja jest tragiczna. Przecież wiesz, jak my tam mieliśmy krucho dowodowo. Co ja mam robić? Jak mam się zachowywać?".

Był załamany?

- Mówił do mnie człowiek roztrzęsiony, który nie mógł sobie poradzić z sytuacją i bał się odpowiedzialności. W tle słyszałem też głos kobiety, która go pocieszała. Postanowiłem mu pomóc, zacząłem uspokajać: "Mów, że byli świadkowie, że pojawiły się wiarygodne zeznania. I że nikt nie mógł się spodziewać samobójstwa".

Dał mu pan przepis na "dupokrytkę".

- To nie pomagało. Po drugiej stronie miałem kompletnie rozbitego człowieka. Ziobro w kółko powtarzał: "Przecież wiesz, że ja chciałem dobrze" i że "premier chce wyników". Dał do zrozumienia, że w razie czego winą za tę akcję obarczy kogoś innego. To oddaje całą filozofię Ziobry - on nigdy nie popełnia błędów. Jest nieomylny.

Ale przecież tego dnia zadzwonił do pana niczym mały chłopczyk.

- To była chwila słabości. Do godziny 7 miałem kilka, 5-8, takich telefonów od niego.

Są w billingach?

- Na pewno. Ja pamiętam te rozmowy.

Cały wywiad z byłym ministrem spraw wewnętrznych i administracji w poniedziełkowym wydaniu "Newsweeka".



I TAK JEST ZE WSZYSTKIMI OSIĄGNIĘCIAMI TYCH FASZYZUJĄCYCH DESPOTÓW
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Nie 23:51, 12 Sie 2007    Temat postu:

Czyżbym odnalazł jakąś proroczą mapkę?



resigne
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 8:15, 16 Sie 2007    Temat postu:

"ŻW" opisuje kulisy "układu warszawskiego"!!!

"Życie Warszawy": Pokój numer cztery na parterze Ratusza - tam przechowywano gotówkę z nielegalnych interesów. W stolicy za łapówki można było załatwić niemal wszystko. Gazeta dotarła do szczegółów aktu oskarżenia układu warszawskiego.
Kilka dni temu przeciwko 16 osobom, w tym Pawłowi B. - byłemu zastępcy prezydenta Warszawy w gminie Centrum, zostały skierowane akty oskarżenia. Wszyscy - jeśli sprawa trafi do sądu - odpowiedzą za korupcję.

Układ warszawski to nielegalna działalność stołecznych samorządowców, urzędników i ludzi ze świata przestępczego. Mózgiem grupy był Bogdan Tyszkiewicz, były szef rady gminy Centrum, powiązany z "Pruszkowem" (zamordowany w 2005 r.). To on nawiązywał kontakty, negocjował stawki i - według śledczych - dzielił się pieniędzmi, m.in. z Pawłem B. Były wiceprezydent miał przyjąć w sumie milion zł za korzystne decyzje - czytamy w gazecie. 100 tys. dolarów miała zapłacić mu za zgodę na postawienie biurowca przy ul. Siennej firma Warimpex z Wiednia. Interes "nagrał" Tyszkiewicz, który - jako członek Międzynarodowej Federacji Hokeja na Lodzie - bywał w Wiedniu, gdzie poznał szefa firmy Franza J. Na jednym ze spotkań ustalono, że za umożliwienie budowy biurowca Austriacy dadzą 500 tys. dolarów. Z tego Paweł B. i Tyszkiewicz otrzymali po 100 tys. Gotówkę przekazano im w kilku ratach.

Wyglądało to jak w sensacyjnym filmie. Tyszkiewicz z żoną Katarzyną i "prawą ręką" - Bolesławem B. - pojechali do Wiednia na "spotkanie z działaczami hokejowymi". Łapówkę odebrał Tyszkiewicz. - Gdy weszliśmy do sypialni, na łóżku leżały pliki dolarów" - zeznał śledczym Bolesław B., oceniając, że było tam 100-200 tys. dolarów. Tyszkiewicz wrócił do kraju samolotem. Jego żona i B. przemycili pieniądze pociągiem, ukryte w ubraniach i łóżkach w kuszetkach - pisze dziennik. W Warszawie gotówkę odebrał Tyszkiewicz i podzielił się - według śledczych - z Pawłem B.

Drugą dużą łapówkę - 300 tys. zł - Pawłowi B. miał dać Janusz K. z firmy Energotel. Biznesmen zapłacił za zgodę na nadbudowę piętra na osiedlu przy ul. Gwiaździstej. Łapówkę odebrał Bolesław B. - Na stół położył kopertę z 50 tys. zł od Janusza K. Tyszkiewicz wyjął pieniądze i połowę dał Pawłowi B. - zeznała kochanka Tyszkiewicza, Katarzyna P., świadek wielu lewych przedsięwzięć.

Więcej na ten temat w najnowszym wydaniu "Życia Warszawy"
onet.pl
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 15:01, 21 Sie 2007    Temat postu:

Gabree ratuj kamratów czyżbyś też czmychnął w mysią dziurę?
I co mimo tylu sukcesów klapa? Ale jazda.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 21:45, 23 Sie 2007    Temat postu:

Andrzej Zybertowicz, socjolog
"Za wcześnie jeszcze ogłaszać koniec IV RP"

We współczesnej polityce gra toczy się o to, czy opinii publicznej uda się zaprezentować odpowiednią interpretację jako twarde fakty. Interpretacje bywają mniej lub bardziej sensowne, a diagnozy mniej lub bardziej trafne, ale za każdym razem mają one wymiar propagandowy!!

W współczesnej polityce gra toczy się o to, by swoją interpretację sytuacji zaprezentować opinii publicznej jako twarde fakty. Interpretacje bywają mniej lub bardziej sensowne, a diagnozy, mniej lub bardziej trafne, ale prawie za każdym razem mają one także wymiar propagandowy. Tak został właśnie skonstruowany opublikowany wczoraj w DZIENNIKU tekst Jarosława Gowina. Kiedy pisze on, że PiS kontynuował patologie poprzednich ekip - a dowodem na to mają być słowa Janusza Kaczmarka - to niezweryfikowane przypuszczenia przedstawia tak, jakbyśmy mieli do czynienia z potwierdzonymi faktami.

Problem polega na tym, że bardzo trudno jest w dyskursie publicznym budować diagnozy, które by nie uczestniczyły w konstruowaniu świata (i dotyczy to także niniejszego tekstu). Tak to Jarosław Gowin w narracji obiektywnej diagnozy napisał tekst, który jest wyrazem jego pobożnych życzeń i pewnych lęków.

Mamy tu słowa - "Przegrała IV RP, bo już na zawsze będzie się kojarzyć z Lepperem, Geirtychem, wzajemnymi oskarżeniami Ziobry i Kaczmarka, z rozmyślaniami Kaczyńskiego o łże-elitach ....". To zdanie ma pokazać, że PiS już wypadło z gry, a przegrana IV RP jest przesądzona. W ten sposób Gowin próbuje (podobnie jak wielu innych polityków) kreować oczekiwaną rzeczywistość. Posługuje się bowiem argumentami, które zamykają debatę, pozornie już ją rozstrzygając. W istocie jednak Gowin zaklina rzeczywistość miast ją analizawać.

PiS nie leży na łopatkach

PiS nie przegrało - lecz znalazło się na zakręcie. Czy za zakrętem się wykolei, czy wyjedzie na prostą – to nie jest przesądzone. To wyborcy określą wynik; nie komentatorzy i politycy opozycji. Partia Kaczyńskiego z pewnością popełniła liczne błędy, wielu zamysłów nie udało jej się zrealizować zgodnie z planem.

Mimo to jednak PiS zdołał wybić zęby układowi i uformować zarodki realizacji projektu IV RP. Pewne bariery rozwoju zostały wyeliminowane, pewne środowiska i układy rozbite, ukrócono także poczucie korupcyjnej bezkarności. Przykładem tego jest rozwiązanie WSI, umieszczanie ludzi którzy nie byli formowani przez instytucje PRL w tajnych służbach, w mediach publicznych i w administracji. Tam znalazło się wiele osób ze środowisk, które wierzą w niepodległość Polski, w potrzebę troski o interes narodowy, w to, że demokracja nie powinna być sterowana przez polityczną poprawność wyznaczaną przez redaktora jednej gazety.

Nawet więc gdyby nadchodzące wybory przyniosły przegraną PiS, to i tak już nastąpiło pewne przesunięcie w polu sił między środowiskami postkomunistycznymi i dokooptowaną do nich częścią środowisk postsolidarnościowych, a środowiskami, które widzą potrzebę niepodległej Polski w Europie ojczyzn. To zmiana socjologiczna, bowiem tysiące osób, które były odcięte od możliwości pracy w instytucjach państwa, obecnie nabierają tam doświadczeń.
Często są to być może jeszcze osoby niedoświadczone, nieporadne w publicznych grach - jako, że wcześniej nie były dopuszczane do władzy. Dzięki temu doszło do rzeczywistej pluralizacji polskiej demokracji, która dotąd pod wieloma względami była elitarna.

Gowin mówi, że Pis dokonało legitymizacji Leppera wprowadzając go do koalicji, ja powiem, że doprowadziło Leppera do krawędzi kompromitacji.

Oczywiście nie było to zapewne celem Kaczyńskiego. Ale - jak każdy rozsądny polityk - dopuszcza różne scenariusze rozwoju wydarzeń. Kiedy okazało się, że cywilizowanie Leppera kończy się na poziomie eleganckich garniturów, nie tuszowano informacji o patologiach w Samoobronie.

Lekceważenie przez Gowina znaczenia likwidacji WSI także jest nietrafne. Tajne służby wojaka były elementem kontroli ZSRR i później Rosji nad Polską. Rozwiązanie WSI było ostatnim etapem zamykającym wyjście wojsk radzieckich z Polski. W tej perspektywie interpretacja tego faktu nabiera innego, ważniejszego znaczenia. Jako doradca premiera otrzymuję zaś od jednej z nowych służb materiały analityczne, które oceniam wysoko. Nawet gdyby się okazało, że na razie nie udało się zbudować w pełni sprawnie działających służb wojska, to samo rozwiązanie instytucji, w której istniała enklawa wpływów Moskwy, jest bardzo ważnym krokiem w stronę budowania silnego państwa.

Jak wyborca, który gubi się w zawiłościach sytuacji i medialnym zgiełku, może dokonać rzetelnej oceny sytuacji? Warto się rozejrzeć, czy widać jakieś oznaki głoszonej przez krytyków PiSu katastrofy? Czy przez dwa lata rządów w instytucjach i urzędach, do których na co dzień chodzimy, coś się popsuło? Czy rzeczywiście pojawiły się jakieś elementy państwa policyjnego w codziennym życiu? Warto też odpowiedzieć sobie na pytanie, czy ci, którzy kierują się chłodno-racjonalną, bo finansową, oceną sytuacji - a więc inwestorzy zagraniczni - wycofali się z polskiego rynku, czy wprost przeciwnie, realizują nowe inicjatywy?

To są obiektywne kryteria, które mogą pozwolić na racjonalną ocenę rządów PiS i dyskusję o tym, czy rzeczywiście projekt IV RP upadł.

Jeżeli więc nawet PiS wiele rzeczy się nie powiodło (należy tu także brać pod uwagę, że to dopiero półmetek kadencji), to 92 proc. katastroficznych wizji jest niezgodnych z racjonalną oceną sytuacji.

Bez rządu dusz

Nie wszystko jest jednak w porządku. PiS chyba naprawdę znalazło się na zakręcie. Głównym, strategicznym błędem, który do tego doprowadził, było to, że Kaczyńskim nie udało się przekonać jakiejś istotnej środowisk opiniotwórczych co do sensu projektu IV RP. Nie można bowiem dokonać przełomu instytucjonalnego bez przełomu symbolicznego - czyli bez przekonania elit, że projekt służy Polsce.

Świadczą, o tym wypowiedzi różnych intelektualistów, których nie można w żaden sposób przypisać do układu i którzy ani nie są więźniami własnych biografii (tzn. nie pracowali dla SB, nie należeli latami do partii etc.). PiS nie potrafiło przekazać swoich wizji sporej części polskiej inteligencji, pozwalając by ulegała ona antypisowskiej histerii.

Niezdolność znalezienia form komunikacji z ważnymi grupami społecznymi jest główną porażką partii Kaczyńskiego. Nie podjęto skutecznych prób nawiązania takiego kontaktu, dyskusji z grupami, które nie rozstrzygają o wynikach wyborów, ale w dłuższym okresie decydują o kształcie instytucji i skali wartości w społeczeństwie.

Wiedząc, że Rosjanie będą wszelkimi środkami starali się uzależniać kraje europejskie od siebie, należało skupić się na budowaniu instytucji, które wzmocnią naszą pozycję w Europie, a nie zamiast tego drażnić polską inteligencję. Niewłaściwie zhierarchizowano zadania. Może nie mniej istotne są też błędy w komunikowaniu się z PO.

Oczywiście, nie można powiedzieć, że IV RP odniosła sukces. Wiele rzeczy udało się zmienić, ale nie osiągnięto masy krytycznej zmian, niezbędnych by procesy przebudowy uzyskały własną dynamikę. Okazało się, że patologiczne sieci interesów są tak silne, że wyrwanie kraju z tego balastu było dużo trudniejsze niż myślano na początku. Może nie zrozumiano, że im trudniejsze zadanie, tym więcej sojuszników trzeba pozyskiwać. PiS bez wątpienia nie podołał wszystkim zadaniom, które sobie postawił.

Kontynuacja IV RP?

Z powodu tych błędów projekt IV RP zachwiał się. To, czy nastąpi jego rewitalizacja, w dużej mierze zależy od taktyki PiS w kampanii wyborczej. Poważnym obciążeniem jest to, że przeciwnikom udało się do idei IV RP przylepić liczne negatywne etykietki. Mogą stać się one balastem, który pogrążą cały projekt. W głębszym planie, nie jest najważniejsze, kto będzie go kontynuował. Liczy się bowiem Polska. Pytanie tylko, czy istnieje obecnie takie ugrupowanie, które ma ludzi, struktury i wolę na rzecz działania tej wizji Polski, którą artykułuje również Gowin w swoim tekście.

W istocie bowiem Jarosław Gowin pisząc, że "rząd, który musi być skuteczny, musi być także rządem dusz. Polityczno-cywilizacyjnym wyzywaniem..." powtarza idee, które są fundamentem projektu IV RP i myślenia braci Kaczyńskich. To przecież kluczowa ideę IVRP: traktować politykę nie w czysto technokratyczny sposób, lecz w perspektywie pewnej misji, która pomaga wspólnocie reorganizować do zadań, które przynosi współczesna cywilizacja. Daje to cień nadziei na koalicję PO-PiS. Niestety, myślenie Gowina nie jest typowe dla całej Platformy. Paradoksem w tekście Gowina jest wymienienie listy rzeczy, które należało zrobić, w tym przeprowadzić reformy instytucjonalno-poprawne wzmacniające skuteczność rządzenia i kompetencje kancelarii premiera, powołać narodowe centrum legislacji, wyposażyć rząd w możliwość wydawania rozporządzeń z mocą ustaw etc.

Czyżby nie zadawał sobie sprawy, że gdyby PiS właśnie takie rzeczy próbował wprowadzać w życie, to, natychmiast - także ze strony PO - znalazłaby się w ogniu krytyki, że buduje omnipotentne państwo? Gowin postuluje rozwiązania, które współgrają z projektem IV RP. Dlaczego więc ogłasza jej klęskę?
dziennik.pl
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 21:55, 23 Sie 2007    Temat postu:

ZALOSNY BLAZNIE Z MIESCINY, JA NIE MUSZE NIKOGO RATOWAC , PIS MA 28 PROCENT POPARCIA PO DWOCH LATACH TOTALNEJ NAGONKI MEDIALNEJ,ILE PROCENT POPARCIA MAJA TE FARBOWANE LISY Z LID ?? POLACY SA MADRZY! CHYBA NIE MYSLISZ , ZE BEDA GLOSOWAC NA TA ROZOWO-CZERWONA ZGRAJE.Bo wiedza , ze glosujac na ta zgraje bedziemy mieli druga ture darowizn , afer , przekretow , zlodziejstwa , skandalicznych prywatyzacji , ulaskawiania sobotkow , ukladow , korporacji , zawlaszczania panstwa , robienia z agentow i wolskiego bohaterow narodowych i bedziemy mieli wzrost gospodarczy na poziomie 3 procent !!!!!Cale towarzycho skupione w LID juz wielokrotnie rzadzilo : rzad Mazowieckiego , Suchockiej , Oleksego , Cimoszewicza , Millera plus w koalicji z rzadem Bieleckiego , Pawlaka!! Oczywiscie caly czas oklamywali spoleczenstwo , ze sie wzajemnie nie lubia: Unia Wolnosci kontra SLD ! W koncu wyszlo po tylu latach , ze zawsze byli razem broniac wzajemnie wlasnych interesow ! Rzadzili przez ogrom czasu lat 89-2005 - no szkoda gadac , takie mieli efekty ! Eleganccy , elokwentni , wyksztalceni , wygadani , spokojni wielbiciele darowizn , afer , przekretow , zlodziejstwa , skandalicznych prywatyzacji , ulaskawiania sobotkow , ukladow , korporacji , zawlaszczania panstwa , robienia z agentow i wolskiego bohaterow narodowych i wzrostu gospodarczy na poziomie 3 procent !!! Stare skompromitowane twarze , niezniszczalni , nic ich nie jest w stanie oderwac od koryta, na radzie krajowej SLD w tym roku same znajome twarze: Jaskiernia , Czarzasty , Janik , Miller, Szmajdzinski, Nikolski- schowali sie za Olejniczakiem i Napieralskim i udaja , ze to jest " NOWE " - po raz kolejny chca oszukac Polakow ! Inne znane twarze LID idealnie pasujace do patologii III RP to: Borowski, Frasyniuk , Onyszkiewicz,itd- na smietnik polityczny panowie!RAZEM Z TOBA ZALOSNY BLAZNIE!
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 7:58, 24 Sie 2007    Temat postu:

Rybiński: LiD to partia wirtualna

Większość Polaków, nawet dziś, deklaruje zamiar głosowania na dwie partie: na Platformę Obywatelską oraz Prawo i Sprawiedliwość. Obie wyrosłe w zasadzie z tego samego nurtu wolnościowego. Obie są do siebie podobne programowo, pisze w "Fakcie" publicysta Maciej Rybiński.
Obie powstały z tymi samymi celami strategicznymi, choć być może odmienną taktyką. Podobieństw, pomijając personalia, jest więcej niż różnic. W poprzednich wyborach większość głosujących na jedno i na drugie ugrupowanie robiło to z nadzieją na powstanie POPiSu i głębokie przemiany w polskiej polityce.

Do wielkiej koalicji nie doszło. Zapewne nie bez winy były tu obie strony. Prawo i Sprawiedliwość zostało zmuszone do szukania większości w sojuszu z egzotycznymi i nieodpowiedzialnymi, sekciarskimi ugrupowaniami. I skończyło się tak, jak musiało. Katastrofą nie tyle państwa, co klasy politycznej. Poziom, dobranych do uczestnictwa we władzy oszołomów, nie podniósł się automatycznie w kontakcie z wymaganiami i przymusami realnej polityki. Przeciwnie, ściągnęli oni do swoich możliwości intelektualnych i wartości moralnej całą resztę. Taka jest najgłębsza przyczyna obecnych awantur i takie są wnioski, jakie powinno się z tego całego zamieszania wyciągnąć.

Wszystko wskazuje, że POPiS, gdyby powstał, po przyspieszonych wyborach miałby sporo ponad 50 procent miejsc w parlamencie. Dla Polski sytuacja idealna - mocny rząd z mocnym poparciem. To bardzo ważny czynnik, także w polityce zagranicznej. Ale interes Polski nie we wszystkich kalkulacjach i działaniach, zwłaszcza propagandowych, brany jest pod uwagę. Niedawno jeden z publicystów zarzucił "Faktowi" i DZIENNIKOWI, że wspierają ideę POPiSu. W zamian już nie proponuje się Polakom, ale wręcz narzuca powyborczą koalicję Platformy Obywatelskiej z Lewicą i Demokratami. Tylko POLiD ma nam wszystkim dać szczęście. Bez koalicji Platformy z formacją Aleksandra Kwaśniewskiego nie wzejdzie ozimina i nie zakwitną kasztany. POLiD to ma być plaster na całe zło, jedyna medycyna, co to czyści łagodnie, nie przerywając snu.

Ta marzycielska konstrukcja, sporządzona przez skrajnych idealistów, ma tylko jedną wadę. O ile Platforma Obywatelska jest bytem realnym, posiadającym program, struktury, duży i stabilny elektorat, o tyle Lewica i Demokraci to byt całkowicie wirtualny. Konstrukcja propagandowa, która w rzeczywistości nie istnieje. Ma wprawdzie twarz Aleksandra Kwaśniewskiego, ciągle cieszącego się sporą popularnością, ale twarz to za mało.

Co z pozostałymi częściami ciała, na przykład z głową? Owszem, powiada się, wspominając Andrzeja Pęczaka czy Aleksandrę Jakubowską, że LiD ma jeszcze siedzenie, ale to prehistoria. Co do twarzy, to mimo całego uroku Aleksandra Kwaśniewskiego każdy przyzna, że Doda Elektroda jednak ładniejsza. Lewica i Demokraci nie mają programu. Zwłaszcza pozytywnego. Ma mieć - jak mówili kupcy przedwojenni.

Struktury partyjne są po prostu eseldowskie. Demokraci są w tym dziwacznym aliansie wygrzebanym spod czcigodnego, zabytkowego Okrągłego Stołu wykopaliskiem, pozbawionym jakiegokolwiek znaczenia. Girlandą ozdobną i tłem dla zasłużonych bojowników postkomuny. Bardzo symboliczne są konferencje prasowe LiD, z Olejniczakiem i Szmajdzińskim na pierwszym planie i Onyszkiewiczem w tle. Dawne wielkości Unii Wolności pełnią teraz dokładnie tę samą funkcję, co kiedyś profile Marksa, Engelsa i Lenina. Ideowego alibi.

Elektorat jest skromny i głownie postpeerelowski. W całkiem prostym znaczeniu - nostalgików dawnego porządku, jak i tylko pośrednim - ludzi wierzących, że lewica uwolni ich od grozy lustracyjnej. Ta pierwsza grupa jest chyba nawet liczniejsza i dlatego nie wiadomo, czy z kalkulacji wyborczych jego strategom wyjdzie, że można stawiać na młodych (relatywnie, vide Olejniczak) czy na starych i będzie to partia Millerów i Janików. Wśród demokratów najmłodsi wydają się pamiętać jeszcze wojnę rosyjsko-japońską i rewolucję 1905 roku. Jedyne, czym dysponuje LiD naprawdę, to wpływowe lobby medialne. Tyle tylko, że wybierać jednak będą wszyscy Polacy, a nie tylko wybrani dziennikarze. Kuszona jak przez węża Platforma powinna też pamiętać o konsekwencjach posłużenia się przystawkami. Zamiast je zjeść, samemu można zostać zjedzonym. A LiD, choć maleńki, jest wyjątkowo żarłoczny.
dziennik.pl
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 15:19, 24 Sie 2007    Temat postu:

Bestcom zniszczono jak Kluskę!

Członkowie nieformalnej, ale bardzo groźnej "struktury biznesowej" skupiającej m.in. jednego z prominentnych działaczy lewicy w czasach rządów Leszka Millera, członków byłych i obecnych służb specjalnych oraz przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości doprowadzili do celowego zniszczenia Bestcomu, jednej z największych obok Optimusa firm branży komputerowej, której kapitał w 100 proc. znajdował się w polskich rękach - wynika z ustaleń naszego dziennikarskiego śledztwa. Eksperci - członkowie sejmowych komisji Gospodarki i do spraw Kontroli Państwowej, których poprosiliśmy o konsultacje w tej sprawie, są wstrząśnięci - ich zdaniem powtórzył się "kazus Kluski". Przewodniczący sejmowej Komisji Gospodarki poseł Maks Kraczkowski zawiadomił już NIK oraz CBA i domaga się natychmiastowego wszczęcia postępowania w tej sprawie.

- Dzisiaj rano zawiadomiłem o całej sprawie Najwyższą Izbę Kontroli i Centralne Biuro Antykorupcyjne. Sprawa Bestcomu, jak wszystko na to wskazuje, jest obok sprawy Romana Kluski drugim przypadkiem, w którym zachodzi podejrzenie celowego użycia organów państwowych do zniszczenia polskich przedsiębiorców. Oczekuję, że tak NIK, jak i CBA zajmą się tą sprawą - mówi zdecydowanie poseł Maks Kraczkowski, przewodniczący sejmowej Komisji Gospodarki.
Jak ustaliliśmy, stosowne wnioski wraz z przygotowanymi przez parlamentarzystę materiałami dowodowymi już zostały przesłane do obu instytucji. NIK ma sprawdzić - jak domaga się szef Komisji Gospodarki - prawidłowość przebiegu procesu upadłościowego Bestcomu, zbadać pracę syndyka i wyjaśnić, dlaczego m.in. doszło do zerwania umów z ubezpieczycielem wierzytelności, podejrzenia o nepotyzm i działanie na szkodę tak właścicieli przedsiębiorstwa, jak i wierzycieli. Z kolei CBA miałoby zbadać działanie wrocławskiej prokuratury okręgowej.
Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu, do której dwa tygodnie temu zwróciliśmy się z pytaniami dotyczącymi bulwersujących kwestii, na nie odpowiedzieć nie chce. Jak poinformowała nas prokurator Małgorzata Kraus, nowy rzecznik prasowy wrocławskiej prokuratury na pytania nie odpowie, bo� wrocławska prokuratura już tej sprawy nie prowadzi. Ale milczenie przedstawicieli wrocławskiej okręgówki na temat prowadzonego tam postępowania, które dopiero niedawno decyzją zastępcy prokuratora generalnego Jerzego Engelkinga zostało odebrane dolnośląskim prokuratorom i przekazane do Poznania, wcale nie dziwi. Według informacji, do których dotarł Nasz Dziennik", na "wrocławskim etapie" miało ono prawdopodobnie jedynie zabezpieczyć interesy grupy wpływowych biznesmenów powiązanych ze służbami specjalnymi, dla których Bestcom był groźną konkurencją. Co ciekawe - zatrzymania prezesów Bestcomu, które doprowadziło do upadku tego przedsiębiorstwa, dokonano dosłownie na kilka dni przed uruchomieniem przez tę polską firmę specjalnego systemu - dającego jej ponad dwieście sklepów partnerskich i pozycję niekwestionowanego lidera w branży IT nie tylko na polskim rynku. Przypadek?
- Zawiadomienie przewodniczącego Komisji Gospodarki jest istotne, ale dzisiaj mogę powiedzieć tylko tyle: wiemy o tej sprawie. Niestety, obowiązuje mnie tajemnica i na tym etapie nie ujawnię informacji o wykonywanych czynnościach - mówi nasz rozmówca, wysoki rangą funkcjonariusz Centralnego Biura Antykorupcyjnego.

Niekompetencja? Nieudolność? A może zwykła korupcja...
O kulisach zniszczenia polskiego Bestcomu: najpierw bezpodstawnego aresztowania i przetrzymywania przez osiem miesięcy w celi wrocławskiego aresztu właścicieli i zarazem prezesów tej firmy Jacka Karabana i Roberta Nowaka, jako pierwszy pisał już wiele miesięcy temu "Nasz Dziennik". Kontrola pracy wrocławskiej prokuratury okręgowej prowadzącej postępowanie w tej sprawie przeprowadzona w styczniu tego roku przez Prokuraturę Krajową przyniosła druzgocące rezultaty: okazało się, że śledztwo, choć wszczęte jeszcze w 2005 roku, praktycznie w ogóle nie jest prowadzone, właściciele firmy są przetrzymywani w areszcie bezpodstawnie, nie zebrano żadnych dowodów pozwalających na udowodnienie stawianych im zarzutów. Działania Prokuratury Krajowej jednak - choć bardzo zdecydowane i wybiegające naprzeciw oczekiwaniom społecznym w kwestii zasad stosowania prawa - były spóźnione, a firma upadła. Kilka lat wcześniej w identyczny sposób wrocławska prokuratura "załatwiła" inną z firm branży komputerowej - tamtejsze przedsiębiorstwo JTT Computer.

Załatwiono ich na zlecenie
Jak wynika z ustaleń naszego dziennikarskiego śledztwa, szyki "nieformalnej grupie" mocno pokrzyżowały kontrole przeprowadzone przez Prokuraturę Krajową. Począwszy od wszczęcia postępowania w 2005 r. aż do chwili przeniesienia sprawy do Poznania, całość działań wrocławskich prokuratorów koncentrowała się przede wszystkim na znalezieniu "czegokolwiek", co usprawiedliwiłoby czynności wymierzone w Bestcom. Jedna wrocławska prokuratura to tylko niewielki, choć ważny etap szerokiej akcji niszczenia poznańskiej firmy. Jak ustaliliśmy, w sprawę "zlecenia" wrocławskiej prokuraturze śledztwa przeciw Bestcomowi, przygotowania sfingowanych anonimów pozwalających na zastosowanie ostrych sankcji wobec prezesów firmy zamieszany jest prominentny polityk lewicy w okresie rządów Leszka Millera, związany z instytucjami skarbowymi, którym dzisiaj - z innych powodów - również interesują się organa ścigania. Dygnitarzowi, aktywnemu działaczowi PZPR, będzie trudno wykazać, jakim cudem z pensji urzędnika państwowego uzyskał majątek sytuujący go w rzędzie najbogatszych ludzi Podkarpacia. W sprawie pojawia się również postać byłego wysokiego rangą funkcjonariusza SB - przed 1989 r. członka "brygad tygrysa" zajmujących się w ramach ścigania rzekomych przestępstw gospodarczych zwalczaniem prywatnej inicjatywy, w poprzedniej kadencji powiązanego z wywiadem skarbowym; a także osoba byłego prominentnego wrocławskiego prokuratora okręgowego - mentora wielu dzisiejszych wrocławskich śledczych.

Posłowie żądają wyjaśnień
Szczegóły i ustalenia naszego dziennikarskiego śledztwa ujawnimy w najbliższych tygodniach. Czekamy bowiem na odpowiedź na nasze pytania ze strony Prokuratury Krajowej oraz poznańskiej prokuratury okręgowej. Tamtejsi śledczy prosili nas o więcej czasu na zapoznanie się ze zgromadzonymi w tej sprawie materiałami. Dziś akta Bestcomu liczą około 170 tomów dokumentów - jak ustaliliśmy - w znacznej części "produkowanych" w gorączkowym pośpiechu przez wrocławską policję i prokuraturę już po decyzji odbierającej im postępowanie.
O pomoc i konsultacje poprosiliśmy natomiast ekspertów - posłów zasiadających w Komisji Gospodarki, Komisji ds. Kontroli Państwowej oraz wcześniej - Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. Zdaniem poseł Julii Pitery (PO), wiceprzewodniczącej komisji sprawiedliwości, przypadek Bestcomu wskazuje na tak rażące naruszenie zasad praworządności przez organa państwowe, że komisja powinna, choć byłby to precedens, zająć się sprawą na swoim posiedzeniu. Wątpliwości nie ma również poseł Maks Kraczkowski, który po wielotygodniowej analizie materiałów dotyczących tej sprawy o działaniach prokuratury i syndyk masy upadłościowej zawiadomił wczoraj NIK i CBA. Równie zbulwersowany jest przedstawiciel Komisji ds. Kontroli Państwowej Tomasz Górski.
- Zastanawiam się, co powiedzieć, żeby wrocławska prokuratura nie postawiła mnie w stan oskarżenia. Bo jak pokazuje casus Bestcomu, niewiele im trzeba, żeby zamknąć człowieka. Jeśli potwierdzą się informacje, do których dotarł "Nasz Dziennik", i te, do których dotarliśmy jako posłowie zajmujący się sprawą, to będzie to największy skandal od czasu zatrzymania Romana Kluski - mówi poseł Tomasz Górski.
Wojciech Wybranowski
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 17:10, 25 Sie 2007    Temat postu:

Widzisz cudaku prawda jest taka twój idol tak właśnie chciał postąpić .

[link widoczny dla zalogowanych]

Na szczęście Polacy odkryli jego podstępne gierki i teraz sam został petentem.

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Tak trzymać Polacy BRAWO.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 21:20, 25 Sie 2007    Temat postu:

Łukasz -dla czego nie piszesz wiadomosciach Łukasza?
Przeciez nie chodzi ci o szukanie zaczepki i pyskówki.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Felietony, Ciekawe Artykuły, Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 23, 24, 25, 26  Następny
Strona 24 z 26

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin