Forum POLITYKA 2o Strona Główna POLITYKA 2o
Twoje zdanie o...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Globalna tresura

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Polska
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Śro 21:21, 26 Paź 2005    Temat postu: Globalna tresura

Globalna tresura

W 1641 roku Jan Amos Komeński wraz z posłem angielskim Samuelem Hartlibem planowali reformy edukacyjne, obejmujące cały ówczesny świat. Ich celem miało być doprowadzenie wszystkich ludzi do tajemniczej pansophi (wszechmądrości). Tamte plany z różnych powodów nie powiodły się, ale w świecie współczesnym również istnieją osoby i instytucje usiłujące wpływać na wychowanie młodzieży w skali globalnej. Trzeba przyznać, że tym razem robią to dosyć skutecznie.

Prawo do kontroli edukacji uzurpują sobie organizacje o zasięgu światowym, jak na przykład UNESCO. Jednym z charakterystycznych rysów działalności tej organizacji jest opracowywanie specjalnych raportów oświatowych, w których autorzy autorytatywnie wskazują, w jakich kierunkach powinno rozwijać się szkolnictwo.

Manipulacja raportami

Podstawowym leitmotivem wspomnianych opracowań jest powracające jak refren oczywiste stwierdzenie, że świat błyskawicznie się zmienia. O ile trudno zaprzeczyć tej tezie, o tyle nie sposób zgodzić się z inną, jakoby przemiany związane z rozwojem technologii i postępującymi procesami globalizacji w gospodarce i kulturze miały charakter spontaniczny. Tutaj mamy już do czynienia z fałszowaniem rzeczywistości.

Historycy idei dosyć jednomyślnie przyznają, że współczesny świat jest konsekwencją zmian w świadomości ludzkiej, które zrodziły się w okresie oświecenia. Dlatego też takie formy ustrojowe jak demokracja socjalistyczna, demokracja liberalna, a także zjawiska społeczne w rodzaju globalizacji czy niekontrolowanego już rozwoju technologicznego nie wzięły się z powietrza, ale zostały zapoczątkowane przez uruchomienie pewnych procesów społecznych, za którymi stały określone idee, a za ideami ludzie. Trudno zatem twierdzić, że zmiany zachodzące w funkcjonowaniu społeczeństw mają charakter wyłącznie spontaniczny.

Postępowcy, przynajmniej oficjalnie, nie przyjmują tej interpretacji. Według nich, szkoła nie ma decydującego wpływu na rzeczywistość, a jedynie przygotowuje "zasoby ludzkie" do realizacji samoistnie pojawiających się zjawisk w życiu społeczno-gospodarczym. Po wcześniejszym "zdiagnozowaniu" domniemanych tendencji rozwojowych autorzy "futurologicznych" raportów proponują określone rozwiązania w szkolnictwie, mające rzekomo sprostać nowym wyzwaniom. Na następnym etapie pod pretekstem przygotowania młodzieży do nadchodzących "spontanicznie" procesów społecznych do uczniowskich głów wbija się lewicową ideologię, kreując tym samym przyszłe zmiany.

W ten sposób koło się zamyka. Wszystko opiera się więc na zwykłej manipulacji. Najpierw lansuje się nieuchronność procesów społecznych, a następnie - poprzez zmiany w organizacji i treści szkolnictwa - dąży do ich realizacji.

Wielokulturowość i relatywizm

Na przykład w jednym z ostatnich raportów dla UNESCO, napisanym przez Międzynarodową Komisję do spraw Edukacji dla XXI wieku, pt. "Edukacja: jest w niej ukryty skarb" (polskie wydanie z 1998 r.) za szczególnie niebezpieczny szkolny przedmiot uznano historię nauczaną w sposób tradycyjny, czyli ze szczególnym uwzględnieniem czynnika narodowego. Tak wykładana historia służy bowiem do wzbudzania "poczucia wyższości" jednych narodów nad drugimi. Ideałem zaś powinno stać się wychowanie do pluralizmu, "tolerancji i szacunku do Innego". Co więcej, edukacja obywatelska nie może być neutralna ideologicznie. Postmodernistyczna koncepcja "pijanego statku" stała się nagle nieaktualna. Młodzież nie może płynąć przez życie, nie mając jasno określonych ideałów, lecz powinna wybrać te jedynie "prawdziwe" - tzn. "demokratyczne".

Z kolei w opracowaniu przygotowanym pod przewodnictwem byłego dyrektora generalnego UNESCO Federico Mayora, zatytułowanym "Przyszłość świata" (2001) czytamy, że filozofia i historia co prawda przekazują dziedzictwo kulturowe, ale nie należy tego rozumieć w tradycyjnym sensie, "lecz jako środek percepcji problemów i stosunku do Innego". Tym przedmiotom najwyraźniej przypisuje się nową rolę, gdyż teraz cel jest odmienny: "UNESCO kładzie nacisk na potrzebę reformy programów edukacyjnych - czytamy w raporcie - aby mogły poświęcić więcej miejsca kulturze pokoju i nie zasklepiać się w narodowych tożsamościach, w epoce rosnącego przenikania się kultur". Takie "obiektywne" wskazówki są zgodne z duchem politycznej poprawności i stanowią część lewicowej ideologii oświatowej.

Kształcenia zawodowe

Podobna sytuacja dotyczy kształcenia zawodowego. Akcentowanie uzawodowienia kosztem kształcenia ogólnego jest typowe dla totalitarnych tendencji w polityce oświatowej. Wszechstronne, ogólne wykształcenie daje bowiem podstawę do dalszej nauki i umożliwia wnikliwe zrozumienie na przykład procesów i zjawisk politycznych. Jego brak sprawia, że dany człowiek podatny jest na manipulację polityków. O tej oczywistej prawdzie, znanej już od starożytności, "zapominają" edukacyjni budowniczowie nowego świata.

Nauczanie ma mieć teraz "charakter teoretyczny, techniczny i praktyczny, z elementami pracy fizycznej" - czytamy w raporcie "Uczyć się, aby żyć" Komisji do spraw Rozwoju Edukacji (przy UNESCO), opracowanym jeszcze w połowie lat 70. ubiegłego wieku. Chodzi o to, aby kształcenie ogólne zostało przeniknięte duchem techniczności. "Nowe tendencje" wspiera się modernistyczną krytyką klasycznego nauczania, które rzekomo miało wyposażać młodych ludzi w mało przydatną wiedzę teoretyczną. Doszło do tego, że w mniemaniu wielu osób za kształcenia ogólne uchodzi dziś to, co jest praktycznym uzawodowieniem, a tylko ze względu na psychologiczno-marketingowe słownictwo pozuje na przejaw kształcenia ogólnego.
Edukacyjnej chorobie uzawodowienia, tak przydatnego do formowania przyszłej klasy niewolniczej, towarzyszy idea edukacji permanentnej. Edukację ciągłą trzeba oczywiście popierać, ale nie może ona przybierać tylko charakteru technicznego. Nie można także zapominać, że kładąc nacisk na nauczanie permanentne, próbuje się przemycić do świadomości społecznej tezę, jakoby człowiek w relatywistycznym świecie nie był w stanie poznać prawdy (stąd konieczność ciągłego jej poszukiwania).

Nauczyciel

Nowe zadania stojące przed szkołą wymagają przygotowania specjalistycznej kadry nauczycielskiej. Jednak dziwnym zbiegiem okoliczności wzorzec pedagoga proponowany w omawianych raportach jest bliźniaczo podobny (choć odpowiednio uwspółcześniony) do tego z pism Jana Jakuba Rousseau i innych przedstawicieli tzw. postępowych nurtów w pedagogice. W szkole "przyszłości" nie ma miejsca dla nauczyciela nazywanego niegdyś mistrzem. Nie istnieje już bowiem obiektywna prawda, którą mógłby on dzielić się z uczniami. Jednocześnie mistrz nie może być wzorem moralnym, gdyż wszechpanujący relatywizm wyklucza narzucanie uczniom określonej jednoznacznie postawy moralnej.
W rezultacie pedagog przyszłości "powinien nawiązać nowy rodzaj relacji z uczniem" - czytamy w książce "Edukacja: jest w niej ukryty skarb" - przechodząc od roli "solisty" do roli "akompaniatora". W ten sposób eliminuje się ze szkoły tradycyjny typ relacji mistrz - uczeń.

Na tych kilku przykładach widać wyraźnie, że współcześnie następcy Jana Amosa Komeńskiego i Samuela Hartliba dążą wytrwale do narzucenia światu swoich jedynie słusznych reform pedagogicznych. Jednak z powyższych rozważań płynie też optymistyczny wniosek: świat nie musi być taki, na jaki go kreują w swoich raportach lewicowi ideolodzy. On będzie taki (przynajmniej w dużej mierze), jaka będzie szkoła, a "raporty" mają służyć jedynie uzasadnieniu lewicowych reform oświatowych. Rzecz polega na tym, żeby tę prawdę zrozumieć i stawić opór próbom zawłaszczenia szkoły przez "futurologów - postępowców".
Dariusz Zalewski
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 10:44, 27 Paź 2005    Temat postu:

Kolejna lewicowa rewolucja?

"Tysiące dzieci we Francji jest wychowywanych przez homoseksualistów, ale prawo nie uwzględnia tego faktu" - taką skandaliczną informację, w równie skandalicznym tonie ubolewania, zamieściła we wczorajszym numerze lewicowa gazeta "Le Monde". Jej artykuł na ten temat jest relacją z konferencji na temat homoseksualistów wychowujących dzieci, jaka odbyła się we wtorek w Paryżu.
W tej międzynarodowej konferencji zorganizowanej przez Stowarzyszenie Rodziców-Gejów i Lesbijki (APGL) uczestniczyło 45 socjologów, prawników i psychiatrów. - Mamy eksplozję urodzeń w rodzinach utworzonych przez gejów lub lesbijki - tłumaczył rzecznik APGL Franck Tanguy. Z tej szokującej wypowiedzi można wysnuć wniosek, że homoseksualiści wykorzystują możliwość m.in. sztucznego zapłodnienia.
We Francji zalegalizowano tzw. Cywilne Pakty Solidarności, umożliwiające legalizację związków homoseksualnych, ale bez możliwości adopcji dzieci. Jak widać, ludzie o wynaturzonych skłonnościach znaleźli sposoby, by obchodzić ten zapis. Nie docierają do nich oceny niezależnych psychologów, że wychowywanie dzieci przez homoseksualistów będzie miało niszczący wpływ na ich psychikę, a co za tym idzie - przyszłe życie.
Przeprowadzona konferencja jest elementem nacisku na władze Francji, by zalegalizowały to bezprawie, dzięki czemu homoseksualiści zyskaliby kolejne przywileje. - Ustawodawca powinien jak najszybciej wziąć pod uwagę istnienie rodzin homorodzicielskich - domagał się Tanguy. Inna propagatorka tego procederu etnolog Anne Cadoret mówi wprost, że chodzi o "rewolucję". Jak widać kolejną lewicową rewolucję, zmierzającą do wysadzenia instytucji rodziny z europejskiego modelu społecznego, co będzie zapewne ostatecznym ciosem dla niego.
BM
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 11:53, 14 Lis 2005    Temat postu:

Wiedza pozorna

Jako jedno z najważniejszych osiągnięć transformacji ostatnich lat dość powszechnie wymienia się wzrost liczby absolwentów wyższych uczelni. Wzrost odpowiednich wskaźników widać także wśród uczniów szkół średnich i policealnych. Czy to oznacza, że kultura intelektualna rodaków (i nie tylko, chodzi generalnie o uczniów w Europie poddanych współczesnym reformom szkolnym) jest wyższa?

Cyceron twierdził, że duszę ludzką trzeba uprawiać na podobieństwo ziemi. Stąd rzymska cultura animi (podobnie jak grecka paideia) polegała na dopełnieniu natury, czyli uszlachetnieniu człowieka poprzez usprawnienie rozumu, woli i popędów. Taką kulturę duchową osiągano poprzez kształtowanie cnót i rozwijanie sprawności umysłowych przede wszystkim w ramach siedmiu sztuk wyzwolonych.

Paideia a pop-kultura
Od tamtego czasu sporo się zmieniło. Współczesna kultura ogólna (dopełniająca naturę) poza wychowaniem domowym obejmuje głównie wiadomości wyniesione ze szkoły i z mediów. Przy tym szkoła nie daje już wykształcenia w sensie klasycznym. Po przejściu kursu szkolnego w głowach większości młodzieży pozostają niezbyt usystematyzowane wiadomości z zakresu nauk przyrodniczych, humanistycznych i przedmiotów zawodowych. Ważnym elementem nowoczesnej paidei jest tzw. pop-kultura, w skład której wchodzą ciekawostki obyczajowe, wiadomości sportowe, znajomość najnowszych przebojów muzyki rozrywkowej, treści scenariuszy seriali telewizyjnych itp. Już przed laty Margaret Mead pisała, że współczesne społeczeństwa dzięki mediom zmniejszyły różnicę intelektualną między dziećmi a dorosłymi. Rodzice i ich pociechy zasiadają wspólnie każdego wieczoru przed telewizorem. Żyją tymi samymi problemami, przeżywając dylematy tych samych bohaterów filmowych. W rezultacie z czasem zacierają się różnice intelektualne między nimi.

Efektem takiej "edukacji" jest niemożność zrozumienia otaczającej rzeczywistości. Niejednemu magistrowi świat jawi się jako nieposkładana mozaika. Nie zna on tak naprawdę przyczyn powstawania idei rządzących życiem społecznym i nie jest także świadomy ich konsekwencji. Wskutek tego nie jest zdolny do sformułowania niezależnego sądu w danej sprawie, a opiera się jedynie na zasłyszanych sloganach, uznając je za swoje. Brak samodzielnego myślenia sprawia, że ślizga się po powierzchni problemów i nie potrafi "ciąć myślą" w głąb oraz docierać do istoty rzeczy.

I nie chodzi tu tylko o umiejętności sprawdzane przez badania OCED-PISA: rozumienie tekstu, myślenie matematyczne i naukowe. Młody człowiek, który nawet teoretycznie posiada pewne umiejętności logicznego wnioskowania, nie będzie w stanie dotrzeć do przyczyn zjawisk społecznych czy trafnie rozwiązać podstawowe dylematy moralne, gdyż szkoła nie wyposaża go w mądrość w rozumieniu klasycznym.
Nowoczesna, szkolno-medialna paideia rezygnuje też z przekazywania prawdy na rzecz "pakietu informacji" do wyboru. Można to przyrównać do sytuacji, w której wykładowca w szkole wojskowej uczy słuchaczy budowy różnych typów materiałów wybuchowych, lecz nie wskazuje, jak je rozbrajać. Tak naprawdę nie jest istotne, że w materiale wybuchowym umieszczono pięć kabelków w różnych kolorach. Dla sapera ważne jest, który kabelek odłączyć, by nie nastąpił wybuch. Dla młodego człowiek również jest istotne, który z prezentowanych mu w szkole poglądów jest prawdziwy, który nie zmarnuje mu życia, a który zaprowadzi go w ślepą uliczkę.

W końcu sposób myślenia dzisiejszych absolwentów nastawiony jest również na chorobliwy praktycyzm. (Filozofowie wychowania niekiedy używają terminu: "intelekt partykularny"). Nie chodzi tylko o tendencje do poszukiwania wyłącznie informacji mających charakter stricte zawodowy i bagatelizowanie tzw. wiedzy ogólnej, ale o sprowadzanie niemal wszystkiego do płytkiego praktycyzmu. Przykładem mogą być informacje czerpane z mediów, które mają za zadanie nie tyle zrozumieć rzeczywistość, co pomóc "podtrzymywać konwersację" w gronie znajomych świadczącą o "intelektualnym poziomie", "wykształceniu" i "byciu na bieżąco".

Strategie i rozwiązania
Brak mądrości w klasycznym rozumieniu plus pluralizm informacji i płytki praktycyzm prowadzą do upowszechniania się zjawiska wiedzy pozornej. W wielu przypadkach posiadana wiedza jest infantylna i prymitywnie praktyczna. Jeśli zaś już ktoś ma wyższe ambicje intelektualne, to brak "punktów orientujących" sprawia, że może zostać co najwyżej sprawnym "żonglerem idei", porażonym intelektualnym daltonizmem, nieumiejącym odróżnić prawdy od fałszu, dobra od zła.
Lekarstwem na poszerzanie się syndromu wiedzy pozornej jest powrót do ideałów kształcenia klasycznego. Przekazanie młodemu pokoleniu całego dorobku kultury grecko-łacińskiej (i później chrześcijańskiej) przysposabiało do dogłębnego zrozumienia rzeczywistości poprzez przekazanie pewnych klasycznych kodów w ramach określonych kontekstów religijnych, kulturowych, etycznych, politycznych. Taka edukacja transmitowała w przyszłość mądrość zdobytą wysiłkiem wielu pokoleń.
Jednak zmiany proponowane na przykład w "Strategii rozwoju edukacji 2007-2013", ogłoszonej jeszcze przez poprzedni gabinet, idą w zupełnie innym kierunku. Generalnie dąży się (zresztą zgodnie z impulsami płynącymi z dokumentów firmowanych przez instytucje Unii Europejskiej) do forsowania kształcenia zawodowego i ścisłego, wyraźnie lekceważąc sensowność edukacji w sensie klasycznym: "Treści programowe nauczania szkolnego - ogólnokształcącego są ciągle w dużym stopniu - czytamy we wspomnianej "Strategii" - niedopasowane do potrzeb wynikających z rzeczywistości XXI wieku, a zarazem trudne do opanowania przez przeciętnego ucznia". Przetłumaczmy: wiedza ogólna jest przestarzała, a młodzież nastawiona na praktycyzm nie jest przygotowana do jej zrozumienia.
W przyszłości zatem należy spodziewać się dalszego rozszerzania syndromu wiedzy pozornej, nawet gdyby wskaźnik rodaków z wyższym wykształceniem wzrósł do 100 proc.

Dariusz Zalewski
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Śro 9:44, 18 Sty 2006    Temat postu:

Teoria obumierania szkoły

Szkoła jest instytucją, która od wieków przekazywała młodzieży kulturę i tradycję, umożliwiając trwanie narodów i cywilizacji. W minionym stuleciu pojawiły się jednak pomysły zmierzające do ograniczenia jej roli w edukacji. Czy w XXI w. mogą one zaowocować konkretnymi rozwiązaniami zmieniającymi dotychczasowy sposób organizacji oświaty?

Pomysły wzywające do zarzucenia lub przynajmniej ograniczenia funkcjonowania systemu szkolnictwa w znanej wszystkim formie częściej pojawiały się w środowiskach lewicowych niż prawicowych. Spotykamy je u ideologów komunistycznych oraz u radykałów lewicowych z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, a także - choć tutaj motywacja była odmienna - u konserwatywnych działaczy prawicowych w krajach zachodnich.

Kołchoz zamiast szkoły

"Szkoła jest narzędziem w rękach panującej klasy społecznej i wraz ze śmiercią tej klasy zamiera" - pisał sowiecki pedagog Wasyl Szulgin. Upadek kapitalizmu w sposób logiczny zwiastował nadejście kresu krwiopijczych instytucji, w tym także szkoły. Jej miejsce miała zająć teraz fabryka, ewentualnie kołchoz, niosąc "kaganek oświaty" i oświetlając życiową drogę młodym komunistom: "Nie w szkole ani w domu dziecka, nie w retorcie chemicznej pracowni. Nie. Jego [młodego człowieka - dop. D.Z.] rodzi fabryka, rolnicze przedsiębiorstwo produkcyjne, walka klasowa" - dowodził ekscentryczny, nawet jak na warunki sowieckie, pedagog. Miejsce nauczycieli zajęli brygadziści: "Tam nie będzie pedagogów, lecz kierownicy i organizatorzy ich pracy o odpowiednim poziomie kultury i właściwym podejściu do dzieci" - wieścił Szulgin (cytaty za: "Szkoły eksperymentalne w świecie 1900-1975", red. W. Okoń, Warszawa 1977, s. 315-320).

Tacy radykałowie musieli wcześniej czy później popaść w konflikt z przywódcami sowieckimi. Szkoła bowiem jako instytucja była zbyt ważnym narzędziem indoktrynacji, żeby pozwolono sobie na takie ideowe fanaberie. Wkrótce przeciw Szulginowi wystąpili sama N. Krupska i A. Łunaczarski, a definitywnie teorię "obumierania szkoły" potępiła uchwała KPZR z 1931 r. (cyt. za: tamże, s. 325-326).

Che Guevara jako nauczyciel

Zbliżone pomysły miał w latach sześćdziesiątych Ivan Illich. Stworzył on w Portoryko specjalny instytut zajmujący się badaniem przemian cywilizacyjnych. Jego projekt "odszkolenia społeczeństwa" wpisywał się w ogólną atmosferę lat sześćdziesiątych, w których idee skrajnie lewicowe nabierały coraz większego rozpędu. Idee te podjęli później antypedagodzy (np. R. Farsona, H. von Schoenebeck), którzy domagali się dla dzieci całych zestawów praw, a między nimi praw uwalniających od nauki szkolnej. O ile klasyczni antypedagodzy odwoływali się właściwie tylko do haseł typowo postmodernistycznych, doprowadzając do absurdu idee J.J. Rousseau, o tyle Illich dodatkowo posługiwał się argumentami finansowymi oraz powoływał się na wpływ przemian społecznych i cywilizacyjnych na system szkolnictwa.

Twierdził na przykład, że szkolnictwo nadmiernie obciąża budżety państwowe, że młodzież równie dobrze może być kształcona przez media czy zajęcia kursoryczne, że dorosły człowiek potrafi na kursach wieczorowych nauczyć się czytania i pisania w ciągu sześciu tygodni, a równie dobrym miejscem do nauki może być partia maoistowska i oddział partyzancki. W tym drugim przypadku powołuje się na Che Guevarę, który "uważał oddział partyzantki za ostatni środek, dzięki któremu można uczyć ludzi prawdy o bezprawności panujących systemów politycznych" (I. Illich, Celebrowanie świadomości, przekł. A. Gomola, Poznań 1994, s. 130).

Psychodeliczny odlot

W atmosferze lat 60. radykalne poglądy na temat systemu szkolnictwa głosili również twórcy ideologii "dzieci kwiatów", a wśród nich dr Timothy Leary. Guru hippisów wzywał młodzież do "odpadnięcia od systemu". Jednak rozwiązanie proponowane przez niego było radykalnie odmienne od pomysłów Szulgina czy Illicha. Młodzi ludzie z kwiatami we włosach mieli nie tyle trafić na naukę do fabryki, ile poświęcić się "walce o pokój" i uruchamianiu ukrytego potencjału swojego umysłu. Leary głosił bowiem, że człowiek nie wykorzystuje w pełni wszystkich możliwości swojego mózgu. Przeszkodą w osiągnięciu prawdziwej wolności i odkrycia "odmiennych stanów świadomości" jest tradycyjny, zachodni system edukacji. Przestrzegał więc młodych ludzi przed zachodnimi instytucjami wychowawczymi, które miały ich "znieczulić", "uśpić" i "unieruchomić mózg". Szedł nawet dalej, twierdząc, jakoby system edukacji "prawdopodobnie wywoływał bezpośrednie fizjologiczne uszkodzenie w układzie nerwowym" (T. Leary, Polityka ekstazy, przekł. R. Palusiński). Według niego, szkoła wdrukowuje pewne utarte schematy myślowe, które uniemożliwiają właściwy rozwój potencjału umysłowego. Żłobi ścieżki, z których ciężko się wydostać.
Gdy odrzucimy specyfikę tego mistyczno-biologicznego słownictwa, otrzymamy stary roussowski schemat: po jednej stronie zły zachodni świat, który "wdrukowuje" ludzkości zniewalającą kulturę; po drugiej prorocy "nowego, wspaniałego świata", uszczęśliwiający młodzież. Szkołę w tej wersji miały zastąpić bezpośrednie "iluminacje" czy "oświecenia" uzyskiwane przede wszystkim dzięki narkotykom i medytacji. Narkotyki przyśpieszały osiągnięcie stanu satori (oświecenia - termin ściągnięty z religii wschodnich). Ów stan ponoć uzyskiwano, praktykując także techniki medytacyjne. Stąd wśród "dzieci kwiatów" moda na medytacje i doświadczenia z narkotykami. Co prawda, "guru hippisów" był pionierem wykorzystania narkotyków w "oświacie", ale przy tworzeniu swoich koncepcji korzystał z doświadczeń A. Huxleya, który otwierał "nowe drzwi percepcji", zażywając meskalinę, oraz dr. A. Hoffmana, odkrywcy LSD. Leary kontynuował te eksperymenty, a następnie twórczo wykorzystał je w edukacji pokolenia flower power.

Home schooling

Wymienione wyżej poglądy miały podłoże lewicowe. Prawicowa kontestacja szkoły wychodzi z odmiennych założeń. Konserwatyści słusznie zauważają, że szkoła we współczesnej formie jest miejscem ciągłych eksperymentów i indoktrynacji, wspierając niejednokrotnie powszechną deprawację (patrz np. problem edukacji seksualnej, narkotyków, "fali" itp.). W swym krytycznym zapale część zwolenników edukacji domowej posługuje się argumentami "naturalistycznymi", na przykład wysuwając argument stresogenności szkoły, stymulowanie przez nią problemów dyslektycznych, dyskalkulii, ADHD (zespół zaburzeń uwagi i nadpobudliwości) itp. Niewykluczone zatem, że i wśród nich są ludzie o mentalności antypedagogicznej.

Jednakże w perspektywie lewicowej ten typ edukacji postrzegany jest jako kaprys bogatych warstw społecznych, które mają pieniądze i czas na zajmowanie się domowym nauczaniem swych pociech oraz finansowanie go. Dlatego w imię "równania szans", a także poprzez fakt niebezpieczeństwa utraty kontroli nad edukacją lewica (szeroko rozumiana) jest przeciwna rozluźnieniu uregulowań prawnych w tym zakresie, preferuje filozofię równania w dół. Choć ze zdroworozsądkowego punktu widzenia prawo powinno dopuszczać kształcenie domowe, dając rodzicom szansę na wychowanie dzieci poza oficjalnym systemem oświatowym.

Home schooling z pewnością może być formą ochrony dziecka przed negatywnymi wpływami szkoły (np. kwestia narkotyków), jednak gdy weźmie się pod uwagę same nauczane treści, sprawa nie jest już tak oczywista. Dzieci kształcone w domu i tak muszą zdawać egzaminy państwowe, a stawiane im pytania zawsze będą wiązały się z mniej lub bardziej zideologizowaną podstawą programową. Nie ma zatem mowy o całkowitym uwolnieniu się od oficjalnej ideologii państwowej.

Ruch edukacji domowej zdobywa coraz więcej zwolenników w krajach zachodnich, a przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych, gdzie według różnych źródeł obejmuje
1-2 mln dzieci. W Polsce na razie jest w powijakach. Choć polskie ustawodawstwo daje możliwość edukacji w domu, to w praktyce rodzice napotykają ścianę barier mentalnych trudnych do pokonania.

Dylematy przyszłości

Współczesne systemy edukacyjne niosą generalnie agnostyczno-scjentystyczną wizję świata. Szukanie przez konserwatystów alternatywy dla niej jest zatem usprawiedliwione. Zdziwienie mogą budzić głosy przeciw szkole pojawiające się na skrajnej lewicy. Używając pewnego skrótu myślowego, można powiedzieć, że mamy tu do czynienia z klasycznym ideowym sporem pomiędzy reformatorskim skrzydłem (modernistami) a "jastrzębiami" (postmoderna). "Reformatorzy" uważają szkołę za pożyteczne narzędzie ideologicznego urabiania dzieci i stoją na stanowisku, że można ją dostosować do warunków "demokracji", np. stosując tzw. metody aktywizujące, dające większą inicjatywę uczniom, czy przerabiając nauczyciela-mistrza na "przyjaciela" bądź "przewodnika" (żeby wyrównać "patriarchalne" nierówności szkoły). "Jastrzębie" nie podzielają tego optymizmu. W ich mniemaniu szkoła niesie ze sobą "ziarna totalitaryzmu" i tego faktu nie zmienią żadne reformy. Ponadto "wahadło demokratyczne" co chwilę wynosi do władzy tzw. partie prawicowe, które wyhamowują "postępowe" reformy, co dla "jastrzębi", i nie tylko, musi być bardzo drażniące. Ta otoczka ideologiczna, mająca źródło w spieraniu się ze sobą różnych lewicowych koncepcji organizowania szkolnictwa, jest niewątpliwie ważna dla szerszego zrozumienia światowej polityki edukacyjnej. Jednak nie wydaje się, aby środowiska radykalne w najbliższym czasie wygrały ten spór (chyba że brak pieniędzy po prostu wymusi na nich odejście od tradycyjnego finansowania szkół, ale warunkiem będzie tu wcześniejsze całkowite opanowanie przez nich mediów i internetu).

Niewątpliwie tradycyjne szkolnictwo zawodowe będzie ewoluowało w kierunku kształcenia kursorycznego, krótszego, a tym samym tańszego. Dodatkowym argumentem będzie tu konieczność częstej zmiany profesji w "globalistycznym i mobilnym społeczeństwie". W dokumentach unijnych już mówi się o tworzeniu w miejsce szkół "wielofunkcyjnych ośrodków edukacyjnych" (Komisja Wspólnot Europejskich, Skuteczne inwestowanie w edukację). Równocześnie trudno przypuszczać, żeby władcy tego świata łatwo odpuścili kształcenie podstawowe i ogólne. Dowodem na to niech będą ostatnie tendencje zmierzające do obniżenia wieku rozpoczynania obowiązkowej nauki, co - nawiasem mówiąc - wiąże się przecież z podniesieniem kosztów edukacji. Jak widać, jeśli w grę wchodzi wczesne urabianie młodego pokolenia, pieniądze muszą się znaleźć.
Dariusz Zalewski

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 10:19, 19 Sty 2006    Temat postu:

Bardzo inspirujący "przedruk" artykułu. Większość uważa ND za lekko "moherowy" tygodnik. Przygotuję wersję do druku poniższych postów co w moim języku oznacza "rzecz bardzo wartościowa"
Obiecuję przeczytać dokładnie i co nieco na tem temat napisać

Ostatnio zapoznałem się z rozmową z prof. Tadeuszem Gadaczem "Nie ma szczęścia bez myślenia" dodatek do tygodnika "Polityka" 17 grudnia 2005. Spojrzenie na współczesność z tej samej perspektywy co artykuł w "ND".
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 10:20, 19 Sty 2006    Temat postu:

A czy wątek ten nie powinien zostać umieszczony w dziale HydePark ?
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 10:43, 19 Sty 2006    Temat postu:

Optymalny,nie tylko większość uważa ND za "moherowy"ale większość o tym wie że ND to Rydzyk a Rydzyk to.......(dopisać według wyobraźni), globalna tresura to właśnie tematy ND inspirowane przez OPUS DEI.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Śro 17:36, 08 Lut 2006    Temat postu:

Pedagogika naciąganego prawa

Jeden z uczniów pabianickiego liceum ukończył osiemnaście lat i uznał, że sam może się usprawiedliwiać. Przez media przetoczyła się dyskusja na ten temat. Teraz Stowarzyszenie Obrony Praw Ucznia "Veto" i Młodzież Konserwatywna (sic!) z Gdańska, jak pisze "Gazeta Wyborcza", przygotowały oficjalne zapytanie do ministerstwa w tej sprawie. Dodatkowo młodzi ludzie chcieliby na przykład wiedzieć: czy szkoła ma prawo zabraniać wychodzenia z budynku na przerwach (dla niezorientowanych: przyczyną takiego zakazu jest troska o bezpieczeństwo uczniów i palenie przez nich papierosów) oraz czy szkoła może przekazywać informacje o wynikach w nauce osobom trzecim (w domyśle rodzicom)?
Już samo podejmowanie takich kwestii, pod pretekstem walki o prawa obywatelskie, budzi zdroworozsądkowy opór. Uczniowie mają się uczyć i pracować nad wyrobieniem charakteru, a nie kombinować, jak ominąć przepisy szkolne. Niestety, takie proste (nie prostackie) podejście ulega powolnej, ale systematycznej erozji. O ile walka o samozwalnianie jest do pewnego stopnia zrozumiała (co nie znaczy usprawiedliwiona) u młodzieży, która kieruje się specyficzną logiką, to zadziwia, gdy znajduje poklask u osób starszych.

Kontekst ideologiczny
Współczesna szkoła niewątpliwie ma wiele wad. Jej podstawowym problemem jest ideologizacja. Została zainfekowana błędną filozofią i polityką edukacyjną, skutecznie rozmontowującą wychowanie terrorem "praw ucznia". Ponadto dotykają ją różne słabości, a nawet patologie związane z przemianami społecznymi ostatnich lat. Kolejne roczniki uczniów sprawiają coraz większe kłopoty, a media systematycznie donoszą o incydentach mnożących się w klasach. Sytuacja ta wymaga uzdrowienia, a nie dalszego pogrążania się w chaosie.
W tym kontekście należy spojrzeć na zapytania zgłoszone do ministerstwa. Odpowiedź w duchu "postępowym" byłaby jeszcze jednym krokiem w stronę anarchizacji życia szkolnego. Efektem postulowanych rozwiązań stałoby się na przykład "zgodne z prawem" unikanie przez uczniów klasówek, czyli usankcjonowanie lenistwa. Można też pójść dalej: jeśli zakaz samodzielnego usprawiedliwiania jest naruszeniem praw obywatelskich, to również jest nim zakaz nadużywania alkoholu (nie mówiąc już o papierosach)! Na końcu tego rozumowania musi paść fundamentalne pytanie: jakim prawem nauczyciel ma oceniać i korygować zachowanie dorosłego człowieka? Rzeczywiście, krocząc "postępową" (nawet pod szyldem konserwatyzmu) drogą myślenia, nie ma takiego prawa, co oznacza, że szkoła już nie wychowuje, a zatem podważona zostaje jedna z podstawowych racji, dla których istnieje.

Edukacja a dorosłość
Boecjusz pisał, że ze wszystkich nauk najbardziej boska jest pedagogika. Boska, tzn. nieśmiertelna. Przygotowuje człowieka do życia ziemskiego i wiecznego. Jej podmiotem jest bardzo delikatna materia - człowiek, jego postawy, zachowania. Jeśli za pomocą kruczków prawnych próbuje się wkraczać na teren "boskiej pedagogiki", paraliżując ją, to zarówno w wymiarze społecznym, jak i indywidualnym, prowadzi się bardzo ryzykowną grę. Wychowanie nie kończy się bowiem wraz z osiągnięciem umownej granicy pełnoletności. Wręcz przeciwnie - niejeden osiemnastoletni chłopak czy dziewczyna właśnie w tym wieku wymaga szczególnego nadzoru rodzicielskiego i pedagogicznego. Świat niesie ze sobą wiele pokus, a życie niemal codziennie daje przykłady, do jakich tragicznych skutków prowadzi zachłyśnięcie się "dorosłością".
I właśnie dlatego że wychowanie nie kończy się w dniu świętowania osiemnastki, wymaga wciąż respektowania zasady podległości i stosowania niekiedy (stosownych do wieku) środków przymusu. Jeśli szkoła i rodzina ma wypełniać swe podstawowe funkcje, nie może z nich rezygnować. Dlatego też tak jak w życiu społecznym funkcjonuje wiele instytucji, które wymagają dobrowolnego zawieszenia niektórych praw obywatelskich przez swoich członków (np. księża nie mogą kandydować w wyborach), tak dorośli uczniowie mają się podporządkować regułom szkolnym. Jeśli nie chcą tego zrobić, to mają drogę wolną - mogą zrezygnować ze szkoły (nie podlegają przecież obowiązkowi nauki).

Podważone zaufanie
Warto podkreślić jeszcze jedną kwestię bezpośrednio związaną ze zgłoszonymi zapytaniami, a dotyczącą przekazywania informacji o postępach w nauce osobom trzecim. W polskiej tradycji rola matki i ojca jest szczególna. Gdyby zdecydowano się na wykładnię, wedle której musieliby brać pisemne upoważnienie od swoich dzieci, aby uzyskać informację o ocenach swoich pociech, to wpisałoby się to w pewien współczesny trend zmierzający do rozbijania spójności rodziny. Byłoby to uderzenie w coś, co dla Polaków jest szczególnie ważne i stanowi o etosie i tradycji nie tylko polskiego domu: zaufanie do rodziców. Niezależnie od tego kłóciłoby się ze zwykłym poczuciem sprawiedliwości. Bo oto ojciec i matka karmiliby i ubierali swoje dzieci, ale nie mogliby uzyskać informacji, czy ich syn bądź córka są dopuszczeni do matury?!
Należy też zwrócić uwagę na propagandowy wymiar omawianych inicjatyw, które prowadzą do "nakręcania" młodych ludzi i buntowania ich przeciw opiekunom. Wielu osiemnastoletnim dzieciom (!) nawet nie przyszłoby do głowy sprzeciwiać się starszym w imię swej wolności czy pseudodorosłości. Oni przekraczają prawną granicę pełnoletności tylko formalnie, ale dalej stopniowo - niektórzy szybciej, niektórzy wolniej - wchodzą w dorosłość. Niestety, po takich kampaniach uświadamiających w wielu polskich domach konflikty pokoleniowe będą się nasilać.
Dariusz Zalewski

[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Polska Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin