Forum POLITYKA 2o Strona Główna POLITYKA 2o
Twoje zdanie o...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wiadomości - materiały Gabree
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 16, 17, 18 ... 24, 25, 26  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Felietony, Ciekawe Artykuły,
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 15:59, 16 Cze 2007    Temat postu:

Lewica i Demokraci podpisali Deklarację Programową!

Liderzy czterech partii tworzących koalicję Lewica i Demokraci (SLD, SdPl, UP i Partia Demokratyczna) podpisali Deklarację Programową, zgodnie z którą LiD jest ruchem politycznym. Zaprezentowali również skład Rady Programowej.
Celem LiD jest zwycięstwo w następnych wyborach parlamentarnych, a przynajmniej uzyskanie poparcia na poziomie 25 procent - oświadczył szef Rady, były prezydent Aleksander Kwaśniewski.

W składzie Rady, poza Kwaśniewskim, znaleźli się: czterej szefowie partii: Wojciech Olejniczak (SLD), Marek Borowski (SdPl), Janusz Onyszkiewicz (PD) i Waldemar Witkowski (UP). Ponadto: wiceszef Sojuszu Andrzej Jaeschke, szef klubu SLD Jerzy Szmajdziński, b. minister kultury Andrzej Celiński (SdPl), Jan Lityński (PD, będzie pełnił funkcję wiceszefa Rady), Jan Turski (UP), a także, na osobistą prośbę Kwaśniewskiego - Izabela Jaruga- Nowacka (SLD). B. prezydent, pytany dlaczego w Radzie nie znaleźli się ani Władysław Frasyniuk, ani Bronisław Geremek powiedział, że odmówili z powodów osobistych, ale wyrazili chęć współpracy z Radą.
ONET.PL


BUHAHAHA ! SAME STARE SKOMPROMITOWANE GEBY !!
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 16:01, 16 Cze 2007    Temat postu:

Podejrzany w sprawie LFO Zygmunt N. w Polsce
Samolot z Londynu z Zygmuntem N., głównym podejrzanym w aferze dotyczącej nieukończonej budowy Laboratorium Frakcjonowania Osocza (LFO) w Mielcu (Podkarpackie), wylądował w Warszawie dziś ok. 22.30. W sobotę przed południem ma on zostać przesłuchany w prokuraturze w Tarnobrzegu
.

Tarnobrzeska prokuratura chce postawić N. zarzuty wyłudzenia 21 mln dolarów kredytów z różnych banków na budowę LFO, przywłaszczenia 8 mln dolarów i ponad miliona euro na szkodę spółki oraz poświadczenia nieprawdy w dokumentach. Jednak N. przebywający w Wielkiej Brytanii, nie stawiał się na wezwania prokuratury, przedstawiając zaświadczenia lekarskie o badaniach. Dlatego prokuratura wystąpiła do Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu o wydanie ENA dla Zygmunta N. W styczniu 2005 roku tarnobrzeski sąd wydał taki nakaz.

Tarnobrzeska prokuratura od października 2001 roku prowadzi dwa śledztwa w sprawie LFO. Jedno dotyczy właśnie wątku Zygmunta N. Drugie - kilku spotkań, na których miały być naciski ze strony osób z otoczenia byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, aby ministerstwo zdrowia kontynuowało współpracę z LFO wbrew merytorycznym przesłankom.

O takich naciskach miał mówić podczas przesłuchania w grudniu 2004 roku b. minister zdrowia Mariusz Łapiński. Według niego w spotkaniach tych miał wziąć udział m.in. Marek Ungier - b. szef gabinetu prezydenta Kwaśniewskiego, Marek Wagner - były szef kancelarii premiera Leszka Millera i Zbigniew Siemiątkowski - były szef Agencji Wywiadu, a wcześniej Urzędu Ochrony Państwa. Na chwilę na spotkanie miał także "wpaść" prezydent.

W sprawie LFO postawiono zarzuty już kilku osobom, m.in. Włodzimierzowi W. i byłej podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów, Halinie W.-T. Natomiast oskarżonym jest Wiesław Kaczmarek. Drugiego października ub. roku przed warszawskim sądem zaczął się jego proces. Tarnobrzeska prokuratura oskarżyła go w maju 2005 roku o to, że jako minister gospodarki w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza wydał nierzetelną opinię, która zdecydowała o przyznaniu spółce LFO poręczenia Skarbu Państwa, mimo braku podstaw co do celowości udzielenia takiej gwarancji. Grozi mu do 5 lat więzienia.

Spółka Laboratorium Frakcjonowania Osocza, która jako jedyna w kraju miała produkować leki z osocza krwi, zaciągnęła w 1997 roku na budowę fabryki kredyt - 32 mln dolarów. Udzieliło go konsorcjum bankowe, na którego czele stał Kredyt Bank. Gwarancji w 60 proc. udzielał zaś ówczesny rząd Włodzimierza Cimoszewicza. Spółka dostała 32 mln dolarów pożyczki, z czego wykorzystała 21 mln. Zamiast fabryki wybudowano jednak tylko dwie hale. Produkcja nigdy nie ruszyła, a spółka kredytu nie spłaciła. Banki wyegzekwowały już od Skarbu Państwa prawie 61 mln zł.
ONET.PL

BRAWO MINISTRZE ZIOBRO !!! -))))))))))))[/b]
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 16:03, 16 Cze 2007    Temat postu:

PiS proponuje uwłaszczenie działkowców!

Dopuszczenie istnienia innych poza Polskim Związkiem Działkowców (PZD) stowarzyszeń właścicieli ogrodów działkowych, umożliwienie wykupu ogrodów od gmin z bonifikatą dochodzącą do 95 proc. oraz zastąpienie składki na PZD niższym podatkiem rolnym - przewidują założenia projektu ustawy o ogródkach działkowych, przygotowanej przez PiS.

gazeta.pl
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 16:06, 16 Cze 2007    Temat postu:

Agenci wpływu wciąż działają!!

Z Witoldem Michałowskim, ekspertem w dziedzinie surowców energetycznych, redaktorem naczelnym branżowego czasopisma "Rurociągi" i autorem książki "Służby w rurach", rozmawia Mariusz Bober

Niedawno ukazała się Pana książka pod znamiennym tytułem "Służby w rurach". Opisuje Pan w niej m.in. tzw. przekręt stulecia, czyli sprawę niekorzystnych dla Polski, a wciąż obciążających nasz kraj i groźnych dla nas umów z Rosją: na budowę Gazociągu Jamalskiego oraz kontrakt na dostawy gazu. Choć skandale towarzyszące obu sprawom są znane i opisywane od lat, niewiele się zmieniło. W swej książce stawia Pan tezę, która również nie jest nowa, ale którą nie wszyscy mają odwagę publicznie wyartykułować, że to efekt paraliżu naszego państwa przez agentów rosyjskich umocowanych w sektorze handlu surowcami energetycznymi. Czy to oznacza, że mimo ujawnianych afer oraz informacji o stratach, jakie ponosi państwo polskie i nasi płatnicy podatków, nadal jesteśmy bezsilni wobec problemu?
- W przypadku Orlenu sejmowa komisja śledcza wyjaśniła: była prowizja od kontraktu na dostawy ropy. Dlatego powstaje pytanie, co się stało z prowizją przy gigantycznym kontrakcie na dostawy gazu. To, że była, nie ulega wątpliwości, kwestia tylko, jak duża. Ja oszacowałem ją na 160 mln USD. Pan Aleksander Gudzowaty, z którym często spotykałem się w sądzie, twierdził, że była trzykrotnie mniejsza. Powstaje m.in. pytanie, czy ci, którzy ją wzięli, zapłacili należne podatki? Sprawa wciąż jest niewyjaśniona.

To dlatego swoją książkę dedykował Pan prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu?
- Tak, ponieważ pan prezydent należał do niezbyt licznych polityków, którzy już przeszło 10 lat temu wspierali moje działania, aby anulować haniebnie wasalny pakiet "porozumień" gazowych z Rosją i wyjaśnić rolę, jaką odgrywali i niestety nadal odgrywają ulokowani nie tylko w PGNiG agenci wpływów Gazpromu.

Pisze Pan, że skutki tej sprawy odczuwamy cały czas, i to na wielu płaszczyznach, m.in. w górnictwie.
- Przed zawarciem "kontraktu stulecia" miała miejsce ofensywa medialna, poprzez którą wmawiano Polakom, że jedyną drogą w kierunku unowocześnienia gospodarki jest zmniejszenie emisji dwutlenku węgla powodującego rzekomo efekt cieplarniany. O tym, że głównym emitentem CO2 są morza i oceany, które zajmują blisko 80 proc. powierzchni naszej planety - jakoś zapominano. Celem kampanii było maksymalne zredukowanie mocy wydobywczych naszego górnictwa węgla kamiennego, aby zrobić w ten sposób miejsce dla importowanego z Rosji gazu. Była to zbrodnia dokonana na gospodarce. Świadomie również zaniechano możliwości produkcji w Polsce paliw płynnych i gazu z węgla. Były I sekretarz KC PZPR Edward Gierek polecił swego czasu wicepremierowi Aleksandrowi Kopciowi kupić całą linię technologiczną produkcji paliw płynnych z węgla. Zlecenie zdobycia dokumentacji otrzymał żyjący do dzisiaj oficer wywiadu gospodarczego Jan Larecki. Wspomniał o tym na warsztatach pt. "Skąd ropę i gaz do Polski", zorganizowanych przez Zarząd Główny Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (SDP) 17 maja br. Urządzenia zakupione za 800 mln marek dostarczono do Polski i złożono w magazynach kopalni "Janina". Wkrótce potem doszło do interwencji z Moskwy. Towarzysze sowieccy przysłali swojego zaufanego człowieka, który nadzorował zniszczenie sprzętu. Nie pozwolili nawet odsprzedać go Chińczykom.

W wolnej Polsce sytuacja się rzekomo powtórzyła, tyle że w innej formie?
- W pewnym sensie niestety tak. Nie jest tajemnicą, że nadal funkcjonują istniejące od czasów PRL potężne struktury zainteresowane utrzymywaniem, ba, nawet powiększaniem stopnia zależności naszej gospodarki od dostaw surowców energetycznych kontrolowanych przez Moskwę. Posługują się agentami wpływu ulokowanymi w sektorze energetycznym i kluczowych urzędach centralnych. Są zdolni do wszystkiego. Moim zdaniem, ich ofiarą padł m.in. Daniel Podrzycki, przewodniczący związku zawodowego górników i założyciel Wolnego Związku Zawodowego "Sierpień '80". Zginął przed spotkaniem, na którym miał udzielić wywiadu dla "Rurociągów". Obiecywał przekazać w nim informacje o agentach rosyjskich wpływów ulokowanych w górnictwie węgla kamiennego w Polsce. Obecnie sprawą zajmuje się prokurator Jakub Cema z Prokuratury Okręgowej w Katowicach. 29 maja br. złożyłem przed nim zeznania w sprawie nieprawidłowości w obrocie surowcami energetycznymi. Trwały wiele godzin. Mechanizm, który został wygenerowany przez rosyjskich agentów, prowadzi do degeneracji i korumpowania polskiego życia politycznego. Przed 7 laty, pracując w Agencji Techniki i Technologii, wraz z prof. M. Dakowskim zainicjowaliśmy organizację konferencji pt. "Wykorzystanie krajowego potencjału surowców energetycznych". Główny referat miała pani poseł dr Janina Kraus, wiceprzewodnicząca sejmowej Komisji Gospodarki, osoba, która w przeciwieństwie do przewodniczącego komisji nie przyjmowała cennych prezentów. Podstawowa teza jej referatu brzmiała: przeróbka węgla na paliwa płynne jest nieopłacalna, jeżeli cena ropy na światowych rynkach wynosi mniej niż 22 USD za baryłkę. Obecnie cena ropy oscyluje wokół 60 USD za baryłkę. Moim zdaniem, już w następnej dekadzie dojdzie do 100 USD. Komentarze pozostawmy współobywatelom RP. Wkrótce po konferencji... zlikwidowano Agencję Techniki i Technologii. Dokonali tego urzędnicy Ministerstwa Gospodarki. Prawdopodobnie ci sami, którzy później brali udział w opracowaniu dokumentu pt. "Polityka energetyczna Polski do roku 2025" przyjętego przez rząd Leszka Millera. Zlikwidowano agencję, ponieważ przeróbka polskiego węgla na paliwa płynne i jego zgazyfikowanie stanowiło konkurencję dla rosyjskiego gazu. Powiem więcej: polskie górnictwo likwidowano, żeby zapewnić rynek zbytu dla rosyjskiego gazu. To nie jedyny zadziwiający przypadek. Jak można było dopuścić do sytuacji, że skądinąd niemający zielonego pojęcia o gazownictwie Kazimierz Adamczyk, "przyniesiony w teczce" z Krakowa przez swego kolegę Tadeusza Syryjczyka, w randze wiceministra negocjuje z Rosjanami pakiet porozumień gazowych? Po czym zostaje prezesem spółki Gazpromu w Polsce noszącej nazwę EuRoPol GAZ. Tadeusz Syryjczyk zaś jako szef zespołu doradców premier Hanny Suchockiej akceptuje haniebne (to zdanie byłego wicepremiera Marka Pola), wasalne warunki pakietu porozumień gazowych z Rosją.

No dobrze, ale mamy nowe władze. Wkrótce miną dwa lata rządów nowej koalicji, która zapowiadała uporządkowanie relacji gospodarczych z Rosją. Jak Pan ocenia działania podejmowane przez rząd, zwłaszcza przez Ministerstwo Gospodarki?
- Z żalem i smutkiem stwierdzam, że rządy ministra Woźniaka, którego osobiście znam od wielu lat i szanuję, a który nawet napisał przedmowę do piątego wydania naszego poradnika "Rurociągi dalekiego zasięgu", nie spełniają moich oczekiwań w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego Polski. Przyczyną tego jest m.in. jego polityka kadrowa. Po objęciu rządów w ministerstwie, zamiast oprzeć się na ludziach młodych, nieobarczonych brzemieniem miłości do drogich sowieckich towarzyszy, stwierdził, że zastał znakomitą kadrę, której nie będzie zmieniał. No i mamy to, co mamy.

A jak ocenia Pan ostatnie wysiłki zmierzające do uniezależnienia Polski od dostaw z Rosji?
- Umowa z Norwegami jest po prostu nieracjonalna ekonomicznie. Układanie niezwykle kosztownego rurociągu podwodnego ze złóż, które mają zasoby rzędu ok. 35 mld m sześc. gazu, nie może się opłacać, ponieważ nieracjonalne jest projektowanie rury, której przepustowość ma być mniejsza niż 25 mld m sześc. gazu rocznie. Czyli mówimy o rurociągu do złóż, których eksploatacja zakończy się w ciągu półtora roku. Warto też pamiętać, że interesy norwesko-rosyjskie w wymiarze finansowym mają wartość kilkanaście razy większą niż polsko-rosyjskie. Chodzi tu m.in. o sprawę zagospodarowania gigantycznych złóż gazu Stockmana i Sawczenki na Morzu Barentsa. Jest oczywiste, że Norwegowie będą się bardziej liczyli z Rosją niż z nami. Koncepcja terminalu na gaz skroplony LNG jest dobrym pomysłem. Walczę o jej realizację już 32 lata. Już w 1975 r. opublikowałem na łamach "Przeglądu Technicznego" artykuł pt. "Czekamy na LNG". Niestety, czekamy nadal. Pozostaje też ciągle niezałatwiona sprawa renegocjacji czy też wręcz anulowania umów gazowych z Rosją, co można zrobić, bazując chociażby na błędach prawnych, jakimi są obarczone.

Nasze Ministerstwo Gospodarki nie reagowało, gdy Rosjanie zupełnie swobodnie poczynali sobie w rurociągach na Ukrainie. Nie nawiązano również odpowiedniej rangi kontaktów z Kijowem w dziedzinie wspólnego importu gazu z krajów basenu Morza Kaspijskiego i Egiptu. Dlaczego nadal nasze sieci gazowe nie są połączone z czeskimi i słowackimi?
- Podkreślam po raz kolejny, że wobec ponawiających się szantaży gazowych ze strony Moskwy dawno już powinniśmy zainicjować powołanie Ligi Konsumentów Gazu i Ropy Naftowej. Wówczas z krajami bałtyckimi, Ukrainą, Białorusią, Turcją i republikami Zakaukazia bylibyśmy dla gazowych chuliganów z Moskwy liczącym się partnerem. Dlaczego tak niezwykle opieszale idzie rozbudowa podziemnych magazynów gazu w rejonie Wierzchowic, gdzie można przechowywać do 30 mld m sześc. tego surowca?
Następna sprawa to pozyskiwanie paliw z węgla. Gdy zwrócono się do ministra Woźniaka o objęcie patronatu nad II (po 7 latach od tej organizowanej przez ATT) konferencją "Wykorzystanie krajowych surowców energetycznych", niestety odmówił. Koncern Sasol od wielu dziesięcioleci produkuje paliwa płynne z węgla w południowej Afryce. Ma przedstawicielstwo także w Polsce. Zainteresowane początkowo tematem konferencji krajowe przedstawicielstwo koncernu niespodziewanie również się wycofało. Okazało się, że Sasol realizuje wspólnie z Gazpromem projekt produkcji benzyn z gazu w Dubaju wart 12 mld USD. Po co wspierać konkurencję?

Ale projekt gazyfikacji węgla ruszył niedawno w Polsce?
- Tak, ale chodzi o to, że - by gospodarka to odczuła - musi się to dokonywać na skalę naprawdę przemysłową.

Wróćmy do sprawy agentów w sektorze energetycznym. Niedawno zostały zlikwidowane Wojskowe Służby Informacyjne, a obecne władze wytoczyły wojnę agentom, zwłaszcza ich wpływom na gospodarkę i państwo.
- Duże emocje wywołuje ujawnienie agentów SB, ale mało uwagi poświęcamy ujawnieniu działających w Polsce ludzi rosyjskich służb. Pewne nazwiska od dawna przewijają się w historii przekrętów związanych z kontraktami gazowymi w Polsce. I co? I nic.

Czyli powinna powstać parlamentarna komisja śledcza ds. kontraktów gazowych, jak proponował, o dziwo, prezes Bartimpeksu Aleksander Gudzowaty?
- Powinna. Ten pan jest naprawdę bardzo sprytny i inteligentny. Niewątpliwie jeszcze sowieccy przyjaciele nauczyli go różnych zagrywek w stylu "łapaj złodzieja". Rosjanie od paru wieków posługują się przy utrzymywaniu władzy nad naszym krajem podobnymi metodami. Korupcją i szantażem. Moskwa wie, jak posługiwać się instrumentami dzisiejszego kapitalistycznego świata do odbudowy imperium. Mam nadzieję, że się jej to nie uda.

Dziękuję za rozmowę.

"Służby w rurach", Witold Michałowski, Wydawnictwo Fundacja Odysseum,
Warszawa 2007
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 16:08, 16 Cze 2007    Temat postu:

Proces przeciwko Polsce!!!

16 czerwca 1945 r. osławiona sowiecka agencja prasowa TASS ogłosiła oficjalny komunikat rządu sowieckiego. Głosił on, iż w najbliższym czasie przybędą do Moskwy przedstawiciele władz reprezentujących "cały polski naród" na rozmowy ze Stalinem. W tym samym komunikacie podano, że równolegle rozpocznie się proces przeciwko grupie 16 Polaków, którzy na tyłach walczącej z Niemcami Armii Czerwonej prowadzili działania dywersyjne przeciwko "wyzwolicielom" Polski. Był to komunikat wyjątkowo perfidny, nawet jak na zaprawioną w kłamstwach i fałszach komunistyczną propagandę.

Było bowiem dokładnie odwrotnie. Do Moskwy przybyli 17 czerwca nie reprezentanci Narodu Polskiego, ale sowieckie marionetki, wykonujące każdy rozkaz Stalina. Byli to m.in.: Bolesław Bierut, Władysław Gomułka, Edward Osóbka-Morawski oraz Stanisław Mikołajczyk. Jednocześnie w kazamatach Łubianki i innych moskiewskich więzień zostali osadzeni faktyczni przywódcy Polski, stojący na czele państwa podziemnego. Ich zapowiadany proces miał być faktycznie procesem przeciwko Polsce, a szczególnie przeciwko wolności i suwerenności Rzeczypospolitej. Sądzeni mieli być podstępnie schwytani przez NKWD i przewiezieni do Moskwy jeszcze w marcu 1945 r.: Stanisław Jankowski - wicepremier rządu Rzeczypospolitej, a zarazem Delegat na Kraj, generał Leopold Okulicki - komendant główny Armii Krajowej, Kazimierz Pużak - faktyczny marszałek podziemnego Sejmu, czyli przewodniczący Rady Jedności Narodowej, oraz przywódcy wszystkich partii politycznych wchodzących w skład Rady Jedności. W sumie 16 ministrów oraz najważniejszych polityków niepodległościowych: Adam Bień, Kazimierz Bagiński, Stanisław Mierzwa, Stanisław Jasiukowicz, Kazimierz Kobylański, Eugeniusz Czarnowski, Stanisław Michałowski, Aleksander Zwierzyński, Józef Stemler-Dąbski, Zbigniew Stypułkowski, Józef Chaciński, Aleksander Urbański, Antoni Pajdak.

Polskie Państwo Podziemne
Poza składem personalnym 16 również okoliczności polityczne pozwalają na stwierdzenie, że moskiewski proces był realnie procesem Rosji sowieckiej przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej. Proces miał się toczyć w newralgicznym momencie pomiędzy zakończeniem wojny 8 maja a rozpoczynającą się w lipcu konferencją Wielkiej Trójki w Poczdamie. To tam przywódcy Ameryki, Wielkiej Brytanii i Rosji mieli ostatecznie zdecydować o powojennym ładzie międzynarodowym, w tym także o losach Polski. Tej Polski, która była państwem zupełnie wyjątkowym w II wojnie, a czego jedną z konsekwencji był proces 16. Bowiem Polska to jedyne państwo, które zostało napadnięte jednocześnie przez dwóch agresorów - hitlerowskie Niemcy oraz sowiecką Rosję. Było to skutkiem układu między nimi z 23 sierpnia 1939 roku. W jego wyniku terytorium pokonanej Polski znalazło się nie pod jedną, ale pod dwiema okupacjami, co też było bez precedensu w II wojnie światowej.
Wreszcie bez precedensu, czymś zupełnie wyjątkowym w II wojnie światowej było Polskie Państwo Podziemne. Nie ruch oporu, który istniał na mniejszą lub większą skalę w innych podbitych państwach Europy, ale cała konspiracyjna, a zarazem powszechna struktura państwowa. Tej struktury Polski Walczącej nie potrafili złamać Niemcy. Udało się to dopiero Sowietom. Najważniejszy jego element stanowiło schwytanie, a następnie proces 16. Niezależnie od perfidii zbrodniarza i ludobójcy Stalina i totalitarnego sytemu sowieckiego należy podkreślić, że sprawy 16 w ogóle by nie było, gdyby nie milczenie i obojętność Zachodu. Nasi sojusznicy USA i Wielka Brytania, oddając Polskę jako łup i zdobycz wojenną Stalinowi w lutym 1945 r. w Jałcie, zgodzili się faktycznie na komunistyczny terror na Polakach. Polska i Polacy po zakończeniu II wojny dla Zachodu stanowili jedynie kłopotliwy problem polityczny, który destabilizował pokój w Europie. I nie było przypadkowe, że cała sprawa 16 przywódców Polski podziemnej rozpoczęła się właśnie tuż po zakończeniu konferencji w Jałcie w połowie lutego, kiedy prezydent USA Roosevelt oraz premier Wielkiej Brytanii Churchill dali Stalinowi zgodę na panowanie w Polsce. Wszystkie przesłanki wskazują, że Stalin osobiście rozkazał zorganizowanie całej prowokacyjnej, podstępnej operacji przeciwko Polsce.

Porwanie
Od ofensywy zimowej Armii Czerwonej w 1945 r. władze sowieckie poszukiwały dojścia do ośrodka kierowniczego Polskiego Państwa Podziemnego, będącego w głębokiej konspiracji, której nie rozszyfrowało jak do tej pory ani gestapo, ani NKWD. Jednak w drugiej połowie lutego 1945 r. (brak dokładniejszych danych) do wicepremiera Stanisława Jankowskiego oraz generała Leopolda Okulickiego dotarło ustne "zaproszenie" od władz sowieckich. Istnieją daleko idące rozbieżności co do okoliczności, w jakich to się stało, i właściwie jest to nadal zagadką. "Zaproszenie" wystosował pułkownik gwardii Armii Czerwonej a zarazem wyższy oficer NKWD, gwarantując pełne bezpieczeństwo przedstawicielom polskiego podziemia w czasie spotkania w Dowództwie 1. Frontu Białoruskiego. (Należy zaznaczyć, iż 1. Front Białoruski obejmował swym zasięgiem operacyjnym około 50 proc. terytorium Polski, był największym zgrupowaniem armii sowieckich, miał decydujące znaczenie strategiczne, albowiem kierował się przez Poznań prosto na Berlin. Dowódcą Frontu był marszałek G. Żukow, zarazem zastępca głównodowodzącego całej Armii Czerwonej, czyli J. Stalina. Tak więc nie było to "zaproszenie" od podrzędnej jednostki sowieckiej).
W polskim podziemiu istniał specyficzny klimat wyczekiwania na gest ze strony wkraczających Rosjan. Tylko generał Okulicki, znający doskonale system sowiecki, uważał "zaproszenie" za podstęp, lecz i on sądził, iż nie należy uchylać się od rozmów, tylko prowadzić je poprzez pełnomocników. Gdy 11 marca płk Pimienow w imieniu dowództwa Frontu przesłał formalne pisemne zaproszenie wraz z gwarancjami, w kilka dni później na zwołanym posiedzeniu Rady Jedności Narodowej w Milanówku zadecydowano, że rozmowy powinny się odbyć wokół proponowanych przez Rosjan dwóch zasadniczych problemów: "bezpieczeństwa tyłów i zaopatrzenia Armii Czerwonej" i "wyjścia z konspiracji partii stojących na boku, aby oczyścić atmosferę i włączyć je do ogólnego nurtu demokratycznych sił samodzielnej Polski".
Wstępne pertraktacje co do spotkania trwały jeszcze dwa tygodnie. Pułkownik Pimienow, występujący jako pośrednik między dowództwem sowieckim a władzami cywilnymi i wojskowymi Polski podziemnej, zręcznie podsycał nadzieje swych późniejszych ofiar, powołując się na generała Iwanowa, marszałka Żukowa, a nawet samego Stalina. Jest też oczywiste, iż w tych wstępnych rozmowach Pimienow "wyciągnął" bardzo wiele informacji o polskim podziemiu.
27 i 28 marca 1945 r. do kwatery Pimienowa w jednej z willi w Pruszkowie przybyli wicepremier, Delegat na Kraj Stanisław Jankowski, generał Leopold Okulicki - ostatni komendant główny AK, oraz ministrowie: Adam Bień, Antoni Pajdak, Stanisław Jasiukowicz, a także przywódcy stronnictw i partii politycznych: Kazimierz Bagiński, Stanisław Mierzwa, Zbigniew Stypułkowski, Kazimierz Kobylański, Józef Chaciński, Franciszek Urbański, Eugeniusz Czarnowski, Stanisław Michałowski, Kazimierz Pużak. Już później NKWD dołączyło do nich jeszcze Józefa Stemlera oraz Aleksandra Zwierzyńskiego, schwytanych w innych okolicznościach. Należy jednoznacznie podkreślić, iż politycy ci stanowili w tym momencie faktyczne władze Rzeczypospolitej w kraju.
Po krótkim pobycie w Pruszkowie, a następnie we Włochach pod Warszawą, większość zwabionych przywódców została przewieziona na lotnisko Okęcie, a dalej samolotem do Iwanowo-Wozniesienska, skąd już pociągiem do Moskwy, prosto do głównej siedziby NKWD i więzienia na Łubiance. Jankowski, Okulicki, Pużak, stanowiący dla Sowietów łup najcenniejszy, trafili tutaj jako pierwsi o dzień wcześniej.
ZSRS przyznał się oficjalnie do popełnionego gwałtu na polskich przywódcach dopiero 4 maja 1945 roku. Stalin w depeszy do Churchilla pisał m.in. "Grupa 16 Polaków została aresztowana przez wojskowe władze sowieckie. (...) Wszyscy lub część z nich, w zależności od wyników śledztwa, oddani zostaną pod sąd". 18 maja, w odpowiedzi na pytanie dziennikarza "The Timesa", Stalin z cyniczną brutalnością oświadczył: "Notoryczny dywersant gen. Okulicki i inni zostali aresztowani w Polsce na zasadzie prawa zabezpieczającego tyły Czerwonej Armii przed dywersantami. (...) Nie jest prawdą, jakoby aresztowani Polacy zostali zaproszeni w celu przeprowadzenia rokowań z władzami sowieckimi. Władze sowieckie bowiem nie prowadzą i nie będą prowadzić rokowań z ludźmi, którzy łamią prawo w zakresie bezpieczeństwa tyłów Armii Czerwonej".
Były to kłamstwa komunistycznego dyktatora i zbrodniarza, charakterystyczne dla władców Kremla od czasów carskich aż do prezydentury Putina. Te łgarstwa - niestety - były i nadal są odbierane na Zachodzie jako prawda, a nie cyniczny fałsz polityczny Rosji.

Proces
Wypowiedzi Stalina przytoczone powyżej są na tyle ważne, iż wskazują jednoznacznie, że osobiście prowadził sprawę "szesnastu" w szerszym kontekście przyłączenia Polski do imperium sowieckiego. Natomiast śledztwem i przygotowaniem procesu pokazowego zajmowali się m.in. Beria jako szef NKWD, jego zastępca Mierkułow oraz generał Sierow - wybitny "specjalista" od spraw polskich. (Notabene: Iwan Sierow był w Moskwie szarą eminencją od sprawy polskiej w latach II wojny światowej i potem. To on kierował w latach 1939-1941 najtajniejszymi operacjami NKWD w województwach północno-wschodniej Polski inkorporowanych do ZSRS, m.in. egzekucjami i masowymi wywózkami na Syberię. On właśnie z ramienia NKWD "czuwał" nad zajętymi w 1944 r. obszarami Polski "lubelskiej", a w 1945 r. nad resztą kraju. On właśnie jako przewodniczący KGB wydawał decyzje w 1956 r. odnośnie do sytuacji w PRL). Śledztwo w głównej siedzibie NKWD na Łubiance trwało do połowy czerwca 1945 roku. Śledztwo okrutne, brutalne, sprzeczne z jakimkolwiek prawem, wyreżyserowane zgodnie z sowieckim szablonem i teatralne politycznie. Podobnie, oczywiście, jak kapturowy proces, który rozpoczął się 18 czerwca.
W tym samym dokładnie czasie, gdy w kazamatach Łubianki oprawcy NKWD dręczyli "szesnastu", w innym gmachu Moskwy trwały "konsultacje" władz sowieckich z przybyłymi z Warszawy: Bierutem, Gomułką, Osóbką, Mikołajczykiem i innymi nad utworzeniem nowego polskiego rządu jedności narodowej. Perfidią i bezwzględnym cynizmem Kremla było powołanie tego rządu akurat tego dnia, gdy ogłoszono wyrok w procesie "szesnastu", czyli 21 czerwca 1945 roku!
Proces toczył się przed osławionym Kolegium Wojskowym Sądu Najwyższego ZSRS. Przywódcy Polski zostali oskarżeni m.in. o szpiegostwo, dywersję, wrogą propagandę, terroryzm, przechowywanie broni, radiostacji, drukarni. Były to absurdalne oskarżenia, lecz nade wszystko zbrodniczym, bezprawnym absurdem było postawienie przed wymiarem rosyjskiej sprawiedliwości, przed sądem ZSRS obywateli polskich, polityków sąsiedniego państwa.
Z wyjątkiem Okulickiego, Pużaka, Stypułkowskiego wszyscy "oskarżeni" przyznali się do winy. Najwybitniejszy polski historyk Władysław Pobóg-Malinowski pisał przed laty na ten temat: "Trudno potępiać ludzi za zachowanie się przed sądem, skoro mieli za sobą trzy miesiące koszmaru śledczego i skoro wisiała nad nimi groźba kary śmierci. Nie każdy może być bohaterem, choć każdy winien pamiętać o granicy, której zwłaszcza w obliczu śmierci przekroczyć nie wolno".
Dramatyczne, pełne wewnętrznej siły i godności "ostatnie słowo" wygłosił generał Okulicki. Przez prawie półtorej godziny mówił po rosyjsku: "Proces ten ma charakter polityczny. Nie możecie dowieść, że nie walczyliśmy z Niemcami w ciągu 5 lat, ale jak w każdym takim procesie politycznym pragnęlibyście pozbawić nas argumentu. (...) Oskarżacie nas o współpracę z Niemcami, godząc w nasz honor. Oskarżając 300 tysięcy żołnierzy Armii Krajowej, oskarżacie cały Naród Polski. (...) Powstanie Warszawskie to bohaterska walka i nie daje ona podstaw do politycznych represji. (...) W bitwie warszawskiej walczyliśmy z Niemcami przez 63 dni i pomagaliśmy tą drogą Armii Czerwonej.
(...) Zgadzam się z decyzjami konferencji krymskiej. Tylko na tej podstawie może powstać nowa demokratyczna Polska. (...) Naród Polski ma wiele wad, ale ma jedną wyrównującą je zaletę - umiłowanie wolności. Chcę przyjaźni z Rosją, ale pod jednym warunkiem - jest nim utrzymanie niepodległości Polski".
Po przemówieniu Okulickiego zapanowała śmiertelna cisza. Zupełnie zaskoczeni formą i treścią, wyłamaniem się z przygotowanego "scenariusza" procesu, zdumieni byli wszyscy: zarówno współtowarzysze generała, jak też ich oprawcy, wreszcie liczni dziennikarze zachodni i sowieccy. Niezmiernie charakterystyczny jest stenogram sądowy, gdzie "ostatnie słowo" Okulickiego odpowiednio zredagowali specjaliści NKWD. Tak np. odnośnie do przytoczonych wyżej rzeczywistych fragmentów przemówienia stenogram fałszywie podawał, że Okulicki przyznawał się do winy:
"Przeciwko Związkowi Sowieckiemu popełniliśmy wielką zbrodnię. (...) Reakcja władz sowieckich na naszą działalność jest zupełnie zrozumiała i były wystarczające podstawy do mojej obecności tutaj na ławie podsądnych. (...) Wyrok wasz przyjmę spokojnie, pewien, że kara będzie sprawiedliwa. (...) Jestem winien, ale postępowałem jak żołnierz, wykonujący rozkazy swego rządu".
Tak jak ten "stenogram", tak cały kapturowo-pokazowy proces, a tym bardziej same wyroki były z góry przygotowane. Ze względu na światową opinię publiczną były one, jak na ZSRS, niesłychanie łagodne. Okulicki otrzymał tylko 10 lat więzienia. Jankowski 8, pozostali od 5 lat do kilku miesięcy. Trzech nawet uniewinniono. Wyrok został ogłoszony 21 czerwca o godzinie 4.00 w nocy, co miało udramatyzować okoliczności.

Moskiewskie morderstwa
Prawdopodobnie już wtedy z góry zapadły decyzje, które mógł na Kremlu podejmować tylko Stalin, iż pomimo pozornie łagodnego wyroku najważniejsi przywódcy Polski podziemnej muszą umrzeć. Nie znamy do dzisiaj szczegółowych okoliczności, ale nie ulega wątpliwości, iż czterech spośród "szesnastu" zostało zamordowanych w więzieniu. Tak więc generał Okulicki został zakatowany na Butyrkach (osławione więzienie moskiewskie) w samą Wigilię (to też z pewnością nie był przypadek), 24 grudnia 1946 r.; wicepremier Jankowski 13 marca 1953 r. (tuż po śmierci Stalina i na progu zmian personalnych w NKWD. Też nie przypadek); Jasiukowicz również zmarł w więzieniu sowieckim, natomiast Pużaka NKWD przekazało polskiej bezpiece, która zamordowała go w więzieniu w Rawiczu 30 kwietnia 1950 roku.
Cóż chciała osiągnąć Moskwa przez schwytanie, zdradzieckie uprowadzenie, wreszcie nikczemne skazanie grupy przywódców polskich? Jakie cele chciał osiągnąć Stalin? Aby odpowiedzieć na te pytania, należy właśnie zrozumieć całą istotę systemu uprowadzeń politycznych w całej historii Rosji i ZSRS. Była to niewątpliwie najbardziej wyrafinowana, najwyższa forma terroryzmu państwowego, mająca zresztą carsko-bizantyński rodowód. Albowiem cała perfidia takich metod i formy działania polegała nie tylko na likwidacji samej ofiary, lecz na politycznym wykorzystaniu doskonale wyreżyserowanej sprawy. NKWD, w przeszłości Ochrana, a za czasów współczesnych KGB i GRU, mają aż nadto środków i możliwości, aby dokonywać skrytobójczych morderstw politycznych tak w kraju, jak też poza jego granicami. Cała historia Rosji i ZSRS pełna jest tego typu zamachów.
Natomiast porwanie, wymuszenie zeznań, propagandowe, kłamliwe wykorzystanie sprawy było i jest dla Kremla o wiele korzystniejsze niż skrytobójstwo, łatwe w swej prostocie do wykonania. Tak stało się właśnie ze sprawą "szesnastu". Stalin chciał pokazać Zachodowi, że Polacy to szpiedzy, dywersanci i awanturnicy. Przecież sami przyznali się do winy. Zachód miał i tak już dosyć sprawy polskiej, której nie chciał i nie rozumiał. Ten proces miał odciąć jeszcze bardziej Polskę od Zachodu. Miał też pokazać samym Polakom, aby wyrzekli się złudzeń oraz zdali się na łaskę i niełaskę Związku Sowieckiego, w którego orbicie wpływów się znaleźli, raz na zawsze oczywiście. Całe polskie społeczeństwo w efekcie nagłośnienia propagandowych kłamstw miało zobaczyć, jak przywódcy Polski podziemnej przyznają rację zwycięskiej Rosji sowieckiej. Taki był zamysł Kremla i można dodać, iż w bardzo dużej mierze skuteczny. Inna rzecz, czy tylko doraźnie i z jakimi konsekwencjami politycznymi na przyszłość.
Jak wspomniano, wyroki były "łagodne". Ale w ślad za tymi łagodnymi wyrokami na przywódców sądzonych bądź co bądź w świetle pokazowego procesu spadła wkrótce ogromna fala represji NKWD i polskiego Urzędu Bezpieczeństwa. Wyroki śmierci, morderstwa, wieloletnie więzienia i zesłania dotknęły tysiące zwykłych żołnierzy, oficerów, polityków niższego szczebla niż "szesnastu". Do tego ten proces też był potrzebny, aby usprawiedliwiać i uzasadniać inne bezprawie. Bezprawie trwające przez 45 lat niesławnej pamięci Polski Ludowej.
Podstępne zwabienie, brutalne porwanie, a wreszcie skazanie w procesie, który miał charakter kapturowy i pokazowy zarazem, szesnastu przywódców polskich, znalazło niewielki oddźwięk opinii publicznej na Zachodzie. Natomiast wśród przebywających tam wychodźców z Polski zapanowało oburzenie, ale też gorycz osamotnienia. Kazimierz Wierzyński - najwybitniejszy poeta emigracyjny, jeden z największych poetów polskich XX wieku - pod wpływem wydarzeń napisał wstrząsający wiersz "Na proces moskiewski". To poetycka wizja sprawy "szesnastu". Wierzyński był przez cały okres PRL zakazany w kraju przez cenzurę. W szczególności zakaz dotyczył wierszy z tomu "Krzyże i miecze", a w nim "Na proces moskiewski".
Józef Szaniawski
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 16:13, 16 Cze 2007    Temat postu:

Jak Stokłosa kupował ministerstwo

Koperty wypchane pieniędzmi, paczki z kiełbasami, wędzone węgorze i butle wódki. Tak słynny i poszukiwany dziś listem gończym Henryk Stokłosa przekupywał urzędników resortu finansów i sędziego. DZIENNIK dotarł do sądowych akt tej sprawy.

Stokłosa ukrywa się i czeka na list żelazny. Sąd ma zdecydować o tym już w poniedziałek. Dla żony Stokłosy, z którą rozmawiał DZIENNIK sprawa jest prosta - jej mąż jest czysty.

"Chodzi o wywrócenie firmy" - przekonuje Anna Stokłosa. Z akt sądowych, do których dotarliśmy, wynika jednak co innego. To dokumentacja sprawy przeciwko urzędnikom resortu finansów.

W zeszłym roku wybuchła gigantyczna afera w Ministerstwie Finansów. Do aresztu trafiło siedem osób. Nielegalnie umarzali podatki w zamian za łapówki. Jedną z osób, która miała korzystać na tym układzie, był Henryk Stokołosa, wieloletni senator, mulitimilioner.

Akta opisują, w jaki sposób funkcjonował korupcyjny proceder. Byłego senatora obciążają zeznania samych urzędników, a także Mariana J., który przez kilkanaście lat był doradcą podatkowym Stokłosy, a wcześniej dyrektorem pilskiej skarbówki.

"Mój mąż nigdy nie był w Ministerstwie Finansów" - zapewnia Anna Stokłosa. I ma rację, bo jak wynika z dokumentów, to urzędnicy przez wiele lat przyjeżdżali do posiadłości Stokłosów w Śmiłowie koło Piły i ośrodka szkoleniowego jego firmy Farmutilu w pałacyku w Pietronkach, koło Chodzieży. Latali samolotami senatora, biesiadowali, łowili ryby. Wyjeżdżali obładowani wędlinami, wódką i kopertami wypchanymi pieniędzmi.

Biba w Pietronkach
W aktach opisana jest jedna z korupcyjnych imprez w Pietronkach. Odbyła się 6 października 1999 r. Elżbieta Z. urzędniczka Ministerstwa Finansów świetnie zapamiętała tę datę i tę wytworną kolację w pałacowych wnętrzach. Tego dnia dostała kopertę, w której było 15 tysięcy złotych. Prezent od senatora.

Późnym wieczorem usłyszała pukanie do drzwi. "On do mnie przyszedł do pokoju dyskretnie. To było intymne spotkanie" - opowiedziała później w prokuraturze.

Bibę w pałacu dobrze zapamiętał też Marian J., doradca Stokłosy. Niedługo przed imprezą napisał w imieniu swojego szefa skargę na decyzję Izby Skarbowej w Pile, która wyliczyła zaległości podatkowe Farmutilu na 8 mln zł. Sprawa trafiła do Naczelnego Sądu Administracyjnego w Poznaniu.

"Stokłosa zamierzał zrobić wszystko, aby skarga była skuteczna. Dostałem od niego wiadomość, że mamy się spotkać w dworku koło Chodzieży. Był już tam Stokłosa i księgowa z Farmutilu. Wkładała do koperty pieniądze. Dostałem od niej dwie koperty. Powiedziała, że mam to przekazać. Nie mówiła, o co chodzi i za co. Nie musiała, gdyż było to czytelne dla wszystkich. Powiedziała, że dla niego jest 20 tys. zł, a dla niej 15 tys. zł. Później przyjechał tam sędzia S. z panią Elżbietą Z." - zeznał przed prokuratorem Marian J.

Wieczorem wszyscy zasiedli do stołu w pokoju gościnnym. Przy kolacji rozmawiano o interesach - o skardze złożonej do NSA.

"Z wypowiedzi sędziego S. wynikało, że wie, że skarga jest już u nich w NSA" - powiedział prokuratorom Marian J. - "On był wówczas prezesem [poznańskiego] sądu [administracyjnego]. Po kolacji, w obecności Stokłosy i księgowej, podszedłem do Elżbiety Z. i sędziego i dałem im koperty z pieniędzmi. Przyjęli je bez żadnego skrępowania. Dla Elżbiety Z. koperta była w ramach podziękowania za ściągnięcie tam sędziego S. Koperty były w kolorze szarym, średniego formatu. Pieniądze były w banderolkach bankowych, w nominałach po 100 i 50 zł. W każdej kopercie były dwa pliki banknotów."

"Jak po tylu latach można pamiętać kolor kopert?" - dziwi się pani Stokłosowa, gdy pytamy ją o te zeznania.

Paczka wędlin od Stokłosy
Według Mariana J. dwa lub trzy tygodnie później w dworku w Pietronkach doszło do kolejnej biesiady z Elżbietą Z. z ministerstwa i sędzią S. Sędzia znów dostał 20 tys. zł, a urzedniczka – kolejny raz 15 tys. zł. Sędzia poinstruował doradcę Stokłosy, aby przygotował pismo uzupełniające do skargi. Chodziło o wykazanie trudnej sytuacji finansowej Farmutilu.

Pół roku później, w maju 2000 r. Naczelny Sąd Administracyjny uznał, że skarga Stokłosy jest bezzasadna i że powinien zapłacić podatek. Był to jednak żal nad rozlanym mlekiem. Sąd rozpoznał skargę po okresie przedawnienia - urzędnicy z pilskiej skarbówki nie mieli szans ściągnięcia pieniędzy z Farmutilu.

Sędzia, S. dziś w stanie spoczynku, zaprzecza, aby brał pieniądze od Stokłosy. Sędziego obciążają jednak również zeznania jego byłej konkubiny Ireny G. Przyznała, że sędzia jeździł do Wągrowca - mieści się tam firma Finlex, należąca do Mariana J. Konkubina opowiedziała o domach, które sędzia wybudował swoim synom i o 20-kilogramowych paczkach z wędlinami, które przywoził do sądu kurier od Stokłosy. Wędlin było tak dużo, że Irena G. obdzielała nimi całą swoją rodzinę.

Czy w pałacu w Pietronkach popełniono przestępstwo? Tak twierdzi warszawska prokuratura, która poszukuje Stokłosy międzynarodowym listem gończym. Anna J., żona Mariana J., który pogrążył byłego senatora, całkiem inaczej interpretuje zeznania męża.

"Sędzia dostał pieniądze od Stokłosy, ale nie wiadomo za co" - powiedziała DZIENNIKOWI. - "To nie była łapówka. Rozstrzygnięcie sądu było na niekorzyść Stokłosy. A że się coś przedawniło? To przecież nie z winy mojego męża. On jest ciężko chory i aresztu omal nie przypłacił życiem."

Marian J. nie chciał rozmawiać z DZIENNIKIEM. Prokuratorom żalił się, że Stokłosa płacił mu beznadziejnie.c "Większe kwoty wydawał na łapówki niż na moje wynagrodzenie" - zeznał.

Żal pani Anny
Interesy Stokłosy przejęła w grudniu 2006 r. jego żona Anna. Zbiegło się to z przełomem w śledztwie - właśnie wtedy zeznania obciążające Stokłosę złożył Marian J., jego najbliższy doradca od 1991 r. W styczniu zaczęła się zaciskać pętla wokół szyji biznesmana. Prokuratura wniosła o areszt, potem wysłała za nim list gończy. Stokłosa zapadł się pod ziemię. Od tej pory jest jak Latający Holender. „Widziano” go na Śląsku u lekarza, u dentysty w Berlinie, jego okrągła sylwetka przemknęła przed oczyma chłopa ze Śmiłowa, legenda głosi, że nadzorował nawet remont dachu w swoim domu, wydając polecenia przez komórkę. Ludzie w okolicy żartują, że został zutylizowany we własnych zakładach.

Anna Stokłosa niechętnie rozmawia z dziennikarzami. Po długich namowach zgadza się na spotkanie w firmie i opowiada o spisku uknutym przez niemiecką konkurencję. Przyjmuje nas w sali konferencyjnej. Na ścianach wiszą zdjęcia imperium Stokłosy wykonane z lotu ptaka. Anna Stokłosa sprawia wrażenie stanowczej, energicznej bizneswoman. Widać, że prowadzi interesy silną ręką.

"Sprawa jest prosta, chodzi o wywrócenie firmy" - mówi. - "Przeżyłam pięć kampanii wyborczych, więc jestem zahartowana w boju. Mam dużą odwagę cywilną, nikt mnie nie złamie."

Anna Stokłosa nie ukrywa, że ma ogromny żal do Mariana J. "Mój mąż miał do niego ogromne zaufanie" - przyznaje. - "Za duże. Marian J. miał swoją firmę, brał pieniądze od męża na dodatkowe wydatki. Brał kierowcę, samochód i jechał. On ma 70 lat, jest chory na cukrzycę. Dlatego zrobił wszystko, aby wyjść na wolność. Przygotowywano przedstawienie dla mediów. Mój mąż miał zostać wyprowadzony z firmy w kajdankach. Taki był plan. Ale gdy przyjechali tu policjanci w kominiarkach, męża nie było."

Na pytanie, gdzie jest Henryk Stokłosa, pada krótka odpowiedź: "Za granicą".

Taki klimat
"Prokuraturze powinno zależeć na zamknięciu śledztwa" - mówi mec. Jacek Gutkowski, obrońca Stokłosy. - "Szansę na sprawiedliwe osądzenie sprawy daje list żelazny."

Sprawą listu żelaznego dla Stokłosy Sąd Okręgowy w Warszawie zajmie się w poniedziałek. Oskarżeni o korupcję urzędnicy resortu finansów czekają na proces przed sądem rejonowym. Akt oskarżenia liczy 383 strony i zajmuje dwa tomy akt. Prokuratorzy z niezwykłą drobiazgliwością opisali przyjmowane przez nich łapówki - od wędzonych węgorzy poczynając, a na torbie foliowej ze 100 tys. zł kończąc.

Na trop Stokłosy śledczy wpadli przypadkowo. Sprawa zaczęła się banalnie - od skradzionego samochodu Volvo S80 zarejestrowanego na podstawie podrobionych dokumentów. Volvo dostał jako łapówkę urzędnik warszawskiej skarbówki. Po nitce do kłębka policjanci dotarli do gangu „Grafa” handlującego kradzionymi samochodami, wyłudzającego kredyty i przekupującego urzędników Ministerstwa Finansów. Jedną ze skorumpowanych urzędniczek okazała się 53-letnia Elżbieta Z. Gdy trafiła do aresztu, zaczęła opowiadać o wspólnym wyprawach do Śmiłowa z jej przełożonym i kochankiem Andrzejem Ż. Opowiadała o szkoleniach, które urzędnicy z ministerstwa organizowali dla księgowych Stokłosy oraz prezentach od senatora: koszach wędlin i 3-litrowych butelkach Smirnoffa.

"Andrzej Ż. zwracał się do Stokłosy na ty" - zeznała Elżbieta Z. - "Za każdym razem Ż. mówił, że Stokłosa zaprasza go do siebie. Z reguły wyjeżdżaliśmy do Stokłosy w piątek po pracy. Powrót następował w niedzielę. Stokłosa raczej mało pił alkoholu, natomiast Ż. pił bardzo dużo."

W kwietniu 2006 r. Elżbieta Z. trafiła do aresztu. Śledczych zainteresowały jej opowieści o tajemniczej kopercie, którą jej przełożony Andrzej Ż. dostał od Stokłosy. W maju 2006 r. Andrzej Ż. został aresztowany w ramach akcji rozbijania gangu w Ministerstwie Finansów. Początkowo twierdził, że w kopercie od Stokłosy były foldery reklamowe Farmutilu. W końcu przyznał, że była również gotówka - 50 tys. zł.

"W sierpniu 2001 r. w trakcie rozmowy Stokłosa zaczął mi wciskać zaklejoną żółtobrązową kopertę. Mówił, że jest w Ministerstwie Finansów sprawa i oczekuje, żeby została przyzwoicie załatwiona" - przyznał w śledztwie Andrzej Ż.
W areszcie siedzi też Sławomir M., były dyrektor Departamentu Podatków Bezpośrednich Ministerstwa Finansów. Prokuratura twierdzi, że przyjął on od Stokłosy ponad 130 tys. zł łapówek.

"Nie jestem niewiniątkiem i wcale nie próbuję się tak przedstawiać" - napisał ostatnio w liście z aresztu Sławoimir M. - "Mam jednak wiele powodów, aby sądzić, że jestem kozłem ofiarnym w walce organów ścigania ze Stokłosą.
Marian J. - doradca podatkowy Stokłosy, który go podrążył - jest na wolności. Narzeka, że klienci stracili do niego zaufanie. Podczas śledztwa zapewniał, że nigdy nie namawiał senatora do dawania łapówek.

"Byłem zaufanym człowiekiem Stokłosy" - powiedział. - "Zawsze lojalnie wykonywałem polecenia, nawet te niegodziwe. To był mój błąd. Wtenczas były takie czasy, a szczególnie w Warszawie. Był taki klimat, że aby wywalczyć swoje prawa, trzeba było dać łapówkę. Stokłosa miał doskonałe rozeznanie i sam decydował o tym kiedy, komu i ile należy wręczyć. Był człowiekiem chytrym na pieniądze."

Imperium w rozkwicie
Wielkie Księstwo Pilskie - tak o włościach byłego senatora mówią ci, którzy za nim nie przepadają. "Senator smród", "król padliny" - piszą od lat dziennikarze, a Stokłosa podaje ich do sądu. "Drakula", "zabójca Matki Ziemi" - dodają ekolodzy, którzy od lat bezskutecznie walczą z odorem wydobywającym się z zakładów utylizacyjnych.

19 tysięcy hektarów ziemi, 500 hektarów stawów wypełnionych pstrągami i karpiami, dwa ogromne zakłady utylizujące odpady z rzeźni, zakłady mięsne, chlewnie, ferma indyków, zakłady drobiarskie, hodowla drobiu, dom gościnny "Pasibrzuch" z restauracją, lokalne radio i tygodnik, supermarkety - majątek Stokłosy szacowany jest na miliard złotych. Początki budowy imprerium były skromne. W 1982 r., wyrzucony z PZPR były dyrektor ośrodka wczasowego Henryk Stokłosa założył na terenie dawnej owczarni prymitywny zakład utylizacyjny zasilany kotłem ze starego parowozu. Maszyny obsługiwało sześć osób, z właścicielem włącznie.

Dziś firmy Stokłosy zatrudniają ponad 6 tysięcy pracowników. I jakoś sobie radzą, mimo że ich właściciel zniknął bez śladu.

"Firma działa jak szwajcarski zegarek" - zapewnia rzecznik Farmutilu Marek Barabasz.

"Sprzedaż naszych wędlin nie spada" - wtóruje mu Anna Stokłosa. - "Nie mówię, że mój mąż jest ideałem, ale Farmutil to przedsiębiorstwo zbudowane przez geniusza finansowego."

Leszek Kraskowski


-))))))))) MASZ TU AFERE ZULU ! BRAWO PIS ! LAPAC ZLODZIEI I AFERZYSTOW 17 LAT III RP !!!
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 20:57, 16 Cze 2007    Temat postu:

Kaczy zbuku widać ze lubisz mieszać w błocie twoja sprawa twój gust, nie wymawiaj jednak mojego imienia nadaremnie.
Zapamiętaj, więcej szacunku.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Sob 23:31, 16 Cze 2007    Temat postu:

Odnośnie Stokłosy,jestem za tym by to wyjasniono ,ewentualnie ukarano lecz by nie likwidować firmy ,w kazdej chwili może go wykupić zagraniczna konkurencja,a po co?

Polski system podatkowy nie jest idealny i to nie prawda że wszyscy mają z góry złe intencje-czasami sie poprostu nie da inaczej prowadzić biznesu -często o tym wiedzą sami urzednicy skarbowi -system nie przystaje do realiów -działa stara zasada komunistyczna weźmy wszystko ,a on i tak sobie jakoś poradzi.

Nie mam zamiaru tu bronić biznesmena -bo go nie znam ,ale jak zniszczono Grabka -króla żelatyny(pewno tez niezły łajzus) -to efekt jest taki że mamy ją droższą i do tego importowaną.

W moim mieście pewien biznesmen rozbudowuje olbrzymie centrum handlowe i to jest OK ,ale buduje z naruszeniem wszelkich przepisów np Przeciw pożarowych i to nie jest OK -ktoś mu te zezwolenia daje on sam ukrywa sie za granicą gdyż w polsce grozi mu więzienie za przekrety w sporcie-w razie tragedi bedzie głosno nie tylko w polsce ale i w europie,i bardzzo wielu ludzi straci fortuny oby nie życie(odpukać).Biznesmen ten jest jednak ponad prawem-stare struktury SLD i posłowie z prawicy go chronią -jego konkurent nie dostaje żadnych zezwoleń buduje solidniej na granicy prawa i wszelkie jego budowle są nielegalne .

Nie wiem czasami jak to wszystko oceniać ,wszelkie przepisy sa niekompatybilne,często gdyby ich przestrzegać należało by zamknąć firmę,myślę że olbrzymi procent biznesu porusza sie poniżej granicy prawa i wcale nie z powodu nadmiernej chciwości właścicieli-przykre to jest .Przykre jest też to że czasami byle śmieć z zachodu ma większe fory niż polak.


Sorry że się wtrącam Łukasz -Gabare dotyczy obu -nie musicie sie obrażać jeżeli macie rózne poglądy ,wzasadzie mi to nie przeszkadza ,ale to bez sensu i w dodatku nie literackie .
Pozdrawiam was Obu.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Nie 7:20, 17 Cze 2007    Temat postu:

Ahron! Ok!
2 man down Mr. Green
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Nie 8:56, 17 Cze 2007    Temat postu:

Witam wszystkich.
Ahron to co opisałeś to nie jest przykre to po prostu oburzające i godne zmiany.
Jeśli chodzi o moją konwersacje z gabrre to nie jest kłótnia ja po prostu przyjąłem styl rozmowy jaka prezentuje partia tego gościa i w ogóle koalicja.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 22:59, 18 Cze 2007    Temat postu:

Kaczyński do banku!

Przy okazji szydzenia z tego, że premier nie ma rachunku bankowego, kasę trzyma na koncie mamy, a sam obraca tylko gotówką, nikt nie zauważył podobieństwa zachowań Kaczyńskiego do stylu bycia przedstawicieli pewnej grupy towarzysko-zawodowej. Oni też zwykli posługiwać się keszem, a pieniądze trzymają na kontach należących do bliskich. Popularnie nazywa się ich ludźmi z miasta, a urzędowo – członkami zorganizowanych grup przestępczych.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 20:55, 19 Cze 2007    Temat postu:

Premier Kaczyński nie ustaje w wysiłkach mających na celu promowanie wzorców dobrego wychowania pośród dziennikarskiego motłochu. Dziś nakrzyczał na Austriaka, który chciał mu zadać pytanie na siedząco

[link widoczny dla zalogowanych]

A to dowcipniś
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 22:33, 19 Cze 2007    Temat postu:

"Niemiecki polityk szantażował Oleksego"
"Dopiero teraz wychodzą na światło dzienne sensacyjne fakty, odsłaniające kulisy manipulowania przy Konstytucji Europejskiej przez Niemców. Chodzi o szantaż, jaki wobec b. znanego polskiego polityka zastosował czołowy niemiecki polityk" - pisze eurodeputowany Ryszard Czarnecki w swoim blogu.
"Niekorzystny dla Polski eurokonstytucyjny zapis o podwójnej większości powstał w toku prac Konwentu Europejskiego (lub: Konwentu ws. przyszłości Europy), w którym reprezentowani byli przedstawiciele parlamentów narodowych i rządów krajów członkowskich Unii oraz państw stowarzyszonych z UE - w tym Polski. Naszymi przedstawicielami byli: poseł Józef Oleksy - z ramienia Sejmu, senator Edmund Wittbrodt - z ramienia Senatu i minister Danuta Hübner - z ramienia polskiej administracji. W sumie Konwent liczył 105 członków i 102 zastępców" - pisze Czarnecki i tłumaczy dalej:

"Jednak zasadnicze decyzje podejmowane były nie w Konwencie, a w Prezydium Konwentu. Na jego czele stał b. prezydent Francji Valery Giscard d'Estaing, a zastępcami byli b. premierzy Włoch i Belgii, Gulio Amato oraz Jean - Luc Deheane. Część eurokonstytucji powstała wręcz w … paryskim mieszkaniu Giscarda.

Do tego faktycznego ciała decyzyjnego miano dokooptować również przedstawiciela "nowej Unii" - krajów, które już niedługo miały wejść do UE. Naturalnym kandydatem - mówiono o tym publicznie - był największy "nowy" kraj czyli Polska. A przedstawicielem Polski miał zostać - ogłoszono to już publicznie w polskich mediach - Józef Oleksy. Sprawę jednak odwlekano aż - niespodziewanie - na członka prezydium Konwentu wybrano reprezentanta jednego z najmniejszych krajów "nowej UE" - Słowenii (został nim b. premier i b. wicepremier oraz 2-krotny szef MSZ tego kraju Lojze Peterle, obecny chadecki eurodeputowany).

Czemu nie został Oleksy? Został zaszantażowany przez ówczesnego przewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych PE, znanego polityka niemieckiej chadecji Elmara Broka. Niemiec użył "czułego" dla Oleksego argumentu - lustracji. Miał wytoczyć "działo lustracyjne" grożąc polskiemu politykowi, iż rozpętana zostanie medialna burza w "starej Unii", że osoba związana z komunistycznymi służbami specjalnymi osiąga funkcję decydującą o kształcie przyszłej Europy. Działo się to w specjalnej aurze stworzonej już wokół Oleksego: w czasie posiedzenia Konwentu w Brukseli rozrzucono ulotki w języku angielskim wprost oskarżające Józefa Oleksego o agenturalność. To "zmiękczyło" go i wystawiło "na żer" Brokowi. Brok, będący szefem EPP-ED czyli chadeków i konserwatystów w Konwencie, mający duży autorytet, nazywany wręcz "panem Konwentem", osiągnął swoje. Zaszantażowany Oleksy cichaczem się wycofał, a na jego miejsce wszedł partyjny kolega (w sensie partii europejskich) Niemca - Peterle.

Polityk CDU upiekł w ten sposób dwie pieczenie na jednym ogniu. "Utrącił" z prezydium Polaka, ale też zamiast socjalisty wprowadził "swojego" chadeka.

Przez to Polska straciła stanowisko, z którego mogła zablokować niekorzystną dla nas zasadę "podwójnej większości".
A "nieobecni nie mają racji" - prezydium Konwentu, pod nieobecność przedstawiciela naszego kraju - mogło robić, co chciało dla zagwarantowania uprzywilejowanej pozycji dla 4 największych krajów, w tym ojczyzny Elmara Broka.

Szantaż - to metoda, którą strona niemiecka użyła wobec znanego polskiego polityka. Ostatni raz?" - pyta Czarnecki.

onet.pl
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 22:35, 19 Cze 2007    Temat postu:

Wierzejski ujawni maile Wielowieyskiej i Dochnala!!

Wiceszef LPR Wojciech Wierzejski zapowiedział, że ujawni niektóre fragmenty korespondencji dziennikarki "GW" Dominiki Wielowieyskiej z lobbystą Markiem Dochnalem.
Wcześniej na swoim blogu Wierzejski zaapelował do dziennikarki, by ujawniła korespondencję z Dochnalem.

Wielowieyska powiedziała, że przed czterema laty korespondowała mailowo z Dochnalem w sprawie prywatyzacji Polskich Hut Stali, ponieważ Dochnal reprezentował wówczas jedną z firm, która startowała w tej prywatyzacji. Zaznaczyła, że nie ma już tej korespondencji. Wierzejski mówił, że korespondencja dotyczy lobbowania w "Gazecie Wyborczej" i w innych mediach na rzecz prywatyzacji PHS przez firmę zainteresowaną tą sprawą. Według posła, ukazał się cały cykl przychylnych artykułów na rzecz prywatyzacji PHS, firmowanych m.in. nazwiskiem dziennikarki "GW".

Polityk LPR podał, że Dochnal wyraźnie dziękował w korespondencji z Wielowieyską za to, że "przeprowadziła skuteczną kampanię na rzecz tej prywatyzacji". Na podstawie tej korespondencji ocenił, że dziennikarka i były lobbysta są w "bardzo zażyłych kontaktach".

Wierzejski dodał, że chciałby wiedzieć, czy Wielowieyska miała, czy też nie, umowę zlecenie od firmy powiązanej z Dochnalem na rzecz prowadzenia kampanii medialnej w tej sprawie. "Czy ona nie brała wprost pieniędzy za prowadzenie tej kampanii?" - zastanawiał się.

Według posła, "GW" i jej właściciel - spółka Agora - powinny odpowiedzieć na pytania o udział Dochnala w kampaniach medialnych "GW" i powiązania dziennikarzy tej gazety z lobbystą oraz ujawnić listę 100 spółek powiązanych z PKN Orlen i Janem Kulczykiem, które zamawiały reklamy. - Ujawnienie tych informacji rzuciłoby wiele światła na pokazanie faktycznych zależności korupcyjnych pomiędzy spółką Agora a światem, który był zaangażowany w przejmowanie sektora paliwowego przez Rosjan - uważa Wierzejski.

Na swoim blogu Wierzejski napisał, że było "co najmniej kilkadziesiąt" listów między Wielowieyjską a Dochnalem.

Jak powiedział, kwestia korespondencji między dziennikarką "GW" a lobbystą pojawiła się dwa lata temu przy okazji prac sejmowej komisji śledczej ds. PKN Orlen.

Wielowieyska wyjaśniła, że korespondowała z Dochnalem przed czterema laty, gdy reprezentował on jedną z firm biorących udział w prywatyzacji Polskich Hut Stali. - Wysyłałam pytania dotyczące prywatyzacji, oferty, stanu negocjacji - powiedziała.

Podkreśliła jednak, że nie ma już tej korespondencji. - Tak długo maili nie przetrzymuję - zaznaczyła.

Zwróciła też uwagę, że "jakieś maile", wśród których były też kopie e-maili od Marka Dochnala do niej, były rozdawane dziennikarzom przy okazji prac komisji orlenowskiej. - Rozumiem więc, że ktoś ma do nich dostęp i może je ujawnić - mówiła Wielowieyska.

Dochnal jest podejrzany o dawanie łapówek politykom i pranie brudnych pieniędzy. Lobbysta, który uczestniczył w największych prywatyzacjach i przetargach, od 2,5 roku przebywa w areszcie.
onet.pl
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 22:37, 19 Cze 2007    Temat postu:

"Rz": Kwaśniewski na "liście 500"!!!

Na tak zwanej "liście 500", byłych współpracowników Służby Bezpieczeństwa, znajdują się nazwiska prominentnych działaczy SLD - dowiedziała się Informacyjna Agencja Radiowa, ze źródeł zbliżonych do IPN. Znalazło się tam także nazwisko Aleksandra Kwaśniewskiego - podaje rzeczpospolita.pl.
Nie wiadomo, czy w Instytucie odnalazły się na temat byłego prezydenta jakieś nowe dokumenty. Możliwe jednak, że znalazł się w katalogu na podstawie materiału zebranego przy okazji jego rozprawy lustracyjnej w lipcu 2000 roku. Aleksander Kwaśniewski deklarował wówczas w swoim oświadczeniu lustracyjnym, że nie był współpracownikiem tajnych służb - informuje rzeczpospolita.pl.

Materiały nadesłane z UOP nie pozostawiały jednak wątpliwości, że 23 czerwca 1982 roku został zarejestrowany przez SB. W 1983 roku zmieniono mu kategorię na TW i nadano pseudonim Alek. Wyrejestrowano go 7 września 1989 roku. Sąd Apelacyjny, który prowadził sprawę, nie dysponował teczką personalną "Alka". Z analizy dotyczącej redakcji "Życia Warszawy" z połowy lat 80. wynikało jednak, że był on w tej redakcji tzw. "źródłem piszącym". Aleksander Kwaśniewski zapewniał natomiast, że nigdy nawet nie przekroczył progu tej redakcji.

To jakiś humbug - powiedział Ryszard Kalisz komentując w "Kropce nad i" w TVN24 informację o tym, że Aleksander Kwaśniewski jest na "Liście 500".

Odnosząc się do faktu, że Kwaśniewski nie pracował nigdy w "Życiu Warszawy" Kalisz powiedział: - Jeśli wszystkie nazwiska są tak udokumentowane, to ja gratuluję".

Komentując przeciek z "listy 500" mówi: - mamy do czynienia z ludźmi chorymi.

"Lista 500" obok nazwisk podaje charakterystyki zwerbowanych: Tajny Współpracownik lub Kontakt Operacyjny. Jako Tajni Współpracownicy figurują między innymi: Jacek Piechota - były minister gospodarki w rządzie Leszka Millera, Zbigniew Siemiątkowski - były szef Urzędu Ochrony Państwa i Agencji Wywiadu, Longin Pastusiak - były marszałek Senatu, Andrzej Brachmański - były wiceminister spraw wewnętrznych i administracji w rządach Leszka Millera i Marka Belki oraz Roman Jagieliński - były wicepremier i minister rolnictwa w rządach Józefa Oleksego i Włodzimierza Cimoszewicza.

Na liście tajnych współpracowników znajduje się także Sławomir Wiatr - były minister w kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i były pełnomocnik rządu do spraw informacji europejskiej. Wiatr przyznał, że był tajnym i świadomym współpracownikiem służb specjalnych PRL.

Wśród kontaktów operacyjnych Służby Bezpieczeństwa znajdują się nazwiska Dariusza Rosatiego - byłego ministra spraw zagranicznych oraz Wiesława Kaczmarka - byłego ministra skarbu.

- Wolałbym się znaleźć na liście 500 najbogatszych Polaków - powiedział w TVN24 Dariusz Rosati. - Nie wiem, co to kontakt operacyjny - dodał.

Według byłego szefa MSZ bezpieka zbierała materiały na różnych ludzi pełniących w czasach PRL funkcje publiczne. On wtedy pracował w Ministerstwie Handlu Zagranicznego. - Oburza mnie to, że dochodzi do niekontrolowanego przecieku, który ma na celu uderzyć w przedstawicieli opozycji - mówił Rosati.

Na pytanie, czy współpracował z tajnymi służbami zaprzeczył, ale zastrzegł, że pracował w administracji państwowej, więc jego obowiązkiem było kontaktowanie się z rozmaitymi funkcjonariuszami. - Takie kontakty były na porządku dziennym - powiedział Dariusz Rosati.

Oburzony całą sytuacją jest również Zbigniew Siemiątkowski, który także znalazł się na liście. Powiedział, że już 4 razy składał oświadczenie lustracyjne, więc nie ma o czym mówić. Przypomniał, że wywiad próbował go zwerbować w czasach, gdy był studentem, ale odmówił. Jego zdaniem, po tym, co się stało szef IPN Janusz Kurtyka powinien podać się do dymisji.

W nomenklaturze Służby Bezpieczeństwa tajny współpracownik to osoba, która w zamian za profity składała raporty, natomiast kontakt operacyjny wykorzystywany był do zbierania informacji lub ocen o charakterze specjalistycznym.

IAR podaje, że będzie się starał uzyskać kolejne nazwiska z "listy 500", a jeśli okaże się to możliwe, opublikuje całość listy.

Rzecznik IPN powiedział, że nie doszło do żadnego wycieku z katalogu sporządzonego przez Instytut. Andrzej Arseniuk powiedział, że nazwiska zamieszczone na liście to spekulacje dziennikarskie. W związku z werdyktem Trybunału Konstytucyjnego IPN nie może upublicznić tego katalogu i nie chciał rozmawiać na ten temat.
onet.pl

I ONI RZADZILI POLSKA !!! I ZNOW CHCA RZADZIC !!!????
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Felietony, Ciekawe Artykuły, Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 16, 17, 18 ... 24, 25, 26  Następny
Strona 17 z 26

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin