Forum POLITYKA 2o Strona Główna POLITYKA 2o
Twoje zdanie o...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

JAKĄ PRZYSZŁOŚĆ MA KRAJ
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 62, 63, 64  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Historia i Przyszłość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 22:36, 30 Paź 2006    Temat postu:

a ten drugi , wojskowy utrwalacz wladzy ludowej ! zajmij sie wlasnym zyciorysem ! nie pisz tu o wstydzie rzadzacych ! hipokryto !
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 22:37, 30 Paź 2006    Temat postu:

Podatki osobiste niższe, choć niewiele


Tak jak jeszcze przed uchwaleniem podatków opozycja straszyła, że podatnicy zapłacą w przyszłym roku fiskusowi więcej, a rząd zapewniał, że będzie wręcz odwrotnie, tak też teraz już po uchwaleniu podatków doniesienia prasowe o skutkach wprowadzanych zmian dla podatników są rozbieżne. Biorąc pod uwagę same zmiany w podatku dochodowym od osób fizycznych, każdy musi jednak przyznać, że bez wątpienia są one dla podatników korzystne. Zrozumiała to nawet, mimo stosowanej retoryki, parlamentarna opozycja, dzięki czemu ustawa o PIT została uchwalona przez Sejm niemal jednogłośnie, choć oczywiście zawsze można utyskiwać, że obniżka jest za mała.
Rozliczając się z urzędem skarbowym z dochodów uzyskanych w przyszłym roku, zapłacimy podatki według dotychczas obowiązujących trzech stawek podatkowych: 19 proc., 30 proc. i 40 proc. Po kilku latach przerwy zdecydowano się jednak na to, co podatnikom należało się od dawna, czyli waloryzację kosztów uzyskania przychodów, kwoty wolnej od podatku oraz progów podatkowych. Dzięki temu podatnicy z tytułu podatku dochodowego od osób fizycznych oddadzą fiskusowi nominalnie mniej, niż rozliczając podatek od dochodu uzyskanego w tym roku.
Warto przypomnieć, że koszty uzyskania przychodów waloryzowane były ostatnio na rok 2004, kwota wolna od podatku na rok 2003, a progi podatkowe na 2001 rok. Brak waloryzacji - z uwagi na inflację - oznaczał co roku ukrytą podwyżkę podatku. Teraz nie tylko podatki nie są po kryjomu podnoszone, ale też podatnicy mogą liczyć na to, że w kieszeni zostanie jeszcze odrobinę więcej.
Uwzględniając powyższe waloryzacje, podatnicy osiągający dochody w wysokości płacy minimalnej zyskają rocznie kilkanaście złotych, a średniej krajowej - kilkadziesiąt złotych. Na wyższą obniżkę mogą liczyć rodziny z dziećmi. Na każde dziecko od przyszłego roku obowiązuje odliczana od podatku ulga w wysokości 120 zł rocznie. Realny zysk na zmianach podatkowych w dużej części będzie też zależał oczywiście od inflacji, która w przyszłym roku może być większa niż obecnie. W kontekście tematu "zysków i strat" na podatkach pojawia się jeszcze sprawa podwyżki akcyzy na benzynę, co jednak już wykracza poza dyskusję o podatku dochodowym. W tym przypadku mimo wszystko trudno jednak mówić o podwyżce. Akcyza na benzynę została obniżona we wrześniu ubiegłego roku o 25 gr na litrze, gdyż na światowych rynkach ceny paliw bardzo szybko rosły. Obniżka miała być jedynie kilkumiesięczna, do czasu uspokojenia się sytuacji na rynku paliw, ale potrwała trochę dłużej. Teraz rząd zapowiada jedynie powrót od przyszłego roku do poprzedniej stawki akcyzy, tłumacząc to koniecznością dostosowania naszych stawek akcyzy do minimalnych wymaganych przez Unię Europejską.
Na większą obniżkę podatków musimy poczekać do 2009 r., od kiedy będą obowiązywać dwie stawki podatkowe - 18 proc. i 32 proc.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 22:43, 30 Paź 2006    Temat postu:

Apel o wyjaśnienie zagadki śmierci b. szefa NIK!!!

Profesor Jerzy Przystawa apeluje o wyjaśnienie tajemniczej śmierci Waleriana Pańki. Jest przekonany, że wiedzę na ten temat ma pułkownik Jan Lesiak, który odpowiada przed sądem, oskarżony w sprawie inwigilacji opozycji przez UOP w latach 90.
Prezes Najwyższej Izby Kontroli zginął w niejasnych okolicznościach przed 15 laty w przeddzień swego wystąpienia w Sejmie, gdzie miał relacjonować sprawę FOZZ. Posłowie zażądali od niego wyjaśnień po zaskakującej śmierci na zawał bardzo młodego inspektora NIK Michała Falzmanna, który wykrył aferę FOZZ. Wkrótce nastąpiły też inne tragiczne zgony w tajemniczych okolicznościach.

Profesor Przystawa, autor książki o FOZZ, w rozmowie z IAR przyznał, że dziwi go, iż tak wiele mówi się o uwikłaniu Edwarda Mazura - także wiązanego z aferą FOZZ - w sprawę śmierci generała Papały, o szafie pułkownika Lesiaka, mafijno-biznesowych powiązaniach służb, a równocześnie nie mówi się nic o śmierci prezesa NIK - osoby w administracji państwa postawionej zdecydowanie wyżej.

Przypomniał, że okoliczności śmierci Waleriana Pańki budzą wiele wątpliwości. Nowa lancia, którą jechał rozpadła się w poprzek. W bardzo płytkiej wodzie utopiło się dwóch policjantów będących na miejscu wypadku. Zginął też klucz do sejfu prezesa NIK.

Profesor Przystawa jest przekonany, że w szafie pułkownika Lesiaka muszą być dokumenty dotyczące śmierci Pańki i Falzmanna. Uważa również, że wyjaśnienie okoliczności śmierci komendanta głównego policji generała Marka Papały pozwoli na wyjaśnienie kulis śmierci prezesa Najwyższej Izby Kontroli Waleriana Pańki i inspektora NIK Michała Falzmana.
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 22:44, 30 Paź 2006    Temat postu:

Premier: Przywrócić rygor w szkole!!!!

W ocenie premiera Jarosława Kaczyńskiego, ochronie w szkole powinien przede wszystkim podlegać uczeń dobry, a nie zły i agresywny. "Trzeba przywrócić rygor w szkole" - uważa premier.
"Trzeba jasno sobie powiedzieć, że głównym przedmiotem ochrony nie jest uczeń zły, ten agresywny, tylko uczeń dobry, czyli najpierw interes tego, który może paść ofiarą agresji, a później ewentualnie interes agresora" - powiedział premier, który odwiedził warszawski Stadion X-lecia, gdzie do 2010 roku ma powstać Narodowe Centrum Sportu.

Jak dodał J. Kaczyński, w publikacjach pedagogicznych, które się ukazały po propozycjach ministra edukacji Romana Giertycha (nt. szkół dla agresywnych uczniów - PAP) jest "cały bezmiar specyfiki pewnego typu pedagogiki, która w ogóle o ofierze zapomina, o tym zwykłym uczniu, który ma prawo pójść do szkoły i się czuć tam bezpiecznie i nie być atakowany, obrażany, poniżany".

"Ciągle tylko bierze się pod uwagę, co się stanie z tym złym, czy mu się przypadkiem jakaś krzywda nie stanie, nie zostanie wykluczony. Trudno, sam się wyklucza" - podkreślił premier.

Zdaniem J. Kaczyńskiego, w sprawie problemów polskich szkół potrzebne są odpowiednie decyzje legislacyjne. "Jednocześnie trzeba też dać odpowiednie dyrektywy, jeżeli chodzi o postępowanie nauczycieli, administracji oświatowej, wymiaru sprawiedliwości, a także Ministerstwa Spraw Wewnętrznych" - uważa J. Kaczyński.
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 22:45, 30 Paź 2006    Temat postu:

Rezonerzy rezonują!!!!

Kto by pomyślał, że za jednym uderzeniem w stół odezwie się tyle nożyc na raz? I były premier, i były wicepremier, a przecież na tym nie koniec, bo tylko patrzeć, jak głos zabierze były prezydent, a może nawet aż dwóch byłych prezydentów? Rezonans co najmniej taki, jak przy trzęsieniu ziemi już poza skalą Richtera, bo przecież stół leży za Oceanem Atlantyckim, około 2 tys. km na zachód od jego wybrzeży w linii prostej, czyli w Chicago.

Rezonuje b. premier Leszek Miller, b. wicepremier i minister Spraw Wewnętrznych Janusz Tomaszewski, a tylko patrzeć, jak zacznie rezonować b. prezydent Aleksander Kwaśniewski. Skąd pojawiło się tylu wybitnych rezonerów? Ano nie tylko stąd, że Edward Mazur został aresztowany w związku z podejrzeniem, iż to właśnie on zlecił zabójstwo b. Komendanta Głównego Policji, generała Marka Papały, ale również i stąd, że był przyjacielem jego przyjaciół, właśnie tych którzy zaczynają rezonować.

Gen. Marek Papała został zastrzelony, kiedy nie był już Komendantem Głównym Policji, tylko wybierał się do Brukseli na posadę oficera łącznikowego. W tej sytuacji pojawia się pytanie o motyw. Po cóż zabijać generała policji, który nie jest już Komendantem Głównym? Z zemsty? A któż miałby się na nim tak mścić? Czyżby gangsterzy? Gangsterzy są przede wszystkim interesowni, a to zabójstwo ściągało im na łeb cała policję, co niewątpliwie musiałoby odbić się fatalnie na interesach.

Motyw zemsty raczej odpada, podobnie jak motyw zabójstwa prewencyjnego, żeby z gen. Papałą poszła do grobu jakaś wiedza o gangsterach, którą tylko on dysponował. To wyklucza moment zabójstwa. Jeśli gen. Papała dysponowałby jakąś wiedzą o gangsterach, to taką, jaką zdobył piastując stanowisko Komendanta Głównego Policji. Ale właśnie przestał nim być, więc po cóż było go zabijać? Odpada również motyw polityczny. Gen. Papała właśnie wyjeżdżał za granicę jako skromny oficer łącznikowy, więc motyw polityczny w ogóle nie istnieje. Pozostają tylko pieniądze. No dobrze, ale jakie pieniądze?

O pieniądzach, dżentelmeni, jak wiadomo, nie mówią. Ponieważ sprawa zabójstwa gen. Papały ociera się o środowisko dżentelmenów, musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, o jakich to pieniądzach dżentelmeni nie mówią. Nie tylko zresztą dżentelmeni; o tych pieniądzach od 10 lat nie odważył się pisnąć nawet żaden z dziennikarzy śledczych, chociaż już pierwszy z brzegu „każdy grzech palcem wytknie, zademonstruje, święte pieczęcie złamie, powyskrobuje”... A tu proszę, żaden.

Chodzi o pieniądze, które PZPR co najmniej od 28 lat wyprowadzała z Polski, a konkretnie – z Przedsiębiorstwa Eksportu Wewnętrznego „Pewex”, utworzonego w 1972 roku w celu sprzedawania Polakom w Polsce za dewizy różnych towarów, trudno dostępnych, albo wcale niedostępnych za złotówki. Wiosną 1996 roku, w apogeum afery „Olina” tygodnik „Wprost” opublikował artykuł o dewizowych transferach, jakich PZPR dokonywała przez te wszystkie lata do szwajcarskich banków, a dokładnymi danymi operował z okresu dyrektorstwa Mariana Zacharskiego, który w roku 1988 posadę szefa Pewexu dostał na otarcie łez po wypuszczeniu z amerykańskiego kryminału, w którym siedział za szpiegostwo.

Np. tylko jednego dnia w sierpniu 1989 roku PZPR wysłała do Szwajcarii 22 mln franków szwajcarskich i 750 tys dolarów. Wyobraźmy sobie ile się tego musiało nazbierać przez 28 lat! Ale jakoś nikogo to nie ciekawi, podobnie jak odpowiedź na pytania, kto tymi pieniędzmi dysponuje dzisiaj, jaki robi z nich użytek, z kim musi się dzielić i kogo dopuszcza do konfidencji. Więc jeśli narodziło się podejrzenie, że gen. Papała wszedł w posiadanie kodów dostępu do tych kont, a właśnie wybiera się za granicę, to mógłby to być wystarczający powód do wydania na niego wyroku przez capo di tutti capi.

Przez lata nie udało się wykryć sprawców zabójstwa gen. Papały, mimo najwyższych priorytetów, jaki sprawie tej nadali jego współczujący przyjaciele. Teraz jednak Amerykanie aresztowali Edwarda Mazura, a może nawet wydadzą go Polsce. Czyżby Kaczyńscy przekonali ich, że agentura, którą zwerbowali sobie w Polsce, to w istocie pracująca na dwie, tzn. również na ruską stronę mafia? Aresztowanie Mazura może być sygnałem, że Amerykanie zwinęli nad mafią parasol. Czy nie dlatego rezonerzy rezonują z takim niepokojem?

StanisławMichalkiewicz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 22:45, 30 Paź 2006    Temat postu:

Uklad bal sie generala Papaly!!!!!!!
Daniel Walc ,Robert Zielinski - dziennikarze dzialu policyjno-sadowego.

Dwaj byli esbecy przez lata rzadzili polska policja: jeden decydowal o pieniadzach, drugi o awansach!
W III RP przez lata funkcjonowal uklad umozliwiajacy biznesmenowi Edwardowi Mazurowi uwiklanemu w gangsterskie, brudne interesy docieranie do najwazniejszych ludzi w kraju. Mazur obracal sie w towarzystwie premierów, ministrów, najwyższych urzędników państwowych. - Aby pokazac, ze Marek Papala jest pod stala obserwacja konspiratorów, Mazur zadzwonil gdziesw obecnosci Zirajewskiego. Zapytal: "co robi nasz czlowiek?". Kiedy skonczyl rozmowe, powiedzial, ze Papala jest teraz w klubie Lotos lub Latis. Mazur zapytal, czy Zirajewski ma bron i czy strzelec jest dobry - tak amerykanski prokurator streszcza spotkanie Mazura z platnym zabójca Arturem Zirajewskim na podstawie dokumentów dostarczonych przez polski rzad, który stara sie o ekstradycje Mazura do Polski. Relacja ta swiadczy o jednym - rozmawiaja ze soba dwaj znakomicie rozumiejacy sie ludzie. Mozna odniesc wrecz wrazenie, ze to nie pierwsza ich rozmowa na taki temat. Tyle ze w przypadku Zirajewskiego takie wrazenie jest na miejscu: to majacy na sumieniu zycie kilku ludzi platny zabójca. Ale Edward Mazur byl wówczas szanowanym biznesmenem, zapraszanym na ekskluzywne imprezy! Jako polonijny działacz fotografowal się z zona prezydenta Jolanta Kwasniewska, wreczal medal Lchowi Walesie. W Polsce do cieral do liderów partii poltycznych. Spotykal sie m.in. z Józefem Oleksym z SLD ,który okresla teraz znajomosc z nimjako "incydentalna". Ale juz nieincydentalne byly zwiazki Mazura z Polskim Stronnictwem Ludowym: zalozyl z ta partia spólke Aquamin, doradzalliderowi ludowców Waldemarowi Pawlakowi. Edward Mazur sam nie bylby w stanie rozciagnac takiej siatki znajomosci, dotrzec do tylu ludzi ztak skrajnych srodowisk.I rzeczywiscie - nie dzialal sam. I to jest kolejny wniosek z zebrania w calosc informacji dotyczacych tego polonijnego biznesmena: od zarania III RP Polska jest opleciona siatka mafijnych powiazan. Te mafie zbudowali znajomi Edwarda Mazura - oficerowie dawnych sluzb specjalnych PRL. Biznesmen korzystal z ich znajmosci, pomocy - gral z nimi wjednej druzynie. Przed 1989 rokiem esbecy stanowili potezny i sprawny uklad. Mieli wladze, dostep do informacji, pieniedzy. Po czerwcowym przelomie niektórzy z nich odeszli z resortu, inni odnalezli sie w nowej strukturze: m.in. wpowstajacym wtedy Ministerstwie Spraw Wewnetrznych iAdministracji. I szybko zaczeli odgrywac w nim pierwsze skrzypce. Kim sa? Wsród nich jest np. general Roman Kurnik, ostatni kadrowiec SB, po 1989roku w policji. Za rzadów lewicy doszedl nawet do funkcji zastepcy komendanta glównego policji - wlasnie Marka Papaly. Potem byl doradca ministra spraw wewnetrznych i administracji Krzysztofa Janika. Dzieki stanowisku i funkcji, która przy Janiku pelnil, Kurnik mógl budowac wplywy - dobierac kadry w policji, ale tez przez bliski kontakt z politykami wprowadzac na polityczne salony swojego kolege Edwarda Mazura. Kiedy w 2002 roku Mazur zostal zatrzymany do sprawy zabójstwa generala Papaly, a nastepnie ku przerazeniu prokuratora prowadzacego te sprawe wypuszczony, poszedl wlasnie na imieniny Kurnika. A byla to elitarna impreza. Zaproszeni na nia byli m.in. szef resortu Krzysztof Janik ijego zastepca Zbigniew Sobotka - poza prezydentem i szefem rzadu w Polsce nie bylo wtedy wazniejszych osóby. A mimo to Mazur bez przeszkód wchodzi na te imieniny. Jak to mozliwe? Czy byl tak pewny swego, swojej pozycji? Jak potezny stal za nim uklad w 2002 roku, ze odzyskal wolnosc tuz przed postawieniem zarzutów? Wyjasnienie, dlaczego Mazur zostal mimo tak mocnego dowodu wypuszczony z rak policji, bedzie latwiejsze, gdy siegniemy po kolejny fragment esbeckiej siatki wplywów. Otóz biznesmen zaraz po zatrzymaniu prosi, by poinformowac o tym dwie osoby. Zone - to zrozumiale. I Hipolita Starszaka, w PRL najpierw wysokiego funkcjonariusza SB, potem zastepce prokuratora generalnego. Starszak dzis przyznaje, ze byl kolega ze studiów Karola Napierskiego. A Napierski w 2002 roku byl prokuratorem krajowym. I to w jego gabinecie zapadla decyzja o wypuszczeniu Mazura. Czy Starszak poprosil kolege z uczelni o interWencje? Nie wiemy tego, ale informacja o znajomosci bylego esbeka i prokuratora Napierskiego musi robic wrazenie. Czy Mazur jest najwazniejszym ogniwem odpowiadajacym za smierc gen. Papaly? Nie - prokuratorzy przyznaja to wprost. Tak samo jak przez kilkanascie lat funkcjonowania w III RP nie dzialal sam, tak i decyzji o smierci bylego komendanta glównego nie podjal na wlasna reke. Czy sledczym, którzy przez tyle lat walczyli o ujawnienie prawdy nie tylko z przestepcami, ale tez z wrogami ukrytymi wewnatrz wymiaru sprawiedliwosci - uda sie oskarzyc zbrodniarzy stojacych nad Mazurem, tego niewiadomo. Uklad bronil sie skutecznie osiem lat i po takim czasie wynik staran Ministerstwa Sprawieclliwosci, nie jest wcale przesadzony.

Dudek: Takich generalów Sluzba Bezpieczenstwa miala wiecej!!

DANIEL WALCZAK: Z informacji na temat okolicznosci smierci Marka Papaly wynika, ze w tle tego zabójstwa dzialal uklad bylych funkcjonariuszy SB. Jak duza mogla to byc grupa?
ANTONI DUDEK*: Pelne odtajnienie dokumentów pozwoliloby na odkrycie innych takich ukladów lub sladów po nich. Czesto byl to uklad oficera prowadzacego i jego agenta i sa w Polsce interesy oparte na takiej relacjLAle cala skalajest nie do odtworzenia, nawet przy pelnym otwarciu akt. Niektóre z tych ukladów powstaly poza dokumentami. Poza tym w SB nie wszyscy byli orlami i niektórzy po odejsciu ze sluzby zostali zwyklymi stójkowymi wfirmach ochroniarskich.
-A general Sasin?
-Droga najlepszych byla inna, general Sasin to nie byle kto. To, ze on robil interesy z Edwardem Mazurem, cos znaczy.I pewnie kilku takich generalów lub pulkownikówjeszcze bysmy znalezli, takie uklady dzialaly lub nawet dzialaja. Prosze jednak pamietac, ze to dopiero zarys tej struktury. Jesli Mazur po powrocie nie otworzy ust, niewiele sie dowiemy. A nie sadze, zeby general Sasin chcial sie dzielic swoja wiedza. Ponadto kluczowe pytanie jest inne - Sasin byl po roku 1989 poza sluzbami.
-Kto w takim razie z tych ludzi, którzy zostali w resorcie, wspieral Mazura? Jakich informacjijeszcze sie mozna spodziewac?
-Taki uklad moze odpowiadac za równie ciezkie przestepstwa? Jest sprawa FOZZ i smierci inspektora NIK Michala Falzmanna, który ja wykryl. W tle jest wypadek drogowy prezesa NIK Waleriana Panki. Ale tu nie ma twardych dowodów, ze byly to zabójstwa. Spodziewam sie, ze efektem dzialalnosci takich grup beda afery, gigantyczne naduzycia, niezaplacone podatki, tajemnicze dziury w przepisach podatkowych.
-Mówi pan o aferze w Ministerstwie Finansów zwiazanej z pruszkowskim gangsterem Januszem G. "Grafem"?
-Na przyklad. Nie wiem, czy to sie musi laczyc, ale sa jakies zarysy ukladu. Boje sie jednak, ze to nigdy sie calkowicie nie wyklaruje. Jesli jednak zgodnie z ustawa, która czeka teraz na podpis prezydenta, IPN zrobi liste wszystkich funkcjonariuszy sluzb specjalnych PRL do 1990 r. w sposób dokladnie ich identyfikujacy, to bedzie mozna zobaczyc, gdzie byli i gdzie sa teraz. To bedzie wskazówka, ale wszystkich odopwiedzi nie da.
DZIENNIK WTOREK 24.10.2006
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 22:46, 30 Paź 2006    Temat postu:

Jest wiele takich spraw...!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


Śmierć gen. Marka Papały to nie jedyna do dziś niewyjaśniona zbrodnia. W lipcu 1991 r. - rzekomo na zawał serca - umiera Michał Falzmann, młody pracownik NIK zajmujący się sprawą finansów FOZZ. Falzmann ustalił, że z funduszy FOZZ powstały dziesiątki spółek kontrolowanych przez byłych wysokich oficerów tajnych służb i milicji.
21 lipca 1991 r. Falzmann skierował do dyrektora oddziału okręgowego NBP w Warszawie pismo, w którym wnioskował o udostępnienie mu informacji objętych tajemnicą bankową, o obrotach i stanach środków pieniężnych FOZZ. Kilka godzin później Anatol Lawina - na polecenie prezesa NIK Waleriana Pańki - odbiera śledztwo Falzmannowi. Dzień później inspektor Falzmann, mając zaledwie 38 lat, umiera. Cztery miesiące później w tajemniczym wypadku samochodowym ginie prezes NIK Walerian Pańko. Na prostym odcinku drogi Warszawa - Katowice auto, którym jechał, po prostu się rozpadło. Pańko zginął w przeddzień zapowiedzianego ogłoszenia wyników jego badań dotyczących FOZZ.
W 1991 r. zastrzelony został, tak samo jak później Papała, Andrzej Stuglik, były oficer kontrwywiadu PRL, potem główny specjalista ds. rozliczeń dewizowych w Ministerstwie Finansów. Tuż przed śmiercią Stuglik miał mówić znajomym, że czeka na dopływ dużych pieniędzy pochodzących z transakcji, w której pośredniczył, a którą współorganizowały rosyjskie tajne służby.
To nie koniec, w lipcu 1997 r. w wypadku samochodowym zginął poseł Tadeusz Kowalczyk. Wcześniej był członkiem Politycznego Komitetu Doradczego przy ministrze spraw wewnętrznych, a jak się potem okazało, od lat współpracował z gangsterami i byłymi oficerami tajnych służb. Przed śmiercią miał się spotykać z Papałą, wówczas zastępcą komendanta głównego policji. W 2001 r. zginął Mieczysław Zapiór, były funkcjonariusz oddziałów antyterrorystycznych milicji. Jego zgon nastąpił krótko przed planowanym odebraniem od niego zeznań w śledztwie dotyczącym śmierci Papały. Był kierowcą Stuglika, dobrze znał kierowcę prezesa Pańki, prowadził interesy z Ireneuszem Sekułą.
Wojciech Wybranowski!!!
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 22:47, 30 Paź 2006    Temat postu:

Wiedzieli, kogo zwalniali!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


Katowicka prokuratura apelacyjna badająca kulisy zwolnienia 4 lata temu z aresztu Edwarda Mazura gromadzi dowody mające potwierdzić celowość działań gwarantujących nietykalność domniemanemu zleceniodawcy zabójstwa komendanta głównego policji gen. Marka Papały. Jak się dowiedzieliśmy, prokuratorzy są bliscy przyjęcia właśnie takiej hipotezy. Jeżeli tak się stanie, poważne kłopoty może mieć były szef Prokuratury Krajowej Karol Napierski.

- Badamy, czy doszło do przekroczenia uprawnień utrudniania postępowania. Nie wiadomo, kiedy postępowanie się zakończy. Na razie nikomu nie przedstawiono zarzutów - powiedział nam rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach Leszek Goławski. Do tej pory w sprawie przesłuchano kilkadziesiąt osób, wśród nich czołowe postacie ówczesnej Prokuratury Krajowej.
Zdaniem prokuratorów prowadzących śledztwo w sprawie zwolnienia w 2002 r. Edwarda Mazura, były podstawy, by domniemanego zleceniodawcę zabójstwa komendanta głównego policji gen. Marka Papały zatrzymać w areszcie. Śledztwo wyjaśni, czy wpływ na ówczesną decyzję polskich organów ścigania miały znakomite kontakty Mazura z politykami SLD.
- Nie można wykluczyć związków Mazura ze służbami specjalnymi. Wszystko wskazuje na to, że był on specjalnie usadowiony w organach bezpieczeństwa PRL. Był to człowiek, który miał otwarte drzwi do wszystkich ludzi mających znaczenie w tej sferze - powiedział minister Zbigniew Wassermann, koordynator służb specjalnych.
Mazur już raz dostał się w ręce polskiego wymiaru sprawiedliwości. W 2002 r. został zatrzymany i przesłuchany właśnie w związku ze śledztwem w sprawie zabójstwa gen. Papały. Zwolniono go na polecenie ówczesnego prokuratora krajowego Karola Napierskiego, opierając się na zaświadczeniu ówczesnego UOP, który miał stwierdzić, że Mazur "jest czysty". Napierski tłumaczył się wówczas, że decyzja o zwolnieniu Mazura "zapadła kolektywnie", a w procesie decyzyjnym brała też udział eseldowska minister sprawiedliwości Barbara Piwnik.
Tymczasem wczoraj telewizja TVN poinformowała, że w dniu zatrzymania w areszcie w 2002 roku Edward Mazur złożył zażalenie, w którym miał prosić o poinformowanie o tym zdarzeniu Hipolita Starszaka. Ten później miał szukać Mazurowi adwokata. Hipolit Starszak dziś jest jednym z najbliższych współpracowników Jerzego Urbana, zaś w latach 80. był zastępcą prokuratora generalnego. Od połowy lat 60. brał udział w głośnych sprawach politycznych prowadzonych z inspiracji SB.
Zdaniem katowickiej prokuratury, która prowadzi śledztwo w sprawie zwolnienia Mazura przez polską prokuraturę, już wówczas były podstawy do zatrzymania go w areszcie śledczym. Prokuratorzy wyjaśniają, czy decyzja o zwolnieniu Mazura była błędem, czy też celowym działaniem mającym zagwarantować nietykalność cieszącemu się znakomitymi kontaktami z politykami lewicy Mazurowi. Jak się dowiedzieliśmy, prokuratorzy są bliscy przyjęcia właśnie takiej hipotezy.

Mazur na salonach lewicy
Katowiccy prokuratorzy nie chcą oceniać, czy powiązania Mazura z politykami lewicy mogły mieć wpływ na decyzję o jego zwolnieniu, podjętą przez związanego z lewicą prokuratora Karola Napierskiego (w 2003 roku do sądu wpłynął wniosek złożony przez jednego z działaczy rolniczej "Solidarności" z czasów PRL, który oskarżył Napierskiego o odegranie czołowej roli w sfingowanym przez SB procesie jego żony - działaczki opozycji).
- Kluczem mogą tu być znajomości pana Mazura w świecie zorganizowanej przestępczości i w świecie polityki - mówi eurodeputowany Adam Bielan (PiS).
Kontakty Mazura z postkomunistami były rzeczywiście imponujące. Kilka godzin po zwolnieniu z aresztu bawił się na przyjęciu w restauracji Belvedere, organizowanym przez Romana Kurnika, wysokiego oficera Komendy Głównej Policji wywodzącego się z SB. A wcześniej, w dniu zabójstwa Papały, Edward Mazur - jak powiedział "Naszemu Dziennikowi" Bogdan Borusewicz, marszałek Senatu, były wiceminister spraw wewnętrznych - był na miejscu zbrodni krótko po niej. Towarzyszyli mu Leszek Miller, Roman Kurnik i Andrzeja Sobotka. Dzisiaj politycy SLD albo zaprzeczają swoim związkom z Mazurem, albo też bagatelizują sprawę.
Sam Miller, który po ujęciu Mazura przez FBI wyłonił się z "politycznego niebytu", zaprzecza informacjom o swoich kontaktach z nim i broniąc się w sposób kuriozalny, atakuje urzędników MSWiA w rządzie Jerzego Buzka. Zdaniem byłego premiera, MSWiA ponosi "moralną odpowiedzialność" za śmierć Papały.
- Większej bzdury, odkąd żyję, nie słyszałem - tak Janusz Tomaszewski, szef MSWiA w rządzie Buzka, skomentował dla PAP te zarzuty. Przypomniał też, że resort nie rezygnował ze współpracy z Papałą, którego desygnował na stanowisko oficera łącznikowego, odpowiedzialnego za kontakty z Unią Europejską.
Zdaniem premiera Jarosława Kaczyńskiego, polski wymiar sprawiedliwości zrobił już wszystko "co w jego mocy", by doprowadzić do ekstradycji Edwarda Mazura, zaś podjęcie decyzji w tej sprawie pozostaje wyłącznie w gestii władz USA. - To, co miał zrobić polski wymiar sprawiedliwości w tej dziedzinie - z opóźnieniem, ale zrobił. Teraz musi decydować amerykański wymiar sprawiedliwości, na który nie mamy i nie możemy mieć żadnego wpływu - uważa szef rządu. Pytany, jakich jeszcze aresztowań w sprawie Mazura można się spodziewać, premier podkreślił, że nie jest jego zadaniem zajmowanie się na co dzień śledztwami, a osobą władną do udzielenia ewentualnych odpowiedzi na takie pytania jest szef MSWiA Ludwik Dorn.
Wcześniej Dorn informował, że w "sprawie Mazura" mogą nastąpić kolejne aresztowania. Nieoficjalnie jako osobę, którą interesuje się polski wymiar sprawiedliwości, wskazuje się generała Józefa Sasina, byłego szefa Piątego Departamentu Służby Bezpieczeństwa. To właśnie Sasin i Mazur byli ostatnimi osobami, z którymi rozmawiał Papała, nazwisko byłego esbeka pojawia się też we wniosku ekstradycyjnym.
Przewodniczący klubu PiS Marek Kuchciński nie wyklucza, że Mazur był pod ochroną służb specjalnych. - Nawet zdziwiłbym się, gdyby tak nie było - powiedział. Podkreślił, że muszą zostać do końca wyjaśnione związki Mazura z narkobiznesem, z polskimi i międzynarodowymi organizacjami przestępczymi, a także ze światem polityki.
Wojciech Wybranowski
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 22:47, 30 Paź 2006    Temat postu:

Gość raczył zauważyć:
"a ten drugi , wojskowy utrwalacz wladzy ludowej ! zajmij sie wlasnym zyciorysem ! nie pisz tu o wstydzie rzadzacych ! hipokryto !"

Moim życiorysem zapewne zajmą się ludzie Twego pokroju. Chociaż średnio mnie to interesuje , a prawdę mówiąc luźno zwisa.Będę pokazywał Wasza głupotę, zadufanie w sobie. Prezentujecie te same negatywne cechy jakie towarzyszyły rządom tej jedynej słusznej sile przewodniej. Jako komuch wiem co piszę. O rokowaniach nie wspomnę.


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pon 22:52, 30 Paź 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 22:47, 30 Paź 2006    Temat postu:

Szemrana III RP!!!!!!!!!!!!!!!!

- Wyjaśnienia przyczyn zabójstwa generała Marka Papały należy szukać w działaniach polskiej policji, związanych ze zwalczaniem zorganizowanej przestępczości - powiedział wczoraj Leszek Miller na antenie Radia Zet. W odpowiedzi na pytanie, komu mogło zależeć na zabójstwie Papały, Miller - ówczesny szef MSWiA - wskazał na "tych gangsterów, których interesy zostały naruszone" wskutek działań prewencyjnych polskiej policji, podjętych po wizycie Papały w USA.
Mówienie Millera o "zorganizowanej przestępczości" zamiast o mafii nie dziwi, kolejni ministrowie spraw wewnętrznych i ministrowie sprawiedliwości w III RP udawali, że mafii w Polsce nie ma. Potrzeba było dopiero sejmowych komisji śledczych, a w szczególności orlenowskiej, by zobaczyć, że III RP była "rzecząpospolitą mafijną", ręcznie sterowaną przez układ polityków z pierwszych stron gazet, służby, mafijnych bossów, szemranych biznesmenów.
Na zabiciu Marka Papały nie zależało jakimś działającym na własną rękę gangsterom, podobnie jak za aferę FOZZ nie ponosi odpowiedzialności samotnie działający aferzysta Żemek, a za inwigilację prawicy - wyłącznie Lesiak. Zabójstwo Papały jest kluczem tak do afery FOZZ, Art-B, Orlenu, PZU, jak i sprawy tzw. układu wiedeńskiego, nielegalnego handlu bronią czy przemytu narkotyków na ogromną skalę. Wyjaśnienie zabójstwa komendanta jest kluczem do polskiej mafii i dlatego było tak wielu zainteresowanych tym, by sprawie ukręcić łeb.
Ciekawe, że tuż po zabójstwie na miejscu zbrodni znaleźli się Leszek Miller i Edward Mazur. O czym mogli rozmawiać? I w jakim celu Miller z Mazurem mogli się spotkać w zeszłym roku w Stanach Zjednoczonych, jak ustalili reporterzy jednego z tygodników?
Edward Mazur zna w Polsce prawie wszystkich ważnych polityków. Zna również Władimira Ałganowa, ponieważ w pierwszej połowie lat 90., gdy bywał w Warszawie, mieszkał w Zatoce Czerwonych Świń w sąsiedztwie właśnie Ałganowa, Aleksandra Kwaśniewskiego, Leszka Millera, Józefa Oleksego, choć nie wszyscy z nich chętnie się do znajomości z Mazurem przyznają.
Jolanta Kwaśniewska na przykład "nie zna" Mazura, mimo że ten był sponsorem jej fundacji Porozumienie bez barier. Była prezydentowa podobnie zresztą nie przyznawała się do znajomości z Andrzejem Kuną i Aleksandrem Żaglem, dobrymi znajomymi Jeremiasza Barańskiego ps. "Baranina", który z kolei znał "polonijnego biznesmena"... Edwarda Mazura.
Czy po wyjaśnieniu zabójstwa generała Marka Papały nie okaże się, że matecznikiem mafii III RP była właśnie Zatoka Czerwonych Świń?
Julia M. Jaskólska
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 22:48, 30 Paź 2006    Temat postu:

JAK W III RP "ZABIJANO" DEMOKRACJE !!
[link widoczny dla zalogowanych]
Szambo III RP odslania sie coraz bardziej to co ujawnilo dzis Radio RMF FM potwierdza sie rowniez
w artykule "Tygodnika Solidarnosc" :

:
Szyby wybite strzałami oddanymi ze środka redakcji, wyrwane przewody hamulcowe samochodu naczelnego - po obaleniu rządu Jana Olszewskiego redakcja "Tygodnika Solidarność" stała się przedmiotem ataków służb specjalnych. Zapewne dlatego, że jako pierwsza donosiła o inwigilacji polityków prawicy - sprawach, które dokumentuje zawartość otwartej szafy pułkownika Lesiaka.

W szystko zaczyna się po 4 czerwca 1992 roku od jednoznacznego opowiedzenia się dziennikarzy TS po stronie obalonego rządu Jana Olszewskiego. "Konstytucyjny zamach stanu" - brzmi symptomatyczny nagłówek w pierwszym numerze, jaki ukazuje się po "nocnej zmianie". Obecny redaktor naczelny Jerzy Kłosiński w artykule "Koniec pewnej epoki" (TS nr 25 z 19 czerwca 1992) sygnalizuje, że dramat polskiej sceny politycznej polega na tym, iż swoistego przewrotu dokonał Lech Wałęsa i partie o rodowodzie solidarnościowym. Pisze o wielkim zawodzie tej części społeczeństwa, która widziała w ówczesnym prezydencie człowieka rozsądku i konsekwencji.
"Może szokować instrumentalne traktowanie przez Wałęsę sprawy teczek. (...) dlaczego prezydent pierwszy nie podda się pod osąd komisji sejmowej, z godnością jak przystało na piastowany urząd - aby dać przykład spokojnej postawy i oczyścić się z zarzutów. (.) Albo ktoś był agentem i są dowody na jego pracę, albo nim nie był, choć mógł podpisywać różne deklaracje" - podkreśla Jerzy Kłosiński. "U Wałęsy musi zadziwiać głęboka niechęć do rządu Olszewskiego i osoby samego premiera, człowieka traktującego honor i zasady moralne szalenie poważnie, a aprobata i pobłażliwość dla ludzi z komunistycznego establishmentu".

Parys i Glapiński mogli zginąć
Także IV Krajowy Zjazd Delegatów "S" obradujący 13 czerwca 1992 roku ostro krytykuje Wałęsę.
"Jesteśmy oburzeni wydarzeniami, które zaszły w Polsce w ostatnim czasie oraz rolą, jaką w tych wydarzeniach odegrał prezydent RP Lech Wałęsa. NSZZ "S" zdecydowanie sprzeciwia się próbom powstrzymania procesu ujawniania współpracowników UB i SB oraz żąda odsunięcia ich od życia publicznego" - głosi tekst jednej z uchwał.
- Gdybym tego ruchu nie wykonał (obalił rządu Olszewskiego - dop. red.), ten zjazd prawdopodobnie by się nie odbył, a ja byłbym w Arłamowie - sugeruje na zjeździe Wałęsa.
Następnego dnia odwołany premier Olszewski odpowiada delegatom, że nikt nie zamierzał podnosić ręki na "najwyższy obieralny organ władzy państwowej". W przeciwieństwie do prezydenta, były szef rządu zostaje przyjęty bardzo ciepło.
W październiku 1992 Joanna Lichocka wychwytuje w telewizji, jak Jan Rokita, szef Urzędu Rady Ministrów, określa koalicję Olszewskiego i KPN mianem "organizacji antypaństwowych i destabilizujących kraj" (TS, nr 40). Kilka miesięcy później, nakładem "Tygodnika Solidarność", ukazuje się książka Radosława Januszewskiego, Jerzego Kłosińskiego i Jana Strękowskiego: "Olszewski. Przerwana premiera". W lutym 1993 roku dziennikarze redakcji relacjonują przebieg antywałęsowskich manifestacji. W tym samym miesiącu Jerzy Lubawski na łamach TS w artykule "Nieznani sprawcy" (TS, nr 6 z 5 lutego 1993) wylicza szereg podejrzanych, następujących po sobie wypadków, które noszą znamiona ataków na polityków opozycji.
"Seria wydarzeń, które trwają od ponad dwóch miesięcy, powinna niepokoić prasę, policję, Urząd Ochrony Państwa. Jarosław Kaczyński i Jan Parys oznajmili na konferencji prasowej, że mają przekonanie, iż ich telefony są na podsłuchu. Faktów jest już za dużo, aby je ignorować:
- 6 grudnia 1992 roku samochód Jana Parysa wpada nagle do rowu z powodu przeciętych przewodów hamulcowych. Parys na szczęście odnosi tylko lekkie obrażenia
- 10 stycznia 1993 w dniu promocji książki "Lewy czerwcowy" do lokalu Ruchu Trzeciej Rzeczypospolitej w nocy następuje włamanie. Z pancernej kasy ginie dokumentacja partii i lista jej członków z całego kraju. W tym samym dniu w prawie nowym samochodzie marki Peugot Adama Glapińskiego wyrwano przewody hamulcowe od zbiornika z płynem hamulcowym. Tylko szczęściu może Glapiński zawdzięczać, że nie doszło do wypadku
- Z 13 na 14 stycznia ma miejsce włamanie do biura poselsko-senatorskiego Andrzeja Anusza, Krzysztofa Piesiewicza i Piotra Wójcika, które jest zarazem siedzibą Ruchu dla Rzeczypospolitej. Nic nie zginęło, natomiast wymazano z pamięci komputera prawie 2 tys. adresów członków RdR z woj. warszawskiego
- W listopadzie zostały wyrwane przewody hamulcowe w samochodzie naszej redakcji, którym jechał redaktor naczelny Andrzej Gelberg".
Jerzy Lubawski nazywa "bandyckimi" metody zastraszania opozycji i nawiązuje do instytucji "nieznanych sprawców", która ma długą PRL-owską tradycję.
"Ostatnie włamania do lokali opozycji i próby zamachu na ich przedstawicieli nasuwają analogie z tymi nieodległymi czasami, co może skłaniać do przypuszczeń, że są dziełem tych samych kręgów SB wykonujących polecenia nieznanych nam mocodawców. We wszystkich opisanych przypadkach ofiarą padają ludzie domagający się lustracji na szczytach obecnych władz. Urząd Ochrony Państwa, który powinien chronić instytucje państwa demokratycznego, jakimi są partie polityczne, wyraźnie bagatelizuje swoje powinności".

Prezes PC o nielegalnej instrukcji 0015
W marcu 1993 Jarosław Kaczyński ujawnia treść instrukcji MSW nr 0015/92, która dopuszcza inwigilację partii politycznych. Oskarżony o ujawnienie tajemnicy państwowej, w wywiadzie dla TS z 2 kwietnia mówi, że takową może być wyłącznie akt legalny, zgodny z konstytucją.
- W przypadku instrukcji 0015/92 zachodzi oczywista niezgodność z normami prawa w Polsce. Nie ma w tej instrukcji niczego, co by wskazywało, że podjęcie działań inwigilacyjnych jest warunkowane zagrożeniem bezpieczeństwa państwa - zaznacza Kaczyński. - Nie jest zgodne z regułami demokratycznymi, żeby premier Suchocka otrzymywała konfidencjonalne informacje, co dzieje się w gremiach kierowniczych PC. (...) Instrukcja zawiera przepisy o inwigilacji i tzw. konsultantach, tajnych lokalach, wynagrodzeniach dla konsultantów - to są klasyczne przepisy o tajnych współpracownikach. I jeśli to nie są dowody, to nic się nie da tutaj udowodnić.
- Twierdzi pan, że aresztowanie szefa biura parlamentarnego PC Wojciecha Dobrzyńskiego jest elementem kampanii politycznej prowadzonej przeciwko pana partii przez Belweder. Jakie ma pan na to dowody? - pyta dziennikarz.
- Taki wniosek można wyciągnąć z bezpośredniego podporządkowania prokuratury Belwederowi. Pan Iwanicki, kiedy został powołany na stanowisko zastępcy prokuratora generalnego, zgłosił się do Kancelarii Prezydenta, w której jeszcze wtedy pracowałem, po instrukcje polityczne. Wbrew prawu uważał, że takie instrukcje powinien otrzymać. Siwek odmówił mu ich, wobec tego Iwanicki zapowiedział, że uda się po nie bezpośrednio do Belwederu, czyli Wachowskiego - odpowiada ówczesny prezes Porozumienia Centrum.
W numerze 11 TS z 12 marca 1993 w artykule "I śmieszno, i straszno" Robert Terentiew wskazuje:
"Dziwnym zbiegiem okoliczności jest to aresztowanie Wojciecha Dobrzyńskiego - szefa biura parlamentarnego PC, gdy przypomni się, że Jarosław Kaczyński kilka miesięcy temu publicznie zarzucił ludziom z otoczenia prezydenta współpracę z byłą SB, zaś obecnemu UOP inwigilowanie opozycji".
Z kolei 9 kwietnia 1993 (TS nr 15) Piotr Semka przypomina słowa premier Suchockiej o "antypaństwowej opozycji":
"Na temat pracy ministra Milczanowskiego - cisza. Można uznać, że nie budzi zastrzeżeń pani premier. A przecież wiele posunięć MSW budzi kontrowersje, a nawet uzasadniony niepokój. Np. sprawa instrukcji 0015. Oskarżenia opozycji nie są błahe - inwigilowanie partii to zagrożenie dla całego ładu demokratycznego" - stwierdza w tekście Semka. "Wypadki arogancji MSW są coraz częstsze. Szef UOP, na pytania sejmowej komisji, kto wystąpił z wnioskiem o aresztowanie działacza PC Dobrzyńskiego, odpowiada po prostu: "nie pamiętam". Pani premier zatwierdza też projekt nowelizacji ustawy o UOP, umożliwiający zakładanie podsłuchów bez zgody prokuratora. (...) Stosunek do opozycji jest testem na stan demokracji. Niezdolność MSW do wykrycia sprawców napadów - jest miarą słabości tejże demokracji".

Jesteśmy z kontrwywiadu
W czerwcu 1993 dziennikarze TS relacjonują, jak podczas manifestacji zorganizowanej przez partie prawicowe w rocznicę obalenia rządu Olszewskiego policja, "na wyraźne polecenie z góry", prowokowała protestujących.
"W nocy z 2 na 3 czerwca do akcji wkroczył UOP. Funkcjonariusze UOP zaczepiali członków Komitetu Organizacyjnego manifestacji i nie troszcząc się o jakiekolwiek nakazy sądowe zabierali i zdzierali plakaty. Legitymujący plakatujących funkcjonariusze, jak niegdyś SB, informowali, że są z kontrwywiadu" - podaje TS.
Ta ostatnia informacja potwierdzałaby zaangażowanie w sprawę ówczesnego szefa kontrwywiadu Konstantego Miodowicza, obecnego posła PO.
"Policja reagowała natychmiast na wszelkie próby rozwijania transparentów, rekwirując je, zaś ich właścicieli szarpano i zatrzymywano. Demonstracja prowadzona przez Kaczyńskiego, Macierewicza, Parysa, Glapińskiego i Romaszewskiego, pod hasłem "żądamy lustracji", skierowała się pod Belweder. Z nasłuchów policyjnych krótkofalówek organizatorzy dowiedzieli się, że siły porządkowe szacowały liczbę uczestników na 30 000. W oficjalnym komunikacie liczba ta spadła do 2 000".
Tymczasem w "Polityce" Adam Krzemiński i Wiesław Władyka piszą o tej samej manifestacji: "Niedawno motłoch przed Belwederem wołał "Miałeś chamie złoty róg" a Ernest Skalski w "Gazecie Wyborczej" podsumowuje swój wywód: "Demonstrantów trudno określić inaczej niż jako agresywny motłoch".
W odniesieniu do już wówczas powtarzającej się sugestii o przygotowywaniu w czerwcu 1992 roku zamachu stanu i planach internowania Lecha Wałęsy (dziś powtarza je Mieczysław Wachowski), były premier Olszewski w rozmowie z Alicją Dołowską stwierdza kategorycznie:
- Jeśli potraktować poważnie wspomnienia zawarte w książce Kuronia - czytamy tam, że dowiedział się o takiej pogłosce i w nią uwierzył - to ten fakt świadczy o istnieniu stanu psychologicznego, w którym ludzie mają gotowość przyjęcia za pewnik najbardziej nawet absurdalnych insynuacji.
17 września 1993 (TS 3 Marta Miklaszewska zwraca uwagę, że istnieje katalog spraw, wobec których organy ścigania wykazują szczególną energię.
"20 sierpnia br. trzej funkcjonariusze Komendy Stołecznej Policji zainwestowali kilka godzin w przeprowadzenie rewizji w redakcji "Gazety Polskiej". Poszukiwali tam materiałów, na podstawie których "Gazeta" opublikowała w czerwcu br. listę osób podejrzanych o działalność agenturalną w byłej SB".
"Tygodnik Solidarność" już w latach 1992-93 informował o podejrzanych działaniach UOP-u wobec polityków prawicy krytykujących rząd Suchockiej. Dziennikarze domagali się wyjaśnień. Zresztą w samej siedzibie redakcji przy ulicy Kościelnej w Warszawie zdarzały się dziwne zjawiska, świadczące o tym, że jest ona nie tylko pod stałą obserwacją, bo pewnego dnia, po wejściu rano do głównego pokoju redakcyjnego, dziennikarze zobaczyli przestrzelone szyby, ale - o dziwo - od środka.
- Popełniacie błąd polityczny i Polska wam tego błędu nie zapomni - prorokował w nocy z 4 na 5 czerwca 1992 obalającym rząd Olszewskiego ówczesny poseł ZChN Stefan Niesiołowski.
Wraz z ujawnieniem zawartości szafy Lesiaka - dokumentów z działań operacyjnych UOP - nadszedł chyba moment, kiedy należy wyjaśnić wszystkie niezgodne z prawem działania służb specjalnych i ich mocodawców.

za dzisiejszym "Tygodnikiem Solidarność"
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 22:49, 30 Paź 2006    Temat postu:

Bezpieka Urbana
[link widoczny dla zalogowanych]
Tygodnik "Wprost", Nr 1121 (23 maja 2004)

Prymus kursów KGB i pogromca demokratycznej opozycji jest najbliższym współpracownikiem Jerzego Urbana

Czym w wolnej Polsce zajmuje się wyszkolony przez KGB pułkownik Służby Bezpieczeństwa? Osoba, która odpowiada m.in. za uwięzienie emisariuszy paryskiej "Kultury" i współpracowników Radia Wolna Europa, rozstrzyga, co jest etyczne w mediach. Były pułkownik SB Hipolit Starszak został przez Jerzego Urbana rekomendowany do sądu koleżeńskiego Izby Wydawców Prasy. Starszak jest najbliższym współpracownikiem Jerzego Urbana, dyrektorem spółki Urma, wydającej tygodnik "Nie". Ostatnim stanowiskiem Starszaka w PRL była funkcja zastępcy prokuratora generalnego. Jak wynika z akt personalnych, odtajnionych przez Instytut Pamięci Narodowej (teczka IPN 710/466), brał on udział w najgłośniejszych sprawach politycznych prowadzonych przez SB od połowy lat 60.
O osiągnięciach Starszaka w SB warto pamiętać, bo Jerzy Urban - od czasu złożenia zeznań przed komisją w sprawie Rywina - jest traktowany przez część polityków i mediów jako osoba wiarygodna, piętnująca kapitalizm polityczny i tropiąca bezstronnie wszelkie afery. Taka też jest opinia tych samych kręgów o tygodniku "Nie".

Marcowy kapitan
Funkcjonariuszem bezpieki Starszak został - jak sam twierdzi - przez przypadek. Zawsze chciał pracować jako prokurator. W 1962 r. ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim, ale na miejsce w prokuraturze nie miał podobno szans, gdyż pochodził z prowincji i nie miał żadnych znajomości. Dlatego wybrał Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Resortem tym kierował wtedy Mieczysław Moczar. Starszak trafił do Biura Śledczego. Oficerski kurs ukończył z wyróżnieniem i rekomendacją do nagrody w macierzystej jednostce. Podpisując wniosek o awans w maju 1965 r., dyrektor Biura Śledczego MSW płk. Idzi Bryniarski zanotował: "Po krótkim okresie pracy dał się poznać jako zdolny pracownik, wyróżniający się wśród innych oficerów śledczych nawet o większym stażu pracy. (...) W ostatnim czasie prowadzi kilkuosobową sprawę szpiegowską, w której uzyskał poważne wyniki".
"Ukierunkowany na prowadzenie postępowań karnych o charakterze politycznym" Hipolit Starszak prawdziwą karierę zaczął robić w 1968 r. "Szczególnie duży wkład pracy [Starszak] dał z siebie po wydarzeniach marcowych, zwłaszcza w zakresie opracowania wyników postępowania w sprawach tzw. komandosów" [nazywano tak młodych intelektualistów, organizatorów protestów w marcu 1968 r.] - pisał płk Józef Chomętowski, szef Biura Śledczego, uzasadniając w ten sposób wniosek o awans porucznika Starszaka na stopień kapitana. Starszak twierdzi, że opracował tylko raport o "komandosach" na zjazd PZPR, ale nie brał bezpośrednio udziału w śledztwach, zakończonych wyrokami od 2 do 3,5 lat więzienia. - Może robiłem to incydentalnie - mówi. Gdy Karol Modzelewski i Jacek Kuroń jako posłowie Sejmu kontraktowego (1989-1991) ujrzeli Starszaka, reprezentującego w ławach rządowych prokuraturę PRL, stwierdzili, że jest to funkcjonariusz, który ich przesłuchiwał po Marcu '68.
Starszak prowadził śledztwo przeciwko szpiegowi CIA Jerzemu Strawie, którego sąd wojskowy skazał na śmierć przez rozstrzelanie (była to przedostatnia egzekucja w PRL osoby skazanej za współpracę z obcym wywiadem). - Nawet polubiłem Strawę. Spędziliśmy razem kilka miesięcy - wspomina Starszak wielogodzinne przesłuchania. Do dziś pamięta miejsce i rok urodzenia Strawy oraz imię jego niemieckiej żony.

Łowca szpiegów
Rok 1969 upłynął dla Starszaka pod znakiem sprawy tzw. taterników - jak nazwano grupę młodych ludzi, którzy przerzucali do kraju literaturę emigracyjną, w tym paryską "Kulturę". Śledztwo zapoczątkowane zatrzymaniem dwójki Polaków przez czechosłowacką bezpiekę (StB) w tatrzańskim Smokovcu przejął Wydział I Biura Śledczego MSW, specjalizujący się w ściganiu szpiegów. Działania prowadzone przez kpt. Starszaka doprowadziły do skazania emisariuszy "Kultury" na karę od 2 do 4,5 roku więzienia. - Przy zatrzymanych znaleziono m.in. instrukcję od Jerzego Giedroycia z pytaniami, które głęboko ingerowały w wewnętrzne sprawy naszego państwa - mówi Hipolit Starszak. Nadal uważa, że wypełnianie ankiet dla niezależnego miesięcznika emigracyjnego to była praca dla obcego wywiadu.
Po sukcesach w tropieniu szpiegów Starszak zaczął szkolić w tej dziedzinie pracowników innych departamentów MSW. W Biurze Śledczym zwalczał też tzw. dywersję ideologiczną. Za osiągnięcia na tym polu został starszym inspektorem. W opinii służbowej za okres od listopada 1968 r. do marca 1971 r., którą sporządził naczelnik Wydziału Inspekcji płk S. Dereń, czytamy: "szczególnie dużo pracy i inwencji włożył w wyjaśnienie i udokumentowanie skomplikowanej sprawy karnej przeciwko grupie osób współdziałających z Rozgłośnią Radia Wolna Europa". Ocenianego bardzo wysoko oficera przeniesiono do Wydziału Inspekcji Biura Śledczego, który koordynował postępowania karne o szpiegostwo w całym kraju.
Podczas walk wewnętrznych koterii z Rakowieckiej (centrali SB w Warszawie) w pierwszych latach rządów Gierka kapitan Starszak zdobył zaufanie nowego kierownictwa MSW, zwalczając frakcję moczarowską. Doprowadził do skazania na 6 lat więzienia wiceministra MSW gen. Ryszarda Matejewskiego.

Pojętny uczeń KGB
Cenionego w centrali SB oficera przedterminowo awansowano na majora. 9 czerwca 1973 r. major Starszak wysłał raport do dyrektora Biura Kadr MSW płk. Bonifacego Jedynaka. Prosił o skierowanie na "przeszkolenie na rocznym kursie stacjonarnym w Wyższej Szkole Komitetu Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) przy Radzie Ministrów ZSRR. (...) Obowiązki, które wykonuję w MSW, wymagają stałego doskonalenia wiedzy i umiejętności praktycznych. (...) realizację tego wymogu, w szczególności w odniesieniu do niezbędnej w pracy śledczej wiedzy operacyjnej, zapewnia skorzystanie z bogatych doświadczeń radzieckich organów bezpieczeństwa". W polskiej grupie Starszak był najlepszym słuchaczem kursu. Świadectwo z ogólną oceną bardzo dobrą wymienia kilkanaście przedmiotów, które studiował, m.in. działania kontrwywiadowcze organów służby bezpieczeństwa przeciwko wywiadom państw imperialistycznych (158 godzin), organizację pracy i kierowania w radzieckim kontrwywiadzie (22 godziny), psychologię specjalną (30 godzin), kryminalistykę radziecką (112 godzin).
Po powrocie z Moskwy na mjr. Hipolita Starszaka w ciągu kilku lat spłynął deszcz odznaczeń, m.in. srebrny medal Za zasługi dla obronności kraju, złota odznaka Za zasługi w ochronie porządku publicznego oraz Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Ten ostatni - jak wynika z tajnej opinii służbowej szefa Biura Śledczego MSW płk. Tadeusza Kwiatkowskiego - był nagrodą "za uzyskane rezultaty w sprawie przeciwko współpracownikowi wywiadu RFN Ludwikowi Cendrzakowi". Zamożnemu adwokatowi, który jeździł luksusowym mercedesem, SB zarzuciła próbę wyniesienia materiałów wywiadowczych podczas widzenia z klientem, aresztowanym za szpiegostwo dla RFN. Adwokat nigdy nie przyznał się do winy, mimo sugestii, że zostanie łagodniej potraktowany, jeśli poprosi o łaskę. Z wyrokiem 15 lat więzienia osadzono go w najcięższym zakładzie karnym PRL - w Barczewie. W sąsiedniej celi siedział dawny klient Cendrzaka, hitlerowski gauleiter Prus Wschodnich Erich Koch. Kiedy po dziesięciu latach adwokat wyszedł na wolność, miał zrujnowane zdrowie. Zmarł niecałe trzy lata później. W 1992 r. Cendrzak został pośmiertnie oczyszczony z zarzutów szpiegostwa i zrehabilitowany. Jego syn Krzysztof Cendrzak nie wyklucza, że zwróci się wkrótce do Instytutu Pamięci Narodowej z zapytaniem, czy wobec jego ojca nie dopuszczono się zbrodni sądowej.

Pogromca antysocjalistycznego podziemia
W 1978 r. ppłk Hipolit Starszak został wicedyrektorem Biura Śledczego MSW. Tropiciela imperialistycznych agentów w pełni doceniono jednak dopiero podczas przygotowań do wprowadzenia stanu wojennego, w maju 1981 r. Ówczesny szef MSW gen. Mirosław Milewski zwrócił się do władz PZPR o zgodę na mianowanie płk. Starszaka dyrektorem Biura Śledczego. "W pełni gwarantuje właściwe wykonanie zadań na proponowanym stanowisku" - zapewnił gen. Milewski, który nawet w bezpiece uchodził za osobę zbyt blisko powiązaną z Sowietami. Nominację Starszak otrzymał już od nowego szefa MSW, gen. Czesława Kiszczaka. "W okresie stanu wojennego (...) płk H. Starszak, kierując Biurem Śledczym MSW, osobiście przyczynił się do prawidłowego wykonywania zadań na odcinku rozpoznawania i zwalczania opozycyjnej działalności podziemia antysocjalistycznego" - ta opinia Kiszczaka była przepustką do dalszej kariery Starszaka.
Po wprowadzeniu stanu wojennego Starszak poznał swego przyszłego chlebodawcę - Jerzego Urbana, wówczas rzecznika rządu. Biuro Śledcze MSW dostarczało Urbanowi przed konferencjami prasowymi informacje spreparowane na podstawie materiałów operacyjnych. Po śmiertelnym pobiciu przez milicjantów w maju 1983 r. maturzysty Grzegorza Przemyka funkcjonariusze biura wzięli udział w tuszowaniu tej zbrodni, za co najbardziej zaufany człowiek Starszaka i jego następca, płk Zbigniew Pudysz, dostał później nagrodę szefa MSW.
W sierpniu 1983 r. Starszak został szefem Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Siedlcach, ale już w marcu 1984 r. objął funkcję zastępcy prokuratora generalnego PRL. Pozostawał funkcjonariuszem SB, urlopowanym do pracy poza MSW. Z prokuratury odwołał go w 1990 r. premier Tadeusz Mazowiecki. Starszak nie poddał się weryfikacji funkcjonariuszy SB.

Opiekun wiewiórek
W lutym 1991 r. stary znajomy Starszaka - Jerzy Urban, który od pięciu miesięcy wydawał tygodnik "Nie", zatrudnił go jako dyrektora w swej spółce Urma. Dawni koledzy Starszaka z SB - nazywani w "Nie" wiewiórkami - podrzucali dziennikarzom bezpieczniackie papiery kompromitujące wrogów postkomunistów. Starszak, przed ukazaniem się artykułów, opiniuje je, weryfikuje i akceptuje do druku. "Nie" broniło polonijnego przedsiębiorcę Edwarda Mazura, który przez płatnego mordercę Siergieja Sienkiva został wskazany jako zleceniodawca zabójstwa byłego szefa policji gen. Marka Papały. Kiedy dwa i pół roku temu funkcjonariusze CBŚ zatrzymali Mazura na zlecenie prokuratury, biznesmen skontaktował się właśnie ze Starszakiem. Mazura wkrótce zwolniono - z policyjnej izby zatrzymań pojechał na imprezę z czołówką polityków SLD w stołecznej restauracji Belvedere.
Gdy Jerzy Urban podczas przesłuchań przed sejmową komisją w sprawie Rywina odegrał rolę sprawiedliwego, nie tylko on zaczął być traktowany jako osoba wiarygodna, ale także były pułkownik SB Hipolit Starszak. Dzięki temu został szefem sądu koleżeńskiego Polskiej Izby Wydawców Prasy. Jest mało prawdopodobne, by osoby, które go na to stanowisko wybrały, wiedziały o jego roli w procesach politycznych i dławieniu wolności słowa. Bo Starszak w roli arbitra moralności to już nie ironia historii, lecz parodia.

Jarosław Jakimczyk
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 22:50, 30 Paź 2006    Temat postu:

Od 22 lat w dziwnych okolicznościach giną ludzie, którzy próbują dociec prawdy o zamordowaniu księdza Jerzego Popiełuszki. Kto i dlaczego sabotuje śledztwo w sprawie "zbrodni stulecia"?
[link widoczny dla zalogowanych]

Nawet nasz wielce uczciwy, mega moralny poseł, premier z Krakowa, Rokita się tam przewija:
W wyjaśnieniu prawdy nie pomogła również powołana w 1990 r. sejmowa komisja do spraw zbadania zbrodni MSW. Komisji przewodniczył Jan Maria Rokita – dziś jeden z liderów Platformy Obywatelskiej. To właśnie do niego zgłosiła się Róża Pietruszka z dokumentami na temat sprawy księdza Jerzego. Rokita w sposób wulgarny zbył żonę pułkownika, a dokumentów nie przyjął.
[link widoczny dla zalogowanych]

Długa ręka SB!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Od 22 lat w dziwnych okolicznościach giną ludzie, którzy próbują dociec prawdy o zamordowaniu księdza Jerzego Popiełuszki. Kto i dlaczego sabotuje śledztwo w sprawie "zbrodni stulecia"?

"Przestań gadać, albo skończysz w Wiśle jak twój brat" – te słowa wielokrotnie słyszał w słuchawce telefonu Józef Popiełuszko – brat księdza Jerzego. To właśnie on swoimi zeznaniami pomagał śledczym IPN-u w wyjaśnieniu prawdy o zbrodni na kapelanie "Solidarności". Szantażyści domagali się od niego i jego najbliższych, aby nie rozmawiali z prokuratorami, niczego nie pamiętali i nie mówili na temat księdza. Kilkakrotnie grozili im śmiercią.
Józef Popiełuszko był nieustraszony w dążeniu do ustalenia prawdy o śmierci brata. Za swoją wytrwałość zapłacił wielką tragedią. W 1996 r. w białostockim szpitalu zmarła jego żona – Jadwiga Popiełuszko. W akcie zgonu, jako przyczynę śmierci wpisano lakoniczną formułę: "Zatrucie alkoholem metylowym" . To zdumiewająca przyczyna, bowiem pani Popiełuszko znana była jako osoba niepijąca. Zadziwia również zawartość alkoholu w jej krwi, przekraczająca o wiele dawkę śmiertelną. Mimo próśb rodziny, nie udało się wykonać sekcji zwłok, która wskazałaby prawdziwą przyczynę zgonu. Na jej rękach zauważyłem malutkie ślady po igłach, w okolicach żył. Wskazywały one, że ktoś wstrzyknął tej pani do żył truciznę w formie stężonego alkoholu – opowiada "Polskiemu Radiu" pragnący zachować anonimowość lekarz z białostockiego szpitala, który jako jeden z pierwszych oglądał ciało zmarłej. – Potem przełożony naciskał mnie, abym nikomu o tym nie wspominał i jak najszybciej zapomniał o sprawie.

Zastraszanie Józefa Popiełuszki i tajemnicza śmierć jego małżonki to zaledwie jeden z wielu tragicznych epizodów brutalnej gry służb specjalnych PRL-u. Jej celem od początku jest zamknięcie ust wszystkim osobom, które mogłyby podważyć oficjalną wersję zbrodni na księdzu Jerzym Popiełuszce. Gra zaczęła się w kilka dni po męczeńskiej śmierci „kapelana Solidarności” i nieprzerwanie trwa do dziś. "Polskie Radio" odtworzyło kulisy jednej z największych mistyfikacji ostatnich lat.

Sekrety płetwonurka
Oficjalna wersja śledztwa dotycząca odnalezienia zmasakrowanych zwłok księdza jest kłamstwem. To Krzysztof Mańko - płetwonurek z Wrocławia – już 26 października 1984 roku, w godzinach popołudniowych, jako pierwszy odnalazł w Wiśle i wyłowił ciało księdza Popiełuszki. To, co działo się kilka godzin później, wiadomo dzięki zeznaniom osób obecnych w tym dniu na tamie. Zwłoki zostały ponownie wyłowione przez płetwonurków, a następnie zaczepione do pontonu i holowane w ten sposób do brzegu. Tam, gdzie znajdowała się chwilowa baza płetwonurków i ekipy poszukiwawczej, podjechał samochód marki "Nysa" i do niego zostały załadowane zwłoki – czytamy w protokole przesłuchania Andrzeja Czerwińskiego – włocławskiego płetwonurka. Dzięki m.in. tym zeznaniom, prokuratorzy IPN ustalili, że człowiekiem, który pierwszy wydobył zwłoki księdza był Krzysztof Mańko.

Krewni płetwonurka, do których dotarliśmy, opowiadają, że po tym wydarzeniu Mańko czegoś panicznie się bał. Nie chciał z nikim rozmawiać, zamknął się w sobie, a w końcu wyszedł z domu i więcej nie wrócił. Otrzymał paszport i 1 listopada 1984 roku wyjechał z Polski. Dziś mieszka i pracuje w Grecji. Po 2000 roku udało mu się skutecznie uniknąć spotkania ze śledczymi Instytutu Pamięci Narodowej. Ten człowiek posiada wiedzę, która może się okazać kluczowa do odtworzenia przebiegu zbrodni – mówią prokuratorzy którzy prowadzili śledztwo w sprawie zamordowania kapłana. – Tylko ten płetwonurek mógłby pomóc w ustaleniu co działo się z ciałem księdza przed jego ostatecznym wydobyciem z Wisły w dniu 30 października. Sam Mańko do dziś milczy i nie chce wracać do Polski.


Dzięki zeznaniom pracowników włocławskiej tamy, śledczy IPN-u odkryli, że po 26 października przeprowadzona została pierwsza sekcja zwłok kapłana. Tymczasem z zeznań włocławskich prokuratorów, którzy w 1984 r. prowadzili sprawę, wynika, że sekcję tą wykonał anatomopatolog ze Szpitala Wojewódzkiego w Bydgoszczy. Żadna przesłuchiwana osoba nie była jednak w stanie przypomnieć sobie jego nazwiska. W szpitalnym archiwum nie zachował się protokół tej sekcji (choć prawo nakazuje trzymać takie dokumenty przez 20 lat)

Równie tajemnicze są okoliczności śmierci Tadeusza Kowalskiego*. Kowalski – rybak z włocławskiej spółdzielni "Certa" – miał zwyczaj wieczorami kłusować po Wiśle. Towarzyszyli mu w tym kolega i szwagier. 25 października 1984 r., ok. godz. 22.00, Kowalski i jego dwaj towarzysze widzieli jak tajemniczy mężczyźni wrzucają do zalewu ciało księdza Popiełuszki. Byli tak blisko, że zwłoki kapłana omal nie wpadły do ich łódki. Trzej mężczyźni obiecali sobie milczenie. Bali się o swoje życie. To, co widzieli, powtórzyli dopiero prokuratorom IPN.

Kilka tygodni po złożeniu zeznań, Reznerowicz trafił do szpitala, gdzie po kilku dniach umarł. W akcie zgonu, jako przyczynę wpisano "zatrucie alkoholem metylowym". To zdumiewające, bo tak samo określono powód śmierci Jadwigi Popiełuszkowej. Biorąc pod uwagę datę śmierci, rodzaj choroby i okres pobytu w szpitalu, należałoby przyjąć, że Kowalski zatruł się alkoholem podczas hospitalizacji. Znajomi pamiętają go jako człowieka cieszącego się udanym życiem rodzinnym, szczęśliwego, zdrowego. Czy to możliwe, aby szczęśliwy mężczyzna po 50tce popełnił samobójstwo, upijając się zatrutym alkoholem? Wyjaśnienie tej sprawy może być bardzo trudne, bo sekcji zwłok Kowalskiego nie przeprowadzono, choć jego rodzina starała się o to.

Cień KGB
Cień szansy na wyjaśnienie prawdy o zbrodni miał Andrzej Grabiński – w okresie PRL-u znany obrońca opozycjonistów, podczas "procesu toruńskiego" oskarżyciel posiłkowy reprezentujący rodzinę Popiełuszków. Grabiński – świetnie wykształcony prawnik – od początku dostrzegał rażące błędy w postępowaniu sądowym, które nie doprowadziło do wyjaśnienia prawdy. Mecenas – niezadowolony z tego, że sąd nie wykrył prawdziwych inicjatorów zbrodni – zapowiedział apelację. Gdyby do tego doszło, sąd wyższej instancji musiałby ponownie przeprowadzić cały proces. To zaś mogło zniweczyć cały plan wielkiej mistyfikacji.

Kilka dni przed upływem terminu złożenia apelacji, w domu na Saskiej Kępie należącym do rodziny Grabińskich wybuchła bomba, w wyniku czego zginęła 25-letnia Małgorzata Grabińska. W trakcie śledztwa okazało się, że właściciel domu nie był słynnym mecenasem, a zbieżność ich nazwisk była przypadkowa. Do dziś nie ustalono czy była to próba zastraszenia czy zamordowania adwokata. Szanse na wyjaśnienie tej sprawy są znikome, bo po 1989 r. zaginęły materiały z tego śledztwa.


30 listopada 1984 roku w Białobrzegach – niewielkiej miejscowości przy trasie Kraków - Warszawa wydarzył się tajemniczy wypadek drogowy. Ok. godz. 20. w jadącego od strony Krakowa fiata uderzył rozpędzony Jelcz. Na miejscu zginęli dwaj pasażerowie fiata i ich kierowca.


Milicjanci ograniczyli się tylko do tego, by wpisać w protokole, że podróżujący fiatem nie mieli żadnych szans, a kierowca ciężarówki uciekł z miejsca wypadku. Nie wszczęto żadnego dochodzenia, by wyjaśnić okoliczności wypadku, nie podjęto również jakiejkolwiek próby odnalezienia ciężarówki, ani zidentyfikowania jej kierowcy. Nie przesłuchano żadnych świadków zderzenia, choć tragiczne zderzenie dobrze widziało kilku okolicznych mieszkańców.


"O tym wypadku dowiedziałem się dzień wcześniej, wieczorem, jeszcze zanim się wydarzył" – opowiada Stefan Bratkowski – pisarz i dawny działacz opozycji. "Byłem tylko ciekaw jaką przyczynę wymyślą. Kiedy prasa podała, że był to wypadek samochodowy, nie miałem żadnych wątpliwości, że było to sfingowane morderstwo". O mającym wydarzyć się wypadku, Bratkowskiego poinformował jego przyjaciel – nieżyjący już warszawski prawnik Bogumił Studziński. Szef ochrony gen. Jaruzelskiego – płk Artur Gotówko mówił w 1991 r.: "Tam, w Białobrzegach, ofiarom nie dano żadnych szans. Wiem jak to się robi." Prokuratorzy IPN, którzy podjęli ten wątek, szybko odkryli, że ciężarówka staranowała fiata dokładnie według metod uczonych na specjalnych kursach NKWD, a potem KGB i GRU.


W wypadku w Białobrzegach zginęli dwaj oficerowie MSW – płk Stanisław Trafalski i major Wiesław Piątek. Wracali z południa Polski, gdzie przez kilka poprzednich tygodni badali wcześniejszą działalność i powiązania Grzegorza Piotrowskiego, Leszka Pękali i Waldemara Chmielewskiego. Ze wszystkich czynności sporządzali szczegółowe raporty i notatki, które wieźli w bagażniku fiata. Dokumentacji tej nigdy nie odnaleziono. Nie ma o nich również żadnej wzmianki w protokołach powypadkowych. Zachowały się natomiast niektóre ich notatki sporządzane podczas pracy w Krakowie i Tarnowie i pozostawione w tamtejszych aktach operacyjnych. Przez przypadek nie zostały zniszczone w latach 1989-1990, dzięki czemu potem przejął je IPN. Notatki te dotyczą działalności Grzegorza Piotrowskiego wymierzonej w Kościół i księży. Pozwalają poznać istotne szczegóły z życia głównego mordercy kapelana "Solidarności".

Wakacje z agentem
Kim naprawdę był Grzegorz Piotrowski? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba cofnąć się do pamiętnego lata 1982 r., kiedy kapitan SB wyjechał na wakacje do Bułgarii. Jak wynika z zachowanych w IPN notatek (sporządzonych przez Trafalskiego i Piątka na podstawie relacji świadków i SB-ków znających Piotrowskiego), na granicy rumuńsko – bułgarskiej spotkał się na krótko z oficerem KGB, który przedstawił się pseudonimem Stanisław i nawiązał z nim współpracę. W trakcie "procesu toruńskiego" opowiadał o tym Adam Pietruszka, lecz sąd nie uwierzył w jego zeznania.

W IPN zachował się dokument "Wyjazdy i przyjazdy za lata 1971 – 1989 pracowników IV Departamentu". Wynika z nich, że urzędnicy IV Departamentu MSW regularnie wyjeżdżali na spotkania z przedstawicielami V Zarządu Głównego KGB (zarząd ten odpowiedzialny był za zwalczanie dywersji i walkę ideologiczną). Spotkania te odbywały się w Moskwie i Czechosłowacji. Udział w nich brał m.in. Piotrowski. Potwierdzają to szczegółowe raporty z przebiegu tych spotkań. Co istotne – nie zachowały się żadne notatki Piotrowskiego z innych jego spotkań z KGB – nawet z feralnego spotkania w 1982 r. Jeśli ustalenia Trafalskiego i Piątka są prawdziwe – oznacza to, że Piotrowski kontaktował się z KGB bez wiedzy swoich zwierzchników, co z kolei znaczy, że rosyjskie służby specjalne miały swojego tajnego agenta w najbliższym otoczeniu gen. Kiszczaka. W tej sytuacji Kiszczak, który zdecydował, że zabójcy księdza trafią na długie lata do więzienia, wyznaczając do realizacji zbrodni Piotrowskiego, eliminował w swoim otoczeniu wtyczkę obcego wywiadu.

Haki na Kiszczaka
Jak wynika z archiwalnych dokumentów MSW zgromadzonych podczas śledztwa lubelskiego IPN, jeszcze w 1984 r. podjęte zostały 3 operacje "Teresa", "Trawa" i "Robot". Ich celem była inwigilacja skazanych i ich rodzin oraz uniemożliwienie im ujawnienia nawet rąbka prawdy o zbrodni. Osobą nadzorującą tą zakrojoną na szeroką skalę inwigilację był Stanisław Ciosek – wówczas minister ds. związków zawodowych, po transformacji ambasador RP w Moskwie, do listopada 2005 r. główny doradca ds. zagranicznych Aleksandra Kwaśniewskiego. W IPN zachowały się raporty Cioska dla najważniejszych przywódców PRL-u, w których minister szczegółowo informuje o zachowaniu skazanych w celach.


Z ustaleń śledztwa IPN-u wynika, że Chmielewskiego, Pękalę i Piotrowskiego odwiedzał w więzieniach zastępca Kiszczaka – gen. Zbigniew Pudysz. To właśnie on na przemian groził i obiecywał esbekom, że resort o nich nie zapomni, a za odegranie do końca trudnej roli w zbrodni, każdy z nich otrzyma nagrodę. Tak się też stało. Trzej esbecy zostali objęci wszystkimi amnestiami dla więźniów politycznych pod koniec lat 80. Dzięki temu każdy z nich odsiedział mniej niż jedną trzecią kary (Chmielewski 4 lata z 14, Pękala 4,5 roku z 15 lat). Dodatkowo wszyscy bardzo często wychodzili na przepustki. Natomiast okres pobytu w więzieniu, wszystkim czterem esbekom skazanym w Toruniu zaliczono do stażu pracy, dzięki czemu dziś mogą za ten okres pobierać resortowe emerytury. To zdumiewająca koincydencja, bowiem nigdy wcześniej, ani później nie zdarzyło się, aby komukolwiek pobyt w więzieniu zaliczono do stażu pracy. Decyzję o tym aprobował osobiście w 1990 r. gen. Czesław Kiszczak. Wszystkie te szokujące informacje odkryli prokuratorzy IPN.


Spośród wszystkich skazanych, największa nagroda miała przypaść Grzegorzowi Piotrowskiemu. Zachowanie Piotrowskiego wskazuje, że początkowo także on wierzył w resortowe obietnice. Złudzenia stracił dopiero w 1989 r. po kolejnej rozmowie z Pudyszem, kiedy zorientował się, że jego wiedza staje się niebezpieczna dla niego samego. Podczas kolejnej przepustki napisał gruby na kilkadziesiąt stron raport z działań SB przeciwko księdzu Popiełuszce. Za pośrednictwem żony – Janiny Pietrzak - kilka kopii tego raportu zdeponował u najbliższych znajomych. "Najprawdopodobniej wyjaśnienie kpt. G. Piotrowskiego zawierało rzeczywistą wersję zdarzeń związanych z osobą księdza Jerzego" – czytamy w notatce IPN z lutego 2004 r. Jak ustalili śledczy IPN-u, za pośrednictwem Pudysza, Piotrowski miał w 1989 r. przekazać Kiszczakowi wiadomość, że jeśli zginie – raport ujrzy światło dzienne. Jedna z kopii tego raportu dotarła również do mieszkania Pietruszków. To znikło – powiedziała Róża Pietruszka do syna. Dialog ten zarejestrowały urządzenia podsłuchowe założone w ich mieszkaniu w ramach operacji "Teresa". Taśmy z nagraniami przejęli prokuratorzy IPN.

Zadusić śledztwo
W czerwcu 1990 roku śledztwo w sprawie "zbrodni stulecia" podjął lubelski prokurator Andrzej Witkowski – wówczas i dziś jeden z najlepszych w kraju prokuratorów od spraw zabójstw. W rok później, po żmudnym śledztwie, zamierzał postawić zarzuty gen. Czesławowi Kiszczakowi. Nie zdążył gdyż sprawę odebrał mu minister sprawiedliwości Wiesław Chrzanowski. Chrzanowski – w latach 70. tajny współpracownik SB o pseudonimie "Zuwak", w roku 1986 przewerbowany przez Departament I MSW (wywiad zagraniczny) – do dziś nie chce się wypowiadać na temat tej decyzji i osób, które go do niej skłoniły. Prokuratorzy IPN ustalili, że na ministra naciskał w tej sprawie Mieczysław Wachowski – sekretarz stanu w kancelarii Lecha Wałęsy oraz generałowie Kiszczak i Jaruzelski. Próbowaliśmy porozmawiać o tym z Mieczysławem Wachowskim, jednak nie wyraził zgody na spotkanie.

W wyjaśnieniu prawdy nie pomogła również powołana w 1990 r. sejmowa komisja do spraw zbadania zbrodni MSW. Komisji przewodniczył Jan Maria Rokita – dziś jeden z liderów Platformy Obywatelskiej. To właśnie do niego zgłosiła się Róża Pietruszka z dokumentami na temat sprawy księdza Jerzego. Rokita w sposób wulgarny zbył żonę pułkownika, a dokumentów nie przyjął.
W 2002 r. Andrzej Witkowski ponownie podjął śledztwo już jako prokurator IPN. Dwa lata później zamierzał oskarżyć gen. Kiszczaka i Waldemara Chrostowskiego. Przeszkodził mu w tym szef pionu śledczego IPN – prof. Witold Kulesza. W październiku 2004 r. kilka dni przed 21 rocznicą "zbrodni stulecia", Kulesza odsunął od śledztwa Witkowskiego i zabronił mu kontaktów z prasą. Ten stan trwa do dziś. Wydaje się, że nawet szefom IPN-u nie zależy na wyjaśnieniu prawdy o zbrodni na kapelanie "Solidarności" i na pociągnięciu do odpowiedzialności jej sprawców. Zamykanie ust wszystkim tym, którzy mogą odsłonić choćby rąbka tajemnicy, trwa nieprzerwanie od 22 lat. Tajemnicze osoby, które zza kulis sabotują wszelkie próby dotarcia do prawdy, ciągle tryumfują. Jak długo jeszcze?

Tajny rozkaz Kiszczaka
Na początku lat 90. śledczy odnaleźli w archiwach MSW rozkaz gen. Kiszczaka z 3 listopada 1984 r. W jego najważniejszym fragmencie czytamy: "zdezynfekować bunkier wojskowy i składnicę amunicji w Kazuniu. Do wykonania wybrać najbardziej doświadczonych ludzi, najlepszy sprzęt". Był to jedyny w historii PRL-u rozkaz dezynfekcji bunkra wojskowego. Zdumiewa tym bardziej, że wydał go minister spraw wewnętrznych, podczas gdy budynki wojskowe były w gestii szefa MON. Powstała na tej podstawie hipoteza, że ksiądz Popiełuszko był przetrzymywany i torturowany w bunkrze w Kazuniu. Notatka zaginęła w tajemniczych okolicznościach; dziś IPN dysponuje tylko jej kopią.

Anatomia mistyfikacji

23 – 30 X 1984 aresztowanie, a potem przesłuchania Piotrowskiego, Pękali i Chmielewskiego. Trzej esbecy opisują szczegółowo przebieg zbrodni nakreślony przez dygnitarzy MSW. W tym czasie bardzo często odwiedzają ich przedstawiciele MSW.

30 X 1984 r – Krzysztof Mańko po raz drugi wydobywa z Wisły zwłoki księdza Popiełuszki. Kilka godzin później, dwaj szczecińscy płetwonurkowie, zastraszeni przez SB, przyznają się, że to oni wydobyli ciało. Składają fałszywe zeznania. W zamian oficer SB obiecuje, że nie będą wezwani na proces i więcej przesłuchiwani. Krzysztof Mańko zrywa kontakty z rodziną i w panice wyjeżdża do Grecji.

1 XI 1984 – na podstawie fałszywych zeznań płetwonurków i trzech esbeków, prof. Maria Byrdy sporządza protokół sekcji zwłok.

2 XI 1984 – Kiszczak obiecuje Pietruszce awans generalski w zamian za odegranie trudnej roli w zbrodni. Pietruszka ma pójść do więzienia jako osoba kierująca zbrodnią.

XI 1984 – płk Zbigniew Pudysz naciska na prokuratorów włocławskich, aby nie drążyć śledztwa i jak najszybciej skierować akt oskarżenia do sądu. Generał Kiszczak czuwa nad wyborem adwokatów dla oskarżonych i nad doborem składu sędziowskiego.

15 I 1985 – Zbigniew Pudysz odwiedza w areszcie śledczym Pietruszkę i Piotrowskiego i instruuje ich, co zeznawać. To jedyny przypadek, aby władze więzienne wyraziły aresztowanemu zgodę na wizytę w innym areszcie.

XII 1984 – II 1985 – proces toruński transmitowany przez telewizję. Płk Pudysz zastrasza, a potem instruuje przewodniczącego składu – sędziego Artura Kujawę – jak ma wyglądać proces. Kujawa ulega i uchyla wszystkie pytania, które mogłyby podważyć wersję oskarżonych.

7 II 1985 – wyrok sądowy potwierdza, że oskarżeni działali sami. Wszyscy otrzymują wieloletnie wyroki.

Treść grypsu Grzegorza Piotrowskiego do Adama Pietruszki z 12 marca 1990 r.

Panie Adamie,
Powiadomiony o treści rozmowy naszych rodzin, przeprowadzonej z inicjatywy Pańskiego syna w dniu 3 marca 1990 r., pragnę przekazać kilka myśli, mających w moim zamiarze stanowić odpowiedź na nadany przez Pana sygnał (…)


Na podstawie relacji uzyskanej od mojej żony wnioskuję, że (1) zamierza Pan podjąć działania na rzecz uchylenia (odsłonięcia) szczelnej dotychczas zasłony kryjącej „sprawę”, co może pozwolić na ujawnienie jej faktycznego, obiektywnego, tła, przebiegu, etc. (2) Wyraża Pan obawę, aby moja postawa nie została wykorzystana do zdyskredytowania Pańskiego otwarcia. Wiąże Pan tę myśl z domniemaną ciągłością mojego kontaktu z naszym byłym pracodawcą, co mogłoby skutkować współpracą w znanych skądinąd działaniach o charakterze „D”, tym razem przeciwko Panu…

Od roku 1985 do jesieni 1989 odczuwałem – a dzięki pewnemu doświadczeniu mogę nawet powiedzieć, że obserwowałem – bardzo intensywne zainteresowanie „Firmy” moją osobą (…) Wiązały się z tym również kontakty bezpośrednie, różnorodne, od pana Kiszczaka (jednorazowo w kwietniu 1985 roku) poprzez panów Pudysza, Karpacza i innych, aż po panów Tamborskiego i Banacha z istniejącej wówczas w III Pawilonie Aresztu agendy Biura Śledczego MSW (…) Celem tych spotkań było systematyczne wyciszanie moich nastrojów poprzez bezwzględną grę na lojalność (…) Nie wdaję się tu w zbędne, bo oczywiste dla Pana uzupełnienia na temat komu na tym zależało i dlaczego. Dodam, że efektywność „wyciszania” to w znacznej mierze wynik mojej naiwności w kwestii spodziewanego, prawnie uzasadnionego przedterminowego wyjścia na wolność wspólnie ze mną tu przebywających Waldka i Leszka. Zaniechanie kontaktów koresponduje – jak sądzę – z (…) niechęcią do ich podtrzymywania, ale zwłaszcza wynika z sytuacji w jakiej znalazła się „Firma” od drugiej połowy 1989 roku (…)


Nie chciałbym zajmować żadnego stanowiska wobec Pańskiego zamiaru zinterpretowanego w punkcie 1. To sprawa sumienia i jakiekolwiek uwagi z mojej strony byłyby nie na miejscu (…) Bodaj w 1986 roku, po ochłonięciu nieco z doznań jesieni 1984 roku i przełomu 1984/1985, dwukrotnie: raz nieformalnym „kanałem” więziennym, a następnie (dla upewnienia się) prosząc o uprzejme pośrednictwo Pańską żonę, próbowałem skłonić Pana do realizacji dzisiejszych planów, deklarując swoją gotowość dzielenia ryzyka.

Jeżeli dobrze zrozumiałem, nie zwraca się Pan o jakąś formę współdziałania, a jedynie o to, by nie przeszkodzić. Składam zatem zapewnienie, że jeżeli kiedykolwiek ktoś uprawniony zażąda lub ciekawy a kompetentny poprosi mnie o ustosunkowanie się do Pańskiego „widzenia sprawy”, o ile nie wybiorę milczenia, to na pewno nie zaprzeczę prawdzie jaką znam.
12 marzec 1990 roku Grzegorz Piotrowski
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 22:51, 30 Paź 2006    Temat postu:

Tajemniczy sejf Kwaśniewskiego!!!!!!!


"Życie Warszawy": Tajemniczą kopertę z kluczem do sejfu odkryli urzędnicy kancelarii, robiąc porządek po Aleksandrze Kwaśniewskim. W skrytce znaleziono wycinki i dokumenty dotyczące afer, z którymi wiązano byłego prezydenta.
Podczas kwerendy w archiwum zdziwiony urzędnik natrafił na kopertę opatrzoną napisem: "Prawo otwarcia koperty mają: Pan Prezydent Aleksander Kwaśniewski i Pan Minister Edward Szymański".

Wewnątrz był klucz do ostatniego sejfu, jaki pozostawał zamknięty od czasu przejęcia obowiązków przez Lecha Kaczyńskiego. Aleksander Szczygło, szef Kancelarii Prezydenta powiedział gazecie, że sejf znajdował się w części zastrzeżonej, więc zdecydował o powołaniu specjalnej komisji, by wspólnie dokonała jego otwarcia. W skład trzyosobowej komisji wszedł sam minister Szczygło, pełnomocnik ds. informacji niejawnych i archiwista. W sejfie znajdowało się kilkanaście segregatorów z dokumentami, głównie wycinkami prasowymi, na temat zagadnień związanych z Aleksandrem Kwaśniewskim.

Ponad tysiąc stron podzielone było na zagadnienia, takie jak: "itd" - Kwaśniewski był w latach 80. redaktorem naczelnym pisma o tym tytule - czy "Prezydent, Kościół, Jan Paweł II". Jednak większość skoroszytów ma związek z aferami, z którymi wiązano byłego prezydenta: "Polisa", "UKFiT", "PZU", "Orlen", "Laboratorium Frakcjonowania Osocza", "Życie", "Sprawa Rywina", "Teczka w Moskwie", "Prezydent kontra Wprost".
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 22:54, 30 Paź 2006    Temat postu:

Biznes według WSI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Oficerowie WSI w przestępczy sposób próbowali przejąć CIECH i Rafinerię Trzebinia. Wykorzystali do tego fundusz operacyjny, firmy – przykrywki i polsko – żydowską fundację "Chewra". Gdyby osiągnęli cel, uzyskaliby kontrolę nad całym polskim rynkiem paliw.

"Podpisz to k…a w końcu, albo cię zaje… my" – słyszał kilkadziesiąt razy dziennie biznesmen Jan Załuska, gdy skrępowany, z zawiązanymi oczami, leżał na betonowej podłodze. Porywacze wywodzący się z Wojskowych Służb Informacyjnych domagali się od niego, aby podpisał sfałszowaną uchwałę zarządu spółki, której był prezesem. Gdyby to zrobił, inna firma - będąca przykrywką dla działań WSI – mogłaby legalnie wyłudzić ponad 100 mln. dol. z amerykańskiego banku. Załuska nie wiedział, że pieniądze te miały zostać wykorzystane do zakupu firm CIECH i Rafineria Trzebinia, które chcieli zawłaszczyć oficerowie wojskowych specsłużb. Odmawiał podpisania. Porywacze uwolnili go, gdy obiecał zapłacić 600 tys. dol. okupu.

Biznesmen walczył do końca. O całej sprawie powiadomił Centralne Biuro Śledcze. Funkcjonariusze szybko zorientowali się kto stał za brutalnym uprowadzeniem Załuski. Przy próbie podjęcia okupu, groźnych bandytów aresztowali policyjni komandosi. Śledztwo wykazało, że zbrodnia jest elementem cynicznej gry wojskowych służb specjalnych. Stawką tej gry były wielkie pieniądze, które miały trafić do kieszeni zaangażowanych w grę oficerów WSI.

Fundacja pojednania
Jan Załuska znany był polskim służbom specjalnym od lat 70. Był wówczas bliskim współpracownikiem i tłumaczem kardynała Stefana Wyszyńskiego. SB próbowało zwerbować go i dzięki temu poznać treści prywatnych rozmów Prymasa Tysiąclecia z kościelnymi dostojnikami innych krajów. Załuska konsekwentnie odmawiał. W końcu bezpieka zmusiła go do wyjazdu z kraju. Mężczyzna zamieszkał w Wiedniu. Tam, w 1980 r. założył firmę polonijną. W połowie lat 90. szanowanego powszechnie biznesmena do współpracy zaprosiła fundacja żydowska "Chewra", której celem było pojednanie polsko – żydowskie i kultywowanie pamięci o ofiarach Holocaustu. Przedstawiciele "Chewry" odwoływali się do charytatywnej działalności Załuski i do zasług jego rodziny w pomocy Żydom podczas okupacji (babka Załuski osobiście uratowała 12 dzieci żydowskich, a jego krewna – zakonnica – pomagała Żydom uciekać z getta do Puszczy Kampinoskiej).

Szefem "Chewry" był wówczas Leszek Łazowski – od lat związany z polskim wywiadem wojskowym. Osobą, która mi go zarekomendowała był minister spraw zagranicznych Władysław Bartoszewski – opowiada Załuska. – Dzięki temu obdarzyłem Łazowskiego zaufaniem i nawiązałem z nim współpracę.

W ten sposób, w 1998 r., na prośbę Łazowskiego, Załuska założył w Austrii firmę GlobalEco. Miało to być prywatne przedsięwzięcie biznesowe, którego zyski miały zasilać fundację "Chewra". 50 proc. udziałów w niej miał sam Łazowski, a drugie jego amerykański wspólnik Joseph Rumley. Prezesem jednoosobowego zarządu był właśnie Załuska. W ten sposób, założona przez niego firma znalazła się w centrum gry operacyjnej WSI.

Porozumienie w firmie specsłużb
W 2000 r. Leszek Łazowski zapoznał Załuskę z Łukaszem Daremiakiem – prezesem Domu Maklerskiego Sur5net. Polski biznesmen nie wiedział wówczas, że firma ta jest przykrywką dla działań operacyjnych Wojskowych Służb Informacyjnych.

Wspólnikiem i współpracownikiem Daremiaka był Andrzej Gąsiorowski – współpracownik wojskowych służb specjalnych PRL - u, współtwórca (razem z Bogusławem Bagsikiem) słynnego "oscylatora", dziś ukrywający się w Izraelu przed polskim wymiarem sprawiedliwości. Jego ojciec – Zdzisław Gąsiorowski – jest skarbnikiem i sekretarzem fundacji "Chewra". Z ramienia WSI, opiekę operacyjną nad Sur5net sprawował ppłk Gerard Załoga – wówczas i dziś jeden z najważniejszych oficerów kontrwywiadu WSI, w PRL-u oficer II Zarządu Sztabu Generalnego.

Łazowski zlecił Załusce transakcję kupna - sprzedaży średnioterminowych obligacji bankowych w USA. Ustalono, że Dom Maklerski za pośrednictwem GlobalEco złoży w austriackim banku depozyt w wysokości 10 mln. dol. Dzięki temu będzie mógł uzyskać kredyt 100 mln. dol. i przeznaczyć te pieniądze na zakup obligacji. W grudniu 2000 r. podpisana została umowa, na mocy której GlobalEco miało pożyczyć Domowi Maklerskiemu 20 mln. dol. Jednak 26 lutego 2001 r. podpisany został aneks do umowy. Stanowi on m.in. "Kwota pożyczki (…) podniesiona zostaje do 100 000 000 USD". Dwa dni później, na Florydzie, Załuska podpisał umowę pożyczki dla GlobalEco z amerykańskim domem maklerskim Tradeology Securities LLC. Na mocy tej umowy, amerykańska firma udzieliła GlobalEco 100 mln dol. pożyczki pod zabezpieczenie 10 mln dol. Jak ustaliła komisja śledcze ds. Orlenu i sejmowa komisja ds. służb specjalnych, pieniądze te miały zostać wykorzystane na zakup większościowego pakietu akcji w Rafinerii Trzebinia.

Trzy dni później Sur5net przelał na konto GlobalEco 10 mln. dol. Daremiak zapewniał Załuskę, że są to pieniądze jego firmy. Dopiero trzy lata później warszawska prokuratura ustaliła, że była to nieprawda. Na tą kwotę złożyły się dwie spółki Skarbu Państwa: CIECH (dostawca ropy dla PKN Orlen) i Rafineria Trzebinia (firma produkująca paliwa samochodowe z komponentów). Świadczy o tym pisemne porozumienie między tymi dwiema firmami. Porozumienie to odkryli i zabezpieczyli prokuratorzy. Ze strony CIECH – u podpisał je dyrektor Robert Bałabanow – związany z WSI. Ze strony rafinerii dokument sygnowali Kazimierz Trębacz i Kazimierz Wronkowski. Porozumienie to oznaczało, że na zabezpieczenie kredytu dla Sur5net pieniądze wpłaciła państwowa spółka, które miała zostać kupiona i przejęta za pieniądze pochodzące z tego kredytu. Gdyby transakcja doszła do skutku, jedyna polska firma mająca prawo mieszania komponentów paliwowych zostałaby przejęta przez skompromitowanych oficerów WSI.

20 marca 2001 r. Załuska przekazał 10 mln. dol. do Tradeology LLC. Było to zabezpieczenie linii kredytowej. GlobalEco wywiązywało się w ten sposób ze swoich zobowiązań. Zaś Sur5net oczekiwał na pożyczkę 100 mln dol. Wydawało się więc, że wszystko idzie zgodnie z planem.

Nieistniejąca uchwała
Dwa miesiące później do Jana Załuski zadzwonił prezes Tradeology LLC. Powiedział, że zawarta została nowa umowa, którą z ramienia GlobalEco podpisał Eduard Maulella rekomendowany przez członka zarządu "Chewry" Rona Robertsona. Maulella posługiwał się sfałszowaną kopią rzekomej uchwały zarządu GlobalEco dającą mu nieograniczone pełnomocnictwa. Maulella zawarł umowę, według której depozyt znajdujący się na koncie GlobalEco w banku Tradeology LLC stał się wkładem kapitałowym we wspólne przedsięwzięcie między obydwiema firmami. Umowa była bardzo niekorzystna da firmy Załuski.

Pełnomocnictwo, którym posługiwał się Maulella, zostało sfałszowane. Nie było jego oryginału. Sfałszowany został podpis Załuski (potwierdzili to grafolodzy). Według falsyfikatu, Maulella został powołany na członka zarządu przez uchwałę. Tymczasem austriackie prawo stanowi, że wszyscy członkowie zarządu powoływani są przez Zgromadzenie Wspólników. Falsyfikat mówi też o Radzie Dyrektorów Spółki. Według prawa austriackiego taki organ nie istnieje (istnieje za to w Ameryce). Umowa podpisana przez Maulellę była więc nieważna, jednak Tradeology nie chciało przyjąć tego do wiadomości. Biznesmen wynajął amerykańską kancelarię prawną, która wystąpiła do sądu o zablokowanie depozytu i unieważnienie sfałszowanej umowy. Gdyby sąd zrobił to, zostałby natychmiast cofnięty kredyt 100 mln zł dla Sur5net i cały plan przejęcia Rafinerii Trzebinia spaliłby na panewce. Sąd wyznaczył pierwszą rozprawę na początek września.

Twarzą w twarz z porywaczami
W ostatnich dniach sierpnia 2001, Załuska spotkał się w Warszawie z prezesem Sur5net Łukaszem Daremiakiem. W spotkaniu uczestniczyli również: Janusz Szymański – adwokat reprezentujący Rafinerię Trzebinia i członek zarządu CIECH – Robert Bałabanow. Wszyscy nalegali, aby biznesmen nie jechał na przesłuchanie do amerykańskiego sądu. Żądali dalszych negocjacji z Tradeology. Załuska odmówił i wyszedł ze spotkania. Chwilę później został napadnięty, pobity i uprowadzony.

Zamaskowani porywacze wywieźli biznesmena w odległe, odludne miejsce. Przez trzy miesiące przetrzymywali go w ciemnej piwnicy. Regularnie bili go i torturowali. Żądali, aby złożył swój podpis pod sfałszowaną uchwałą zarządu dającą Maulelli nieograniczone pełnomocnictwo. Chcieli, aby podpisał dokument, że zrzeka się funkcji prezesa GlobalEco. Biznesmen odmawiał. W końcu obiecał, że zapłaci bandytom 600 tys. dol. okupu. Porywacze zgodzili się i wypuścili go. Biznesmen trafił do szpitala na długie leczenie.

W czasie, gdy Załuska był więziony przez bandytów, do Wiednia przyjechali Daremiak, Szymański, Łazowski i Rumley. Odwołali z funkcji prezesa Załuskę i powołali na to stanowisko Daremiaka. Odkupił on od Łazowskiego 50 proc. udziału w spółce. Pozostałe 50 proc. udziałów nabyła Katarzyna Załoga – córka Gerarda Załogi. Daremiak – już jako nowy prezes wycofał pełnomocnictwo amerykańskiemu adwokatowi. Wycofał również pozew o zabezpieczenie depozytu. W ten sposób ludzie WSI przejęli depozyt i kredyt w wysokości 100 mln. dol.

W następnych miesiącach na konto Daremiaka wpłynęły najpierw 4 mln dolarów, a potem jeszcze 1,5 mln. Pieniądze te zostały podzielone między wspólników. Część depozytu Daremiak wykorzystuje do tego, aby grać na giełdzie nowojorskiej przy pomocy Internetu.

Od agenta do gangstera
Zatrzymanym szefem 5 – osobowego gangu porywaczy okazał się Łukasz Młynarski. W latach 90. Młynarski był szpiegiem Wojskowych Służb Informacyjnych w Norwegii. Potem zaangażował się w interesy paliwowe. Był kolegą i wspólnikiem prezesa Zarządu Rafinerii Trzebinia – Kazimierza Trębacza, z którym łączyły go interesy. Jak ustaliła prokuratura, za pieniądze Rafinerii, Młynarski kupował dla siebie dzieła sztuki i antyki. Na podstawie faktur za fikcyjne usługi, transferował z rafinerii dziesiątki tysięcy złotych na konta swoich firm.

Drugim zatrzymanym porywaczem był Jerzy Geneja – bliski znajomy Młynarskiego. Przed sądem żaden z nich nie przyznał się do zorganizowania porwania dla okupu. Prokuratura wszczęła również śledztwo w sprawie zlecenia porwania. Zleceniodawcą był Janusz Szymański – twierdzi Załuska, powołując się na ustalenia prokuratury. Adwokat zaprzecza jednak jakoby miał cokolwiek wspólnego z tą zbrodnią. Ustaliliśmy, że Szymański usiłował zastraszyć Załuskę w olsztyńskim sądzie. Postępowanie w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa Olsztyn – Południe.

W listopadzie 2001 r. Jana Załuskę odwiedziła w szpitalu prokurator Monika Przybysz. Oskarżyła Załuskę o to, że "niekorzystnie rozporządził mieniem Sur5Net w wysokości 10 mln. dol." O to samo oskarżyli biznesmena dziennikarze "Życia Warszawy" zainspirowani wywiadem z Jerzym Klembą – b. oficerem wywiadu wojskowego PRL-u. Klemba był głównym inspiratorem telewizyjnego paszkwilu „Dramat w trzech aktach” szkalującego braci Kaczyńskich.

Wycieńczony Załuska trafił do aresztu śledczego. Po 4 dniach został zwolniony za kaucją 400 tys. zł. Prokuratura zabrała mu paszport i zakazała wyjeżdżać z Polski. Postępowanie w sprawie mocodawców porywaczy toczy się bardzo powoli i nie przyniosło ważniejszych ustaleń. Nie toczy się natomiast postępowanie w sprawie wyłudzenia 100 mln dol. kredytu.

Monikę Przybysz odwiedzał Gerard Załoga i rozmawiał z nią na temat postępowania – mówi jeden z prokuratorów. – Następnego dnia wyciekły informacje o treści przesłuchań osób w tej sprawie. Załuska twierdzi, że Załoga kilkakrotnie dzwonił do niego i ostrzegał, aby się nie stawiał, bo "za całą sprawą stoją służby". Również porywacze mówili, że nie poniosą kary, bo są kryci przez służby specjalne – wspomina Jan Załuska. Jego wniosek o przesłuchanie prokurator Przybysz w sprawie pozaprocesowych kontaktów z Załogą pozostał bez odpowiedzi.

Prokuratura nie reaguje na dokumenty przedstawiane przez biznesmena, które dowodzą, że wszystkie jego transakcje były przeprowadzone prawidłowo, a winę za całą sytuację ponoszą oszuści związani z WSI.

Jak jednak wynika z ustaleń komisji śledczej ds. PKN Orlen i sejmowej komisji ds. służb specjalnych, 100 mln dolarów miało być przeznaczone na zakup większościowego pakietu udziałów w Rafinerii Trzebinia. Transakcję powstrzymała afera Orlenu, powołanie sejmowej komisji śledczej, a później objęcie władzy przez PiS. Gdyby jednak transakcja ta doszła do skutku, kontrolę nad główną polską rafinerią przejęliby skompromitowani, bezkarni oficerowie wojskowych służb specjalnych. To zaś sprawiłoby, że agenci i oficerowie Wojskowych Służb Informacyjnych mogli przejąć faktyczną kontrolę nad całym, polskim sektorem paliwowym.

Leszek Szymowski

PS. Tekst pisałem na podstawie dokumentów ze śledztwa prokuratorskiego dotyczącego porwania Jana Załuski, oraz na podstawie ustaleń sejmowej komisji do spraw służb specjalnych. Z jej materiałów wynika, że 100 mln zł kredytu miało być przeznaczone na zakup pakietu większościowego Rafinerii Trzebinia. Mimo wielu prób, nie udało mi się skontaktować z pozostałymi bohaterami afery.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Historia i Przyszłość Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5 ... 62, 63, 64  Następny
Strona 4 z 64

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin