Forum POLITYKA 2o Strona Główna POLITYKA 2o
Twoje zdanie o...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kluska Gate...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Polska
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Śro 3:35, 19 Paź 2005    Temat postu: Kluska Gate...

Milczenie owiec
Czy prokuratura chce dać "linijką po łapach" jednemu z najbogatszych Polaków?

Wysyłał komputery na Słowację, aby mogło je stamtąd importować Ministerstwo Edukacji Narodowej. Wszystko przez absurdalny przepis - importowane komputery dla szkół były zwolnione z podatku VAT, a krajowe nie
Jeden był podejrzany o napad. Drugi o morderstwo. Trzeci siedział od kilku godzin - złapano go, gdy kradł złom. Czwarty dołączył nocą.
- A ty za co? - zapytali.
- Nie wiem.
Popatrzyli podejrzliwie i wzruszyli ramionami. Każdy tak mówił. W krakowskim areszcie większość była już kilka razy.
Nowego znali z gazet. Roman Kluska - żywy symbol sukcesu. Według tygodnika "Wprost" przez kilka lat w dziesiątce najbogatszych Polaków. Wcielił w życie amerykański mit "od pucybuta do milionera". Zaczynał od handlu malinami na rynku w Nowym Sączu. Stworzył fabrykę komputerów Optimus. Jak pisał "The Wall Street Journal", w Europie Środkowej stawił czoło zachodniej konkurencji. Londyński "Financial Times" nadał mu tytuł Menedżer Doskonały.
Jako prezes urzędował w skromnym gabinecie. Niepozorny, miły pan w średnim wieku. Ciemna marynarka lub sweter. Żadnej biżuterii - złotego zegarka ani sygnetu. Gazetom mówił: "Pieniądze szczęścia nie dają. Są źródłem wielu konfliktów i nieporozumień". W kwietniu 2000 r. u szczytu powodzenia sprzedał firmę i wycofał się z biznesu.

Za co 2 lipca 2002 r. znalazł się w areszcie?

Komputerowe podróże przez granice

Romana Kluskę zgubiło to, że jako prezes Optimusa sprzedawał komputery polskim szkołom. Problem w tym, że komputery dla szkół sprowadzane z zagranicy były zwolnione z cła i podatku VAT, a te produkowane w kraju - nie. Trzeba było coś wymyślić.
Eksperci Optimusa oszacowali, że z tego powodu komputery produkowane w kraju były droższe od importowanych o 30 proc. (VAT - 22 proc. - plus cło za import części, których u nas się nie wytwarza). Nie było szans na to, aby polska szkoła kupiła polski komputer.
- To absurdalne - mówi o przepisie nawet Wojciech Miłoszewski, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, która prowadzi sprawę Kluski.
Optimus znalazł prosty sposób. Zaczął eksportować komputery do spółek na Słowacji - założonej przez niego w 1992 r. Optimus Spol oraz współpracującej z nim AS Partner w Koszycach. Przy eksporcie Optimus otrzymywał zwrot podatku VAT (wcześniej zapłaconego za importowane części). Te same komputery importowało stamtąd - zgodnie z przepisami bez podatku - Ministerstwo Edukacji Narodowej. Wszyscy byli zadowoleni.
Dziś przypomniał sobie o tym Urząd Skarbowy w Nowym Sączu, a krakowska prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie wyłudzenia podatku VAT.
Absurdalny przepis
Importowane komputery dla szkół zwolniono z cła już w latach 70. Nikt nie wierzył, że w Polsce będzie się je masowo produkować. W 1993 r. wprowadzono podatek od towarów i usług VAT i... też zwolniono z niego komputery sprowadzane z zagranicy dla szkół.
Zapomniano o krajowych producentach. Ci początkowo sobie radzili. Zakładali fabryki w tzw. wolnych obszarach celnych, które polskie prawo traktowało jak zagranicę. Optimus wytwarzał komputery dla szkół w wolnym obszarze w Gliwicach. W 1997 r. Sejm zatrzasnął tę furtkę - uchwalił kodeks celny, który likwidował wolne obszary celne.
Przywileje dla importerów - czyli zwolnienie z cła i podatku VAT - zlikwidowano dopiero w 2001 r. Wtedy też Sejm zmniejszył VAT na krajowe komputery dla szkół - z 22 do 3 proc.

Wspólnik: Ministerstwo Edukacji

W 1998 r. zamówienia dla szkół stały się żyłą złota dla producentów komputerów. Rząd AWS-UW wprowadzał reformę edukacji - w tym obowiązkowe lekcje informatyki. Ministerstwo Edukacji Narodowej zaczęło wyposażać szkoły. W Polsce było 35 tys. szkół (obecnie 40 tys.), komputer kosztował 3 tys. zł. Aby każda szkoła dostała jeden, trzeba było 105 mln zł; aby dostała pracownię z dziesięcioma - 1 mld 50 mln zł!
- Przez kolejne trzy lata kupiliśmy obłędną liczbę komputerów. Dbaliśmy o to, aby żadna firma nie miała monopolu na dostawy - mówi prof. Mirosław Handke, były minister edukacji.
Twierdzi, że dopiero "po pewnym czasie" dowiedział się o podróżach polskich komputerów przez granice: - Poleciłem zbadać sprawę. Moi urzędnicy wyjaśnili, że korzystamy z luki w prawie. Zyskaliśmy, bo komputery były tańsze i za te same pieniądze kupiliśmy ich więcej. Dokładnie o tyle, ile wynosił VAT (22 proc.) na krajowe komputery dla szkół.
Dzięki temu w 1998 r. - jak informowało MEN - zakupiono dodatkowo wyposażenie dla 500 pracowni komputerowych za 20 mln zł.
Podatek VAT wliczony jest w cenę. Płaci go klient. Gdyby zapłaciło go Ministerstwo Edukacji, wpłynąłby do budżetu państwa (nadzorowanego przez Ministerstwo Finansów). Łatwo sobie wyobrazić, że te same pieniądze MEN mogło dostać z powrotem na zakup komputerów. Państwo przekładałoby pieniądze z lewej kieszeni do prawej.
- Szkodliwość społeczna była żadna. Nie zmarnowała się ani jedna złotówka podatnika. Zyskały dzieciaki na komputerach - uważa były minister. Dodaje, że innym wyjściem było wyposażenie polskich szkół w niepolskie komputery. A wtedy państwo i tak by nic nie zyskało, bo komputery z zagranicy były zwolnione z VAT.
Słowa ministra potwierdzają dokumenty. Np. w umowie na dostawę komputerów z listopada 1998 r. Optimus zobowiązał się do współpracy "w celu zmniejszenia zobowiązań" (podatkowych, celnych itp.) MEN. Na prośbę ministerstwa miał dokonać odpraw celnych lub wystawić "niezbędne dokumenty". Umowę podpisali dyrektor generalny i główna księgowa MEN. Chodziło o komputery za 9,5 mln zł dla 281 szkół na południu kraju.
Jednak to nie wszystko. MEN pisemnie zwracało się do urzędów celnych z prośbą o dokonanie odpraw. W piśmie z grudnia 1998 r. informowało celników z Gliwic, że komputery zakupiło "od firmy AS Partner Koszyce, członka konsorcjum Optimus SA - AS Partner" oraz że podlegają one zwolnieniu z cła i podatku VAT. Pismo podpisał wicedyrektor Biura Administracyjno-Gospodarczego MEN.
Komputery podróżowały na Słowację i z powrotem do kraju w kartonowych pudłach z wielkim logo Optimusa. Trudno było go nie zauważyć.
Prof. Handke dodaje: - Pana Kluskę widziałem może dwa razy. Nie znam go bliżej. Ale jego zatrzymanie wydało mi się dziwne, nawet kuriozalne.


Każda Izba wie swoje

- Podejrzewam, że to samo mogły robić inne krajowe firmy. Moi urzędnicy kontaktowali się z Ministerstwem Finansów. Ale ono w ogóle się tym nie podniecało. Uznaliśmy, że nie widzi naruszenia prawa - mówi były minister prof. Mirosław Handke.
Słowa ministra potwierdza korespondencja Izby Skarbowej we Wrocławiu z firmami handlującymi komputerami na Dolnym Śląsku. Zajrzałem do niej. Pod koniec 1997 r. Izba została zapytana, czy można eksportować polskie komputery, a potem je importować bez VAT dla szkół. Izba odpowiedziała na piśmie: "Przedstawiona procedura nie narusza przepisów prawa podatkowego". Na wszelki wypadek firma, która pytała, woli się dziś nie ujawniać.
W 2000 r. wyszło na jaw, że komputery dla szkół eksportował, a potem importował znaczący producent - wrocławska spółka JTT Computer. Różnica polegała na tym, że komputery jeździły do Niemiec i Czech, a stamtąd wracały do składów celnych w Polsce i dopiero tam JTT sprzedawało je dostawcom wybranym przez MEN.
Wrocławska prokuratura oskarżyła prezesa, wiceprezesa i główną księgową JTT o wprowadzenie w błąd urzędu skarbowego. Odpowiadali z wolnej stopy. W styczniu 2002 r. sąd umorzył postępowanie "z powodu niestwierdzenia przestępstwa". Sprawa jest ponownie rozpatrywana po odwołaniu prokuratury.
JTT przedstawiło trzy niezależne opinie, że wszystko było zgodne z prawem: renomowanej firmy audytorskiej Ernst & Young, Business Centre Club oraz prywatnego instytutu Witolda Modzelewskiego, byłego wiceministra finansów i współautora ustawy o VAT.
Dyrektor Błażej Miernikiewicz z JTT mówi: - Nie zarobiliśmy na tym ani grosza. Przecież to MEN zapłaciłoby podatek VAT.
Sprawa JTT stała się głośna. Skutkiem była zmiana przepisów - Sejm zlikwidował zwolnienie z cła i VAT importowanych komputerów dla szkół oraz zmniejszył VAT dla krajowych producentów.
Urząd skarbowy zażądał jednak od JTT zapłaty spornego podatku VAT. Spółka zapłaciła, ale zaskarżyła decyzję urzędu do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Wyroku jeszcze nie ma.

Bandyta skuty, akta nie dla adwokata

Policja przybyła o świcie 2 lipca 2002 r. Otoczyła samotny dom w Łosiach, wiosce u podnóża Beskidów. Policjanci wysypali się z samochodów i wyciągnęli pistolety maszynowe. Załomotali do drzwi. Akcję prowadziło Centralne Biuro Śledcze Komendy Głównej Policji.
Dwadzieścia po szóstej Roman Kluska został skuty. W domu w Łosiach zaczęła się rewizja. Policjanci ucieszyli się, bo znaleźli 140 tysięcy dolarów (Kluska tego dnia chciał kupić od górali działkę koło Zakopanego). Zabrali je do depozytu.
Kluskę zawieźli najpierw do komendy w Nowym Sączu. Napił się tam wody mineralnej. Potem konwój z policyjnymi kogutami ruszył do Krakowa. Na przesłuchanie Kluski. Znów go skuto. Bo - jak mówił szef konwoju - "było wiele ucieczek bandytów".
O sprzedaży komputerów Optimusa dla szkół przypomniał sobie - po trzech latach - Urząd Kontroli Skarbowej w Nowym Sączu. W styczniu 2002 r. naliczył Optimusowi 18,4 mln zł spornego podatku VAT z odsetkami za lata 1998-99. Firma odwołała się. Sprawę bada Naczelny Sąd Administracyjny.
Urząd Kontroli Skarbowej zawiadomił jednak prokuraturę. Śledztwo przejął wydział do spraw przestępczości zorganizowanej Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. Takie wydziały w całym kraju zajmują się najpoważniejszymi aferami.
Prokurator Zyta Dymińska-Paszyńska postawiła Klusce zarzuty, że jako prezes Optimusa "wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami (...) wprowadził w błąd pracowników urzędów skarbowych i celnych", skutkiem tego przy eksporcie na Słowację Optimus uzyskał zwrot 8 mln 400 tys. zł podatku VAT.
Prokurator poleciła zatrzymać jednocześnie z Kluską czterech jego dawnych podwładnych (żaden nie był w zarządzie Optimusa). 3 lipca, po dniu spędzonym w areszcie i na przesłuchaniach, wszyscy zostali zwolnieni. Mogli wyjść za poręczeniem majątkowym.
Dla Romana Kluski prokurator ustaliła zawrotne poręczenie - jedno z najwyższych w historii - 8 mln zł! Zatrzymała mu także paszport i zakazała opuszczania kraju (na razie przez cztery miesiące go nie wzywała).
Jeszcze bardziej zawrotne ustaliła zabezpieczenie na poczet grożącej Klusce kary i roszczeń o naprawienie szkody - łącznie 30 mln zł!
Prokurator Dymińska-Paszyńska odmówiła obrońcom Romana Kluski udostępnienia akt sprawy. Powołała się na "dobro śledztwa". Za to 4 lipca na specjalnej konferencji prasowej Wojciech Miłoszewski, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, opowiadał w świetle jupiterów i fleszy o spektakularnym śledztwie: - Zebraliśmy 300 tomów akt, w tym zeznania 1500 osób [cytuję za relacjami w prasie - M.M.].
Przypominało to konferencje prasowe minister sprawiedliwości i prokurator generalnej Barbary Piwnik, która wyliczała największe polskie afery. Zapowiadała wtedy, że prokuratura się z nimi upora. Los sprawił, że 5 lipca minister została zdymisjonowana.

Kluska w pajęczynie Vatmanów

Prokurator Zyta Dymińska-Paszyńska, która prowadzi sprawę Romana Kluski, nie chciała ze mną rozmawiać. Za to rzecznik Wojciech Miłoszewski rozmawiał przez prawie trzy godziny. Był kiedyś naczelnikiem wydziału śledczego. Pasjonuje się aferami.
Zmierzwiony czarny włos i broda. Palcem rysuje na biurku pajęczynę spółek, które - jak mówi - powstają w całej Polsce tylko po to, aby wyłudzać od państwa VAT. Przed nim stoi szklana misa pełna pestek od słonecznika. Chrup, chrup... - rzecznik przegryza nimi opowieść. Opowiada o kolejnych aferach i przestępcach - jak mówi "Vatmanach" - przez których mamy dziurę budżetową.
- Wyłudzenia VAT-owskie są prawdziwym nowotworem życia gospodarczego. Roman K. przejął ten mechanizm przestępczy. To nowe zjawisko, że robią to firmy działające dotąd uczciwie - palec prokuratora wskazuje kolejny punkt na biurku. Miłoszewski ciągnie: - Eksport to nie tylko wywóz za granicę, ale również zbyt na tamtym rynku. A import to przywóz od tamtejszego producenta. Taka jest definicja. Tego uczono nas na studiach. Pan K. wywiózł towar, a potem go przywiózł i wystąpił o zwrot VAT. Musiał poświadczać nieprawdę i podjąć działania oszukańcze, że towar jest tam przetwarzany.
Problem w tym, że Kluska i jego adwokaci wcale nie twierdzą, że spółki na Słowacji "przetwarzały" wysłane do nich komputery. Rzecznik Miłoszewski nie daje się zbić z tropu. - Jacyś tam specjaliści od podatków mówią, że wszystko było legalne. Ale inni VAT-owcy płacili, a Optimus nie. Takie firmy niszczą rynek. To zdanie ludzi z branży - mówi.
- Sprawa była znana od miesięcy. Po co nagłe zatrzymanie i rewizja? - pytam Miłoszewskiego.
- Obawialiśmy się, że może istnieć alternatywna księgowość. Było duże prawdopodobieństwo, że któraś z zatrzymanych osób coś powie. Linia obrony podejrzanych często idzie w kierunku przerzucania na siebie odpowiedzialności.
- Nie powiodło się?
- Nie doprowadziło do ujawnienia sensacyjnych materiałów.
- Po co taki spektakl: kordon policjantów z pistoletami, kajdanki?
- To zwyczajne zatrzymanie. Widział pan inne, np. z helikopterem? Nie było nawet brygady antyterrorystycznej. Ale Centralne Biuro Śledcze działa trochę efekciarsko. Bo w tym kraju największe sk...syny nie boją się policji. To dobre dla ludzi, którzy doszli do gigantycznych pieniędzy... że ich tak po łapach linijką. Tu wystarczyłoby dwóch funkcjonariuszy plus radiowóz.
- Wtrącanie do celi z recydywistami to też przesada.
- Nie czepiajmy się drobiazgów. W krajach zachodnich są większe rygory. Tam są wyczuleni na punkcie równości. To u nas cackamy się z ludźmi ze świecznika. We Francji poszedłem jako turysta na mecz. Przy wejściu coś mi zabrzęczało. Trafiłem do komisariatu i znalazłem się także w celi z trzema pijanymi facetami.
- Po co rekordowa kaucja - 8 mln zł - i zabezpieczenie majątkowe - 30 mln zł?
- Zgodnie z przepisami należy wziąć pod uwagę wartość szkody, charakter czynu, sytuację majątkową podejrzanego. Człowiek, który sprzedaje udziały w swojej firmie za prawie 300 mln zł, może uiścić 8 mln zł za wolność. Zresztą sam tego nie kwestionuje, robią to obrońcy.
- Chcieliście nagłośnić sukces na konferencji prasowej?
- Była wymuszona. Nastąpił przeciek. Zatrzymaniem Romana K. interesowały się media.
- Jeśli sąd nie potwierdzi zarzutów, nastąpi wasza kompromitacja.
- Nie obawiam się wyroku.

Co wiem ja, a nie wie prokurator

Na liście dostawców dla szkół są największe firmy komputerowe w Polsce. W 1998 r. przetargi ogłoszone przez MEN wygrały: ComputerLand, Optimus, Prokom Software, Sieciowe Systemy Informacyjne i Ogólnopolska Fundacja Edukacji Komputerowej. Ale prokuratura nie będzie sprawdzać, w jaki sposób inni - poza Optimusem - dostarczali komputery.
- Dostałem trochę anonimowych pism i telefonów. Jedną trzecią o podobnych przekrętach w różnych częściach kraju, ale to poza rejonem naszego działania - mówi Miłoszewski.
Prokuratura nie będzie też badać, dlaczego z VAT zwolniono zagraniczne komputery, a krajowe nie. Miłoszewski mówi: - Osobiście wydaje mi się absurdalne, aby eliminować krajowych producentów. Niech się wypowie ktoś z Ministerstwa Finansów.
Na podróżach komputerów przez granice zyskały szkoły. Ale rzecznik prokuratury uważa, że to nie ma znaczenia: - Podatnik nie rozporządza swoim podatkiem. To tak, jakby pan ukradł komputer i podarował przedszkolu. To byłaby paranoja!
- Z dokumentów wynika, że Ministerstwo Edukacji musiało o wszystkim wiedzieć - dziwię się.
- Z wstępnych ustaleń wynika, że nie wiedziało. Szef komisji przetargowej, która wyłaniała dostawców, zaprzecza. A były minister prof. Handke dopiero będzie przesłuchiwany (jak dowiedziałem się został przesłuchany po mojej rozmowie z rzecznikiem Miłoszewskim).
- Prokuratura nie ma dostępu do dokumentów, a ja mam?
- To nie jest zakończony wątek. No... to trzeba wyjaśnić... Jeżeli okaże się, że mechanizm przestępstwa był znany w ministerstwie, nie można wykluczyć przedstawienia zarzutu pomocnictwa.

"Najlepszy" za 12 dolarów

Roman Kluska wychował się w Brzesku koło Nowego Sącza. Matka była sprzedawczynią w sklepie, ojciec - kierownikiem restauracji PSS Społem.
Pierwsze pieniądze zarobił w liceum, robiąc zdjęcia na apelach szkolnych i koloniach. "Sprzedawałem po 5 zł za sztukę. Zbierałem, zbierałem i po pewnym czasie kupiłem sobie bardzo dobrej klasy aparat fotograficzny Pentacon 6TL" - mówił w "Gazecie". Miał zdawać do łódzkiej Filmówki, zdecydował się na krakowską Akademię Ekonomiczną. Skończył cybernetykę i informatykę.
Pod koniec lat 70. trafił do sądeckich Zakładów Naprawy Samochodów. Miał poparcie partyjnego dyrektora. Awansował na zastępcę ds. ekonomicznych. Nie zapisał się do PZPR - mimo że tego żądano.
Wprowadził reformę, która przyniosła zakładowi zyski. Była prosta. Uzależniono zarobki ludzi od dochodów poszczególnych części zakładu. Wydajni pracownicy zaczęli zarabiać więcej od etatowych działaczy PZPR i OPZZ, którzy mieli stałe pensje. Doszło do konfliktu z nimi. W 1987 r.

Kluska musiał odejść.

- Jeszcze jako wicedyrektor założyłem koło domu plantację malin. Sprzedawałem je z syrenki na rynku w Nowym Sączu. Wstawałem o czwartej, aby zdążyć do pracy. Widzieli mnie pracownicy. Było mi wstyd. W sobotę i niedzielę zastępował mnie tatuś - opowiada Kluska. - Przez trzy tygodnie żniw zarabiałem więcej niż przez rok jako wicedyrektor. To była uczciwa praca. Zasmakowałem prawdziwej wolności.
W 1988 r., w wieku 34 lat, założył spółkę Optimus - po łacinie "najlepszy". Za cały kapitał miała 12 dolarów. Na poddaszu domu rodziców zaczął składać komputery.
Pod koniec lat 80. Optimus odniósł błyskawiczny sukces. Zawierał kontrakty z przedsiębiorstwami na dostawy komputerów. Brał zaliczki i kupował dolary na przetargach, które organizował dla nich NBP. - Dolary były bardzo tanie w stosunku do ceny, jaką dyktował tzw. czarny rynek. Kupowałem za nie części komputerowe za granicą. Z części składałem komputery - mówi Kluska.

Polski Bill Gates

Na początku lat 90. w Polsce wszyscy kupowali komputery. Optimus szybko zwiększał sprzedaż. Rywali bił dostępem do serwisu, bo rozbudował sieć przedstawicielstw. Zaczął tworzyć filie za granicą - w tym na Słowacji. W 1993 r. otworzył fabrykę w Nowym Sączu. Nawiązał współpracę z największymi koncernami informatycznymi na świecie, m.in. z Intelem, Microsoftem, IBM, NEC.
W 1994 r. angielska firma badająca rynek PC Europa oszacowała, że Optimus był jedną z dziesięciu największych montowni komputerów w Europie - sprzedał prawie 100 tys. sztuk za 80 mln dol. W Polsce zdobył 40 proc. rynku i zdystansował największego europejskiego producenta - niemiecką firmę Vobis.
Optimus nie cofał się przed agresywną walką z rywalem. W 1995 r. zaprosił dziennikarzy na kameralne spotkanie. Na stole leżały dwa rozbebeszone komputery - Optimusa i Vobisa. Waldemar Kiełbasa, szef laboratorium Optimusa, dowodził, dlaczego komputery jego firmy są lepsze. Porównywał części.
W 1994 r. Kluska postanowił, że Optimus wejdzie na warszawską giełdę. Miał nosa. Optimus zdobył pieniądze ze sprzedaży akcji (45 mln zł) tuż przed krachem na parkiecie.
"Życie" opisało, jak w 1994 r. Kluska nagle przerwał spotkanie z inwestorami giełdowymi. Bo za pół godziny - jak tłumaczył - ma pociąg do Krakowa. Ktoś zdziwił się, że prezes nie ma szofera. Kluska odparł, że jest tak wiele zamówień na komputery, że szofer je wozi.
W 1997 r. amerykański dziennik "Washington Post" sugerował, że Microsoft, gigant komputerowy z USA (należący do Billa Gatesa uważanego za najbogatszego człowieka na świecie), chce kupić obligacje Optimusa. Roman Kluska zdementował to. Co było powodem kaczki dziennikarskiej? Optimus był jedyną firmą spoza USA, której Microsoft pozwolił na umieszczanie swojego logo na komputerach.
W 1998 r. Optimus założył spółkę z innym amerykańskim gigantem Lockheed Martin, słynącym z produkcji samolotów wojskowych. Mieli wspólnie budować sieci informatyczne dla wojska, potrzebne po wejściu Polski do NATO. Nic z tego nie wyszło. Po wycofaniu się Kluski z Optimusa ze współpracy zrezygnowali Amerykanie.

Pan Yamada śmieje się w Koncertowej

"Wzorowałem się na Japonii jak prezydent Wałęsa. Tylko że mnie udało się trochę ten kraj dogonić. Znaczna część mojej produkcji wyjeżdża z naklejką >>made in Japan<<" - chwalił się Kluska w "Życiu".
Miał na myśli kasy fiskalne na licencji japońskiej firmy BMC. W 1995 r. Optimus zaczął je produkować. Miesięcznik "Computerworld" przytacza anegdotę o początkach współpracy z Japończykami. Kluska podejmował właściciela firmy BMC pana Yamadę w swojej ulubionej restauracji Koncertowa w Nowym Sączu. Założyli się o to, kto zrobi bardziej nowoczesną kasę fiskalną - Polacy czy Japończycy. Pan Yamada śmiał się do rozpuku. Uznał, że Kluska porywa się z motyką na słońce. Przestał się śmiać, gdy oba zespoły stanęły do zawodów. Lepsza i mniejsza okazała się kasa zrobiona przez inżynierów Optimusa.
Kasy fiskalne były strzałem w dziesiątkę. W 1994 r. minister finansów Grzegorz Kołodko zarządził ich obowiązkowe wprowadzenie w Polsce.

Sprzedaż Optimusa gwałtownie wzrosła.


Kasy produkowane w kraju - w przeciwieństwie do komputerów dla szkół - były zwolnione z podatku VAT. Mało tego, zakup kasy można było odliczyć od dochodu - odliczenie było największe, jeżeli kasa zawierała więcej niż 40 proc. polskich części.
Po zatrzymaniu Kluski w lipcu 2002 r. tygodnik "Nie" zarzucił Optimusowi, że "dozbrajał" swoje kasy mało przydatnymi gadżetami, dzięki czemu stawały się droższe, ale "bardziej polskie". Według tygodnika podatnicy kupowali je, bo mogli odliczyć sobie więcej pieniędzy od dochodu (niedawno "Nie" zmieniło front i broni Kluski przed zarzutami prokuratury).
Roman Kluska zaprzecza, że kasy Optimusa były droższe. Ale jak mówi, każdy kraj powinien popierać rodzimych producentów. Poszedł z wizytą do Marka Pola, ministra przemysłu w rządzie Waldemara Pawlaka, i zaproponował, aby ulgę rozciągnąć na inne branże. Twierdzi, że Pol zgodził się, ale zaraz potem został zdymisjonowany.

Bo nie zadawał się z politykami

W 1998 r. Roman Kluska znów miał nosa. Zaczął tworzyć portal internetowy Onet.pl. Wkrótce potem świat zachłysnął się internetem. Onet stał się najpopularniejszym portalem w Polsce i najcenniejszą spółką Optimusa. Analitycy giełdowi wyceniali go na 200-300 mln zł.
W 2000 r., 12 lat od założenia, Optimus tworzył holding 40 spółek z rozmaitych branż. Prawdziwe imperium. W badaniach opinii publicznej Optimus wymieniano wśród kilku najbardziej podziwianych polskich marek. Spółka miała kapitał własny ponad 200 mln zł i obrót 670 mln zł.
Jednak wielkie kontrakty Optimusa w sektorze państwowym należały do rzadkości. Były za to spektakularne porażki. W 1995 r. nie udało się Optimusowi zdobyć licencji na sieć telefonii komórkowej GSM. Miał ją finansować Citibank. Optimus próbował stworzyć konsorcjum, ale się rozpadło. Nie zyskało uznania ministra łączności.
Wszyscy moi rozmówcy są zgodni, że Kluska nie zadawał się z politykami. W 1993 r. na otwarcie nowej fabryki do Nowego Sącza przyjechała premier Hanna Suchocka. Ale to był wyjątek.
- Kluska wypłynął na światowe wody. Był przyjmowany z honorami w USA. Ale nie miał parasola politycznego w kraju. W firmach innych polskich bogaczy dostają posady całe hordy polityków. Optimus nigdy nie był dla nich przytuliskiem - mówi były współpracownik Kluski.
Rzeczywiście, Roman Kluska nie opłacał się ani lewicy ani prawicy. Przynajmniej nigdy głośno nie było o tym słychać. To odróżnia go od innych najbogatszych Polaków. Czy teraz przyjdzie mu za to zapłacić?

Optimus na sprzedaż

W kwietniu 2000 r. Roman Kluska ogłosił, że wycofuje się z wielkiego biznesu i przechodzi na emeryturę. On i żona sprzedali prawie wszystkie akcje Optimusa. Zaskoczył wszystkich.
Za pakiet kontrolny w Optimusie (66 proc.) państwo Kluskowie dostali 262 mln zł. Analitycy dziwili się, że sprzedali akcje poniżej ówczesnego kursu i bez dodatkowej premii za oddanie kontroli nad firmą.
Kupcami byli Zbigniew Jakubas, właściciel spółki Multico produkującej wodę mineralną i wydającej "Życie Warszawy", oraz BRE Bank, na którego czele stoi Wojciech Kostrzewa, uważany za drapieżnika wśród bankierów. Jakubas i Kostrzewa zapowiedzieli, że będą pośrednikami i znajdą dla Optimusa nowego inwestora. Wydawało się, że dokonają wyśmienitej transakcji. Po jej ogłoszeniu na konferencji prasowej szeroko się uśmiechali.
Wszystko to oznaczało pokawałkowanie Optimusa na części i ich sprzedaż. Słowem - koniec imperium Romana Kluski. Ale jeszcze raz okazało się, że Kluska ma wyczucie i wręcz niesamowite szczęście do interesów. Kilka miesięcy po transakcji zaczęły spadać kursy większości akcji, na giełdach nadszedł kolejny krach i ogólnoświatowa internetowa bessa. Tego nie mógł przewidzieć nawet Kluska - chyba że miał układy w niebie.
Zbigniew Jakubas i BRE Bank do dziś nie sprzedali wszystkiego, co pozostało z Optimusa. Podzielili go na dwie części - Grupę Onet.pl i nowego Optimusa. Od początku 2002 r. są osobno notowane na giełdzie.
Grupa Onet.pl to następca dawnej spółki Optimus, ale działa w branży medialnej. Jej "perłą" jest portal internetowy Onet.pl. Przejął ją holding ITI, właściciel telewizji TVN.
Nowy Optimus nadal zajmuje się produkcją komputerów i kas fiskalnych. Należy do niego fabryka w Nowym Sączu. Jakubas i BRE Bank nadal szukają dla niego inwestora.

Co to jest szczęście?

Przez dwa lata Roman Kluska milczał. Spekulowano: dlaczego się wycofał?
Jedni sądzili: rządził żelazną ręką, nakazywał, zakazywał. Może Optimus stał się zbyt duży, aby w ten sposób nim kierować? Inni uważali, że holding musiał się rozpaść. Nie wszystkie inwestycje się udały, a Kluska przewidział kłopoty. Jeszcze inni zastanawiali się: jest poważnie chory? A może w tajemnicy planuje kolejną inwestycję i znów wyciągnie królika z kapelusza?
Wiosną 2002 r. Kluska przerwał milczenie. Wprawił wszystkich w konsternację. W tygodniku "Newsweek" wyznał, że odkrył nowy sens życia: "To, co dotąd robiłem, dawało mi tylko chwilową satysfakcję ze zwycięstw. Sens i szczęście odnalazłem dopiero w dzieleniu się z innymi i pomaganiu im. Szczęście to dawać i niczego nie oczekiwać w zamian". Zrozumiał to po wypadku na nartach. Poszedł na nie nocą i upadł. Przez trzy tygodnie leżał w łóżku z nogą w szynie i myślał. Dlatego zaczął wydawać pieniądze na cele charytatywne.
"To trzeba przeżyć, żeby zrozumieć, że im więcej się ma, tym człowiek jest większym niewolnikiem tego, co posiada. Kolejny dom, kolejny samochód, kolejny jacht... To wszystko trzeba utrzymać, pilnować przed złodziejami, naprawiać, podatki od tego płacić. To więcej stresów niż satysfakcji. A tego wszystkiego i tak kiedyś do grobu nie zabiorę" - stwierdził w "Rzeczpospolitej". Postanowił, że zabezpieczy przyszłość rodzinie, ale nie przekaże jej całego majątku, aby jej tym nie skrzywdzić.
Ujawnił: "Jednym z powodów mojego odejścia z Optimusa było nieakceptowanie warunków, w których polskie przedsiębiorstwo musi funkcjonować. Chodzi o cały system prawno-ekonomiczny. Pozwala on jedną arbitralną urzędniczą decyzją zniszczyć firmę prowadzoną rzetelnie i uczciwie, a właściciela doprowadzić do zrujnowania zdrowia i życia".

Jakby przewidywał, co go spotka.

- Miałem po prostu dość - przyznał w rozmowie ze mną. - Państwo staje się coraz bardziej fiskalno-policyjne. Urzędnicy nie ponoszą odpowiedzialności za samowolne decyzje. Jeśli firma odwoła się do sądu, to zwykle nic nie osiągnie. Bo na wyrok musi czekać lata. Może splajtować, zanim wygra. W ten sposób można zniszczyć każdą firmę. To w połowie wpłynęło na moją decyzję o wycofaniu się z interesów.

O staruszków się pan nie martw!

Większość pieniędzy ze sprzedaży Optimusa - aż 50 mln dol.! - chciał przeznaczyć na fundację, która miała budować domy spokojnej starości.
- Wystąpiłem do Urzędu Skarbowego w Nowym Sączu o zwolnienie z podatku pieniędzy na fundację. Odmówił. Dostałem odpowiedź, z której wynikało, że od zabezpieczania ludzi na starość jest państwo i nie ma potrzeby, abym się do tego wtrącał - mówi Kluska.
- Postanowiłem, że zapłacę 40 proc. podatku. Na fundację pozostanie 30 mln dol. Ale sąd w Warszawie odmówił mi rejestracji. Jako jeden z powodów podał, że nie wszyscy obywatele po równo będą mogli korzystać z fundacji. Dlatego zrezygnowałem - opowiada. Obecnie sam finansuje budowę domów spokojnej starości oraz przytułku dla porzuconych dzieci.
Przekazał 15 mln zł na rozbudowę sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach pod Krakowem. W czasie pielgrzymki papieża Jana Pawła II na mszy w Łagiewnikach był honorowym gościem.
W Nowym Sączu założył wydawnictwo Prodoks - Promotor Dobrej Książki. Zaczęło od darmowej wysyłki. Pierwsza książka "I ty zostaniesz biznesmenem" ks. Mieczysława Malińskiego była poświęcona etyce w interesach. Przed wizytą Papieża wydawnictwo rozesłało setki tysięcy egzemplarzy książki "Święta Faustyna i Boże Miłosierdzie" ks. Józefa Orchowskiego. Prasa zaczęła spekulować, że w ten sposób Kluska wszedł w posiadanie jednej z największych baz danych z potencjalnymi klientami.
- Być może takie plotki rozpuszczają inne wydawnictwa wysyłkowe. Popsułem im szyki. Moje wydawnictwo nie jest nastawione na zysk. Finansuję je z odsetek od kapitału - mówi Kluska. - Chcę budować pozytywne wzorce dla młodzieży. W telewizji można zobaczyć seks i przemoc.

Wiceminister milczy

Pocztą pantoflową dotarła do mnie wiadomość: Ministerstwo Finansów zaproponowało Grupie Onet.pl (następcy dawnego Optimusa) ugodę w sporze o podatek VAT za dostawy komputerów do szkół. Ministerstwo miałoby oferować umorzenie znacznej części w zamian za wycofanie skargi z Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Znaczyłoby to, że ministerstwo nie jest pewne swojej racji, ale nie chce przyznać się do błędu. Zapytałem o to wiceministra Wiesława Ciesielskiego (SLD), generalnego inspektora kontroli skarbowej. Faks dostał w połowie października. Do dziś milczy.
Inspektorzy skarbowi za lata 1998-99 naliczyli Optimusowi z odsetkami 18,4 mln zł podatku VAT. Lada dzień mają naliczyć go za 2000 rok. Suma może sięgnąć 35 mln zł! Grupa Onet.pl i Optimus musiałyby to spłacić bez względu na to, że sprawę rozpatruje NSA. A sprawa w sądzie może ciągnąć się długie miesiące, a może lata.
Grzegorz Zaliwski, odpowiedzialny za kontakty z inwestorami w Grupie Onet.pl, wyjaśnia, że spłata nie wpłynie na jej wyniki finansowe. Sporny VAT obciąża Optimusa, który zajmuje się produkcją komputerów. Jego wyniki w 2001 r. pogorszyły się i ugoda z ministerstwem to dla niego być albo nie być.
Możliwe, że Optimus musiałby wybierać między dwoma scenariuszami. Wygrać w sądzie po latach, ale nie przeżyć zwycięstwa. Albo uznać, że urząd skarbowy miał rację, w zamian za ułaskawienie przez ministra.
Czy tak jest rzeczywiście? Szef Grupy Onet.pl Paweł Kosmala nie chciał rozmawiać. Z komunikatów giełdowych wynika, że trwają rozmowy z Ministerstwem Finansów. Zasłania się ono tym, że nie może rozpatrzyć sprawy w terminie, bo akta są w NSA.

I jagnięta pójdą siedzieć?

Roman Kluska wymyślił kolejne przedsięwzięcie. Zamierza propagować jagnięcinę. Finansuje badania nad krzyżówką nowej rasy. Będzie namawiał górali do zmian w hodowli. Według niego może to być dobry interes. Wierzy, że spowoduje ożywienie gospodarcze i zmniejszy biedę na Sądecczyźnie.
- Dania z jagnięciny powinny być promowane w restauracjach. Przyciągną turystów. To przepyszne i zdrowe mięso - mówi z pasją. Tłumaczy, jak poprawić smak i jakość. Jagnięta powinny jak najdłużej, co najmniej przez dziewięć miesięcy, ssać mleko matki. Ale górale za wcześnie je zabierają. Potrzebują mleka na bundz i bryndzę - sery dla turystów.
Z karmą nie będzie problemu, bo w górach można siać owies - przysmak owiec. Da się wykorzystać również stare owce. Można je przerobić na karmę dla pstrągów.
- Zabiorę się do marketingu i doprowadzę do wzrostu popytu na jagnięta. Udało mi się z komputerami, uda się z jagniętami - mówi Kluska. Zaczął chodzić po halach i rozmawiać z bacami. Sam przygotowuje się do hodowli. Kupił owce, zbudował oborę, zasiał i zebrał owies. Przeszkodził mu prokurator. Ustalił zabezpieczenie majątkowe na hipotekę posiadłości.

MICHAŁ MATYS


Prawnicy i przedsiębiorcy o sprawie Optimusa

Prof. dr hab. Ryszard Mastalski z Uniwersytetu Wrocławskiego, członek Rady Legislacyjnej przy Premierze: "W polskim porządku prawnym nie ma zakazu importu do polskiego obszaru celnego towaru (w tym przypadku sprzętu komputerowego) wyeksportowanego wcześniej za granicę. Istotne jest tu (...), iż eksport i import dokonywane były przez dwa różne podmioty gospodarcze. Odmawiając polskiemu eksporterowi prawa do 0-proc. stawki podatkowej w podatku od towarów i usług i obciążając go 22-proc. stawką właściwą dla sprzedaży krajowej, organy podatkowe wprowadzają w istocie do polskiego prawa podatkowego, w szczególności do ustawy z 1993 r., nową normę prawną. (...) Tego rodzaju działania są niedopuszczalne w demokratycznym państwie prawnym. Organy podatkowe nie mogą bowiem w żadnym przypadku >>uzupełniać<< lub >>poprawiać<< prawodawcy".

(FRAGMENTY EKSPERTYZY)

Dr hab. Zygmunt Tobor, prodziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego: "Postępowanie ustawodawcy, a następnie organów podatkowych i organów ścigania w niniejszej sprawie zdaje się stanowić kolejny przykład niezwykle nagannej praktyki zastawiania swego rodzaju >>pułapek<< na podatników poprzez stworzenie im możliwości zachowań umożliwiających legalne uzyskanie zamierzonego efektu gospodarczego przy niższym obciążeniu podatkowym, aby następnie zakwestionować owe zachowania jako podjęte >>w celu obejścia prawa podatkowego<< czy wręcz postawić podatnikowi zarzut popełnienia w ten sposób przestępstwa. Praktyka ta jest absolutnie nie do pogodzenia z konstytucyjnymi wartościami pewności prawa oraz zaufania obywatela do państwa i stanowionego przezeń prawa".

(FRAGMENTY EKSPERTYZY)

Oświadczenie zarządu Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych, na której czele stoi Henryka Bochniarz: "Nagłe działanie podjęto w sprawie od dawna znanej i organom skarbowym, i prokuraturze, nader skomplikowanej i niejednoznacznej. Tak spektakularnym aresztowaniem, tylko w celu przedstawienia zarzutów i złożenia wyjaśnień, przekreśla się dobre imię powszechnie szanowanego przedsiębiorcy i człowieka, który stworzył od podstaw polską firmę o utrwalonej dziś marce. Tym pociągnięciem zadziałano też na szkodę spółki giełdowej, której pozycję budowano latami. Pytanie, czy jest to przejaw głupoty, czy celowe działanie, pozostaje otwarte.
PKPP nie wchodzi w merytoryczną ocenę decyzji organów skarbowych, nie sądzi o winie czy braku winy aresztowanych. To, przeciwko czemu protestujemy, to procedury i praktyka działania instytucji powołanych do występowania w imię sprawiedliwości. (...) PKPP postanawia zwrócić się do rzecznika praw obywatelskich z prośbą o przeanalizowanie podobnych działań pod kątem ochrony praw obywatelskich i niezbędnych zmian w przepisach".
[-]
[Podpis pod fot.]

Państwo staje się coraz bardziej fiskalno-policyjne - mówi Roman Kluska. - Urzędnicy nie ponoszą odpowiedzialności za samowolne decyzje. Jeśli firma odwoła się do sądu, na wyrok musi czekać lata. Może splajtować, zanim wygra. W ten sposób można zniszczyć każdą firmę

GW
tekst pochodzi z Internetowego Archiwum Gazety Wyborczej.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 11:07, 21 Paź 2005    Temat postu:

Tekst stronniczy Kluska był niewinny i jest niewinny.
Zrobił to co każdy liberał by zrobił znalazł sposób by zarobić.
To jest jak najbardziej moralna pobudka.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Polska Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin