Forum POLITYKA 2o Strona Główna POLITYKA 2o
Twoje zdanie o...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

We wlasnym sosie re-aktywacja
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11 ... 14, 15, 16  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Polska
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 15:31, 05 Lut 2007    Temat postu:

Zostałam przekonana przez Ekora, a byłam wręcz przeciwnego zdania.
Jako kobieta, cenię bezpieczeństwo swojej rodziny, i to jest najważniejsze.
Pobrzekiwanie szabelką, łapanie wróbli po dachu w sytuacji, gdy silniejsi pokazuja nam, jak należy dbać o swoje interesy, jest bez sensu.
A nasze bezpieczeństwo jest tym, o co nasi rządzący winni dbać przede wszystkim.
Wielokrotnie narzekaliśmy na nasze centralne położenie, swoisty bufor między walczącym o wpływy Wschodem i Zachodem. Nie bardzo potrafimy wykorzystać to położenie dla korzyści ekonomicznej, natomiast pogłębianie naturalnych zagrożeń byłoby bez sensu.
Równocześnie zastanawiam sie, jak łatwo urobić opinię społeczną - podając prawdziwe, ale niekompletne informacje, które dopiero fachowcy są w stanie ocenić w oparciu o prawdziwe, pełne realia.
Wizy amerykańskie nie są warte zwiększenia zagrożenia dla nas, naszego kraju. Pozorowanie przez tandem Kaczyńskich działań i sukcesów dyplomatycznych również nie.

Pozdrawiam, Jaga
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 15:59, 05 Lut 2007    Temat postu:

Geograficznie stanowimy "obrotowe przedmurze" każdy hipotetyczny konflikt w Europie rozgrywający się na osi wschód - zachód po prostu musi być rozgrywany na tej szachownicy. Pierdolenie, że dbając o swoje bezpieczeństwo prowokujemy kogokolwiek jest pozbawionym sensu majaczeniem. To, że Rosjanom nie w smak jest degradacja możliwości własnego arsenału w skutek możliwośc systemu antyrakietowego - jest rzeczą zupełnie naturalną - tak jak naturalnym jest, że ich rakiety są wymierzone w nas od dawna. To czy umieszczenie antyrakiet spowoduje przekierunkowanie następnych dwóch czy trzech rakiet na nas nie ma większego znaczenia w obliczu klarownego i czytelnego dla każdego myślącego człowieka faktu - otóż antyrakiety kończą conajmniej półwiecznego strategicznego pata między Rosją a USA. Teraz to USA jest górą a dalszy rozwój systemu antyrakietowego spowoduje, że jakakolwiek agresja ze strony Rosji stanie się mało prawdopodobna po prostu Ruskim się nie będzie opłacało rozpętywać wojenki, której nie będą w stanie wygrać. Stanie po stronie silniejszego jest jak najbardziej racjonalne tym bardziej, że nie możemy stać na uboczu. Drugim faktem przemawiającym za antyrakietami jest to, iż Polska zawsze powinna występować z incjatywmi mierzącymi w dominację Rosji w tej części świata - czy chcemy czy nie tkwimy historycznie rzecz biorąc w permamentnym konflikcie przynajmniej od 5 wieków. Nie łudźmy się, że tanie gesty, podlizywanie się i ustępowanie we wszystkim pozwoli nam wygrywać ten konflikt. Powinniśmy występować z czytelnymi (czasem nawet agresywnymi) incjatywami a za taką uważam tarczę antyrakietową. Przy czym nie ma złudzeń, że Amerykanie montują tarczę nie przeciw hipotetycznymi rakietami z Korei i Iranu a przeciw Rosji. Z dwóch powodów:
1. Nikt nie wydaje 40 mld dolarów przeciw jakimś rakietom i bombom, które jeszcze nie powstały i nie wiadomo czy powstaną;
2. Koszt zniszczenia tych hipotetycznych rakiet, bomb na ziemi, wraz z zakładami je produkującymi - jest teoretycznie przynajmnie 10 razy mniejszy niż budowa tarczy.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 17:43, 05 Lut 2007    Temat postu:

Anonymous napisał:
........ - otóż antyrakiety kończą conajmniej półwiecznego strategicznego pata między Rosją a USA. Teraz to USA jest górą a dalszy rozwój systemu antyrakietowego spowoduje, że jakakolwiek agresja ze strony Rosji stanie się mało prawdopodobna po prostu Ruskim się nie będzie opłacało rozpętywać wojenki,
............ Polska zawsze powinna występować z incjatywmi mierzącymi w dominację Rosji w tej części świata - czy chcemy czy nie tkwimy historycznie rzecz biorąc w permamentnym konflikcie
............ Powinniśmy występować z czytelnymi (czasem nawet agresywnymi) incjatywami a za taką uważam tarczę antyrakietową. Przy czym nie ma złudzeń, że Amerykanie montują tarczę nie przeciw hipotetycznymi rakietami z Korei i Iranu a przeciw Rosji. Z dwóch powodów:
1. Nikt nie wydaje 40 mld dolarów przeciw jakimś rakietom i bombom, które jeszcze nie powstały i nie wiadomo czy powstaną;
2. Koszt zniszczenia tych hipotetycznych rakiet, bomb na ziemi, wraz z zakładami je produkującymi - jest teoretycznie przynajmnie 10 razy mniejszy niż budowa tarczy.


Argumentacja Gościu ...dziwna.
Koniec " patu" bzdura .To równowaga strachu dała przeszło pół wieku pokoju. Nagromadzono po obu stronach takie arsenały broni ze iluzją jest poglad że oto mając tarczę Ameryknie będą górą. Zniszczą 5 rakiet, ale zostaje 1995 rakiet (przykładowo) System antyrakietowy jest w fazie rozwoju , prób , jego skuteczność bojowa jak na dziŚ jest wysoce niezadawalajaca. Ale wystarczajaco potrafi on zakłócić drogę ku porozumieniu i pokojowej współpracy. Nie wspomnę o omyłkach, były juz takie , swego czasu przecież zamontowano czerwoną linię ,do bezpośreniej łaczności. Dziś gdyby środki ogniowe zainstalowano w Polsce to decyzje o ich użyciu musiały by zapaść w bardzo krótkim czasie, a gdyby to była pomyłka, błąd techniki , zakłócenia w rozpoznaniu? Czy starczyłoby czasu aby wyjasnić sobie że to nie start rakiet pod Wołgogradem a stado gęsi , czy zjawisko atmosferyczne. Tego nikt rozsądny wykluczyć tego do końca nie może.Nie wiem czy to Rosjanie na dziś są tak chętni do wojaczki poza swoim terytorium. Raczej widzę że Amerykanie mają takie ciągoty. Nie , nie czynię z Rosjan gołąbków pokoju, tęsknią zapewne do mocarstwowości, do wielkiej liczącej się Rosji. Ale kazdy zdroworozsadkowo myślący polityk wie że dzis siłę buduje się na płaszczyźnie gospodarczej.Nie wierzę ze Rosjanie marzą aby znowu wejść w ściły układ z Polską , Czechami , czy Węgrami . Jest im to nie potrzebne, mają z republikami ościennymi wystarczajaco dużo kłopotu. Móc oddziaływać na naszą i sasiadów gospodarkę to oczywiście tak, mają takie zapędy ale to jest naturalna walka o wpływy , rynki itp. A kto nam zabrania , lub nakazuje sprowadzać surowce z Rosji, czy też musimy sprzedawać mięso do Rosji.Na tym polu starajmy się zwycięzać, wygrywać nasz narodowy interes. To w naszym interesie jest aby potężny sąsiad ze wschodu był przewidywalny w decyzjach, zachował spokój wewnetrzny. Czy chcemy milionowej fali migracji, legalnej i nielegalnej?Tylko brak wobraźni może skłaniać do pogladu że Rosji na każdym kroku nalezy dopiec. My stajemy sie koniem Trojańskim USA w Europie. Amerykanie realizują swoją hegemonistyczna politykę w skali świata. Nie jest tajemnicą ze duzym państwom unii takim jak Francja i Niemcy nie zawsze po drodze z Amerykanami.A my akurat zapałaliśmy wielką miłością do Ameryki. Nie wiem jak długo państwa Unii będą tolerowac naszą konfrontacyjną politykę wobec Rosji. Na dzis ten konflikt mięsny traktują jako sprawę unijną. Ale czy znowu jutro naszą polityką np. dot. tarczy antyrakietowej , wywołamy u Rosjan niepotrzebne wobec nas decyzje gospodarcze , czy państwa unii znowu potraktują to jako problem unijny? .Musimy zdać sobie sprawę ze jesteśmy członkiem unii europejskiej. Nasze miejsce jest w Europie , tutaj szukajmy podstaw swego bezpieczeństwa. Wiecej znajdziemy go na drodze poszukiwania porozumienia niż wymachiwania szabelką. Nas jest za dużo aby helikopterami w ucieczce Amerykanie mogli nas zabrać. vide; Sajgon.
Mimo wszystko nie chciałbym aby szwędały się po Polsce grupy oliwkowych z pasami pod koszulą. Nie chciałbym też aby Wania , czy Jura monitorował non -stop sytuację radiolokacyjną nad terytorium naszego kraju wypatrując co dzieje się w rejonie baz amerykańskich , trzymajac palec na spuście.Nie wspomnę o przełozeniu na stosunki gospodarcze. Nie bedzie słuzyć nam ta baza. Ciekaw jestem dlaczego Anglicy jak słyszłem odmówili. To dla rakiet nie są duże róznice w odległościach .
A to ile wydają amerykanie na zbrojenia to już jest ich zmartwienie
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
guest
Gość





PostWysłany: Pon 18:12, 05 Lut 2007    Temat postu:

Widzenia powtarzały się w następnych dniach, miesiącach i latach. Jednak każde z nich było inne, jakby uzupełniało i pogłębiało treść poprzedniego. Dojrzewał sposób kontaktowania się Władzi z Matką Bożą. Najpierw widziała samą Postać, pełną ciepła i bliskości. Po zakończeniu widzenia pragnęła zobaczyć Ją jeszcze. Podczas późniejszych objawień obok Maryi ukazywały się znaki, napisy i symbole. Na przykład: "Śpiewajcie i módlcie się do Mnie tu"; "teraz postawcie krzyż lub kapliczkę"; "módlcie się, bo idzie na was wielka kara, ciężki krzyż"; "lud się nie nawraca"; " to miejsce jest święte"; "przyszłam do was, abyście wiedzieli, że gdy będziecie szli Moimi śladami, nie zginiecie". 21 maja 1943 roku, kiedy Maryja wzywała do poprawy życia, towarzyszyła Jej kamienna tablica z cyfrą "X" symbolizująca Dziesięć Bożych Przykazań. Również w 1943 roku Władzia zapytała w imieniu zgromadzonych, kiedy skończy się wojna? Na "wstążce z jasności" ukazała się data: "1945". Szczególną treść miało objawienie 19 lipca 1943 roku. Wówczas to "Cudowna Pani" podyktowała dziewczynce Litanię do Matki Bożej oraz Koronkę. Były też przepowiednie przekazane przez Maryję Władzi, które spełniły się.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 18:41, 05 Lut 2007    Temat postu:

No cóż Ekor chyba zadziałała telepatia gdyż napisałeś tak właśnie jak o tym myślę może osobiście nie napisałby tego w tym stylu ale w tym duchu na pewno, zawsze byłem przeciw zbrojeniom gdyż każda nowa broń powoduje u potencjalnego przeciwnika zastosowanie środków zaradczych które z kolei zmuszają do czegoś nowego i spirala się kręci. Jak wiadomo nie ma skutecznych środków obrony to złuda i oszustwo. .Wojna i zbrojenia to porażka dyplomacji ale cóż się dziwić jak obecnie rzucamy w Rosjan mięsem tak dosłownie jak i w przenośni. Gość napisał że o 5 wieków Rosja jest nam wrogiem nie wiem czy to dokładnie tak jest wiem jedno z Niemcami koty darliśmy od zawsze a obecnie
fanfary i „Jak świat światem Niemiec zawsze będzie bratem” czy nie można by tak samo z Rosją?.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 19:32, 05 Lut 2007    Temat postu:

Ja też jestem przeciw tarczy...

Mamienie nas jakimiś korzyściami to wręcz zabawne. Zresztą zastanawiające są ciągotki nas, w końcu dość średniego kraju o bardzo szemranej kondycji gospodarczej, jeszcze bardziej szemranej (i przełomowej) politycznej... do zbawiania świata na miarę niemal jego pępka.

Cóż... Widzę to dość jasno nawet nie posługując się całkiem słusznymi uwagami Ekora, dla mnie autorytetu akurat w tej materii od strony strategicznej.

Pozdro... Partyman


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 3:04, 06 Lut 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
b.l
Gość





PostWysłany: Pon 20:50, 05 Lut 2007    Temat postu:

Ja tez jestem przeciw TARCZY



Pomijajac TARCZE, pozwole sobie mimochodem, na wstepie, rowniez dolaczyc swoje foto batalistyczne. Jedno chyba z moich najstarszych foto. Foto wykonane tuz po 2 wojnie punickiej w borach galijskich (jestem drugi od lewej). Za jakosc przepraszam - bylo to uchwycone wieczorem(wtedy nie bylo flesza tylko pochodnie). Na zdjeciu tym
kolega z przodu (niewidoczny) utrwalil moment tuz przed egzekucja pewnego defetysty (pierwszy z lewej). W tym momencie, idac w kierunku ustronnego miejsca wszyscy sie smiejemy (psychologiczny podstep) z kawalu, ktorego nieprzyzwoity ton zaslonie teraz firanka milczenia.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 21:04, 05 Lut 2007    Temat postu:

Pomijam wszelkie aspekty za i przeciw , jestem najnormalniej w świecie przeciw wszelkim naszym akcjom wojskowym , które nie są spod znaku ONZ , za pieniądze tej organizacji , uzgodnione przez wielkich tego świata. Nie widzę potrzeby wydawania ani grosika na te cele z państwowej kasy , nie dbam też o wątpliwe korzyści.
Zresztą jakie korzyści z zainstalowania nowoczesnego uzbrojenia na terenie naszego kraju może mieć przysłowiowy Kowalski ? Żadnych.
Gdy przyjdzie pora , nasze władze zmyją sie w odpowiednim czasie , mają gdzie i do czego , My pozostaniemy . To juz przerabialismy w historii.
Czego czepili się Polski , a może niech spróbują w Niemczech , mają tam chyba jeszcze bazy , no i Rosjanie będą spokojniejsi , wszak to wielcy przyjaciele. No
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ahron
Gość





PostWysłany: Pon 23:38, 05 Lut 2007    Temat postu:

Łukasz -nigdzie nie znajdziesz ,nawet na o2 ,że kiedykolwiek napisałem że On nie ma wiedzy.Proszę nie nadinterpretuj.

Pozdrawiam
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 3:08, 06 Lut 2007    Temat postu:

Hehe...Ahron... Mr. Green

Potwierdzam to o... wiedzy poniektórych. Szczególnie z zakresu rzucania mięchem i złośliwości (uszczypliwość też)... co (było) widać Mr. Green

Pozdro.... Partyman


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 11:09, 06 Lut 2007, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 5:03, 06 Lut 2007    Temat postu:

prayer , tym gestem daję Wam odpowiedź
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 9:32, 06 Lut 2007    Temat postu:

Zwracam sie do Jagi-jako ADMINISTRATORA
z kategorycznym protestem


Protestuje przeciwko ortograficznemu redagowaniu moich postow przez
tutejszego nieortograficznego (skad innad) moderatora. Ten czlowiek mimo niezrozumienia semiotycznej roznicy pomiedzy slowem TARCZA
a TWARCZA smialo, z polonistycznym zacieciem ingeruje w nieautoryzowane przez niego posty. A moze ma malo do
roboty ze spamem? W zyciu sie nudzi? (wierze, ze tak) Wobec tego niech jeszcze w ramach dodatkowych obowiazkow "poprawia" ortografie, stylistyke i interpunkcje WSZYSTKICH forumowiczow. Dlaczego tylko mnie spotyka ten niezwykly zaszczyt, pytam sie?

Sprawa druga - kategorycznie protestuje przeciwko USUWANIU moich postow przez wspomnianego wyzej osobnika. To nie jest jego prywatne forum i widzimi sie co ma byc czytane - zwlaszcza, ze praktycznie przestalem sie narzucac swoja osoba gdzie indziej, ograniczylem sie juz tylko do tego jednego topika (tej drobnej przestrzeni jaka - tak mysle - NALEZY MI SIE chyba?). Czy to jeszcze malo?
Niech pousuwa z tad raczej te wszystkie swoje emotikowe wygibasy i obyczajowo-komiksowe dialogi z innymi amatorami krotkiej formy.
Post o neokonserwatystach zycze sobie aby W TYM TOPIKU pozostal.

Pozwole sobie ponownie go wkleic i mowie - wara! Jak nie chce niech nie czyta.

Szanowny i niezwykle uważny Bujany Lesie.

Jakby pan był nieco bardziej uważny.... pewnie zauważyłby pan... to, iż reklamowany przez pana post( a raczej jego zniknięcie) znajduje się poza moją jurysdykcją (w innym dziale- Posty i riposty) gdzie osobiście tekst pan ów umieścił. Zwracam uwagę na zbyt spontaniczne oskarżenia kierowane do... tut. cierpliwego zespołu moderatorów z wyróżnieniem mojej osoby co poczytuję sobie za wyjątkowy zaszczyt.
Ponadto sprawa poprawek TWARCZA na TARCZA wydała mi się naturalna z dwu powodów. Jeden...błąd to moje autorstwo błędu. A drugie to kradzież przez szanownego... mojego dzieła. Zatem pretensje są bezprawne i nie na miejscu... Jednak godna uwagi spostrzegawczość i takt wyraźnie sugeruje pańską przydatność na stanowisko ministra MON, aby ujednolicić charakter składu tego urzędu.
Pozdrawiam uniżenie i dziękuję za wyróżnienie mojego urzędu... Moderator prayer prayer prayer

.........................................................................

Neokonserwatyści - kim jesteśmy?

O neokonserwatyzmie mówi się wiele - prawica ortodoksyjna zarzuca nam często że jesteśmy "komuchami". Komuchy zarzucają nam że jesteśmy prawicową ekstremą i militarystami. Neokonserwatyzm z konserwatyzmem rozumianym w ortodoksyjny sposób (tzw paleokonserwatyści) ma niewiele wspólnego. Podobnie inne nurty konserwatyzmu różnią się czasem drastycznie od naszego spojrzenia na światową politykę i konieczność jej dalszych zmian. Słusznie zauważył dr Bartyzel np nasz stosunek do komunizmu - choć zdecydowanie negatywny - byl calkowicie inaczej umotywowany niż stosunek tzw paleokonserwatystów bądź liberalnych konserwatystów. Nasz sprzeciw bowiem nie był tyle związany z walką z komunizmem ze względu na nieprzychylny stosunek komunizmu do tradycji (choć to również) ale zasadniczym motywem bylo odrzucenie przez komunizm wolnosci. Wolność, rowność ludzi, poszanowanie demokracji są jednym z naczelnych haseł neokonserwatyzmu. Neokonserwatyzm osobiscie często nazywam "demokracja wojenna" (proszę nie mylić z ustrojem przejściowym między ustrojem plemiennym, a monarchią o charakterze feudalnym). Demokracja wojenna w tym pojmowaniu jest demokracją rozumiana w nowy sposób. Demokracja bowiem - choć zapewnia ludziom wolność i poszanowanie ich zdania - dopuszcza w teorii także akceptację dla ideologii otwarcie wrogich wolności i samej siebie. Tym samym demokracja pozwala na istnienie ideologii których celem jest właśnie walka z wolnością. Tak wlaśnie jest choćby w przypadku tolerancji dla islamistów otwarcie głoszących hasla walki z demokracją i zachodnim stylem życia od wewnatrz. Wykorzystując mechanizmy demokracji - jej wrogowie chcą doprowadzić do jej obalenia. Neokonserwatyzm to więc między innymi otwarta walka z ludzmi którzy gloszą otwarcie odrzucenie wolności. To także w pewnej mierze odejście od doktryny suwerenności państw. Neokonserwatysta stosuje zasadę adekwatnosci - wobec używającego przemoc mozna użyc przemocy, wobec wladcy wymuszającego posłuch siła mozna użyć siły. Nie ma tolerancji dla ideologii odrzucających tolerancję i wolność jednostki. Czy neokonserwatysci uznają hasło "nie ma wolności wśród wrogów wolności"? Czy sa nowymi "neojakobinami" - ktorzy połaczyli w dość niezwykly sposób trockizm, konserwatyzm, liberalizm i jeszcze kilka innych ideologii? Czy są nową lewicą czy nową prawicą? Ponizej przedstawiam interesujący artykuł dr Bartyzela - wielkiego "wroga" neokonserwatyzmu...Ponizszy tekst pisany jest z punktu widzenia paleokonserwatysty. Przepraszam też za moja niezwykle pobieżną ocenę neokonserwatyzmu. Nie jest ona ani pełna ani byc moze nawet nie kazdy neokonserwatysta się z nią zgodzi. W kazdym razie ponizszy artykul przedstawia pare interesujacych kwestii i na pewno zasluguje na dyskusje. Autorytaryzm to pozbawienie ludzi ich podstawowych praw. Ale demokracja w obecnym ksztalcie jest slaba. Jest narazona na ciagle ataki. A wrogowie wolnosci jednostki ludzkiej dysponuja coraz potezniejszymi srodkami zabijania ludzi. Neokonserwatyzm - "uzbrojona" demokracja, ktora jest w stanie walczyc ze swoimi wrogami - jest wg nas odpowiedzia.

Jest odpowiedzia na islamizm, na komunizm, na skrajna prawice ktora chcialaby - jak palokonserwatysci wrocic do czasow jaskiniowych. Gwarantuje przy tym wolnosc jednostki, demokracje i poszanowanie dla tradycji - wlasciwej dla realiow XXI wieku.

Macrus C

.............................................................


NEOKONSERWATYZM – 1º w sensie ogólnym: każdy nurt myśli i akcji politycznej, który nawiązuje wybiórczo do filozofii politycznej klasycznego konserwatyzmu; 2º w sensie dookreślonym: popularne określenie poglądów i działań przedstawicieli jednego z nurtów liberalizmu amerykańskiego, którzy przeszli ewolucję od skrajnej lewicy trockistowskiej poprzez antykomunistyczne i „zimnowojenne” centrum do prawicy nowego typu, najpierw „paleoliberalnej”, a obecnie demokratyczno-imperialnej.

NEOKONSERWATYZM AMERYKAŃSKI

1. D z i e j e. Termin n. – poprzedzony (1974) sformułowaniem „nowy konserwatyzm” autorstwa redaktorów radykalnego pisma „Dissent”, L.A. Cosera i I. Howe`a – został ukuty 1976 przez przywódcę trockistowskiej Partii Demokratyczno-Socjalistycznej – Michaela Harringtona, którego intencją było napiętnowanie nim „renegatów” obozu lewicowego (liberalnego w amerykańskim sensie tego słowa).
Etykietką n. objęci zostali żydowscy intelektualiści, przeważnie z Nowego Jorku: publicysta, założyciel (1965) „The Public Interest” – Irving K r i s t o l (ur. 1920) i jego żona (autorka prac o klasykach liberalizmu: lordzie Actonie i J.S. Millu) – Gertrude H i m m e l f a r b (ur. 1922); redaktor od 1960 organu Amerykańskiego Komitetu Żydowskiego (American Jewish Commitee), miesięcznika „Commentary” – Norman P o d h o r e t z (ur. 1930) i jego żona – Midge D e c t e r (ur. 1927); filozof Sidney H o o k (1902-1989); historyk idei Walter L a q u e u r (ur. 1921); autor koncepcji „końca ideologii” (The End of Ideology, New York 1962) – socjolog Daniel B e l l (ur. 1919); socjolog Nathan G l a z e r (ur. 1923); socjolog i politolog – Seymour M. L i p s e t (ur. 1922); historycy: dyrektor Biblioteki Kongresu USA – Daniel J. B o o r s t i n (ur. 1914), Richard H o f s t a d t e r (ur. 1916), Martin D i a m o n d (1919-1977), Fred Siegel, Donald Kagan (ur. 1932), Adam B. U l a m (ur. 1922) i Richard P i p e s (ur. 1923); politolodzy: Aaron B. W i l d a v s k y (1930-1993) i Aaron Friedberg; znawca stosunków międzynarodowych Robert W. T u c k e r (ur. 1924); publicyści: Victor Gilinsky (ur. 1934), Dan Himmelfarb, Morton M. Kondracke (ur. 1931), Ben J. W a t t e n b e r g (ur. 1933) oraz pisarz David H o r o v i t z (ur. 1939). Nielicznymi nie-Żydami, zaliczonymi do grona neokonserwatystów (potocznie: neocons), są: katolicki liberał (Liberalizm – sprzymierzeniec czy wróg Kościoła. Nauczanie Kościoła a instytucje liberalne [1984], Poznań 1993), Warszawa 1985), z pochodzenia Słowak – Michael N o v a k (ur. 1933); para luterańskich socjologów religii, pochodzenia niemieckiego – Brigitte i Peter L. (ur. 1929) Bergerowie; urodzony w Kanadzie, ksiądz katolicki (do 1991 pastor luterański) – Richard J. N e u h a u s (ur. 1936); filozof polityki James Q. W i l s o n (ur. 1931); prawniczka Jeane J. K i r k p a t r i c k (1926-2006) oraz ich długoletni faworyt polityczny – senator Daniel Patrick M o y n i h a n (1927-2003), z pochodzenia Irlandczyk. Na sporządzonej przez Ch. Kadushina (The American Intellectual Elite, New York 1974) liście 70 współczesnych intelektualistów amerykańskich, cieszących się najwyższym prestiżem społecznym, było co najmniej 20 nazwanych wkrótce neokonserwatystami.
1º G e n e z a n. sięga rozpadu tzw. liberalnego konsensusu, wypracowanego po 1945, a poprzedzonego ostrymi sporami od lat 30. pomiędzy skrajnie lewicowym, prokomunistycznym odłamem liberalizmu amerykańskiego, uznającym państwo sowieckie za śmiały eksperyment społeczno-gospodarczy i ostoję antyfaszyzmu, i odłamem umiarkowanym, zachowującym wiarę w demokrację liberalną oraz kapitalizm, acz zmodyfikowany reformami New Deal`u; przesłanki tego konsensusu zarysowały się już po (szokującym dla wielu sympatyków komunizmu) pakcie Ribbentrop-Mołotow, kiedy to, z jednej strony, trockista Hook i progresywista John Dewey założyli 1939 Komitet na rzecz Wolności Kulturalnej (Committee for Cultural Freedom), wyrażający sprzeciw wobec totalitaryzmu, zarówno faszystowsko-nazistowskiego, jak stalinowskiego, z drugiej zaś strony, czołowy autorytet liberałów umiarkowanych – luterański pastor i filozof, Reinhold N i e b u h r (1892-1941), założył 1941 Unię na rzecz Akcji Demokratycznej (UDA; Union for Democratic Action). Znalezienie się, napadniętego przez III Rzeszę, ZSSR w koalicji antyhitlerowskiej nadało temu konsensusowi przejściowo charakter ponownie przychylny państwu sowieckiemu, pełen optymizmu co do jego demokratycznej ewolucji oraz możliwości powojennej współpracy; nawet Niebuhr ogłosił wówczas (1943), że chociaż „komunizm brutalnie posługuje się dyktaturą, (...) to jego moralny cynizm jest tylko tymczasowy i, w przeciwieństwie do nazistów, komuniści nigdy nie są moralnymi nihilistami” (cyt. za: J. Ehrman, Neokonserwatyzm, Poznań 2000, 19); już jednak 1944, w wykładach Dzieci Światła i Dzieci Ciemności (The Children of Light and the Children of Darkness), powrócił do krytycznej oceny ustroju Rosji komunistycznej. Wyzbywanie się iluzji przez liberałów jego pokroju zbiegło się z usunięciem 1946 z urzędu wiceprezydenta H. Wallace`a, publicznie kwestionującego antykomunistyczny kurs prezydenta H.S. Trumana oraz patronującego tym postępowcom, którzy winą za pogorszenie stosunków z ZSSR obarczali Amerykę, a obawy o utratę suwerenności przez Polskę i inne kraje Europy Środkowej uważali za „urojone”. Jedność obozu liberalnego została wprawdzie zniweczona, gdyż zwolennicy Wallace`a powołali XII 1946 organizację Postępowi Obywatele Ameryki (PCA; Progressive Citizens of America), jednak UDA, przekształcona I 1947 przez liberałów antykomunistycznych (Niebuhr, Arthur J. S c h l e s i n g e r Jr., Hubert Humphrey, Stewart Alsop) w masową organizację Amerykanie na rzecz Akcji Demokratycznej (ADA; Americans for Democratic Action), zdecydowanie wygrała rywalizację w liberalnym odłamie społeczeństwa. Koncepcyjnym wsparciem dla głoszonej przez Niebuhra idei walki ideologicznej z komunizmem oraz nawoływań Schlesingera do „walczącej wiary” w demokrację okazała się ogłoszona (anonimowo) w artykule The Sources of Soviet Conduct („Foreign Affairs”, VII 1947) przez dyrektora sztabu planowania politycznego przy Departamencie Stanu (i b. ambasadora w Moskwie) – George`a F. K e n n a n a, doktryna „powstrzymywania” (containment) komunizmu, która stała się wytyczną polityki administracji Trumana. Antykomunistyczne i prodemokratyczne argumenty, wokół których zbudowany został ostatecznie liberalny konsensus, zebrał 1949 w książce Żywotne centrum (The Vital Center) Schlesinger; koncepcja ta zakładała konieczność istnienia i odgrywania wiodącej roli, skupionego wokół Partii Demokratycznej, „żywotnego centrum” pomiędzy konserwatywną i izolacjonistyczną prawicą republikańską a lewicowymi radykałami; jego kanonem w polityce zagranicznej miał być antytotalitaryzm, powstrzymywanie komunizmu oraz sojusz i obrona państw demokratycznych, zaś w polityce wewnętrznej – także zwalczanie wpływów komunistycznych, lecz również pełna akceptacja interwencjonizmu gospodarczego i społecznego państwa, wraz z silną pozycją związków zawodowych AFL-CIO. Wypracowanie liberalnego konsensusu zepchnęło radykałów w polityczny niebyt i pozwoliło kwitnąć „żywotnemu centrum” („liberałom zimnowojennym”), nawet mimo utraty przez Partię Demokratyczną na dwie kadencje (1953-61) Białego Domu, ponieważ w praktyce realizowała go także administracja republikańska.
Chociaż ataki z lewa były podejmowane przez radykalnych intelektualistów już od 1952 (antyamerykańska książka American-Russian Relations, 1781-1947 W.A. Williamsa), konsensus liberalny trwał aż po połowę lat 60., pod rządami demokratycznych prezydentów: J.F. Kennedy`ego i L.B. Johnsona. Konsekwencją rozkładu „żywotnego centrum” stało się natomiast odrodzenie lewicowego skrzydła (E. McCarthy, W. Fulbright, G. McGovern, E.M. Kennedy, J. Jackson) w Partii Demokratycznej, które podjęło skuteczną walkę z „liberałami zimnowojennymi” (Humphrey, Lane Kirkland, Henry M. Jackson); lewica demokratyczna proklamowała Nową Politykę (New Politics), dającą moralne alibi postulatom radykalnego egalitaryzmu społecznego i kulturowego w kwestiach wewnętrznych, a „odprężenia” w stosunkach z ZSSR, usprawiedliwiając także roszczenia „ruchów narodowowyzwoleńczych” w Trzecim Świecie i ustanawianie tam reżimów marksistowskich; ideolodzy „Nowej Polityki” (R.J. Barnet, M. Ruskin, J.K. Galbraith) głosili, że komunizm sprzyja procesom modernizacji w krajach takich, jak Chiny czy Kuba, a lokalne rewolucje marksistowskie w niczym nie zagrażają Stanom Zjednoczonym, które z kolei są jedynym zagrożeniem dla pokoju – gdy angażują się przeciwko rewolucji, co jest i niebezpieczne, i niemoralne.
2º O d t r o c k i z m u d o „ż y w o t n e g o c e n t r u m”. Usytuowanie późniejszych neocons w krajobrazie politycznym liberalizmu amerykańskiego było dość skomplikowane, jako że większość z nich znajdowała się w młodości na skrajnej lewicy, należąc do Amerykańskiej Partii Socjalistycznej Normana Thomasa, która swym radykalizmem dystansowała partie europejskie należące do Międzynarodówki Socjalistycznej, albo wprost związana była z ruchem trockistowskim; sam „ojciec” n. – Kristol i jego żona byli od 1940 członkami IV Międzynarodówki, należąc do frakcji „shermanitów”, nazwanej tak od partyjnego pseudonimu Hermana Philipa Selznicka (urodzonego jako Philip Schechter), i nawet już jako neokonserwatysta Kristol oświadczył (1983), że jest z tego członkostwa „dumny”; trockistą był także jeden z późniejszych twórców doktryny nuklearnej USA i mentor drugiego pokolenia neocons – matematyk Albert W o h l s t e t t e r (zm. 1997); Wattenberg, Kirkpatrick i E. Abrams działali w trockistowskiej młodzieżówce Demokraci Społeczni, założonej przez Maxa Shachtmana, a J. Muravchik był w latach 60. członkiem Partii Socjalistycznej. Ze związku z trockizmem wynikał jednak od początku ich antystalinizm; Glazer, Lipset i Bell już pod koniec lat 30. wiedli spory w środowisku studenckim z większością swoich stalinowskich kolegów; intelektualną trybuną trockistów było podówczas, stojące na wysokim poziomie, pismo literackie „Partisan Review”. Na dalszą ewolucję ich poglądów w kierunku „zimnowojennym” wpłynęły lektury Niebuhra i Schlesingera, i ostatecznie środowisko to przyjęło liberalny konsensus, odnajdując się w „żywotnym centrum”. Z inicjatywy Hooka utworzony został 1950 – sponsorowany przez CIA, co zostało ujawnione 1967 – Kongres Wolności Kultury (Congress for Cultural Freedom) z siedzibą w Paryżu, z którym związanych było wielu znanych intelektualistów europejskich (B. Croce, J. Maritain, J. Ortega y Gasset, B. Russell), w tym emigrantów z Europy Środkowo-Wschodniej, zaś Kristol – wraz z brytyjskim poetą o też trockistowskiej przeszłości, Stephenem Spenderem – założył 1953 organ Kongresu, miesięcznik „Encounter” (redagowany przez Melvina J. Lasky`ego). W obrębie „żywotnego centrum” późniejsi neocons stanowili nurt zarazem najbardziej antysowiecki i społecznie ultralewicowy; Podhoretz, który ze względu na wiek nie zdążył wziąć udziału w sporach ze stalinowcami lat 30. i 40., jeszcze przejmując redakcję „Commentary” – „znudzony (...) rozsądnie umiarkowanymi liberalnymi poglądami” (cyt. za: J. Ehrman, dz. cyt., 57) – miał zamiar przesunąć jego kierunek na lewo, do 1971 opowiadał się za wycofaniem się z Wietnamu, a dopiero 12 lat później napisał apologetyczną książkę Dlaczego byliśmy w Wietnamie? (Warszawa 1991); Neuhaus pisał przemówienia dla murzyńskiego demagoga, pastora Martina Luthera Kinga, a Bell, Glazer i Novak jeszcze 1972 agitowali za McGovernem.
3º P r ó b a r e f o r m y P a r t i i D e m o k r a t y c z n e j. Momentem zwrotnym dla krystalizacji ideologicznej środowiska neocons była polityczna, społeczna i kulturowa radykalizacja – głównie aktywistów studenckich, murzyńskich i pacyfistycznych – kulminująca w zamieszkach w „gettach” murzyńskich i na kampusach uniwersyteckich 1968, a trwalej i szerzej rozlewająca się pod postacią neotrybalistycznej „rewolucji seksualnej” oraz barbaryzacji (pod eufemistyczną nazwą „kontrkultury”), którym to zjawiskom pseudofilozoficznego alibi dostarczał najpopularniejszy z propagandystów Nowej Lewicy (autor Erosa i rewolucji), przedstawiciel tzw. Szkoły Frankfurckiej – żydowski emigrant z Niemiec, Herbert Marcuse. Wszystkie te ruchy, umiejętnie (z tolerowaniem werbalnie antymoskiewskiej retoryki) inspirowane i finansowane przez ZSSR, zbiegały się, z jednej strony, z ofensywą komunizmu w Trzecim Świecie i postępującą „finlandyzacją” Europy Zachodniej, z drugiej zaś – z faktycznym porzuceniem przez politykę amerykańską strategii containment na rzecz miraży ewolucyjnej „konwergencji” systemów i „odprężenia” (detente), którego punktem szczytowym była 1975 Konferencja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (KBWE). Oba te sprzężone ze sobą zjawiska: wewnętrzny kryzys społeczny z powodu roszczeń egalitarnych, barbaryzacji kulturowej i rozwiązłości obyczajowej oraz zanik woli oporu przed ekspansją komunizmu zadecydowały o (stopniowym i rozłożonym w czasie u poszczególnych przedstawicieli) zrywaniu późniejszych neocons z liberalizmem. Ostatecznie, walkę Nowej Lewicy – na wszystkich frontach: polityki zagranicznej i wewnętrznej (społecznej, edukacyjnej i kulturalnej) – środowisko to wypowiedziało około 1970, głównie na łamach „Public Interest” i „Commentary”, gdzie w nowej rubryce Issues Podhoretz systematycznie alarmował o zagrożeniu wolności przez lewicowy radykalizm. Jednocześnie neocons rozpoczęli kampanię antyizolacjonistyczną, dowodząc – głównie piórami Kristola, Tuckera, Laqueura i Carla Gershmana – że „świat potrzebuje siły Ameryki”, która nie powinna rezygnować z roli przywódcy światowego, zaś użycie siły w obronie wolności i interesu narodowego jest nie tylko moralnie dozwolone, lecz wręcz nakazane. Laqueur przekonywał też, że „jedynym pewnym rezultatem polityki skrajnej lewicy będzie uzyskanie przez Rosję dominacji w Europie i w niektórych innych częściach świata”, a gdy to nastąpi, Ameryka nie przetrwa sama, „kiedy w pozostałej części świata zgasną światła” (cyt. za: J. Ehrman, dz. cyt., 70).
Neocons podjęli też próbę przeciwstawienia się przechyłowi w lewo Partii Demokratycznej, poszukując w tym celu „nowego Trumana”, czyli antykomunistycznego liberała i demokratę. Swoje nadzieje lokowali najpierw w senatorze H.M. Jacksonie, a następnie w Moynihanie, którzy 1973 utworzyli Koalicję na rzecz Większości Demokratycznej (Coalition for A Democratic Majority), stawiającą sobie za cel odciągnięcie demokratów od lewicowej New Politics, personifikowanej przez „gołębia” McGoverna, głoszącego pacyfistyczne hasło Come Home, America („Wracaj do domu, Ameryko”).
Moynihan po pierwszy raz wypłynął szerzej 1965, gdy jako asystent sekretarza Departamentu Pracy i szef Biura Planowania Polityki i Badań w administracji prezydenta Johnsona opracował raport na temat sytuacji rodziny murzyńskiej (The Negro Family: The Case for National Action), w którym wykorzystał też tezy napisanej wspólnie z Glazerem książki Beyond the Melting Pot: The Negroes, Puerto Ricans, Jews, Italians and Irish of New York City (1963, 1984²); posługując się statystykami obrazującymi liczbę rozwodów i nieślubnych dzieci wykazał tam, iż główną przyczyną bolączek Czarnych jest rozkład rodziny, jej struktura matriarchalna i uzależnienie od pomocy społecznej; wzbudził tym gwałtowne ataki lewicy, która trudności te chciała tłumaczyć „dyskryminacją”; w konkluzji głosił, że programy rządowe winny być nakierowane nie na zwiększanie świadczeń socjalnych, które tylko zacieśniają zamknięte koło patologii społecznej, ale na odbudowanie murzyńskiej rodziny. Jeszcze dalej poszedł Moynihan już jako doradca ds. miejskich republikańskiego prezydenta R.M. Nixona (choć nadal demokrata), zgłaszający w Senacie (odrzucony 1970) projekt reformy ubezpieczeń społecznych Family Assistance Plan, likwidujący centralizację pomocy społecznej na rzecz przekazywania zasiłków bezpośrednio w ręce ubogich, a chóralny zgiełk moralnego oburzenia lewicy wywołało przeniknięcie do prasy (1 III 1970) jego poufnego memorandum do prezydenta w kwestii stosunków rasowych i problemów przestępczości, gdzie zalecał „życzliwe zaniedbanie” (benign neglect) administracji, aby osłabić temperaturę konfliktów rasowych, podsycanych przez „histeryków, paranoików i chuliganów” z obu stron. Po zdymisjonowaniu „rasisty”, Moynihan objął jednak 1973 placówkę dyplomatyczną w New Delhi, a IV 1975 został mianowany przez republikańskiego prezydenta G. Forda ambasadorem USA przy ONZ, gdzie energicznie przeciwstawiał się antyamerykańskiej agresji propagandowej, uprawianej na tym forum przez kraje komunistyczne i lewicowe reżimy Trzeciego Świata (choć jego porażką było przegłosowanie rezolucji uznającej syjonizm za formę rasizmu), czym zyskał sobie wielką popularność w kraju, poturbowanym moralnie propagandową klęską w wojnie wietnamskiej; wskutek zabiegów niechętnemu mu osobiście i preferującego tradycyjną dyplomację sekretarza stanu H. Kissingera, Moynihan musiał wprawdzie II 1976 podać się do dymisji, ale już wkrótce (VI 1976) wygrał wybory do Senatu ze stanu Nowy Jork, stając się tym samym pierwszym neokonserwatystą zajmującym wysoki urząd publiczny. Jako senator krytykował nieustannie prezydenta Cartera za „partaczenie” kampanii o prawa człowieka, czyli traktowanie jej jako „szczególnego rodzaju międzynarodowej pracy socjalnej” (cyt. za: J. Ehrman, dz. cyt., 109), zamiast jako pola ideologicznej konfrontacji z totalitaryzmem.
Koalicja na rzecz Demokratycznej Większości poniosła klęskę na zjeździe Partii Demokratycznej w Kansas City 1974, stając się jej zmarginalizowaną frakcją; kolejną porażką neocons była przegrana ich kandydata (H.M. Jacksona) na prezydenta w prawyborach 1976, kiedy nominację partii otrzymał oustsider z Południa i naiwny, lewicujący moralista – Jimmy Carter; w administracji tegoż z przedstawionych mu nominacji tylko jeden neokonserwatysta (Peter R. Rosenblatt) na 60 proponowanych otrzymał urząd, i to marginalny, ambasadora w Mikronezji.
Od 1977 neocons bezustannie atakowali Cartera i jego lewicowych doradców, jak Paul Warnke i ambasador przy ONZ (Murzyn) Andrew Young (publicznie akceptujący reżimy socjalistyczne w krajach Trzeciego Świata, a nawet usprawiedliwiający zbrojną „pomoc” Kuby dla komunistów w Angoli), szczególnie w kwestii kontroli zbrojeń (układy SALT II) i iluzji prezydenta co do możliwości „partnerskiej współpracy” z Moskwą, ale także za postrzeganą przez nich chęć zmuszenia Izraela do opuszczenia terytoriów okupowanych w zamian za pokój z Arabami; tzw. Zespół B, w którego skład wchodzili m.in. Paul Nitze i R. Pipes, doszedł w swoim raporcie do wniosku, że obowiązująca amerykańska doktryna nuklearna oparta jest na błędnej koncepcji, zwanej „teorią zakładników” albo „wzajemnie kontrolowanego zniszczenia” (MAD), ponieważ polityczno-wojskowe kierownictwo sowieckie uważa broń nuklearną za narzędzie wojny zaczepnej (a nie „odstraszania”), które – właściwie użyte – może zapewnić zwycięstwo. Glazer i Laqueur, odwołujący się do filozofii politycznej Hannah Arendt, stanowczo przeciwstawiali się też próbie zamazywania przez lewicowych liberałów różnicy pomiędzy totalitaryzmem i autorytaryzmem oraz zaliczania ZSSR do tej drugiej kategorii reżimów, z którymi należy „nauczyć się żyć” (M. Shulman). Gershman, który 1978 stwierdził, że rozróżnienie tych dwu typów ustroju i społeczeństwa nie jest „akademickie”, gdyż pozwala ono zrozumieć, że prawicowe reżimy „można było tak szybko i bezproblemowo zastąpić demokratycznymi właśnie dlatego, że n i e b y ł y totalitarne w sensie kontrolowania każdego aspektu ludzkiego istnienia” (cyt. za: J. Ehrman, dz. cyt., 131).
Szczególny rozgłos zyskał artykuł Kirkpatirck z 1979 Dyktatury i podwójne standardy (Dictatorship and Double Standards, „Commentary”, XI 1979), będący nie tylko druzgocącą krytyką Cartera, ale sformułowaniem przyjętej przez neocons głównej wytycznej w polityce zagranicznej, która zalecała wspieranie przez USA autorytarnych dyktatur prawicowych, stawiających opór wspomaganym przez Moskwę lub Pekin marksistowskim rebeliantom; wychodząc z przesłanki, iż ustroje demokratyczne powstają powoli, w długim okresie doświadczeń, zaś próby forsowania rozwiązań demokratycznych z dnia na dzień przyniosłyby skutki odwrotne do zamierzonych, Kirkpatrick akcentowała fakt rzeczywistego ewoluowania ustrojów autorytarnych w kierunku demokratycznym w polityce a liberalnym w gospodarce, podczas gdy „uzbrojeni intelektualiści cytujący Marksa” zmierzają zawsze w kierunku ustanowienia totalitarnej tyranii.
4º P r z e j ś c i e d o P a r t i i R e p u b l i k a ń s k i e j. Pomimo krytyki polityki demokratów neocons długo wzdragali się przed przejściem do republikanów – zapewne głównie ze względów etniczno-rasowych, czego dowodzi artykuł Kirkpatrick w „Common Sense” Dlaczego nie jesteśmy republikanami?, w którym wyjaśniała ona, że Partia Republikańska jest ekspozyturą WASP-ów (White-Anglo-Saxon-Protestants), dyskryminujących Żydów, katolików i Murzynów. Początkowo tylko Kristol samotnie, już 1972, przeszedł do Partii Republikańskiej i poparł w wyborach prezydenckich Nixona. Gremialna zmiana barw partyjnych (ale ze znaczącymi wyjątkami, jak James Wright i Tom Foley w obu izbach Kongresu oraz Bell, Glazer, Novak, Ulam i redaktor „The New Republic” – Martin Peretz pośród intelektualistów) nastąpiła dopiero 1979 po rezygnacji Moynihana z ubiegania się o nominację z ramienia Partii Demokratycznej; dzięki niej jednak neocons stali się po raz pierwszy ważnym segmentem prawicowej koalicji, która 1980 wyniosła do władzy Ronalda W. Reagana.
Wejście do koalicji reaganowskiej neocons wykorzystali do opanowania głównych think tanks konserwatywnych, jak American Enterprise Institute, Center for Strategic and International Studies, Heritage Foundation, Hoover Institute; z inicjatywy Decter, II 1981 powstał Komitet na rzecz Wolnego Świata (Committee for the Free World), którego deklarację podpisało około 400 intelektualistów z USA i Europy (honorowym przewodniczącym został Raymond Aron), i który przez pierwszy rok istnienia pozyskał od rozmaitych fundacji prawie 0,5 mld dolarów; neocons uzyskali także wiele ważnych przyczółków w urzędach federalnych: m.in. William J. B e n n e t t (ur. 1943) został przewodniczącym Narodowego Funduszu Nauk Humanistycznych, a następnie sekretarzem oświaty.
Prezydentura Reagana okazała się jednak dla neocons w dużej mierze rozczarowaniem; w szczególności Podhoretz i Kristol uważali Reagana za zbyt „miękkiego”; jak wyznawał Kristol, „mieliśmy nadzieję, że Ronald Reagan będzie się zachowywał w polityce zagranicznej bardziej jak kowboj z wielką i śmiałą wizją (...), a mniej jak tradycyjny dyplomata. Tymczasem nadal przeważa, niestety, tradycyjna dyplomacja Departamentu Stanu” (wywiad dla „Le Figaro”, cyt. za: Superkonserwatysta – antyradziecki, ale nie proatlantycki, „Forum” 2 VIII 1984, 7). Reaganowi mieli za złe nie dość stanowcze wspieranie partyzantów afgańskich i sił antykomunistycznych w Ameryce Łacińskiej (władz Salwadoru i nikaraguańskich contras) oraz stwarzanie zagrożenia dla Izraela przez sprzedaż broni Arabii Saudyjskiej. Podhoretz wywodził, że Zwycięstwo jest możliwe („Foreign Policy”, lato 1980), a w walce z Moskwą nie może być kompromisów, ponieważ jest ono „starciem pomiędzy cywilizacją a barbarzyństwem” (The Future Danger, „Commentary”, IV 1981, cyt. za: J. Ehrman, dz. cyt., 158); jego zdaniem, jednoznacznie zdefiniowanym celem zmodyfikowanej strategii „odstraszania” winno być zniszczenie ZSSR, wszelako bez uciekania się do bezpośredniej konfrontacji militarnej, lecz przez zmasowaną ofensywę przeciwko komunizmowi w Trzecim Świecie oraz całkowite zamrożenie stosunków handlowych i odmowę udzielania pomocy gospodarczej Moskwie i jej satelitom (w tym PRL); Podhoretz oceniał, że wówczas „siły, które już teraz napierają na imperialne granice [ZSSR], samoczynnie wzrosną”, co „stworzy nadzieję na rozpad imperium sowieckiego” (cyt. za: tamże); ganiąc Reagana za niezerwanie stosunków gospodarczych z Moskwą i Warszawą po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce, twierdził: „Wystarczyło tylko p r z e s t a ć p o m a g a ć Sowietom i ich polskim kolaborantom, aby trudniej było im ustabilizować sytuację” (cyt. za: tamże, 161).
Mniej krytyczni byli neocons zatrudnieni w administracji: Kirkpatrick (ambasador w ONZ), Novak (delegat do Komisji Praw Człowieka ONZ), Max Kampelman (delegat na madryckie obrady KBWE), Abrams (asystent sekretarza stanu ds. organizacji międzynarodowych) i Perle (asystent sekretarza obrony ds. bezpieczeństwa międzynarodowego), którzy – w przeciwieństwie do łatwo wygrywających wojny na papierze publicystów – rozumieli mechanizmy i ograniczenia realnej polityki, toteż gotowi byli zadowolić się stopniowymi sukcesami, tymczasem Podhoretz „stał się ofiarą własnych celów i wzrastającej nieelastyczności ideologicznej. Ustanowił bezwzględne kryterium oceny polityki zagranicznej Reagana – zwycięstwo nad komunizmem – i wszystko, co tego kryterium nie spełniało, automatycznie uznawane było za porażkę” (J. Ehrman, dz. cyt., 163). Za drugiej kadencji Reagana pozycją neokonserwatystów zachwiało też odejście Kirkpatrick i zamieszanie Abramsa w aferę „Iran – contras” (pośredniczenia w nielegalnej sprzedaży broni z wrogiego Iranu antykomunistycznym partyzantom w Nikaragui), który za zatajenie informacji przed Kongresem został skazany na 2 lata więzienia w zawieszeniu i 100 godzin pracy społecznej, a Moynihan (który początkowo też krytykował Reagana za zbytnią ostrożność) po złagodzeniu swego antykomunizmu został 1983 demonstracyjnie wykluczony z grona neocons.
5º D r u g i e p o k o l e n i e n e o k o n s e r w a t y s t ó w. Zacietrzewienie Podhoretza i Laqueura oraz pewna dezorientacja z powodu pieriestrojki M. Gorbaczowa, w której widzieli oni wzmocnienie, a nie kryzys komunizmu (Laqueur jeszcze 1988 twierdził, że władza komunistyczna w Moskwie jest bezpieczna jak nigdy – Is There Now, or Has There Ever Been, Such a Thing as Totalitarianism?, „Commentary”, X 1985, 32), zachwiało poważnie politycznymi wpływami neocons, niemal wyeliminowanych za drugiej kadencji Reagana. Ich pozycję uratował, wskazując zarazem po raz kolejny nowy cel strategiczny, Kristol, który najwcześniej zorientował się, że ideologiczny ekstremizm prowadzi do marginalizacji politycznej; 1985 Kristol założył pismo „The National Interest”, gdzie proklamował tzw. n e o r e a l i z m, którego ideą przewodnią było prowadzenie polityki pośredniej pomiędzy izolacjonizmem Starej Prawicy a ideologicznymi „krucjatami”, propagowanymi przez „Commentary”; zdaniem Kristola i Tuckera, który przestrzegał przed imperialną „pokusą” (The Imperial Temptation, 1992) USA powinny „krzewić demokrację” za granicą raczej własnym przykładem, natomiast siły używać tylko wówczas, gdy wymaga tego ich narodowy interes; dlatego też Kristol studził euforię „końca historii” po upadku komunizmu sowieckiego; chociaż to właśnie na łamach „National Interest” (1989, nr 16) ukazał się pierwszy zarys słynnego eseju Koniec historii? Francisa F u k u y a m y (ur. 1955), który ogłosił – acz asekurując się trybem warunkowym – że „jesteśmy, być może, świadkami nie po prostu końca zimnej wojny, czy też przemijania pewnego szczególnego okresu w powojennej historii świata, lecz końca historii jako takiej, to jest – końcowego punktu ideologicznej ewolucji ludzkości i uniwersalizacji zachodniej liberalnej demokracji jako ostatecznej formy rządu” (Koniec historii?, w: Czy koniec historii? Konfrontacje 13, red. I. Lasota, Warszawa 1991, 8), to Kristol – (nie bez ironii) witając „G.W.F. Hegla w Waszyngtonie” – przestrzegał przed mirażami heglowskiej wyobraźni i zalecał „powrót do Arystotelesa i jego poglądu, iż wszelkie formy rządów (...) są zasadniczo nietrwałe, że wszelkie reżimy polityczne są z natury przejściowe, że stabilność każdego z nich podlega korozyjnemu działaniu czasu” (Hegel, Heidegger, Arystoteles, cyt. za: tamże, 52).
Okres pewnego zamieszania w obozie neokonserwatywnym po 1989 wynikał z tego, że – jak przyznał Kristol – „bardzo trudno jest określić politykę zagraniczną, kiedy się nie ma wroga”, a „obecnie Stany Zjednoczone nie mają żadnego wroga”, choć są kraje, które (jak Iran czy Libia) prowadzą politykę nieprzyjazną, „ale nie zrobiły one dotąd nic takiego, co przesunęłoby je do kategorii wrogów” (Stany Zjednoczone: Powrót do narodowego interesu. Rozmowa z Irvingiem Kristolem, Jeane Kirkpatrick i Michaelem Novakiem, „Arka” 1992, nr 39-40, 86). Jednak wbrew przedwczesnym (1996) obwieszczeniom obu „ojców-założycieli” (Kristola i Podhoretza) n. nie umarł z powodu wielkiego sukcesu, jako że bezkrwawe zwycięstwo w „zimnej wojnie” uczyniło USA jedynym super-, a właściwie już hipermocarstwem w świecie, toteż siłą rzeczy wzmogło w polityce amerykańskiej – obecną przynajmniej od prezydentury W. Wilsona – tendencję „demokratyczno-mesjanistyczną” w ideologii państwowej oraz dążenie do stworzenia globalnego imperium (Imperium Mundi). W tej sytuacji, drugie pokolenie neokonserwatystów dokonało od początku lat 90. syntezy „mesjanizmu” Podhoretza i „neorealizmu” Kristola; synteza ta – nazwana przez Maxa Boota „twardym wilsonizmem” (hard Wilsonianism – cyt. za: „Neo-conned”, Congressman Ron Paul adressed the U.S. House of Representatives July 10, 2003, [link widoczny dla zalogowanych]) – polegała na zrozumieniu, że ideologia demoliberalna i „mistyka” praw człowieka nie mogą być samoistnymi celami politycznymi, gdyż kierowanie się fanatyzmem ideologicznym może prowadzić do katastrofy, są one natomiast przydatnym narzędziem i kamuflażem dla budowania Imperium Americanum oraz dyscyplinowania i karania państw opornych, desygnowanych na wrogów Imperium (zaliczonych do „osi zła”), nadto zaś pewien poziom rzeczywistej homogenizacji ustrojowej, zbliżający wszystkie „prowincje” imperium światowego do modelu ustrojowego „centrum”, ułatwia sprawowanie nad nimi kontroli; do wyznawców „religii” praw człowieka adresowana jest argumentacja Novaka, iż skoro USA „są demokracją, której fundamentem jest zabezpieczenie praw jednostki”, to „w naturalny sposób (...) nasz kraj czuje się bezpieczniejszy, gdy również w innych krajach, w jak największej liczbie krajów, panuje system demokratyczny” (Stany Zjednoczone..., 79), do zwolenników globalizacji gospodarczej – argument o potrzebach handlu międzynarodowego, lecz najbardziej propagandzie neocons sprzyja zjawisko – i jego „umiędzynarodowienie” – terroryzmu i wywołane przezeń poczucie zagrożenia, także ze strony „państw zbójeckich”. Dla celów tej syntezy neocons potrafili nawet odebrać tradycyjnej prawicy hasło America first! („Ameryka przede wszystkim”), zmieniając jego sens z izolacjonistycznego na imperialny, co nazwano „unilateralizmem aktywnym”. Tę unowocześnioną wersję ideologii demokratyczno-imperialnej, głoszącą w szeregu prac (J. Muravchik, Exporting Democracy: Fullfilling America`s Destiny, Washington DC 1991; J. Muravchik, The Imperative of American Leadership: A Challenge to Neo-Isolationism, 1996; R. Kagan, W. Kristol (red.), Present Dangers: Crisis and Opportunity in America`s Foreign and Defense Policy, San Francisco 2000; L.F. Kaplan, W. Kristol, The War Over Iraq: America`s Mission and Saddam`s Tyranny, San Francisco 2003), iż na USA spoczywa moralny obowiązek „eksportowania demokracji”, a zarazem w mniej lub bardziej otwarty sposób przyznających, że „obdarowywanie” całej ludzkości demokracją liberalną pokrywa się z nadrzędnym interesem imperialnym, zbudowali m.in.: redaktor „The Weekly Standard” – (syn Irvinga) William K r i s t o l (ur. 1953); komentator „New York Post” – (syn Normana) John P o d h o r e t z (ur. 1956); obecny (od 1990) redaktor „Commentary” – Neal K o z o d o y (ur. 1942), redaktor pisma „Orbis” – (syn Richarda) Daniel Pipes; historyk idei – Michael A. L e d e e n, historyk dyplomacji (syn Donalda) Robert K a g a n (ur. 1956); profesor studiów strategicznych w John Hopkins University (i autor ulubionej książki prezydenta G.W. Busha o cywilnych przywódcach politycznych w czasach wojen: Supreme Command: Soldiers, Statesmen and Leadership in Wartime, New York 2002) – Eliot A. C o h e n; publicyści: Max Boot, David Brooks, Ann Coulter, Thomas Donelly, David F r u m (ur. 1960), Jonah Goldberg, Owen Harries, b. żołnierz armii izraelskiej pisarz Mark Helprin (ur. 1947), Lawrence F. Kaplan, Charles K r a u t h a m m e r (ur. 1950), Seth Lipsky, Bob McManus, Joshua M u r a v c h i k, Stephen Schwartz, Henry Sokolsky, Ira Stoll, Leon Wieselter, Farred Zakaria.
Z administracją G. Busha-seniora stosunki neocons nie były najlepsze (zwłaszcza odkąd do prasy przedostała się uwaga sekretarza stanu J. Bakera: „Pieprzyć Żydów. Nie głosowali na nas” – cyt. za: J. Ehrman, dz. cyt., 211), choć Kristol-junior był dyrektorem gabinetu wiceprezydenta Dana Qayle`a, a 1994 przyczynił się walnie do zwycięstwa republikanów w wyborach do obu izb Kongresu, gdzie liderem większości został, związany z neocons, Newt G i n g r i c h (ur. 1943); z administracją demokraty Billa Clintona byli oni (z wyjątkiem – do 1993 – Muravchika, Wattenberga i Penna Kemble`a) w otwartym konflikcie (popierali go jedynie wtedy, gdy decydował się na interwencje zbrojne, jak w Bośni-Hercegowinie); W. Kristol napisał nawet, że „każdy neokonserwatysta, który wróci do Partii Demokratycznej, jest pseudoneokonserwatystą” (cyt. za: J. Ehrman, dz. cyt., 211); jednak 26 I 1998 i sam W. Kristol, i wielu innych czołowych neocons (Abrams, Bennett, Bolton, Kagan, Perle, Wolfowitz), obiecywali Clintonowi „pełne poparcie”, jeśli w orędziu o stanie państwa wskaże odsunięcie od władzy Saddama Husajna jako główny punkt polityki zagranicznej.
Pomimo chwilowego zejścia z pierwszego planu, ostatnią dekadę XX wieku neocons wykorzystali także w pełni do zbudowania solidnych podstaw finansowych i medialnych dla oczekiwanego powrotu do władzy wraz z Partią Republikańską; od rozmaitych fundacji otrzymują rocznie ponad 30 mln dolarów; na założenie „Weekly Standard” 10 mln dolarów wyłożył – nazywany „finansowym ojcem chrzestnym” n. – magnat prasowy Robert Murdoch; nowym, czysto neokonserwatywnym dziennikiem, na który 20 mln dolarów dał neokonserwatysta, Kanadyjczyk Conrad M. Black (2001 otrzymał od królowej Elżbiety II tytuł barona Black of Crossharbour), jest „The New York Sun”; neocons dominują też w „The Washington Times” wydawanym przez „wielebnego” Moona, kontrolują „The New Republic”, nadają ton w „The Wall Street Journal”, „The New York Post”, „The American Spectator” i „The National Review” oraz na kanale Fox News (też należącym do Murdocha); dzięki koncernowi prasowemu Murdocha – Hollinger International Inc. (w którego Radzie Nadzorczej zasiada Perle, i którego prezesem był lord Black, 2003 zmuszony do ustąpienia i obecnie sądzony pod zarzutem okradania akcjonariuszy) mają wpływ na ton komentarzy m.in. w „The Daily Telegraph”, „The Spectator”, „The Jerusalem Post”.
6º N a s z c z y c i e w ł a d z y. Chociaż w prawyborach republikanów neocons popierali początkowo kandydaturę senatora Johna McCaina, po nominacji i zwycięstwie wyborczym George`a W. B u s h a Jr., stali się jednym z głównych (obok tzw. chrześcijańskich syjonistów, czyli „ewangelikalnych” protestantów) sektorów jego administracji, tworząc – wraz z „grupą trzymającą władzę” w mediach, fundacjach, instytutach i biznesie, będących często „klanami” rodzinnymi – potężną sieć władzy (network of power). Sprzyjała im okoliczność, że z powodu sądowego sporu o wynik wyborów prezydenckich, w okresie przejściowym XI 2000 – I 2001 jeden z ich politycznych protektorów – wiceprezydent Dick [Richard B.] C h e n e y miał wolną rękę w obsadzaniu stanowisk; drugim ich protektorem był sekretarz obrony Donald R u m s f e l d; neocons ulokowanymi na decyzyjnie kluczowych stanowiskach są: zastępca Rumsfelda (zięć Wohlstettera) – Paul W o l f o w i t z (ur. 1943); szef politycznej rady konsultacyjnej Pentagonu (i główny strateg „wojny z terroryzmem”, którego przeciwnicy nazywają „Księciem Ciemności”) – Richard P e r l e (ur. 1941); szef Rady Bezpieczeństwa Narodowego – (zięć N. Podhoretza) Elliot A b r a m s (ur. 1948); zastępca sekretarza stanu Richard Armitage; szef gabinetu Cheney`a – Lewis „Scooter” Libby i jego dwaj współpracownicy: Eric Edelman i John Hannah; doradca Cheney`a d.s. bezpieczeństwa narodowego – (żona R. Kagana) Victoria Nulland; trzeci w kolejności urzędnik w Departamencie Obrony – (syn współpracownika lidera syjonistów-rewizjonistów W. Żabotyńskiego w latach 30. w Polsce) Douglas Feith oraz jego współpracownicy: Stephen Cambone, Peter W. Rodman, Dov Zackheim i Michael Rubin; odpowiedzialny za kontrolę zbrojeń w Departamencie Stanu John Bolton i jego asystent David Wurmser; szef specjalnej komórki wywiadowczej w Pentagonie Abram Shulsky; specjalny pełnomocnik prezydenta do kontaktów z opozycją iracką Zalmay Khalizad. Ze względu na szczególnie silną pozycję w Pentagonie neocons określa się czasem skrótem Pentacons; jest ich co najmniej 9 (w tym Perle, Cohen, Gingrich, Qayle i Woolsey) na 30 członków Rady Polityki Obronnej (Defence Policy Bard), która debatuje nad długofalowymi celami polityki militarnej oraz nad tym, jakie nowe typy broni mają być rozwijane, a poprzez tę instytucję mają powiązania z firmami (jak Boenig czy Lockheed), które 2001-02 zdobyły kontrakty z Pentagonem w wysokości ponad 76 mld dolarów; kierują też dwiema wpływowymi organizacjami zajmującymi się bezpieczeństwem narodowym: Jewish Institute of National Security Affairs (JINSA) i Center for Security Policy (CSP); w American Enterprice Institute, który kieruje także programem Nowa Inicjatywa Atlantycka, są m.in. (żona wiceprezydenta) Lynne Chavez, Kirkpatrick, Novak, Ledeen i, od niedawna, b. wiceminister obrony narodowej i spraw zagranicznych RP, (ożeniony z córką Murdocha) Radek Sikorski; neocons zasiadają licznie w radach nadzorczych firm zajmujących się międzynarodowym handlem bronią.
Mimo iż stosunkowo nieliczni, neocons są znakomicie zorganizowani i mają jasno sprecyzowane i dalekosiężne cele polityczne; pracujący 1982-86 w Pentagonie Ledeen sformułował słynną doktrynę swojego imienia, głoszącą, że „co 10 lat Stany Zjednoczone powinny rzucić o ścianę byle jakim, gównianym państewkiem, żeby wiedziano, kto rządzi” (cyt. za: P. Buchanan, Czyja wojna?, „Nasz Dziennik” 4 IV 2003, nr 80); 1992 Wolfowitz i Libby opracowali dokument Pentagonu Wytyczne Planowania Obronnego (Defence Planning Guidance), w którym postulowali zastąpienie „doktryny odstraszania” nową strategią hegemonii globalnej oraz wzywali do „permanentnej obecności militarnej USA na sześciu kontynentach, ażeby wybić z głowy wszystkim potencjalnym konkurentom aspiracje o większej roli w skali regionalnej lub globalnej”; chociaż projekt ten został wówczas odrzucony, jego tezy stały się podstawą Strategii Bezpieczeństwa Narodowego ogłoszonej 21 IX 2001 przez prezydenta G.W. Busha; 1996 R. Kagan i W. Kristol ogłosili propozycję „neoreganowskiej” polityki zagranicznej (Toward a Neo-Reaganite Foreign Policy, „Foreign Affairs” July/August 1996); 1997 neocons (m.in. Abrams, Bennett, Cheney, Decter, Fukuyama, Libby, Podhoretz, Rodman, Rumsfeld, Wolfowitz) powołali instytucję Project for The New American Century (PNAC), z W. Kristolem jako prezesem, która postawiła sobie za cel sformułowanie strategii dla osiągnięcia globalnej hegemonii USA; IX 2000 PNAC opublikował dokument Rebuilding Americas Defences, zawierający postulat przebudowy amerykańskich sił zbrojnych tak, aby mogły one służyć realizacji celów imperialnych; realizacji tego scenariusza dopomógł atak terrorystyczny na WTC, który potwierdził słuszność przewidywania I. Kristola, że świat „obfituje wciąż w możliwości dostarczania wrogów. W końcu więc na pewno znów będziemy mieli wroga czy wrogów i znów będziemy mogli wobec nich określić naszą politykę zagraniczną” (Stany Zjednoczone.., 86). Cohen ogłosił, że walka przeciwko „wojującemu islamowi” stanowi początek IV wojny światowej (III wojną w tej numeracji była „zimna wojna” z ZSSR), a Ledeen w książce The War Against the Terror Master: Why .... Happened. Where We Are Now. How We`ll Win (New York 2002) wskazał listę państw, które należy zniszczyć: „Trzeba rozpocząć od wielkiej trójki terrorystycznych reżimów: Iranu, Iraku i Syrii. Następnie rozprawiamy się z Arabią Saudyjską”, zaznaczając, że „po usunięciu tyranów pozostaniemy na miejscu”, bowiem „musimy dopilnować rozwoju demokratycznej rewolucji (...). Stabilizacja nie jest warta amerykańskiej misji, jest konceptem, który należy odrzucić. Nie chcemy stabilizacji w Iranie, Iraku, Syrii, Libanie ani Arabii Saudyjskiej. Chcemy zmian. Nie mamy pytań czy, lecz jak wywołać destabilizację” (cyt. za: P. Buchanan, dz. cyt.); jeszcze dalej szedł Bennett, który jako cel ataku wymienił też Chiny; samoświadomość neocons wyraził w słynnym już przeciwstawieniu postaw Amerykanów i Europejczyków R. Kagan, który oznajmił, że w przeciwieństwie do wychodzącej poza logikę siły Europy, wkraczającej do „raju «końca historii», będącego urzeczywistnieniem kantowskiego «wiecznego pokoju» - do świata, w którym panuje spokój i względny dobrobyt”, USA „nadal tkwią w historii, w anarchicznym hobbesowskim świecie, w którym nie można liczyć na międzynarodowe prawa i reguły, a prawdziwe bezpieczeństwo oraz obrona i szerzenie liberalnego porządku wymagają posiadania i stosowania zbrojnej siły” (R. Kagan, Potęga i Raj. Ameryka i Europa w nowym porządku świata, Warszawa 2003, 9), czyli – pomijając retorykę liberalną – gotowości prowadzenia „wiecznej wojny dla wiecznego pokoju”.

2. S e n s i d e o w o - p o l i t y c z n y. Zdefiniowanie n. jest trudne nie tylko z powodu dynamiki jego przemian ideologicznych, którą najbardziej dosadnie wyraził sam Godfather I. Kristol, mówiąc, iż neokonserwatysta to „liberał, któremu rzeczywistość dała po mordzie” (cyt. za: B. Miner, Zwięzła encyklopedia konserwatyzmu, Poznań 1999, 187), ale z powodu braku filozofii politycznej n.; piszący neocons to albo publicyści, których książki stanowią zbiory artykułów, nieraz nawet komentarzy gazetowych, albo socjolodzy, żaden z nich nie napisał natomiast traktatu metapolitycznego; J.Q. Wilson zaznaczał, że neocons nie mają wspólnego „manifestu, wyznania wiary, religii, sztandaru, hymnu czy tajnych znaków” (cyt. za: J. Ehrman, dz. cyt., 61); n. to nie doktryna polityczna, lecz (nader homogeniczne) środowisko, ruch oraz „nurt opinii, zestaw priorytetów, selekcja problemów, preferowanie określonych typów argumentacji, zgodność w określeniu kto jest «wrogiem»” (P. Steinfels, Amerykańska geneza zjawiska, „Prezentacje” 1981, nr 6, 6); ów „zestaw priorytetów” n. można zredukować do trzech: ograniczenie przerostów Welfare State, przeciwstawienie się „kontrkulturowej” ideologii Nowej Lewicy oraz antykomunizm i (ofensywna) obrona demokracji liberalnej, przechodząca w politykę imperialną; spośród tych trzech celów o sukcesie n. można mówić tylko w odniesieniu do ostatniego, gdyż „Wielkie Państwo” jest dziś większe niż kiedykolwiek, a ideologii totalnego permisywizmu już się nie głosi, lecz „po prostu praktykuje” (A. Nowak, Neokonserwatyzm – waleta żałobna, „Nowe Państwo” 1996, nr 46, 15).
Nie wszyscy neocons przyjęli też z entuzjazmem samą nazwę „n.”, nadal pozostając albo autodefiniując się jako liberałowie czy nawet socjaldemokraci, wskazując, że to lewica nadała sobie miano liberalnej, a „prawdziwy” liberalizm nazwała „n.”; zdaniem Lipseta, termin n. został „wynaleziony jako podstępna etykietka służąca pognębieniu przeciwników politycznych, w większości niezadowolonych z tego, że są tak określani” (cyt. za: J. Ehrman, dz. cyt., 61); wg Moynihana n. nie da się odróżnić od bycia „przyzwoitym liberałem”, a oba te terminy oznaczać mają „mniej więcej to samo: troskę o gorzej uposażonych obywateli tego kraju miarkuje świadomość, że przynajmniej na razie kapitalizm zdaje się skuteczniej tworzyć bogactwo niż socjalizm” (cyt. za: tamże); z kolei Bell mówił o sobie, że jest „socjalistą w gospodarce, liberałem w polityce i konserwatystą w kulturze” (cyt. za: S.M. Lipset, Neokonserwatyzm: mit i rzeczywistość, „Aneks” 53/1989, 109); uosabiane przez Bella i Glazera socjaldemokratyczne skrzydło n. pozostało w gruncie rzeczy na tradycyjnych pozycjach Partii Demokratycznej z lat 40. i 50., które można sprowadzić do hasła: „silny rząd i antykomunizm”, podczas gdy to partia przesunęła się w lewo. Z innych powodów określenia n. zaczynają unikać jego młodsi przedstawiciele, dla których zaczyna ono być nazbyt krępujące jako dla elity realnej władzy.
Nie bez racji i z pewną dozą autoironii, jako „jedyny prawdziwy neokonserwatysta” lubi określać się I. Kristol, który też wyjątkowo przedstawił szkic ideologicznego credo n. (What Is a „Neo-Conservative”?, „Newsweek” 19 I 1976); nawet jednak Kristol innym razem stwierdza, że z terminem tym jedynie pogodził się, będąc uodpornionym na kaprysy onomastyki, natomiast „nie ma czegoś takiego jak neokonserwatyzm” (Reflections of a Neoconservative, New York 1983, 74, 75).

1º „D e m o k r a t y c z n y k a p i t a l i z m”. Neocons nie są tradycyjnymi leseferystami i dystansują się od radykalnego libertarianizmu, chcąc tylko przekształcić biurokratyczne państwo „nadopiekuńcze” w „państwo zabezpieczenia socjalnego”, gwarantujące jednostce konkretne świadczenia, gdy znajdzie się ona w trudnej sytuacji; ich akceptację dla „powściągliwej” wersji New Deal, Great Society i Welfare State Steinfels słusznie porównywa (dz. cyt., 7) do stanowiska „umiarkowanych” konserwatystów katolickich, akceptujących Sobór Watykański II w jego „duchu” i „literze”, ale występujących przeciw „nadużyciom” progresistów; neocons przeciwstawiają się typowym postulatom „dobroczynnym” lewicy, jak wprowadzenie powszechnego „bezpłatnego” nauczania w szkołach wyższych czy publicznej „bezpłatnej” służby zdrowia, a także limitom zatrudnienia i miejsc na uczelniach dla grup „dyskryminowanych”, czyli tzw. akcji afirmatywnej (affirmative action) czy przewożeniu (busing) dzieci murzyńskich do szkół w białych dzielnicach na koszt podatników; wg neocons rząd amerykański jest „przeciążony” i zbyt wiele się od niego oczekuje, obciążając go obowiązkiem karmienia, wychowywania, kształcenia i zatrudniania biednych z „podklasy” (underclass); zdaniem Podhoretza, spór pomiędzy neocons a konserwatystami w tej kwestii okazał się jednak akademicki, gdyż „wyszło na jaw, że funkcje państwa opiekuńczego można co najwyżej ograniczyć, ale nie da się ich zlikwidować w ogóle. Trzeba je tylko sensownie zestroić z modelem wolnorynkowym” (Czym jest neokonserwatyzm?, „Młoda Polska” 1989, nr 2, 2).
Kristol poparł natomiast reaganowski program redukcji podatków, opowiadając się przeciwko keynesowskiej „ekonomice popytu”, a za „ekonomiką podaży”, jako że – w przeciwieństwie do patrzących na gospodarkę „z góry” (tj. rządu, „który jest deus ex machina i w swojej wszechwiedzy roztropnie interweniuje w obronie harmonijnego ładu ekonomicznego”) keynesistów – „ekonomiści ze szkoły podażowej patrzą na gospodarkę z dołu, z punktu widzenia przedsiębiorcy i inwestora” (Ideologia a ekonomika podażowa, „Res Publica”, 1989, nr 1/19/, 98); ekonomika podaży „kładzie (...) nacisk na wzrost, nie na redystrybucję. Chce poprawy sytuacji ekonomicznej każdego, ale niekoniecznie w takim samym stopniu czy w takim samym czasie” (tamże, 99); keynesizm został przez niego odrzucony nie a priori, lecz w następstwie empirycznie stwierdzonego faktu, iż przynajmniej od 1970 ekonomiczny establishment nie był w stanie wyjaśnić zjawiska, które teoria keynesowska uważała za niemożliwe, a które jednak wystąpiło, czyli tzw. stafglacji, tj. jednoczesności inflacji i zahamowania wzrostu gospodarczego; z kolei tzw. krzywa Laffera dostarczyła dowodu, iż powyżej pewnej wielkości podatek staje się antyprodukcyjny (wiedział to zresztą już w XIV w. arabski myśliciel Ibn Chaldun); zdaniem Kristola, ekonomikę podażową można i należy też traktować jako rodzaj „humanistycznej” rebelii przeciwko matematyczno-mechanicystycznej makroekonomii, zainteresowanej budowaniem harmonijnego obrazu całości gospodarki na wzór obrazu wszechświata widzialnego w planetarium, a ignorującej zachowania milionów jednostek na rynku.
2º O b r o n a e t o s u b u r ż u a z y j n e g o. „Akty strzeliste” do wolnego rynku z pozycji liberalno-katolickich wznosi Novak (Duch demokratycznego kapitalizmu [1982], Poznań 2001; The Catholic Ethic and the Spirit of Capitalism, New York 1993), a „usprawiedliwienie” luterańskie daje mu Berger (Rewolucja kapitalistyczna. Pięćset tez o dobrobycie, równości i wolności [1986], 1995; Etyka kapitalizmu [1990], Kraków 1994); Kristol natomiast wznosi na cześć kapitalizmu „podwójny toast” (Two Cheers for Capitalism, New York 1978): jako sympatyk purytanizmu i spadkobierca judaizmu (wg własnej deklaracji, „nieortodoksyjny Żyd, w każdym razie w sensie wyznania”, acz będący osobą „życzliwie nastawioną do ducha ortodoksji”, zarówno judaistycznej, jak chrześcijańskiej – Chrześcijaństwo, judaizm, socjalizm, „Libertas”, Paryż 1988, nr 10-11, 106, 120); jego zdaniem, kapitalizm miał się dobrze, dopóki panowała surowa moralność protestancka, a kryzys nastąpił dopiero z chwilą odejścia od niej, co wystąpiło jednocześnie z powstaniem wielkich korporacji i trustów, a łącznie doprowadziło do biurokratyzacji i depersonifikacji systemu gospodarczego, nad którym władzę przejęli od „tradycyjnych” kapitalistów wykształceni menedżerowie, tworzący „nową klasę” technokratów; błędny jest także, jego zdaniem, „darwinistyczny” obraz kapitalizmu jako systemu opierającego się na chciwości, w którym rządzi „prawo dżungli”, gdzie przetrwać mogą tylko najsilniejsi, gdyż historia kapitalizmu pokazuje, że kapitalistów cechuje zazwyczaj sentymentalizm, znajdujący wyraz w działalności filantropijnej; kapitalizm nie obiecuje wprawdzie – w przeciwieństwie do socjalizmu – całkowitego zniesienia nierówności ekonomicznej, ale faktycznie wytworzył najbardziej egalitarne społeczeństwo w dziejach ludzkości; mechanizm wolnego rynku zarówno tworzy bogactwo, jak dokonuje jego dystrybucji, co zapobiega powstawaniu oligarchii, która mogłaby zagrozić wolnemu społeczeństwu.
W równym stopniu etosowi burżuazyjnemu sprzyjał judaizm, ponieważ (w przeciwieństwie do chrześcijan) dla Żydów handel nie był nigdy „problematyczny”, a „religia żydowska nigdy nie dopatrywała się w bogaceniu się niczego grzesznego, poniżającego bądź wątpliwego moralnie” (tamże, 106-107); dotyczy to jednak wyłącznie żydowskiej ortodoksji, czyli „judaizmu rabinicznego”, podczas gdy heterodoksyjny „judaizm profetyczny” (podobnie jak heterodoksyjne prądy w łonie chrześcijaństwa) wykazuje nastawienie antykapitalistyczne; co więcej, socjalizm jest w oczach Kristola tyleż „groteskową parodią” (tamże, 115) chrześcijańskiej dobroczynności, co wytworem judaizmu profetycznego, których wspólną cechą jest przesycenie pierwiastkami (nienawistnego światu materialnemu) gnostycyzmu, utopii i politycznego mesjanizmu; zagrożenie gnostyckie jest, zdaniem Kristola, większe dla ludzi kierujących się nauką chrześcijańską, ponieważ może ich skłaniać do tego pozytywne wyróżnienie ubóstwa (wprawdzie dobrowolnego, ale traktowanego jako pewne szczególne dobro) w Ewangelii, a nieufność wobec bogactwa, podczas gdy judaizm ani nie przyznaje wyróżnionego statusu ubogim (choć dobroczynność też uważa za cnotę), ani nie wyraża obawy, aby człowiekowi zamożnemu było trudniej osiągnąć zbawienie; przypominając, iż Wielki Inkwizytor w Braciach Karamazow F. Dostojewskiego stwierdza, że kiedy nadejdzie Antychryst, to najpierw nakaże nakarmić ubogich, a dopiero potem zapyta o zasługi, Kristol stawia niepokojące pytanie, czy „takiego orędzia nie głosi współcześnie zdecydowana większość Kościołów chrześcijańskich” (tamże, 117); z drugiej strony, przyznając, iż Żydzi odgrywali wybitną rolę w ruchach socjalistycznych, potwierdza on do pewnego stopnia (oczywiście bezwiednie) pogląd Feliksa Konecznego o przynależności socjalizmu do cywilizacji żydowskiej, z tą różnicą, że zawęża to zjawisko do „judaizmu profetycznego”; natomiast żydzi ortodoksyjni „czują się dużo bardziej u siebie w świecie burżuazyjnym niż w jakimkolwiek innym” (I. Kristol, Wywrotowe bałwochwalstwo, „Res Publica” 1991, nr 6/44/, 88).
Socjalizm żeruje łatwo na (wypaczonych) judaizmie i chrześcijaństwie dlatego, że zdaje się sprzyjać miłej i żydom, i chrześcijanom, wspólnocie, podczas gdy etos kapitalistyczny i liberalny jest indywidualistyczny, przeto „nie może zaspokoić naturalnej u istot ludzkich potrzeby wspólnoty”, co jest jedną z jego „zasadniczych słabości” (Chrześcijaństwo..., 114). Mentalność burżuazyjna jest też „bez wątpienia najbardziej prozaiczną ze wszystkich możliwych mentalności” – co należy rozumieć także dosłownie, gdyż typowym dla niej gatunkiem literackim jest realistyczna powieść obyczajowa – gdyż celem funkcjonowania społeczeństwa burżuazyjnego jest „wygoda przeciętnego obywatela, a nie tworzenie bohaterów, ludzi godnych pamięci. Jest to społeczeństwo zainteresowane wyłącznie dobrami doczesnymi, a nie przeżyciami, których dostarczyć może tragedia czy religijność” (Wywrotowe..., 88). Mimo to, jak również mimo oczywistej klęski społeczno-gospodarczych obietnic socjalizmu, kryzys kapitalizmu jest wyłącznie natury moralnej (w tym zwątpienia we własną etyczność): „W niebezpieczeństwie znajduje się etos kapitalizmu, a nie jego ekonomia, która, choć jest jego wybawieniem, w pewnym momencie także może okazać się nieskuteczna” (tamże, 93); odrodzenie kapitalizmu winno zatem polegać na ponownym nadaniu gospodarce wolnorynkowej legitymizacji moralnej, co jest zadaniem religii i filozofii politycznej: „przyszłość liberalnego kapitalizmu zależeć będzie bardziej od pomysłów rodzących się obecnie w umysłach niektórych młodych ludzi – nieznanych filozofów i teologów – niż od absurdalnych rocznych statystyk oceniających wielkość produktu narodowego” (tamże).
3º P r z e c i w k o „k o n t r k u l t u r z e”. N. jest „antyromantyczny w treści i duchu. Wszelkiego rodzaju polityczny romantyzm – i blisko z nim spokrewniony polityczny utopizm – uważa wręcz za jedną z plag naszej epoki” (I. Kristol, Reflections..., cyt. za: B. Miner, dz. cyt., 187); zarówno w wywodzącej się z francuskiej wersji oświecenia wierze w postęp, jak w sentymentalnej, russowskiej doktrynie pierwotnej niewinności człowieka (z których wynikają także utopijne frazesy typu: „świat bez wojen”) n. widzi współczesną odmianę gnostycyzmu, destrukcyjną i dla chrześcijańskiego poczucia istnienia grzechu pierworodnego, i dla jego judaistycznego odpowiednika, który zdaniem Kristola istnieje; wrogi kapitalizmowi romantyzm, „wraz ze swoją czcią dla szlachetnych dzikusów, Weltschmerzu, namiętnej miłości, arystokratycznych bohaterów i bohaterek, nieokiełznanego terroru przeciwstawionego wyniosłej śmiałości” (Wywrotowe..., 89), zaszczepił artystom i pisarzom, a poprzez nich – ich czytelnikom, pogardę i nienawiść do „burżuazyjnego filisterstwa”, ponieważ transakcje rynkowe odzwierciedlają upodobania i gust ludzi przeciętnych; źródłem wrogości twórców kultury elitarnej do kapitalizmu jest okoliczność, iż społeczeństwo komercyjne, chociaż daje im wolność słowa, a czasem sławę i pieniądze, pozbawia ich wyjątkowego statusu Bardzo Ważnych Osób (VIP-ów).
Z ducha romantyzmu zrodziła się także współczesna „kontrkultura”, resp. „przeciwstawna kultura” (adversary culture), uzasadniana ideologicznie przez Nową Lewicę; jej hedonistyczna ideologia świadomie przeciwstawia się systemowi wartości wyznawanemu przez ogół


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 10:07, 06 Lut 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 9:36, 06 Lut 2007    Temat postu:

...

Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Wto 9:41, 06 Lut 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 9:38, 06 Lut 2007    Temat postu:

cd.

Sami neocons nie są na ogół ludźmi religijnymi, ale deklarują szacunek dla religii („tradycji judeo-chrześcijańskiej”, w typowym dla nich zwrocie retorycznym), bo upatrują w niej niezbędny czynnik moralnego i harmonijnego funkcjonowania wspólnoty; przeciwstawiają się (charakterystycznemu dla amerykańskich liberałów) interpretowaniu konstytucyjnej zasady rozdziału instytucji państwa i Kościoła, jako odseparowania państwa i społeczeństwa od religii, co pozostawałoby w całkowitej sprzeczności z intencjami „Ojców-Założycieli” USA; krzewienie „tradycji judeo-chrześcijańskiej” jest zadaniem rządu, bo w przeciwnym razie cywilizacji liberalna utraciłaby swoją kotwicę (którą nie może być np. utylitaryzm); gdy upada religijność i moralność, pogarsza się także kondycja kapitalizmu; chociaż wszelkie angażowanie się Kościoła w politykę zagraniczną czy wewnętrzną, uzyskiwanie praw i przywilejów, tworzenie partii wyznaniowych itp., Kristol uważa za niebezpieczną „pokusę konstantyńską”, to jednak religia i rodzina winny być promowane przez państwo, bo mają fundamentalne znaczenie dla trwania społeczeństwa – obok tradycji i „ducha republikańskiego”; nie jest on zwolennikiem wprowadzenia religii do szkół publicznych, ale opowiada się za uszanowaniem (zakwestionowanego przez Sąd Najwyższy) prawa do odmawiania w nich modlitwy na życzenie lokalnych społeczności; ubolewa nad zamknięciem przez Kościół katolicki większości swoich szkół oraz nad zanikiem praktyki postu wśród katolików; Syllabus papieża bł. Piusa IX to, wg niego, „znakomicie sformułowane credo antymodernizmu” (Chrześcijaństwo..., 111); zadziwia go abdykacja wielkich Kościołów chrześcijańskich przed duchem nowoczesności, a jako pozytywne przykłady możliwości zachowania postaw religijnych na przekór naciskom mechanizmów ekonomicznych podaje surowość obyczajów mormonów, którzy w poniedziałek wieczorem nie wychodzą z domów i nie oglądają telewizji, czy znanych żydowskich biznesmenów i polityków, którzy nie prowadzą ani interesów, ani kampanii wyborczych, w najkorzystniejszy z obu powodów dzień, tj. w sobotę; jest zwolennikiem cenzurowania (na poziomie lokalnych społeczności) ... oraz zdecydowanym przeciwnikiem promowania homoseksualizmu: „Chrześcijaństwo i judaizm zajmują takie samo kontrowersyjne stanowisko wobec homoseksualizmu nie dlatego, że obie te religie cechuje umysłowa ciasnota, lecz dlatego, że uprawomocnienie homoseksualizmu byłoby wyszydzeniem nakazu płodności i rozmnażania się” (tamże); na łamach neokonserwatywnego „Commentary” (XII 1987) został też ogłoszony artykuł Marjorie Rosenberg Inventing the Homosexual, miażdżący tezę o „naturalnych” uwarunkowaniach tej dewiacji, a nadto o rzekomym usprawiedliwieniu homoseksualnego promiskuityzmu przez kulturę klasycznej Grecji – gdy w rzeczywistości, zwłaszcza charakterystyczna dla współczesnej „kultury męskiego homoseksualizmu (...) gwałtowna, niepohamowana i bezmyślna pogoń za kontaktami seksualnymi z nieznajomymi byłaby nie do pojęcia dla społeczeństwa klasycznego, które wychwalało samoopanowanie i czuło odrazę do anonimowości” (Jak wymyślono homoseksualistę, „Debata” 1993, nr 1, 127) – jak również odsłaniający kulisy kilkuletniej kampanii nacisków, zastraszania, szantaży lub przeciwnie: kuszenia niezdecydowanych apanażami, która doprowadziła 1973 do wykreślenia homoseksualizmu z listy chorób przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne.
4º T y p a n t y k o m u n i z m u. Znakiem rozpoznawczym n. był w okresie „zimnej wojny” ich zdecydowany, a nawet „wojujący”, antykomunizm (N. Podhoretz, Krwawe skrzyżowanie [1979], Warszawa 1989; tenże, The Present Danger, New York 1980; I. Kristol, Moja zimna wojna, „Res Publica Nowa” 1993, nr 11/62/); nie znaczy to jednak, iżby antykomunizm można było uznać za wspólny mianownik n. i wszystkich odcieni konserwatyzmu; o ile bowiem dla konserwatystów komunizm był przede wszystkim zagrożeniem dla religii, tradycji i hierarchii, o tyle neocons upatrywali w nim wroga indywidualnej wolności i demokracji liberalnej; jeśli dla konserwatystów komunizm był najskrajniejszym odłamem „globalnej rewolucji demokratycznej”, to ambicją neocons było „przezwyciężyć lewicową krytykę demokracji” (Czym jest neokonserwatyzm..., 2), co ułatwiać miał fakt, iż „należąc kiedyś do lewicy dobrze poznaliśmy jej słabości i oszustwa” (tamże); antykomunizm tradycyjnych konserwatystów był też bardziej „defensywny”, skoncentrowany na przeciwdziałaniu komunistycznej infiltracji wewnątrz USA, natomiast antykomunizm neocons – „ofensywny”, wręcz dążący do konfrontacji z „imperium zła” na arenie międzynarodowej, ideologicznej, politycznej i gospodarczej, a selektywnie i militarnej; w pewnym sensie n. był bardziej antysowietyzmem niż antykomunizmem, i na jego dnie pozostał, być może, uwarunkowany psychologicznie, antystalinowski resentyment „sierot po Trockim”.
5º N e o k o n s e r w a t y ś c i a S t a r a P r a w i c a. Pojawienie się n. zostało przyjęte przez tzw. Starą Prawicę (obejmującą zróżnicowane spectrum ideowe, od tradycyjnych konserwatystów „organicznych” oraz „neokonfederackich” konserwatystów Południa i ich – częstokroć katolickich następców – zwanych „paleokonserwatystami”, po – najbardziej typowych dla ideologii amerykańskiej – konserwatystów „indywidualistycznych”, czyli leseferystycznych) z mieszanymi uczuciami, acz początkowo nie bez zainteresowania i sympatii; „flagowy” organ amerykańskiego konserwatyzmu – tygodnik „National Review” XII 1970 odnotował zmianę poglądów Podhoretza z aprobatą, lecz i z obawą, czy nie jest ona przejściowa, gdyż „z tymi powrotami i odejściami radykalizmu jest taki problem, że w coraz większym stopniu są one nadmiernie «kulturowe» – to znaczy zależą od nastroju i od przypadku, a w najlepszym razie można je przypisać doraźnym wydarzeniom w obiektywnym świecie. Nie są w wystarczającym stopniu zakorzenione w rzeczywistości politycznej, w ogólnych zasadach lub spójnej tradycji intelektualnej” (cyt. za: J. Ehrman, dz. cyt., 60).
W kolejnych latach, zastrzeżenia Starej Prawicy systematycznie wzrastały, zarówno z powodów ideologicznych, jak widocznej arogancji neocons, „rozpychających się” w obozie republikańskim, co spowodowało przesunięcie się całego amerykańskiego konserwatyzmu na lewo, czyli „w stronę środka punktu ciężkości wśród konserwatystów” (P. Gottfried, Th. Fleming, The Conservative Movement in America [1988], cyt. za: D. Himmelfarb, Podziały wśród konserwatystów, „Commentary” zeszyt 2 `88, Warszawa 1990, 77), a w konsekwencji – jednym z „błędów popełnianych często przez interpretatorów współczesnej amerykańskiej prawicy” jest „traktowanie neokonserwatyzmu jako prawdziwego konserwatyzmu” (tamże, 78); na zorganizowanym IV 1986 przez M.E. Bradforda, celem debaty powaśnionych środowisk, spotkaniu Philadelphia Society, doszło do „przelewu krwi”, kiedy katolicki tradycjonalista, Stephen J. Tonsor, powiedział: „To naprawdę wspaniałe, kiedy dziwka staje się wierząca i przyłącza się do Kościoła. Czasami może być z niej niezły dyrygent chóru, ale gdy zaczyna pouczać kapłana, co powinien powiedzieć w niedzielnym kazaniu, to już zakrawa na przesadę” (cyt. za: tamże, 70); paleokonserwatysta Samuel Francis nazwał neocons „koniem trojańskim” w obozie prawicy, a do wypędzenia ich (jako „agentów «Lewiatana»”) z prawicy, dopóki nie jest za późno, wzywał także „papież” libertarianizmu – Murray N. Rothbard; „południowiec” Bradford konstatował, że „neokonserwatyści pozostają lewicą. (...) Są także zwolennikami interwencjonizmu (...) oraz przymusowego egalitaryzmu” (cyt. za: S.M. Lipset, dz. cyt., 106); publicysta „New Republic” – John Judis zauważał, iż „tradycjonaliści oskarżają neokonserwatystów o to, że wyznając liberalizm państwa dobrobytu i kulturalny modernizm przyjęli jedynie szyld konserwatyzmu i wykorzystali go do czysto oportunistycznych celów” (cyt. za: tamże), a dziennikarz E.J. Dionne napisał w „New York Times”, że „starzy konserwatyści krytykują neokonserwatystów (...) za wprowadzenie do konserwatyzmu idei liberalnych i usiłowanie przekształcenia go w rodzaj antykomunistycznego liberalizmu lat czterdziestych, pasującego bardziej do Harry S. Trumana niż do Roberta Tafta czy Barry M. Goldwatera” (cyt. za: tamże).
Neocons kontratakowali równie ostro, zarazem selekcjonując wrogów dla łatwiejszego rozbicia jedności prawicy, jak Podhoretz, który oświadczał, że „większość «starych» konserwatystów pogodziła się z nami w większości spraw. Oni przesunęli się trochę na lewo, my na prawo. Spotkaliśmy się gdzieś po drodze”, ale dodawał, iż paleokonserwatyści „rzeczywiście nienawidzą nas i zwalczają” i charakteryzował ich jako ludzi „o mentalności reakcjonistów, [którzy] chcieliby cofnąć czas w historii. Jedni chcieliby powrócić do XI wieku, inni do XVII, katolicy do średniowiecza, protestanci do początków reformacji” (Czym jest neokonserwatyzm..., 2).
Wojny pomiędzy neocons a Starą Prawicą nie można jednak sprowadzić tylko do „walki idei”, gdyż realizowanym krok po kroku celem pierwszych było najpierw uzyskanie dominacji w Partii Republikańskiej, a następnie zupełne usunięcie „reakcjonistów” z establishmentu: „Okazało się (...) że neokonserwatywna elita odgrywa dokładnie tę samą rolę, jaką Partia Republikańska odgrywa w polityce od dziesięcioleci: bycie symulowaną «lojalną opozycją» wobec centrowego establishmentu i lewicowych masmediów. Hałaśliwa obecność neokonserwatystów służy do wyznaczania granic «poważnego» konserwatyzmu. Poza tymi granicami zamieszkują już tylko «ekstremiści», chaos, Stara Prawica i ci, którzy mogą być bezpiecznie ignorowani przez «poważne» media” (T.G., Amerykański konserwatyzm R.I.P.?, „Stańczyk” 1993, nr 1/18/, 31); w kontraście do frontalnych, ale bezsilnych ataków Starej Prawicy, socjotechnicznie perfekcyjna okazała się właśnie neokonserwatywna taktyka izolowania przeciwników wyselekcjonowanych jako „kozły ofiarne” do „odstrzału”, przy jednoczesnym zjednywaniu sobie bardziej koncyliacyjnych konserwatystów; „neokonfederata” Clyde Wilson zauważył, że „zostaliśmy po prostu wypchnięci przez znacznie liczniejszą grupę (...). Nasza własność została zagarnięta przez oszusta w momencie, kiedy mieliśmy ją odziedziczyć” („The Intercollegiate Review”, cyt. za: D. Himmelfarb, dz. cyt., 70); momentem przełomowym była w tym kapitulacja założyciela „National Review” – Williama F. Buckley`a, który 1992 przyjął na swoje łamy neocons, już 1990 wyrzucając, oskarżonych przez Podhoretza o antysemityzm, Patricka J. Buchanana i Josepha Sobrana, a 1991 – „rasistę” Bradforda; poniewczasie Buchanan – ongiś doradca trzech prezydentów republikańskich i trzykrotny kandydat na prezydenta – skonstatował: „neokonserwatywna taktyka – obejmująca wyzywanie przeciwników od rasistów, natywistów, faszystów i antysemitów – skłoniła wielu konserwatystów do zastanowienia, czy nie popełniliśmy straszliwego błędu, kiedy zabraliśmy tych ideologicznych włóczęgów z ulicy i posadziliśmy w cieple kominka” (cyt. za: J. Ehrman, dz. cyt., 200).
Ostateczny „pogrom” Starej Prawicy dokonał się przy okazji proklamowania „wojny z terroryzmem”; IV 2003 w artykule Niepatriotyczni konserwatyści: wojna przeciw Ameryce na łamach „National Review”, neokonserwatysta (autor sloganu „oś zła”) David Frum, antywojennych paleokonserwatystów (Buchanan, Sobran, Francis, Fleming), jak również libertarian (L. Rockwell, J. Raimondo), oskarżył o sprzymierzenie się „z lewicowymi i muzułmańskimi ruchami antywojennymi”, zaprzeczanie i usprawiedliwianie terroru, a nawet o otwartą tęsknotę „za zwycięstwem wrogów ich własnego kraju”; stwierdził też, że „zaczęli od nienawiści do neokonserwatystów. Potem znienawidzili swą partię i swego prezydenta. Skończyli na znienawidzeniu własnej ojczyzny. (...) W czasie próby paleokonserwatyści odwrócili się plecami do swego kraju. Dziś my odwracamy się plecami do nich” (cyt. za: J. Koronacki, Konserwatyści pod pręgierzem, „Arcana” 2003, nr 53, 185); przy okazji, groteskowo odwrócony został zarzut „prawdziwości” ideologicznej, gdyż to paleokonserwatyści „od nowa wymyślają ideologię konserwatyzmu, starając się wyrzucić do śmietnika 50-letnie dziś konserwatywne zobowiązanie do obrony amerykańskich interesów i wartości na świecie” (tamże).
6º „P a l e o l i b e r a l i z m”. Pomimo wzajemnej wrogości, tradycyjni konserwatyści i neocons zgadzają się co do jednego: że należą do zupełnie różnych tradycji duchowych i politycznych; tradycjonalista Tonsor podkreśla, że „korzenie konserwatyzmu tkwią w znacznie starszej tradycji. Jego światopogląd jest rzymski lub anglokatolicki; jego filozofia polityczna wywodzi się z Arystotelesa i tomizmu; jego zainteresowania są moralne i etyczne; jego kultura to chrześcijański humanizm” (cyt. za: D. Himmelfarb, dz. cyt., 74), a dokładnie to samo mówi neokonserwatysta Himmelfarb: „neokonserwatyści należą do tradycji liberalno-demokratycznej nowoczesności, (...) Monteskiusza, Madisona i Tocqueville`a; paleokonserwatyści są dziedzicami chrześcijańskiego i arystokratycznego średniowiecza, (...) św. Augustyna, Akwinaty i Hookera. Neokonserwatyzm głosi zasadę indywidualnej wolności, samorządu, równości szans; zasady paleokonserwatyzmu wywodzą się z religii, zwłaszcza z chrześcijaństwa, a są to: wiara, hierarchia, normy” (tamże, 74-75).
Powyższy podział oznacza także ostry spór o zgodność z dziedzictwem amerykańskim, a zwłaszcza z „Ojcami Założycielami” USA; wg tradycyjnego konserwatysty, Russella Kirka, mieli oni więcej wspólnego z Hookerem niż z Locke`iem (i w ogóle z tradycją chrześcijańską, niż z liberalną), lecz faktem jest, że zbywa on milczeniem niekonserwatystów: Franklina, Jeffersona czy Madisona, eksponując jednostronnie Adamsa i Hamiltona; neocons natomiast (S.M. Lipset, The First New Nation: The United States in Historical and Comparative Perspective, New York 1963; I. Kristol, On the Democratic Idea in America, New York 1972) uważają Founding Fathers za liberałów, bojowników praw jednostki, rządu ludowego i duchowej równości; powołując się przy tym na znaną tezę Louisa Hartza (The Liberal Tradition in America, New York 1955) o wyłączności liberalizmu w tradycji amerykańskiej oraz na wspierający tę tezę pogląd Samuela P. Huntingtona (Conservatism as an Ideology, „American Political Science Review”, 1957, nr 51/2/), iż konserwatyzm antyliberalny w Ameryce jest anachronizmem, ponieważ same „amerykańskie instytucje są liberalne, powszechne i demokratyczne” (cyt. za: D. Himmelfarb, dz. cyt., 78), wywodzą, że to właśnie zasady n. są „wyraziście amerykańskie – są na przykład jednoznacznie zawarte w Deklaracji Niepodległości – i ponieważ nie są to zasady, które najbardziej odpowiadają paleokonserwatystom, uzasadnione jest twierdzenie, że paleokonserwatyzm jest zasadniczo pozaamerykański. Innymi słowy, znajduje się on na zewnątrz amerykańskiej tradycji liberalnej” (tamże, 75).
Neocons wielbią rewolucję amerykańską za to, że – w przeciwieństwie do francuskiej – była ona udana (także w tym sensie, że „ci, którzy stali na jej czele, po latach mogli ze spokojem spojrzeć wstecz na to, czego dokonali i powiedzieć, że to było dobre”), podjęta w imię porządku i prawa, umiarkowana, pozbawiona fanatyzmu i entuzjazmu, „prozaiczna” i nieromantyczna, nie dawała nierozważnych obietnic, jak zniesienie ubóstwa i osiągnięcie przez wszystkich stanu szczęścia (a jedynie gwarancję swobodnego „poszukiwania szczęścia” przez jednostki), i jako jedyna z rewolucji nowożytnych „nie zrodziła patetycznego i gorzkiego mitu «rewolucji zdradzonej»” (I. Kristol, Udana rewolucja, „Przegląd Polityczny” 1992, nr 3/16/, 59); była też pozbawiona bestialstwa poza polem bitwy, nie pożerała własnych dzieci, ani nie prześladowała systematycznie lojalistów i torysów, li tylko za hołdowanie opiniom kontrrewolucyjnym; nade wszystko, nie była ona także „rebelią” w znaczeniu nadanym temu słowu przez Arendt, tj. wydarzeniem metapolitycznym, wynikającym z doświadczanego przez masy radykalnego niezadowolenia z kondycji ludzkiej, a w konsekwencji – niosącym żądanie totalnej przebudowy świata, lecz tylko „rewolucją” pojmowaną jako zadanie praktyczne, podejmowane roztropnie i trzeźwo przez ludzi będących najzamożniejszymi i najbardziej wolnymi ludźmi swego czasu, którzy rewolucji wcale nie pragnęli, tylko w trakcie rozwijania się sporu z Koroną Brytyjską o zakres samorządu kolonialnego podjęli decyzję o ustanowieniu republikańskiej formy rządu (chociaż słowo „republika” wcale nie pojawiło się jeszcze nawet w Deklaracji Niepodległości).
Chociaż to raczej neocons są bliżsi prawdy, broniąc poglądu o zasadniczo liberalnym charakterze tradycji amerykańskiej (wyjąwszy, unicestwione w wojnie secesyjnej, dziedzictwo arystokratycznego Starego Południa), to jednak ta sama teza potwierdza, że z kolei oni są „na zewnątrz” autentycznego konserwatyzmu, ukształtowanego w chrześcijańskiej i monarchicznej Europie, jako „polityczni centryści”, którzy „nigdy nie wyrzekli się juste milieu, przynajmniej retorycznie” (P. Gottfried i Th. Fleming, dz. cyt., cyt. za: D. Himmelfarb, dz. cyt., 73); n. nie jest konserwatyzmem, lecz „wewnętrzną herezją liberalizmu”, zbuntowaną przeciwko jego XX-wiecznej, progresywistycznej wersji, a nawiązującą do XVIII- i XIX-wiecznego liberalizmu klasycznego, która przeto może być (i powszechnie jest) nazywana „paleoliberalizmem”; należy zatem też do świata politycznego modernizmu i oświecenia, tyle że w umiarkowanej wersji oświecenia brytyjskiego (anglo-szkockiego), którą I. Kristol opisywał jako: racjonalny stosunek do rzeczywistości, nieufność do dogmatów o ludzkiej naturze i znaczeniu historii, sceptycyzm wobec utopii futurologicznych, szacunek dla religii, ale połączony z dążeniem do ustanowienia systemu tolerancji religijnej i przekształcenia religii w „sprawę osobistą”, ideę stopniowego i zrównoważonego postępu społecznego przez rozwój handlu, poprawę obyczajów i moralności oraz wzrost wiedzy, prymarne znaczenie przypisywane wolności osobistej, uznanie, że odpowiedzialność za poprawę swoich warunków życia ponosi sama jednostka, podejrzliwość odnośnie do zdolności lub chęci do czynienia dobra przez sprawujących władzę.
„Papierkiem lakmusowym”, pozwalającym delimitować n. od konserwatyzmu jest ideał ustrojowy obu kierunków; o ile konserwatyzm jest hierarchiczny oraz (w zależności od warunków czasu i miejsca) opowiada się za monarchią lub republiką arystokratyczną, a na demokrację godzi się co najwyżej, jako na zło w pewnych okolicznościach konieczne i pod warunkiem równoważenia demokracji politycznej hierarchią moralną i społeczną, o tyle dla neocons demokracja liberalna jest wartością samą w sobie i swoistym spełnieniem ustrojowej historii ludzkości, natomiast prawicowe ustroje autorytarne godzą się oni jedynie tolerować pod warunkiem ich ewoluowania ku demoliberalizmowi; czymś jeszcze gorszym, z punktu widzenia konserwatystów, jest bycie przez neocons „komiwojażerami demokracji” w świecie, w czym tradycjonaliści upatrują nie tylko nową formą imperializmu, lecz niszczenie fundamentów cywilizacji chrześcijańskiej przez przeciwstawianie depozytowi wiary i tradycji nowych „dekalogów” praw człowieka); zdaniem paleokonserwatystów neocons walczą wprawdzie z marksistami, ale mają podobny do nich – heglowski – sposób myślenia o historii, tyle, że ich „duch dziejów” porusza się w innym kierunku: nie socjalizmu, lecz kapitalizmu, i nie orientalnego despotyzmu, lecz demoliberalizmu; choć neocons porzucili liberalny radykalizm, to zachowali to, co James Burnham nazywał „emocjonalną otoczką” socliberalizmu – jego „wrażliwość”, temperament i odruchy warunkowe lewicy; chcą oni żeby rząd działał „skuteczniej”, wprowadzają takie hybrydowe pojęcia, jak „konserwatyzm wielkiego rządu”, „konserwatyzm postępowy” czy „konserwatyzm równych szans”; na antypodach konserwatywnego myślenia o polityce stoi także, sformułowana przez Ledeena, definicja „historycznej misji” USA: „Naszym przeznaczeniem jest kreatywna destrukcja, zarówno wewnątrz naszego społeczeństwa, jak i za granicą. Każdego dnia zrywamy ze starym porządkiem świata, od biznesu do nauki, literatury, sztuki, architektury, kinematografii, polityki i praw” (The War Against the Terror Master..., cyt. za: P. Buchanan, dz. cyt.). Nie tylko w kontekście tej deklaracji, ale i polityki światowej, kreowanej przez neocons, można zauważyć, że współcześnie dokonała się swoista zamiana pozycji pomiędzy Starą Prawicą a neokonserwatystami; bardziej „europejscy”, niż amerykańscy, paleokonserwatyści bronią dziś ideału republiki „Ojców Założycieli”, jako „Miasta na wzgórzu”, przeciwko „pokusie imperialnej” (vide: słynny manifest P. Buchanana Republic, not Empire), natomiast liberalni „z ducha” neocons uznali, „że ideologia antyimperialna (...), która stała u narodzin USA, (...) to dzisiaj ideologiczny balast. (...) Odrzucają oni jako całkowicie anachroniczne ostrzeżenie Johna Quincy Adamsa z 1823 roku, że Ameryka nie powinna iść «za granicę, w poszukiwaniu potworów, które należy zniszczyć». Teraz (...) Ameryka musi niszczyć potwory na całym świecie, a więc sprawować globalną, imperialną hegemonię” (Raport o wojnie w Iraku, „Stańczyk” 2003, nr 1-2/38-39/, 26).
7º Ż y d z i i I z r a e l. Wg Tonsora, n. „jako zjawisko zjawisko kulturowe jest nierozerwalnie związany z historią żydowskich intelektualistów w XX wieku” (cyt. za: D. Himmelfarb, dz. cyt., 72); 1974 Stephen D. Isaacks napisał, że „Perle i Morris Amitay dowodzą małą armią żydofilów na Kapitolu i korzystają z żydowskiej siły na rzecz żydowskich interesów” (Jews and American Politics, cyt. za: P. Buchanan, dz. cyt.); także neokonserwatysta (redaktor „Weekly Standard”) – David Brooks, z sardonicznym poczuciem humoru stwierdził, iż „jedyną różnicą pomiędzy konserwatystą i neokonserwatystą jest obrzezanie. Zaczęliśmy to nazywać «Osią Obrzezania»” (cyt. za: Raport..., 30). Inny neokonserwatysta, Dan Himmelfarb, twierdzi natomiast, że „o ile uczciwy wydaje się argument, iż judaizm stanowi «znaczący» aspekt” n., „o tyle przesadą zapewne jest twierdzenie, iż bez niego neokonserwatyzm jest «nie do pomyślenia»” (dz. cyt., 72); neocons wskazują też, że są wciąż mniejszością w populacji amerykańskiego żydostwa, a jego większość to nadal liberałowie i radykałowie (w wyborach prezydenckich około 2/3 głosuje na kandydata demokratów); jest to jednak mniejszość najzamożniejsza, najbardziej żywotna intelektualnie i aktualnie najbardziej wpływowa politycznie; ambiwalentnie ocenia tę kwestię katolicki paleokonserwatysta i libertarianin – Joseph Sobran, który w tygodniku „The Wanderer” (8 V 2003) napisał: „[Wielu ludzi] twierdzi, że choć Żydzi stanowią mniej niż 3% ludności USA, to jednak kontrolują amerykańską politykę zagraniczną tak dalece, że potrafią wciągnąć nas w wojnę z wrogami Izraela. (...) W rzeczywistości, polityczna potęga żydowska, której powinniśmy się obawiać, dzierżona jest nie przez te marne 3% ludności, a przez drobinkę owych 3%. Ogromna większość Żydów ma tyle samo udziału we władzy, co ktokolwiek inny” (cyt. za: J. Koronacki, dz. cyt., 189); dzieje się tak na mocy ogólnego prawidła, iż „garstka ludzi zdecydowanych i ambitnych może mieć zdumiewająco wielkiej wpływy. I nawet jeśli jest to garstka etnicznie jednorodna, nie oznacza to, że dzieli się władzą z resztą swej grupy etnicznej. Pozycja grupy Perle`a-Wolfowitza, rzeczywiście grupy żydowskiej, nie implikuje, że to żydowska większość jest na górze hierarchii władzy” (tamże).
Zdaniem Russella Kirka, „nierzadko można odnieść wrażenie, że niektórzy wybitni neokonserwatyści uważają Tel Awiw za stolicę Stanów Zjednoczonych” (cyt. za: J. Ehrman, dz. cyt., 200), a po inwazji na Irak 2003, na łamach „The American Conservative” napisano, że jest to pierwszy przypadek w historii, aby wielkie państwo (USA) prowadziło wojnę w interesie małego państwa (Izrael), zaś Buchanan stwierdził, iż zwolennicy interwencji w Iraku „uważają stachanowskie poparcie dla Izraela za punkt definiujący ich grupę” (P. Buchanan, dz. cyt.); także uskarżający się na „antysemityzm” neokonserwatywny publicysta „Wall Street Journal” – Max Boot przyznaje, że żarliwe przywiązanie do Izraela jest „nieodłącznym elementem neokonserwatyzmu” (cyt. za: tamże).
Każdy atak na Izrael neocons traktują też jako atak na „bliskowschodnią enklawę kultury zachodniej”, acz zauważają paradoks, iż to socjalizm „ukształtował gospodarkę i społeczeństwo Izraela z wszystkimi fatalnymi konsekwencjami”, toteż „jedyne miejsce na świecie, gdzie Żydzi nie dają sobie rady z gospodarką (...) to Izrael” (Czym jest neokonserwatyzm..., 9); ze względu na podobieństwo ideologiczne i bliskie stosunki (w wypadku Perle`a, Feitha i Wurmsera wręcz wywiadowcze) z prawicowo-nacjonalistyczną partią Likud premiera Ariela Szarona, neocons nazywa się potocznie często „amerykańskimi likudnikami”; zarówno neocons, jak Likud (i akcja osadnicza na terytoriach okupowanych) sponsorowani są przez tych samych multimilionerów, jak magnat kosmetyczny Ronald Lauder, wiceprezes Alliance Capital Management Roger Hertog, założyciel Jewish Life Network Michael Steinhardt, właściciel Caxton Corporation Bruce Kovner, deweloper i przewodniczący Republican Jewish Coalition Lawrence Kadish, właściciel salonów gry w bingo Irving Moskovitz, handlarz bronią Poju Zabludowicz, handlarz złotem i metalami wartościowymi Marc Rich; zbieżne też są cele polityczne, gdyż „neokonserwatyści pragną amerykańskiego imperium, a szaroniści hegemonii na Bliskim Wschodzie” (P. Buchanan, dz. cyt.); już 9 dni po ataku na WTC, 20 IX 2001, grupa 40 neocons (m.in.: Podhoretz, Kristol, Bennett, Kirkpatrick, Perle, Krauthammer) wysłała list otwarty do prezydenta Busha, będący de facto ultimatum warunkującym utrzymanie poparcia tego środowiska, z żądaniem zniszczenia Hezbollahu, obalenia Saddama Husajna oraz odwetu na Syrii i Iranie; Perle`a, Kagana i W. Kristola nie martwi także perspektywa zniknięcia umiarkowanych reżimów arabskich w nadchodzącym „starciu cywilizacji”.
8º I m p e r i a l n a „N o w a P r a w i c a”. Czytelny, lecz nazbyt statyczny obraz antykomunistycznych, demoliberalnych, mieszczańskich i umiarkowanie wolnorynkowych „paleoliberałów”, określa dobrze ostateczne pozycje ideowe pierwszego pokolenia neocons, lecz staje się anachroniczny w odniesieniu do pokolenia drugiego, które – z nielicznymi wyjątkami – nie przeszło przez lewicową „edukację sentymentalną”, i które sięgnęło po władzę nad najnowocześniejszym hipermocarstwem świata; jego przedstawiciele nie kształcili się na wywrotowych broszurkach trockistów, lecz studiowali na najlepszych uniwersytetach, pod kierunkiem uczonych – emigrantów, którym zawdzięczają znajomość europejskiej filozofii politycznej.
Niedobór własnej filozofii politycznej rekompensuje im lekcja „straussizmu”, tj. myśli żydowskiego emigranta z Niemiec – Leo S t r a u s s a (1899-1973), którego Harry V. Jaffa nazwał „największym nauczycielem nauk politycznych od czasów Machiavellego”; myśl Straussa upowszechniał zwłaszcza związany z neocons jego uczeń – Allan B l o o m (1930-1993), którego antyliberalny Umysł zamknięty. O tym, jak szkolnictwo wyższe zawiodło demokrację i zubożyło dusze dzisiejszych studentów (Poznań 1998) był największym bestsellerem filozoficznym w historii USA; doktorat u Straussa pisał Wolfowitz, jego uczniami byli także: Perle, Abrams, Kagan i W. Kristol, a do jego wpływu przyznają się: Ledeen, Bennett, Cheney, Rumsfeld i b. dyrektor CIA – James Woolsey, tak że niekiedy neocons nazywa się nawet leocons, chociaż wpływ ten bagatelizuje z kolei Muravchik (The neoconservative Cabal, „Commentary”, 2003, nr 116). N. przyswoił sobie jednak nie Straussa „egzoterycznego” – obrońcę tradycji klasycznej (Platon, Arystoteles), prawa naturalnego oraz porządku politycznego opartego na cnocie, i wroga „nowożytników” (Machiavelli, Hobbes, Locke, Rousseau, Marks, Nietzsche), którzy zniszczyli ten porządek, rozrywając związek pomiędzy polityką a cnotą i prawem naturalnym, lecz Straussa „ezoterycznego”, zafascynowanego właśnie tymi zwalczanymi przez siebie „politycznymi ...”, winnymi jedynie głośnego i lekkomyślnego wypowiadania „nagiej prawdy” (którą przed plebsem należy ukrywać, ażeby nie narazić się na los Sokratesa) o ateistycznej naturze filozofii oraz o tym, że jedynym prawem naturalnym jest prawo silniejszego i prawo mądrych do sprawowania władzy nad głupimi; Strauss – zdecydowany antykomunista, zwolennik oświeconego imperium, rządów elity (kierującej się jednak moralnością stoicką), uważający nierówność za nieusuwalną cechę ludzkiej natury, a religię za opium dla mas, ale pożyteczne, bo dyscyplinujące je, gardzący też demokracją i uważający ją za oczywisty nonsens, wpajał swoim uczniom przekonanie, że demokracji liberalnej nie należy zwalczać jawnie, lecz należy „obejść ją”, używając jej języka po to, aby zneutralizować sprzeciw mas, które – nieustannie o tym słysząc – dały sobie wmówić, że takie tandetne „świecidełka”, jak „suwerenność ludu” czy „wybory powszechne”, mają istotną wartość. Jak dawno już zauważono, „ponura, cyniczna, autorytarna, elitarystyczna” filozofia Straussa jest sprzeczna ze wszystkim, w co wierzy przeciętny, dobroduszny Amerykanin, jednak sam filozof chwalił amerykańską konstytucję, bo uważał, że nakłada ona mocne wędzidło motłochowi.
Deklaratywnie, jak stwierdza Muravchik, najważniejszą cechą dystynktywną n. jest „entuzjazm dla demokracji” (dz. cyt.), ale Strauss nauczył neocons, że ludzie inteligentni mogą manipulować także „pluralistyczną demokracją”; zdaniem Moynihana, rządzić powinna kompetentna elita profesjonalnych ekspertów, a wg Bella – „merytokracja” (elita zasługi), której pozycja wynika z posiadanej wiedzy i umiejętności, umiejąca wyznaczać oraz realizować cele społeczne w rozwiniętym społeczeństwie postprzemysłowym (The Coming of Post-Industrial Society. A Venture in Social Forecasting, New York 1973); natomiast „ideologiczny zapał” neocons dla demokracji „oznacza tyle, że «demokracja» to dla nich władza imperium (...). Poza tym «realna demokracja» jest dla nich najlepszym ustrojem z tego prostego powodu, że pokonała inne ustroje – zwycięska siła jest jej największą zaletą (Raport..., 21); dlatego też „nie należy naiwnie sądzić, że poważnie myślą oni o zaprowadzeniu «demokracji» w Iraku. Idzie o propagandowe wykorzystanie głęboko zakorzenionego w kulturze politycznej USA demokratycznego mesjanizmu. Czy w Iraku powstanie «demokracja kierowana» czy też rozpadnie się on na kilka religijno-etnicznych państewek jest sprawą drugorzędną z punktu widzenia imperium. Państwo demokratyczne oznacza dla neokonserwatystów tyle, co państwo lojalne wobec imperium (...)” (tamże).
W swojej długiej ewolucji ideologicznej neocons przeszli wprawdzie na prawo, „ale nie poszli na Starą Prawicę, lecz stworzyli coś trzeciego” (tamże), „poszli «trzecią drogą», tworząc «imperialne centrum», które zachowuje dobre kontakty z Demokratami, liberałami i umiarkowaną lewicą” (tamże, 24), natomiast ich zgoda – wbrew Starej Prawicy i libertarianom – na pozostawienie w ograniczonej postaci Welfare State to i dziedzictwo paternalistycznego „konserwatyzmu socjalnego” (brytyjska Tory Democracy, „pruski socjalizm” Bismarcka), i realistyczna kalkulacja imitatorów Imperium Romanum, iż „cezar” musi zapewnić sobie aplauz plebsu dając mu panem et circenes; „Być może pasowałaby do nich definicja faszyzmu Zeeva Sternhella: «ani prawica, ani lewica»” (tamże); neocons „są w pewnym sensie «konserwatywnymi rewolucjonistami», gdyż dla nich oś czasu obróciła się i nie może zostać cofnięta wstecz” (tamże, 23), „odbyli swój długi marsz przez instytucje, zrealizowali w dużej mierze zalecenia Gramsciego i osiągnęli hegemonię ideologiczno-kulturalną na prawicy amerykańskiej” (tamże, 22) – co zupełnie nie powiodło się europejskiej Nowej Prawicy, która od ponad 30 lat bez przerwy jedynie mówi o konieczności zdobycia „władzy metapolitycznej”, w praktyce okazując zupełną bezradność.
Postacią szczególnie ważną dla wypracowania nowoprawicowej „Trzeciej Pozycji” drugiego pokolenia neocons jest uczeń żydowskiego emigranta z Niemiec – George`a L. Mosse`a (Kryzys ideologii niemieckiej. Rodowód intelektualny Trzeciej Rzeszy, Warszawa 1972) – Ledeen, nazywany „ultraneokonserwatystą” i „neokonserwatywnym guru” (W.O. Beeman, Michael Ledeen: Neoconservative Guru, „The Daily Star”, Bejrut, 9 V 2003); jako historyk doktryn politycznych Ledeen napisał m.in. książkę o aktualności „żelaznych reguł Makiawela” (Machiavelli on Modern Leadership: Why Machiavelli`s Iron Rules Are as Timely and Important Today as Five Centuries Ago, New York 2000), gdzie odrzuca chrześcijańską doktrynę wojny sprawiedliwej na rzecz pogańskiej religii rzymskiej, dozwalającej w imię salus Reipublicae wojnę prewencyjną oraz – zawierającą w tytule aluzję do Zdradzonej rewolucji Trockiego – Zdradzoną wolność (Freedom Betrayed: How the United States Led a Global Democratic Revolution, Won the Cold War, and Walked Away, New York 1996), gdzie dowodził, że to prawica jest prawdziwie rewolucyjna; jego pojęcie „kreatywnej destrukcji” (creative destruction) jest kalką nietzscheańskiego „twórczego zniszczenia” (schöpferische Zerstörung); jako wielbiciel „konserwatywnego rewolucjonisty” Gabriele`a D`Annunzia, reprezentującego „jakobiński styl” prefaszyzmu, (The First Duce: D`Annunzio at Fiume, Baltimore 1977), w dziele Faszyzm uniwersalny (Universal Fascism, Cambridge 1972), idąc śladem swojego drugiego mistrza – wybitnego włosko-żydowskiego historyka Renzo De Felice – Ledeen ubolewał, że faszyzm tout court został zniesławiony przez jego prymitywną i rasistowską odmianę, tj. nazizm; wprowadził też rozróżnienie pomiędzy „autorytarnym i reakcyjnym reżimem faszystowskim Mussoliniego” (fascism-regime) – jak również „klerykalnym faszyzmem”, którego współczesną odmianę widzi (Defeating Fascism, „National Review Online”, 17 X 2003) w fundamentalizmie islamskim (ajatollah Chomeini, Osama bin Laden) – a dynamicznym „ruchem faszystowskim” (fascism-movement), jako „trzecią drogą” pomiędzy kapitalizmem a bolszewizmem, umożliwiającą transformację rozleniwionego społeczeństwa burżuazyjnego w bardziej kreatywne i heroiczne; jak przypuszcza brytyjski publicysta John Laughland, to właśnie pod wpływem Ledeena sekretarz obrony Rumsfeld dokonał rozróżnienia pomiędzy „starą” a „nową” Europą, które po raz pierwszy wprowadził 1932 „uniwersalny faszysta” Asvero Gravelli, pisząc: „Albo stara, albo nowa Europa. Faszyzm jest grabarzem starej Europy. Dziś wstępują w górę siły Międzynarodówki Faszystowskiej” (cyt. za: J. Laughland, Flirting with Fascism, „The American Conservative”, 30 VI 2003).
Podnoszone przez włoski faszyzm wzorce rzymsko-imperialne, a zarazem neopogańskie idee europejskiej Nowej Prawicy, w krwiobieg n. wprowadza także znany reporter „The Atlantic Monthly” – Robert D. Kaplan, jako autor książki Polityczny wojownik. Dlaczego przywództwo wymaga etosu pogańskiego (Warrior Politics: Why Leadership Demands Pagan Ethos, New York 2002), zalecającej politykom studiowanie kronik imperiów starożytnych, szczególnie rzymskiego, oraz nowożytnego brytyjskiego; podobnie Richard Lowry z „National Review” przyznaje, że „wszyscy jesteśmy dziś kolonialistami” oraz musimy „otwarcie studiować przykład brytyjski i uczyć się jego lekcji” (cyt. za: Raport..., 25); współcześni neocons nie mają nic przeciwko wyposażeniu prezydenta USA w prerogatywy monarchy brytyjskiego, przeciwko którym buntowali się 200 lat temu amerykańscy koloniści, a „ich ideałem jest połączenie spartańskiej demokracji wojskowej z imperialną demokracją ateńską” (tamże).
Typ umysłowości wpisuje neocons w kulturowy paradygmat p o s t m o d e r n i z m u; to „konserwatyści ponowocześni”, którzy „podobnie jak niektórzy radykalni lewicowcy nie wierzą w ostateczną prawdę, ale w kontrolę nad dyskursem władzy”, gdyż „kto kontroluje dyskurs władzy, ten wygrywa” (tamże, 24); nie czują się oni skrępowani ani normatywną moralnością (potrzebną jedynie „maluczkim”), ani substancjalnością bytu; w długiej historii swoich wiraży partyjno-politycznych opanowali biegle każdy rodzaj „narracji” ideologicznej, są wirtuozami zdolnymi wygrać na globalnej klawiaturze wszystkie „pasaże” światopoglądowe, bez trudu dokonują każdej „transgresji” politycznej w najbardziej zakazane (innym) „poprawnością polityczną” zakamarki (jak faszyzm czy imperializm polityczny i kulturowy); są zdolni do „dekonstrukcji” każdej idei i każdego składnika rzeczywistości empirycznej (w tym dowolnego państwa, zaliczonego ad hoc do „osi zła”), a potem – z równą swobodą – do ponownego użycia rozsypanych elementów, „spośród których wybierają te uznane przez siebie za użyteczne dziś dla imperium” (tamże, 21); n. może być „zarazem reakcyjny i rewolucyjny, jakobiński i cezarystyczny, lewicowy i prawicowy, faszystowski (...) i liberalny, autorytarny i demokratyczny, etc. (...) Neokonserwatyści są tymi, którzy podjęli się stworzenia nowych ideologicznych instrumentów potrzebnych imperium światowemu i uczynienia narracji o «American Empire» dominującą narracją najbliższych dziesięcioleci” (tamże, 26-27); w przeciągu pół wieku, z małej sekty ideologicznej neocons stali się (już de facto dziedziczną) arystokracją imperialną, nową szlachtą cesarską, inteligencją pretorianów nowego Cezara Augusta, zadowalającego się wciąż – jak przez prawie 300 lat rzymscy princepsi – skromną, republikańską tytulaturą prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 11:24, 06 Lut 2007    Temat postu:

Baśń dla muzykologów (autor nieznany)

Za siedmioma durami, za siedmioma mollami, dawno, dawno temu,
w prastarym grodzie Hesesie mieszkał król Tryton III ze swą żoną Septymą Wielką. Mieli oni córkę jedynaczkę - śliczną królewnę Dominantę. Była to miła i mądra panienka, nic więc dziwnego, że król Tryton i królowa Septyma bardzo ją kochali i nigdy nie dochodziło między nimi do rodzinnych dysonansów. Dominanta szybko dorastała i pewnego dnia królowa oznajmiła: "Córko, czas już, abyś wyszła za mąż". Nadszedł czas poszukiwania odpowiedniego kandydata. W całym królestwie i w sąsiednich tonacjach ogłoszono, co następuje: "Jego Dyminucja, król Tryton III oznajmia, iż pierwszemu kawalerowi znamienitego rodu, który przybędzie i pozyska względy królewny Dominanty, odda swoją córkę za żonę, a ponadto sto tysięcy bemoli w złocie i pół królestwa w posagu". Zaczęli tedy przybywać kandydaci. Z Francji przyjechał niejaki książę de Moll, zjawił się również pewien akord neapolitański z Włoch, a także hrabia Geses-dur z Niemiec oraz major z królewskiej armii, weteran, zasłużony w pierwszym przewrocie majowym. Niestety, żaden z kawalerów nie uzyskał uznania Dominanty. Książę de Moll cierpiał na dur brzuszny i zawsze przed obiadem musiał zażywać Amoll. Hrabia Geses-dur, choć miał dużo bemoli, był już stary i chorował na przewlekły paralelizm. Major natomiast ciągle był w minorowym nastroju i często spuszczał nos na kwintę. Najgorzej jednak było z akordem neapolitańskim. Był to osobnik podatny na niedobre wpływy i okazało się, że rok temu związał się z jakąś podejrzaną sekstą. Od tego czasu cierpiał na lekkie zboczenie modulacyjne i zaczął przejawiać skłonności homofoniczne. Widząc, że żaden kandydat nie odpowiada Dominancie, królowa Septyma bardzo się zalterowała i popadła w stan głębokiej progresji. W końcu jednak znalazł się pewien młody i przystojny Kasownik, syn skarbnika królewskiego, który zyskawszy sympatię i miłość Dominanty, wkrótce pojął ją za żonę, a przy okazji skasował sto tysięcy bemoli w złocie.

Jako że młodzi często przebywali ze sobą w stosunku kwinty, wkrótce ogłoszono radosną nowinę, iż królewna Dominanta spodziewa się nowego składnika. Wszyscy gorączkowo zaczęli przygotowywać się na to ważne wydarzenie. Dla Dominanty i jej mającego przyjść na świat maleństwa znoszono rozmaite podarunki. Najpopularniejszym prezentem były pampersy i pieluszki tetrachordowe.

Nadszedł wreszcie dla Dominanty czas rozwiązania. W obawie, aby nie okazało się zwodnicze, sprowadzono najlepszych lekarzy z całego królestwa. Na szczęście rozwiązanie przebiegło ściśle według przewidywań medyków i na świat przyszła malutka dziewczynka, której nadano imię Subdominanta. Na uroczyste chrzciny zjechały się wszystkie zaprzyjaźnione interwały, akordy tonalne i poboczne, przybyły również cztery dźwięki obce z sąsiednich tonacji, a nawet dwie egzotyczne skale miksolidyjskie, które z królem Trytonem łączyło dalekie pokrewieństwo tercjowe.

Po ceremonii odbyła się uczta. Dominanta przybyła z podwójnym opóźnieniem, gdyż, schodząc schodami ze swej komnaty, odziana w długą, purpurową tonikę, nie zauważyła, że szósty stopień był obniżony i nieszczęśliwie upadła, niszcząc sobie na głowie trwałą modulację. Po chwili jednak wszyscy goście zasiedli w układzie skupionym do okrągłego jak koło kwintowe stołu. Stół uginał się pod ciężarem rozmaitych potraw. Czegóż tam nie było! Alikwoty w zalewie oktawowej, rożki angielskie, kuplety schabowe alterowane, na deser zaś przepyszna akolada mleczna z orzechami. Goście jedli ze smakiem, aż im się uszy trzęsły. Tylko Dominanta nic nie tknęła, ponieważ dbała o pięciolinię. Bardzo pragnęła odzyskać swą dawną, szczupłą figurację.

Uczta już dobiegała końca, gdy nagle za oknami zrobiło się ciemno, a z dziedzińca zamkowego dobiegł do uszu zebranych przeraźliwy chichot. Zajęczały zgryźliwie dysonanse, zabrzmiały ukośnie półtony, wreszcie zadudnił charakterystyczny skok oktawy i przerażeni goście ujrzeli przed sobą chudą, czarną postać. To stara wiedźma Kadencja, dawna wróżka królewska, która nie została zaproszona na ucztę. Kadencja, zawieszona niegdyś w swej funkcji za nadużywanie alikwotu, przybyła teraz, aby się zemścić. Była już stara, ale wciąż jeszcze mocna metrycznie i harmonicznie. "Więc to tak, wstrętne skordatury!" - zawołała chrypliwie. - "Nie zaprosiliście starej Kadencji na chrzciny małej Subdominanty! Niech więc ona zapłaci za waszą niewdzięczność! Rzucę na nią klątwę. Kiedy królewna skończy 18 lat, zamienię ją enharmonicznie w subdominantę drugiego stopnia i wtrącę do nieznanej tonacji docelowej!". Goście zamarli z przerażenia, a królową chwycił atak chromatycznego kaszlu. Pewnie całe zajście skończyłoby się tragicznie, gdyby nie dzielny Kasownik, który jako jedyny nie wystraszył się wiedźmy. Błyskawicznie wykonał skok o dwie oktawy w stronę Kadencji i szybkim ruchem o sekundę odebrał jej wszystkie tercje. Zaskoczona wiedźma, nie mogąc bez tercji określić swojego trybu, straciła w ten sposób całą swoją moc. Obezwładnioną wiedźmę służba zamknęła w lochu na dwa klucze wiolinowe i jeden basowy. Gromkie "Vivace" ozwało się na cześć dzielnego Kasownika, zaś król Tryton odznaczył swego zięcia złotym krzyżykiem za odwagę. Od tej pory już nic nie zakłócało życia królewskiej rodziny i wszyscy żyli długo i szczęśliwie w wielkim konsonansie.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Polska Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11 ... 14, 15, 16  Następny
Strona 10 z 16

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin