Forum POLITYKA 2o Strona Główna POLITYKA 2o
Twoje zdanie o...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Co się dzieje w GROM-ie?
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Polska
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 9:30, 16 Mar 2010    Temat postu:

Tez sie zgadzam z Fil. Taka samodzielna jednostka taktyczna MOZE miec wybieralnego dowódce !! Dowódce ktory jest nieformalnym przywódca i któremu ufaja zołnierze..Koniec końcow to ani pułk ani armia ani front...To
samodzielny odział....bo drugiego juz nie mamy...
PS A jesli panowie generałowie realizowali jakies cele państwowe..to tym bardziej powinni znac miejsce w szeregu...hierarchii..
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 19:56, 16 Mar 2010    Temat postu:

Wybitni spece wojskowości skonstatowali Razz
Filomidanek napisał:
ZAWODOWA OD LAT JEDNOSTKA - POWINNA MIEĆ DOWÓDCĘ - WYBIERANEGO
- tacy zawodowi żołnierze wiedzą dobrze kto co potrafi i kto NAJLEPIEJ ZADBA O ICH DUPY NA POLU WALKI

egoista99 napisał:
Tez sie zgadzam z Fil. Taka samodzielna jednostka taktyczna MOZE miec wybieralnego dowódce !!

Zważywszy, że uogólniając .... do armii czy jednostek specjalnych garną się ludzie ....nieskomplikowani, którym w przeważającej większości tylko zadymy, bijatyka, gorzoła i za przeproszeniem ....dupy w głowie, Mr. Green to ciekaw jestem jakimi kryteriami kierowali by się tacy wojacy przy wyborze swoich dowódców i jaka była by wartość takowych jednostek.
Moim zdaniem w takim przypadku mielibyśmy niezły .... burdel Razz
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 22:52, 16 Mar 2010    Temat postu:

w51 napisał:

Zważywszy, że uogólniając .... do armii czy jednostek specjalnych garną się ludzie ....nieskomplikowani, którym w przeważającej większości tylko zadymy, bijatyka, gorzoła i za przeproszeniem ....dupy w głowie, .....


Od razu przypomniał mi się: "Czas Apokalipsy"... :)
Wydaje mi się jednak, że u Naszych jest nieco więcej dyscypliny.

Ale poza tym: dowódca, jak myślę, nie ma na celu głównie chronienie "...." żołnierzy, tylko przeprowadzenie udanej akcji i ograniczenie strat.
A to są sprzeczne cele.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 23:45, 16 Mar 2010    Temat postu:

W układzie demokratycznego państwa, wojsko jest formacja o feudalnej strukturze ukształtowanej i niezmiennej od kilku wieków. Jak więc z tego wynika, nie ma mozliwości wprowadzania w strukturę pionową demokratycznych form polegajacych na wyborze dowódcy przez żołnierzy.
Takiej bzdury nie słyszałam chyba w wojsku nigdy. W strukturach poziomych, zwłaszcza przedstawicielskich taka mozliwosć istnieje.
A tak wogóle to potwierdza się tylko moja opinia o wiedzy cywilów o wojsku jako takim. Czyli o kompletnej ignorancji i całkowicie błędnym przeświadczeniu o poziomie swojej wiedzy. Przerażające jest w tym wszystkim to, że cywile stanowią o tym jaka strukturę ma mieć armia i o kierunkach zmian, które mają ową armie przystosować do potrzeb obronnych państwa. Co gorsze generałowie z drobnymi wyjątkami nie protestuję, a tylko przytakują, gdy na zywym organiźmie każdna z nowych ekip rządzących przeprowadza całkowicie niespójne działania, bez określonego ściśle celu opartego na dokładnie okreslonej doktrynie obronnej i sposobie sfinansowania zmian. Dwa lata z rzędu ekipa Tuska łamię ustawową zasadę określającą poziom finansowania potrzeb wojska i co? I nic. Ani wniosków o trybunał stanu nie ma. Ani prokuratura się tym nie zajmuje, choć ewidentne przestępstwo zdrady stanu jest. Media larum nie podnosza, a jedynie "Technika wojskowa" przeprowadza rzetelne analizy nie pozostawiając na rządzie i Klichu suchej nitki. Ale szkoda nerwów i czasu na walenie w klawiaturkę. I tak tego nic nie zmieniu. Jak było zadufanie i sobiepaństwo, tak jest i chyba jeszcze długo będzie. Tyle, że armii w pojęciu armii nie będzie.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Śro 0:23, 17 Mar 2010    Temat postu:

Wiesz, Casandro.. wydaje mi się, że w aktualnej sytuacji finansowej , to Tuska mogliby podać do Trybunału przedstawiciele wszystkich resortów.
Co do naszej niewiedzy.. owszem, jest niewiedza, i ewidentny nawet brak wyczucia. I nawet zastanawiam się, czy jest słusznym, żeby Ministrem Obrony Narodowej był cywil.
Ale - jeżeli będziecie z nami rozmawiać w stylu " nie ma co gadać, i tak się nie znacie", to tej wiedzy nam nie przybędzie.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Śro 11:08, 17 Mar 2010    Temat postu:

Casandro...moze to i dobrze ze NIC nie wiem o wojsku...bo inaczej ta świetość mogłaby mnie rzucic na kolana...a tak zastanawiam sie nad tym
-kto jest naszym wrogiem ..?
-jakie siły powinno miec państwo by bronic sie przed wrogiem..?
-kto nam pomoze i jakimi siłami ?
-czy nie moze istniec " prywatna armia " pod dowództwem WP ?
odciazajaca koszty Ludowego Wojska Polskiego..( czemu ludowego..??
A coś sie zmieniło od czasu gdy było ludowe...?? )
- Kiedy zaczniemy przeprowadzac testy Mensy dla kandydatów na stopnie generalskie, co u sojuszników jest normalną, pragmatyczną formułą.
PS Gdyby było prawda to co mówisz o hierarchi wojskowej...to nie byłoby obiadu w Drawsku...i pyskówek dwu generałow dowodzacych batalionem...( ciekawe kiedy admirał stanie na czele kompanii...??? ale obawiam sie ze przy takiej ilości generałow jaka posiada Polska moze nie starczyc kompanii...przeciez słuzy w niej bez mała 200 generałow i 1,2 tys pułkowników..a mamy tylko 65 tys poborowych.. jakies 44 poborowych na generałopułkownika...)bo miarą przydatności generała jest dziś po prostu artykulacja wierności konkretnej opcji politycznej


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Śro 12:13, 17 Mar 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Śro 14:47, 17 Mar 2010    Temat postu:

Zgodnie z norma NATO powinniśmy mieć pod bronia ok. 156 tysięcy żołnierzy. Mamy około 100 tysięcy, a niedobór próbuje się uzupełnić siłami NSR, do których jak na razie chętnych nie ma. Poza tym jak na razie samo pojęcie NSR jest nie do końca jasne i sam MON chyba jeszcze nie wie co miłoby ono znaczyc realnie. Czytając prasę z tego zakresu mam wrażenie, że jak zwykle zaczynamy od d.... strony. Jest założenie, ale nie ma oprzyzadowania. Mówi się ogólnie, że zołnierze ził NSR w pierwszej kolejnosci uzupełnia wakaty w jednostkach liniowych, tyle, ze który dowódca będzie chciał mieć żołnierza, który do jednostki trafiac będzie w dni wolne, bo takie sa założenia. Co on miałby robić w sobotę i niedziele? Do tego Rostowski chce ciąć wydatki na wojsko - w imię sprowadzenia deficytu do 3 % w 2012 roku dobierajac się do oststnich przywilejów jakie wojskowi psiadają, a więc do ich uprawnień emerytalnych. A to wróży tylko jedno. Gwałtowny odpływ kadry, która nie będzie chciała załapać się na owe nowinki i kompletny brak chętnych na założenie munduru pod rygorami nowej ustawy emerytalnej, która między innymi zakłada, że aby uzyskać jakiekolwiek swiadczenia, trzeba w armii przesłużyc 20 lat w systemie ciągłym, przuy jednoczesnym ograniczeniu przyjmowania zołnierzy do słuzby stałej, a głównie nastawiając się na kontrakty terminowe. Z resztą w ustawie o słuzbie wojskowej zołnierzy zawodowych okreslono granicę 13 lat służby jako maksymalną dla zołnierzy kontraktowych, a więc jak z tego wynika nie majacych szans na osiągnięcie 20 lat słuzby. Czyli mówiąc bez ogródek służących w zasadzie za friko. Jest to ten element układanki, który wskazuje, że po odsłużeniu tego okresu powinien dany delikwent odnależć się na cywilnym rynku pracy. MON prowadzi diałania rekonwersyjne, ale nie majace żadnego wpływu na poziom zatrudnienia ewentualnych nowych "cywili" i jeszcze do tego musza oni żyć z świadomością, że są opóźnieni w stosunku do swoich kolegów, którzy do armii nie poszli o owe 13 lat w wyrobieniu sobie marki na cywilnym rynku pracy. Zaczynaja bowiem od zera, gdy ich rówieśnicy już od 13 lat funkcjonują na tym rynku. Tego typu przykładów jest duzo więcej. A rozwiazań systemoweych jakie funkcjonuja w innych państwach wchodzących w struktury NATO, jak nie było tak nie ma. Murzyn zrobił swoje. Murzyn moze odejść. I tyle.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Śro 15:05, 17 Mar 2010    Temat postu:

Cytat:
........ kompletny brak chętnych na założenie munduru pod rygorami nowej ustawy emerytalnej, która między innymi zakłada, że aby uzyskać jakiekolwiek swiadczenia, trzeba w armii przesłużyc 20 lat w systemie ciągłym, przuy jednoczesnym ograniczeniu przyjmowania zołnierzy do słuzby stałej, a głównie nastawiając się na kontrakty terminowe. Z resztą w ustawie o słuzbie wojskowej zołnierzy zawodowych okreslono granicę 13 lat służby jako maksymalną dla zołnierzy kontraktowych, a więc jak z tego wynika nie majacych szans na osiągnięcie 20 lat słuzby.


Przeoczenie czy celowe (więc dlaczego) działanie? Czym uzasadniane jest dopuszczenie tylko 13 lat? Chyba nie oszczędnością, bo na ich miejsce będą potrzebni następcy.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Śro 17:52, 17 Mar 2010    Temat postu:

Wydaje mi sie ze zrecznym łukiem omijacie sedno problemu...
bo niby jaki jest wzór na to ze Polska ma miec 156 tys zołnierzy (? ) pod bronią
...( bo moze chodzi o kolejne 1200 pułkowników zatrudnionych tam gdzie mogliby to robic cywile...Casandra nie chce powiedziec ze cywil kosztuje 3,5x mniej niz zawodowy zołnierz...)..
Jesli nasza dokrtyna nie okresliła wroga...??
Nie ma wroga ...to nie ma wojska...A jesli wiemy kto jest wrogiem...bo rozumiem ze wskazanie jest na wczorajszego wielkiego brata...to i 500 000 nie starczy...wiec nie w ilosciach piechoty a w ilosci rakiet itp powinnismy to liczyc..Oprócz tego jeli Klich chce armi w ilosci 90 tys ..to po co nam 200 generałow i 1200 pułkowników..?? To przeciez 75 zołnierzy na generałopułkownika...To ten Polko to panisko miał ich 450...( Qurde...ale to znaczy ze poniektórzy musieli sie zadowolic 20 zołnierzmi...wtedy chyba majorów ,kapitanów,poruczników ..przebieraja za szeregowców...)
Oprócz tego cały swiat posługuje sie najemnikami...Czemu u nas nie moze byc
prywatnej armi...??I koszty dla budgetu mniejsze i politycznie to nie Polska uczestniczy w poszczególnych awanturach obcych państw..itd,itd..
PS jesli bez mała połowa sil USA w Iraku to najemnicy...to czemu to przemilczamy ?? Aaaa...bo by nie było tylu synekur...i ranga kaprala...
i trzeba by było znac sztuki walki..i trzeba by było miec wiecej niz 110 pkt Mensy...Qurde..nierealne w Polsce..
Wiec dalej w Polsce bedzie obowiazywał schemat: dobre samopoczucie naszym najlepszym orezem..I obronia nas sojusznicy...( jak w 39...)


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Śro 20:04, 17 Mar 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 0:38, 18 Mar 2010    Temat postu:

egoista99 napisał:
Wydaje mi sie ze zrecznym łukiem omijacie sedno problemu...
bo niby jaki jest wzór na to ze Polska ma miec 156 tys zołnierzy (? ) pod bronią
...(


156.000 - wydaje mi się niewiele. Ciekawe, ile z tego to są służby pomocnicze. Ale - żeby jednostka sprawnie działała - musi mieć możliwość koordynowania wszystkich swoich służb. Nie można, jak w przedsiębiorstwie, wyrzucić pewnych kosztów na zewnątrz, bo wszystko się rozlezie w szwach.
Chociaż.. obserwowałam w pewnej jednostce, jak ochronę obiektów przejęła firma ochroniarska.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 9:14, 18 Mar 2010    Temat postu:

Jago ..nie w tym rzecz..Rzecz w tym by wiedziec czy potrzeba nam 50 -100 czy 500 tys zołnierzy...i jakich..?? Bo moze wystarczy 15 tys samych marynarzy..Pytanie jest konkretne: jakimi siłam jak uzbrojonymi Polska jest w stanie bronic sie przed atakiem i kto i w jakiej sile i kiedy udzieli nam wsparcia..
Bo wydaje mi sie ,ze jesli amerykanie moga posługiwac sie prywatna organizacja wojskowa Blackwater ,ktora stanowi prawie polowe ich sil w Iraku ..to powinnismy my rowniez zastanowic sie czy major,pułkownik czy generał musi siedziec na posadzie biuralisty..i czy zawsze musi to byc zołnierz na budzecie panstwa..bo chyba przegieciem jest jeden generał na jedna kompanie...?...
Nooo..chyba ze chodzi o dojenie budzetu...i skargi ze ciagle jest za mało..A jednoczesnie budzet wojska jest dwukrotnie wiekszy niz w 1990 ..ale ma sprzet...w 65% z czasów PRL...czyli 30 letni..i w wiekszosci przypadkow nie działajacy...


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Czw 9:19, 18 Mar 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 1:14, 19 Mar 2010    Temat postu:

egoisto. Blackwater to agencja ochrony nie organizacja wojskowa, prywatna nie państwowa, skupiajaca w swoich szeregach w wiekszosci byłych żołnierzy jednostek specjalnych i to nie koniecznie z USA.
A tearaz trochę o kulisach naszej armii. Na przykład. Przyjęta w 2009 roku strategia udziału sił zbrojnych w operacjach międzynarodowych już po kilku dniach jej obowiązywania nie wytrzymała pierwszego zderzenia z praktyką. W obliczu kryzysu budżetowego w MON pojawiły się natychmiast dość chaotyczne decyzje polityczne bez oglądania się na dopiero co ustalone zasady strategiczne. Ogłoszono np. rezygnację z misji ONZ uważając, że najłatwiej będzie sięgnąć po oszczędności na operacjach międzynarodowych. W praktyce - oszczędności z tego tytułu okazują się co najwyżej symboliczne. Za chwilę zresztą podjęto decyzję wręcz odwrotną: włączono się dodatkowo w jeszcze jedną misję ONZ, tym razem w Czadzie, aby na tym właśnie trochę zaoszczędzić.
Biorąc to pod uwagę łatwo zauważyć, że efekty realizacji naszej polityki obronnej w zakresie dopiero co przyjętej strategii operacyjnej okazały się bardzo wątpliwe. Niewiele zyskaliśmy na rzecz złagodzenia kryzysu budżetowego, co miało być podstawowym celem całego manewru z misjami międzynarodowymi. Utraciliśmy za to sporo wiarygodności w oczach sojuszników, z którymi razem prowadzimy operacje międzynarodowe. Ubyło nam szczególnie tej wiarygodności w strukturach ONZ. A warto podkreślić, że Polska w ostatnich latach wypracowała sobie mocną pozycję jako solidnego i właśnie wiarygodnego partnera operacyjnego.

Prawdę mówiąc, nie powinno zbytnio dziwić takie bezceremonialne potraktowanie nowej strategii, jako że jest to raczej słaby w swej treści dokument. Nowa strategia MON to stawianie wozu przed koniem. Tymczasem MON do tej pory w ogóle nie ma uaktualnionej strategii wojskowej, co jest zupełnie niezrozumiałe po dwóch latach obowiązywania obecnej nadrzędnej strategii bezpieczeństwa narodowego, której militarne założenia powinny być rozwinięte właśnie w strategii wojskowej.
Mało – nie tylko że nie ma, ale nie zamierza nad nią nawet pracować (to totalne kuriozum na skalę światową, aby resort wojskowy uważał, że nie potrzebuje mieć aktualnej strategii wojskowej!!!!). Zamiast nad swoją resortową strategią MON pracuje nad ponadresortową strategią obronności, dublując postanowienia strategii bezpieczeństwa narodowego i zaburzając rozwijany z trudem od kilku lat proces budowy szerszego, zintegrowanego systemu bezpieczeństwa narodowego, a nie tylko obronności.

Z tego też powodu, czyli z uwagi na brak nadrzędnej myśli przewodniej, szczegółowa strategia udziału w misjach międzynarodowych, a więc dotycząca tylko jednego z wąskich aspektów wojskowych, jest niejako zawieszona w próżni. Zadowala się jedynie konstatacją stanu istniejącego. Ze względu na brak ogólniejszej strategii wojskowej nie został w niej podjęty żaden z ważnych przyszłościowo problemów operacyjnych.

Jednym ze szczególnie istotnych – choćby w kontekście trwającego procesu żołnierzy spod Nangar Khel – jest np. ewentualne włączenie parlamentu do procesu decydowania o wysyłaniu wojska na takie rodzaje operacji międzynarodowych, które w swej treści są operacjami wojennymi!!!. Szkoda, że strategia w ogóle nie odnosi się do tej kategorii operacji. Obecnie – zgodnie z ustawą z 17 grudnia 1998 r. – decyzję o użyciu Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej poza granicami państwa podejmuje Prezydent na wniosek Rady Ministrów. Nie budziło to większych wątpliwości dotąd, dopóki uczestniczyliśmy w operacjach pokojowych, humanitarnych, stabilizacyjnych (wraz z nakładaniem wielu różnych ograniczeń na użycie wojska w realizacji tych zadań). Ale inaczej jest już np. w operacji w Afganistanie. Tam wysłaliśmy wojsko na wojnę (choć formalnie tego tak nie nazywaliśmy), czego wyrazem było odstąpienie od nakładania jakichkolwiek ograniczeń na bojowe wykorzystanie go na miejscu. Jeśli żołnierze mają uczestniczyć w wojnie, to należy wziąć pod uwagę, że konstytucyjne kompetencje w sprawach wojny nie leżą już wyłącznie w gestii władzy wykonawczej. Konstytucja mówi, że to Sejm może decydować o stanie wojny. Dlatego warto byłoby skorygować obowiązujące obecnie zasady tak, aby w odniesieniu do operacji o charakterze wojennym decyzja Prezydenta i Rządu była poprzedzona i uwarunkowana uprzednim stanowiskiem Sejmu w tej sprawie. W praktyce powinno to dotyczyć takich przypadków, gdy zamierza się wysłać wojsko i podporządkować go dowództwom międzynarodowym (sojuszniczym lub koalicyjnym) bez nakładania żadnych ograniczeń co do skali, charakteru, czasu i miejsca jego użycia na teatrze działań (jak to właśnie ma miejsce w Afganistanie).

Wypada mieć nadzieję, że kiedyś wreszcie powstanie w MON strategia wojskowa i problematyka operacji międzynarodowych znajdzie w niej swoje naturalne odzwierciedlenie (za artykułem gen. Kozieja).


( Wypowiedź Szmajdzińskiego w "Salonie trójki":
W MON panuje chaos i zamieszanie. Przez gigantyczne cięcia w budżecie i brak konkretnej sumy, resort nie jest w stanie zapanować nad tym, co utrzymać, co finansować, czy przyjmować kandydatów do szkół oficerskich, czy zwiększać przyjęcia na szeregowych zawodowych, w jakim zakresie wspomóc lotników i dać środki na paliwo - powiedział w "Salonie Politycznym Trójki" wicemarszałek sejmu Jerzy Szmajdziński (SLD).

Salon Polityczny Trójki: Wie pan marszałek, co w tej chwili dzieje się z reformą armii? Niedawno poznaliśmy plan MON-u, który zakładał reformę, unowocześnienie i także bardzo duże oszczędności. Potem kancelaria prezydenta i BBN oświadczały, że ten plan został przygotowany w złym trybie, bo prezydent nie został wcześniej poinformowany o szczegółach, o kierunkach tych założeń. Aleksander Szczygło mówił też o tym, że kancelaria nie otrzymała wyliczeń z ministerstwa finansów, które by uprawdopodobniały przeprowadzenie takiej reformy. Co z tą reformą dzieje się w tej chwili?

Jerzy Szmajdziński: W ogóle nie ma żadnych podstaw finansowych. W związku z tym tak naprawdę niczego nie można zaprojektować. Nie wiadomo, jaki w końcu będzie budżet tegoroczny - przypominam, że w tej chwili wynosi on nie 25 miliardów, tylko niespełna 20 miliardów, cięcia gigantyczne. Powstał chaos i zamieszanie. Tak naprawdę resort nie jest w stanie w tej chwili zapanować nad tym, co utrzymać, co finansować, czy przyjmować kandydatów do szkół oficerskich, czy zwiększać przyjęcia na szeregowych zawodowych, w jakim zakresie wspomóc lotników i dać środki na paliwo. Powstał chaos i brak prognozy finansowej, nawet najbliższych kilkunastu miesięcy. To jak można budować programy rozwojowe na 10 czy 15 lat? Dzisiaj jest potrzebny program przetrwania i doprowadzenia do elementarnej stabilizacji.

Pan marszałek mówi o chaosie na mniejszą skalę w innej służbie mundurowej. Według "Dziennika" policyjni antyterroryści mają ubezpieczenia, które jednak nie obejmują sytuacji związanych z aktami terroru. Pamiętam, że pan marszałek był ministrem obrony narodowej, ale przez pewien czas także pełnił obowiązki ministra spraw wewnętrznych i administracji. Stąd to pytanie do pana.

- Tak, rzeczywiście, przez dwa tygodnie, w czasie szczytu ekonomicznego w Warszawie, na Nowym Świecie, gdzie zabijano okna wystawowe deskami, przygotowywano się do wielkiego starcia z alterglobalistami. Rozeszło się po kościach, można powiedzieć, do żadnych wydarzeń wielkich nie doszło. Nie trzeba było stosować siły. Zastosowano siłę perswazji. Natomiast, mówiąc szczerze, dla mnie to zupełnie nowa sytuacja, będę musiał porozmawiać z tymi kolegami, którzy dłużej którzy dłużej byli ministrami spraw wewnętrznych niż moje dwa tygodnie… Mam nadzieje, że wcześniej szefowie tej części antyterrorystycznej zwracali na to uwagę. Ja pierwszy raz słyszę o takiej sytuacji.


( gen. Koziej c.d. art. "Bezpieczeństwo pod lupą")
Tradycyjnie bezpieczeństwo państwa kojarzyło się z obroną przed zagrożeniami wojennymi. Siły zbrojne, wraz z wywiadem i dyplomacją, od wieków stanowiły więc podstawowe instrumenty tego bezpieczeństwa, a jego główną treścią realizacyjną była sztuka wojenna. W ostatnich dziesięcioleciach jednak coraz większego znaczenia zaczęły nabierać pozamilitarne wymiary bezpieczeństwa. Najpierw rozpatrywano je jako czynniki towarzyszące, uzupełniające i wspomagające działania zbrojne. W ten sposób pojawiła się nowa kategoria pojęciowa w szeroko rozumianej problematyce bezpieczeństwa, łącząca wysiłki militarne (sztukę wojenną) z pozamilitarnym ich wsparciem – czyli „obronność”. To była pierwsza faza procesów integracyjnych w sferze bezpieczeństwa narodowego i międzynarodowego.

W Polsce tę pierwszą fazę integracji finalizowaliśmy w latach 90. ubiegłego wieku. Obronność ukształtowała się u nas jako dziedzina bezpieczeństwa narodowego obejmująca zintegrowane przeciwstawianie się zagrożeniom polityczno-militarnym przy wykorzystaniu wszystkich – wojskowych i cywilnych – zasobów państwa, zorganizowanych w system obronności. Wtedy to opracowaliśmy strategię obronności i koncepcję systemu obronności państwa, wdrożyliśmy procedury narodowego planowania strategicznego i programowania obronnego (opracowywanie i weryfikowanie polityczno-strategicznej dyrektywy obronnej, operacyjnych planów funkcjonowania resortów i województw w razie zagrożenia i wojny, wieloletnich programów przygotowań obronnych na szczeblu państwa, resortów i województw), uruchomiliśmy system strategicznych gier obronnych oraz szkolenie kadr na wyższych kursach obronnych itp.
Byliśmy wówczas w czołówce państw europejskich w tej dziedzinie. Wiele krajów wciąż jeszcze w tym czasie zupełnie oddzielnie traktowało wojskowe i pozawojskowe sprawy bezpieczeństwa, nie łącząc ich w jednolity system działania państwa. Pamiętam, że jako dyrektor Departamentu Systemu Obronnego w latach 90., odpowiedzialnego u nas właśnie za integrację spraw obronności w państwie, miałem niejednokrotnie w ramach kontaktów międzynarodowych spore kłopoty w zidentyfikowaniu swojego odpowiednika do rozmów i dyskusji w resortach obrony ówczesnych państw NATO. Moi rozmówcy nie mogli się nadziwić, że u nas w MON istnieje instytucja zajmująca się także koordynowaniem wykorzystywania pozamilitarnych zasobów państwa na rzecz obronności.

Ale to już historia. Dzisiaj, na progu XXI wieku, procesy integracyjne nabrały nowego przyspieszenia. Nie jest już wystarczające integrowanie bezpieczeństwa na poziomie obronności, czyli tylko w aspekcie przeciwstawiania się zagrożeniom polityczno-militarnym. Konieczne jest przejście do kolejnego etapu i wejście na wyższy poziom konsolidacji, a mianowicie integracji w sferze całego bezpieczeństwa narodowego – czyli jednolitego przeciwstawiania się wszelkim zagrożeniom (militarnym i niemilitarnym, zewnętrznym i wewnętrznym – a także przechwytywania szans, podejmowania wyzwań i redukowania ryzyk we wszystkich tych wymiarach), przy systemowym wykorzystaniu wszystkich (wojskowych i cywilnych) zasobów państwa.

O takiej potrzebie przesądza nowa jakość coraz bardziej zglobalizowanego i uinformacyjnionego środowiska bezpieczeństwa, które skrótowo określam mianem środowiska GLOBIFO. W tych warunkach szanse, wyzwania, ryzyka i zagrożenia mają zdecydowanie zintegrowany charakter, poszczególne ich sfery są od siebie nierozdzielne, w zasadzie nie występują w izolacji, odrębnie. Poza tym, proporcjonalnie coraz większe znaczenie mają nie tyle zagrożenia, co szanse.

Dlatego powinniśmy w Polsce iść zdecydowanie w kierunku przyspieszenia prac integracyjnych. Powinniśmy wykorzystać swój własny dorobek dotyczący integracji na poziomie obronności i rozwinąć go w budowę zintegrowanego systemu bezpieczeństwa narodowego. Pierwszy krok już zrobiliśmy, opracowując jedną strategię bezpieczeństwa narodowego, łączącą w sobie poprzednie strategie bezpieczeństwa i obronności (nie jest to, co prawda, jeszcze rezultat doskonały, ale stanowi niezły początek dalszego procesu). Teraz należy skoncentrować się na praktycznym wdrażaniu idei integrowania bezpieczeństwa narodowego w konkretnych pracach planistycznych i organizacyjnych.

Niestety – tak się nie dzieje. Dlaczego? Spróbujemy na to pytanie poszukać odpowiedzi w kolejnym komentarzu. W nim też zastanowimy się nad tym, co należałoby i co można byłoby konkretnie w tym względzie robić, aby utrzymać się w czołówce państw skutecznie i na czas podejmujących wyzwania integracyjne.
W poprzednim komentarzu (Bezpieczeństwo pod lupą) pisałem o konieczności integracji spraw bezpieczeństwa narodowego w jeden spójny system działania państwa. Jest to tendencja światowa, ale u nas, niestety, nie widać ani woli, ani też jakiegoś planu zmierzania w takim kierunku. Nie widać nawet zainteresowania tym struktur państwa odpowiedzialnych za bezpieczeństwo.

Prezydenckie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego (BBN) raczej tylko kibicuje (co prawda przychylnie) takiej idei, ale samo nic nie robi w tej dziedzinie. A powinno np. inspirować zajmowanie się tą sprawą przez Radę Bezpieczeństwa Narodowego lub podpowiadać Prezydentowi, aby postawił problem integracji systemu bezpieczeństwa narodowego na posiedzeniu Rady Gabinetowej. BBN powinno zwłaszcza monitorować implementację strategii bezpieczeństwa narodowego, w tym w zakresie integracji, i przygotowywać odpowiednie narodowe raporty na ten temat.
W rządzie brak ponadresortowej instytucji, która mogłaby podjąć integracyjne wyzwanie. Powstałe niedawno Rządowe Centrum Bezpieczeństwa (RCB) zostało źle zaprogramowane i nie ma takich kompetencji. Są one zawężone tylko do spraw zarządzania kryzysowego, a więc tylko jednego wycinka bezpieczeństwa narodowego. Szkoda, że w czasie, gdy była przygotowywana ustawa o zarządzaniu kryzysowym, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji (autor ustawy) nie chciało uwzględnić poprawek, jakie sam wówczas, jako wiceminister obrony narodowej, zgłaszałem na posiedzeniu Komitetu Rady Ministrów. Poprawek zmierzających właśnie do nadania szerszych kompetencji RCB tak, aby mogło ono ponadresortowo (w imieniu Premiera) koordynować nie tylko zarządzanie kryzysowe, ale także inne rządowe prace koncepcyjne, planistyczne i organizacyjne w zakresie całościowego (interdyscyplinarnego) bezpieczeństwa narodowego. MSWiA wolało jednak budować instytucję z ograniczonymi kompetencjami tak, aby była ona zależna od tego właśnie resortu, a nie stała się strukturą ponadresortową. Ten przejaw partykularyzmu, resortowego myślenia i działania skutkuje słabą pozycją RCB i niewielką „wartością dodaną”, jaka wynika z jego istnienia. Konieczna jest nowelizacja pod tym kątem ustawy o zarządzaniu kryzysowym.
W tej sytuacji obowiązek i odpowiedzialność za inicjowanie prac na rzecz budowy zintegrowanego systemu bezpieczeństwa narodowego spoczywa na tych strukturach rządowych, które do tej pory odpowiadały i wciąż odpowiadają za narodowe planowanie strategiczne w tej sferze. Jest to przede wszystkim Ministerstwo Obrony Narodowej (MON), w którego kompetencjach leży koordynacja wysiłków administracji rządowej w dziedzinie obronności, czyli głównej części bezpieczeństwa narodowego, a także – co ma szczególne znaczenie – które zainicjowało i prowadziło z ramienia rządu prace nad obecną strategią zintegrowanego bezpieczeństwa narodowego. Nikt poza MON tego zadania w rządzie nie jest w stanie dzisiaj podjąć. Próbowałem to uświadomić ministrowi obrony w ubiegłym roku, doradzając właśnie inicjowanie prac rządowych nad przekształcaniem i rozwijaniem dotychczasowego systemu obronności w zintegrowany system bezpieczeństwa narodowego.

Niestety, MON nie wykazało się inicjatywnością. Mimo że dysponuje doskonale do tego przygotowanym instrumentem, jakim jest Departament Strategii i Planowania Obronnego. Zamiast kontynuowania integracji bezpieczeństwa narodowego postanowiono zatrzymać się na już osiągniętym poziomie i powielać dotychczasowe przedsięwzięcia. Wyraża się to zwłaszcza w ponownym uruchomieniem Strategicznego Przeglądu Obronnego – zamiast zainicjowania Strategicznego Przeglądu Bezpieczeństwa Narodowego oraz powrót do prac sprzed 10 lat nad strategią obronności, zamiast nad nowelizacją strategii bezpieczeństwa i resortowej strategii wojskowej.

Taki zachowawczy, by nie rzec – wygodnicki, kurs prac strategicznych w MON jest po prostu kulą u nogi w propagowaniu i implementacji nowoczesnej idei zintegrowanego bezpieczeństwa narodowego, po prostu hamuje ten proces. Jeśli bowiem MON doprowadzi do przyjęcia strategii obronności i następnie będzie wszakże musiało ją konsekwentnie wdrażać poprzez dokumenty planistyczne, to będzie sprawcą ograniczania zainteresowania naczelnych organów państwowych sprawami bezpieczeństwa tylko i wyłącznie do problematyki obronności, czyli przeciwdziałania zagrożeniom polityczno-militarnym. A dzisiaj jest to już zdecydowanie za mało.

W sumie potrzebny jest alert strategiczny w MON.

Pobudka!!! Proszę nie przespać dobrego czasu dla inicjatyw na rzecz integracji bezpieczeństwa narodowego!


Minister obrony leje miód na serce niektórych moich kolegów w mundurach, ogłaszając zamiar powołania szefa obrony, który miałby być dodatkowym superdowódcą w Wojsku Polskim, ponad całą obecną strukturą dowodzenia. Ma mu podlegać szef Sztabu Generalnego i dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych. Innymi słowy wojsko dostanie prezent w postaci głównodowodzącego w czasie pokoju. Dzisiaj w całym demokratycznym świecie wojskiem w czasie pokoju kierują cywile (z wyjątkiem państw, gdzie ministrami są wojskowi). Dopiero na czas wojny, na potrzeby prowadzenia operacji i kampanii, pełnię dowodzenia przekazuje się wojskowym.

Zamiar ustanowienia funkcji szefa obrony jest w istocie odnowieniem lansowanego w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych pomysłu na utworzenie stanowiska Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych. Pomysł został wtedy odrzucony, ale jak widać, dobrze zakonserwowany dotrwał do dzisiaj. Szczęśliwie wszyscy dotychczasowi ministrowie byli nań odporni. Dopiero obecny uległ jego urokowi.

Oczywiście istniejący system kierowania polityczno-strategicznego siłami zbrojnymi trzeba zreformować. Jest czymś nienormalnym, że pełne dowodzenie sprawuje szef Sztabu Generalnego, tradycyjnie odpowiedzialny za planowanie strategiczne. Zauważmy, że szef sztabu na każdym poziomie dowodzenia - od najniższego do najwyższego - zawsze był i jest planistą, a nie dowódcą. Tylko Moltke w Prusach XIX wieku był odstępstwem od normy.




REKLAMA Czytaj dalej





Dzisiaj musi być zapewniony rozdział centralnych funkcji planowania, dowodzenia bazowego (codziennego zarządzania wojskiem) i dowodzenia operacyjnego. Sztab Generalny musi zajmować się tylko planowaniem i pomocą ministrowi, rządowi i prezydentowi w strategicznym kierowaniu całością sił zbrojnych zarówno w czasie pokoju, jak i wojny. Trzeba połączyć dowództwa rodzajów sił zbrojnych w jedno Dowództwo Sił Zbrojnych, odpowiedzialne za całość codziennego funkcjonowania i życia wojska. I trzeba wzmocnić i usamodzielnić Dowództwo Operacyjne, z założeniem przygotowania się jednocześnie przezeń do pełnienia funkcji organu dowodzenia Naczelnego Dowódcy w razie wojny, odpowiedzialnego za wojskową obronę kraju.

Pomysł tworzenia szefa obrony nie ma nic wspólnego z unowocześnianiem systemu dowodzenia. Wszystkie te trzy funkcje, które dzisiaj skupiają się u szefa Sztabu Generalnego, zostaną skoncentrowane u szefa obrony. On będzie odpowiadał za strategiczne planowanie (przy pomocy podległego mu Sztabu Generalnego), za codzienne dowodzenie i gospodarzenie wojskiem (poprzez podległych mu dowódców rodzajów sił zbrojnych) i za dowodzenie operacyjne (poprzez podległe mu Dowództwo Operacyjne). To ponadto budowanie jeszcze jednego piętra w warunkach, gdy struktury winny być spłaszczane (dzisiejszy świat jest płaski, jak pisze T. L. Friedman).

Powołanie głównodowodzącego to osłabienie cywilnego nadzoru nad siłami zbrojnymi. Jeśli Sztab Generalny nie będzie podlegał ministrowi tylko owemu szefowi obrony, to minister zostanie pozbawiony merytorycznego instrumentu kontroli sił zbrojnych, w tym merytorycznego nadzoru nad szefem obrony, który sam sobie będzie „sterem, żeglarzem, okrętem”: sam będzie planował przy pomocy Sztabu Generalnego, sam realizował plany i programy przy pomocy dowódców rodzajów sił zbrojnych i sam się z tego rozliczał przed ministrem. Minister będzie od załatwiania spraw trudnych wśród polityków (głównie pieniędzy), od promocji i publicznego wyróżniania - ale nic nie będzie miał do powiedzenia w sprawach merytorycznych. No bo niby skąd ma otrzymywać jakiekolwiek propozycje merytoryczne i oceny tego, co robi szef obrony? Tylko od szefa obrony. Będzie wpadał w coraz głębsze merytoryczne ubezwłasnowolnienie.

Dlatego nie ma sensu, a jest wręcz szkodliwe, odtwarzanie dawnej funkcji głównodowodzącego w czasie pokoju. Zamiast tego istnieje niewątpliwa potrzeba podnoszenia poprzeczki wymagań wobec cywilnych ministrów obrony. To oni muszą - czy chcą, czy nie chcą - przejmować coraz więcej odpowiedzialności nie tylko politycznych, ale także merytorycznych (strategicznych, operacyjnych, transformacyjnych) za podległe im wojsko. Dlatego minister nie może „merytorycznie oddalać się” od wojska, nie może odgradzać się od niego dodatkowo funkcją głównodowodzącego, nazywanego, chyba dla „zmylenia przeciwnika”, szefem obrony. Odwrotnie: to raczej minister musi stopniowo przejmować niektóre kompetencje w czasie pokoju, które w tradycyjnych systemach wojskowych przypisywane były głównodowodzącemu w mundurze.

Myślałem, że obecny kryzys budżetowy w MON doprowadzi do odstąpienia od takich „prezentów”, jak szef obrony i postawi w związku z tym wyżej poprzeczkę wymagań merytorycznych wobec funkcji ministra obrony. Niestety - ginie szansa na ucieczkę do przodu.

Czy wystarczy oaby mieć, jako taki obraz, co się w MON dzieje?
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 11:42, 19 Mar 2010    Temat postu:

Dzięki, Casandro. Wystarczy, żeby mieć odczucie spychania sprawy sił zbrojnych na margines spraw aktualnych. Może również dlatego, że politycy koncentrują się na tych sprawach, które maja bezpośredni i bieżący wpływ na życie społeczeństwa, a tym samym na ich własną popularność i poparcie. Mam ciągle jednak odczucie, że sytuacja ta powstała nie tylko ze względu na brak kompetencji czynników odpowiedzialnych, ale w większym stopniu ze względu na problemy finansowe kraju.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 11:53, 19 Mar 2010    Temat postu:

Mylisz sie Casandro..
Blackwater to najwieksza PMC(PrivateMilitary Companies – PMC)
na świecie i nie lekcewaz jej gdyz to po armi USA najwieksza armia w Iraku ( do 30 tys zołnierzy w niektórych okresach ) i Afganistanie ( do 20 tys zołnierzy ) To nie kontygent zdziadziałych emerytów chroniacy budke z piwem,lecz regularne wojsko wyposazone w śniglowce i inny sprzet latajcy oraz czołgi..Dokonuja rozpoznania taktycznego,konwojuja, zabezpieczaja teren rozminowuja go,prowadza prace inzynieryjne,prowadza kontrwywiad, oraz szkolenia wojska..A tak a pro po ..to czym sie zajmuje wojsko polskie w Iraku i Afganistanie..?? Jaka jest róznica w zadaniach dla naszych i tych "ochraniarzy"...??
PS oprócz Blackwater sa przeciez inne oddziały PMC np Kroll , Marsh & McLennan, Vinnellz Northrop Grumman czy DynCorp ,Aegis z siedzibą
w Londynie.,i wiele z nich prowadzi rowniez rozpoznanie lotnicze i walczy z partyzantami w Kolumbii
PS II Nie rozumiem wiec czemu w chwili gdy nie ma pieniedzy na sprzet ,szkolenie i kontyngent zołnierski ..nie mozna pozwolic na taka prywatna armie wypełniajaca zadania takie jak w Iraku..Czemu mamy walczyc MY jako POLACY..a nie moze walczyc ten co chce Kazik&Zenek...
pod swoim sztandarem
PSIII Tak długo jak długo nie odpowiemy na pytania postawione przeze mnie wyzej ..tak długo mozna gdybac i armia moze miec 50 tys 100,200 czy 500 tys...To dalej jednak nie zmienia faktu ze generał stojacy na czele kompani...to chyba jakas marionetkowa postac...
PSIII Czemu takie polskie firmy nie mogłyby w ramach kontraktu z USA zarabiac po 200-300 mln $ zamiast wydawac srodki z budzetu kraju...
( zarówno Aegis jak i Blackwater miały roczne kontrakty powyzej 200mln $ )


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Pią 12:05, 19 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Polska Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin