Forum POLITYKA 2o Strona Główna POLITYKA 2o
Twoje zdanie o...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

AUTORYTETY MILCZA !!!!!!!!

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Polska
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Nie 23:15, 15 Paź 2006    Temat postu: AUTORYTETY MILCZA !!!!!!!!

Autorytety milczą
Autor: Testep data: śr, 11/10/2006 - 19:32

W środowym (11.10.2006.) "Dzienniku", zastępca redaktora naczelnego, pan Cezary Michalski opublikował bardzo ważny artykuł "Kompromitujące milczenie autorytetów".
Myślę, że nie może on pozostać przez nas niezauważony.
Oto jego fragmenty:
cytuję pana Cezarego Michalskiego:
Już po ujawnieniu pierwszych dokumentów z szafy Lesiaka stało się jasne, że mamy w Polsce do czynienia z aferą ustrojową poważniejszą nawet od słynnej afery Watergate.
(...)
Republikanie inwigilowali Demokratów, używając do tego celu swoich ludzi: pracowników prywatnych firm ochroniarskich, także emerytowanych współpracowników służb. (...)
Do rozpracowywania swoich politycznych wrogów przeciwnicy Porozumienia Centrum, ROP, czy innych partii, zarówno prawicowych jak i lewicowych, wcale nie musieli używać własnych policji partyjnych czy wynajętych ochroniarzy. Mogli się całkiem swobodnie posłużyć Urzędem Ochrony Państwa. (...)
Inwigilowali polityków, skłócali liderów i działaczy partyjnych. Produkowali i rozpowszechniali kompromitujące informacje. Stosowali agenturę. (...)

Najważniejsze fragmenty odtajnionych dokumentów mówią zatem nie o wieku kota Jarosława Kaczyńskiego - co w pierwszych godzinach po ich ujawnieniu sugerowała widzom rozbawiona Katarzyna Kolenda-Zaleska, ale o tym, że służby demokratycznego państwa ustalały - prawdopodobnie na polityczne zlecenie - listę partii zagrażających demokracji, które można "rozpracowywać i dezintegrować". A na tej liście partie reprezentowane w parlamencie, partie, które jeszcze kilka miesięcy wcześniej tworzyły koalicję rządową, a w samym apogeum "rozpracowywania i dezintegracji" były najważniejszymi partiami opozycyjnymi. (...)
Jeśli jacyś dziennikarze czy politycy potrafią powiedzieć - postawieni wobec takich faktów - że nic ważnego się nie stało, o niczym istotnym się nie dowiadujemy - to z takim stanowiskiem trudno w ogóle rozsądnie polemizować.

Najbardziej zdumiewające jest w tej sytuacji milczenie ludzi, którzy przez 16 lat istnienia polskiej demokracji głośno ostrzegali przed wszystkim, co mogło tej demokracji zagrażać. Kompromitujące jest milczenie Adama Michnika, który potrafił piętnować antydemokratyczne działania polityków i służb, czasami nawet wówczas, gdy ich ofiarą padali ludzie, których szczerze nie lubił.
(...)
Ale milczy nie tylko Michnik. Milczą także najważniejsze autorytety polskiej demokracji, które nie bez racji oburzały się na potraktowanie przez komisję śledczą Leszka Balcerowicza, na zamknięcie klubu Le Madame, na niepotrzebny zakaz manifestacji na rzecz równouprawnienia gejów. To wszystko były rzeczy niepokojące albo przynajmniej głupie. Ale w tym wypadku mamy do czynienia z ujawnieniem twardych dowodów na podejmowanie w III RP działań naruszających podstawy demokracji, a autorytety milczą.
W mediach nie występują także kolejni rzecznicy praw obywatelskich, którzy całkiem słusznie piętnowali wcześniej głośno wszelkie - nieporównywanie przecież drobniejsze - przekroczenia kompetencji i uchybienia ze strony wadz. Milczą przedstawiciele Fundacji Helsińskiej, milczą wybitni intelektualiści lewicy, (...)

Zastanówcie się państwo, dwa razy, zanim z obojętnością odwrócicie głowy od tej sprawy. Byli esbecy Lesiaka, a także przymykający oko na ich działalność postsolidarnościowi politycy nie zajmowali się jedynie ludźmi, kórych tak bardzo nie lubicie. "Rozpracowywano i dezintegrowano" nie tylko nieestetycznych i niesympatycznych z waszego punktu widzenia Jana Parysa, Jana Olszewskiego, Jarosława Kaczyńskiego.
(...)

Oczywiście nie jestem ani tak cyniczny, ani tak naiwny, aby nie podejrzewać, dlaczego tak się dzieje, dlaczego zamiast oburzenia autorytetów słychać raczej orkiestrę złożoną z ludzi ośmieszających, banalizujących i próbujących wyciszyć całą sprawę. Konflikt polityczny w Polsce jest dzisiaj tak ostry, że prawie wszystko może być w nim wykorzystane i zużyte.
(...)

Jedna sprawa pozostaje oczywista. Jeśli afera Lesiaka nie zostanie wyjaśniona i osądzona - zarówno na poziomie wykonawców, jak i politycznych zleceniodawców - będzie się musiała w Polsce powtórzyć. I to raczej prędzej niż później.

Święte słowa.
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 22:57, 16 Paź 2006    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
AUTOR:KROGULEC
cytuje:
Olechowski ostrzega liderów PO

Gdy media i politycy rzucili społeczeństwu temat “taśm Gudzowatego” i co na nich jest i co powiedział Michnik biznesmenowi to w “Gazecie Wyborczej” w piątek 13 października ukazał się bardzo ważny tekst Andrzeja Olechowskiego “Platforma w cieniu PiS”. Artykuł przeszedł bez echa, bo ważniejsze były “taśmy Gudzowatego”, a de facto jest na odwrót! Czyżby “układ” się już zdenerwował? Czyżby agenci tajnych, komunistycznych służb stwierdzili, iż “tak dalej już być nie może”? Widać, że rzeczywiście pewni, “dobrze ustosunkowani” ludzie doszli do wniosku, że Kaczyńscy nie żartują i naprawdę wszystko ujawnią. Przekonali się, że żarty się kończyły. Najwyraźniej także doszli do dalszych wniosków. Uznali mianowicie, że Platforma Obywatelska nie spełnia pokładanych w nią nadziei. Nie spełnia nadziei na przerwanie “festiwalu prawdy”. Liderzy PO z Donaldem Tuskiem na czele nie przeszli testu. Zamiast szybko przejąć władze poprzez tzw. konstruktywne votum nieufności i odsunąć w niebyt rząd Prawa i Sprawiedliwości z Jarosławem Kaczyńskim na czele, zamiast powtórzyć manewr z czerwca 1992 roku, liderzy Platformy chcą jedynie przyśpieszonych wyborów parlamentarnych, na które nie ma szans i które i tak przez przynajmniej 45 dni dają szansę PiS-owi na czyszczenie i ujawnianie tego co przez 17 lat działo się w Polsce. Dlatego postanowiono postraszyć liderów PO. Wziął to na siebie Andrzej Olechowski, były tajny współpracownik SB i były lider PO, który zakładał ją pięć lat temu.
Oto Andrzej Olechowski swoim artykułem w “Gazecie Wyborczej” wprost ostrzega Donalda Tuska, Grzegorza Schetynę, Jana Marię Rokitę i Bronisława Komorowskiego, że jeśli nie porzucą obecnej taktyki i jeśli okażą się nieskuteczni to… czas na stworzenie nowej partii. Pisze wprost kończąc swój artykuł: “(…) Jeśli Platforma nie sprosta temu oczekiwaniu, trzeba będzie stworzyć inną partię.” Jakiemu oczekiwaniu ma sprostać PO? Odejścia od retoryki naprawy państwa i szybkiego zastąpienia lustracji, dekomunizacji, a przede wszystkim ujawniania działalności tajnych wojskowych specsłużb i jej roli w nielegalnym wpływaniu na politykę, media i biznes. Na wątrobie leży także samodzielna polityka zagraniczna prezentowana przez obecny rząd.
“(…) Najdziwniejsza w tym układzie (debaty politycznej - przyp. aut.) jest obecność Platformy Obywatelskiej. Ta partia powstała z ambicji “uwolnienia energii Polaków” - i o tym powinna przede wszystkim mówić, nie dając się wciągnąć do tak absurdalnej debaty. Od kiedy jednak postanowiła się zająć przede wszystkim państwem, a nie ludźmi, od kiedy pozwoliła się opanować trawiącej polską prawicę obsesji rozliczenia z PRL, nie jest w stanie wyrwać się z kręgu dyskusji dyktowanej przez PiS. Na boczny tor zeszły ambitne programy edukacyjne, obniżenie barier dla przedsiębiorczości, niskie podatki. I choć Donald Tusk mówi (i słusznie) o “cywilizacyjnej różnicy” pomiędzy PO i PiS, w wypowiedziach polityków Platformy trudno dostrzec tę różnicę. Trudno sobie wyobrazić fundamentalne - “cywilizacyjne” - odmienności polityki ewentualnego premiera Jana Rokity czy ministra Jacka Saryusza-Wolskiego od tej polityki, którą dziś realizują Jarosław Kaczyński i Anna Fotyga.
Ta sytuacja jest nie do wytrzymania. Trzeba bić na alarm. Trzeba debatę publiczną skierować na inne tory. Przedmiotem naszej dyskusji powinien być przede wszystkim awans życiowy Polaków. Rozwój, głupcze! (…)” - przedstawia zarzuty wobec Platformy były agent SB i współtwórca PO w 2001 roku.
Jak to odczytywać? Jak rozumieć ten swoisty “manifest razwiedki” wydrukowany w piątek 13. przez “Gazetę Wyborczą”, a skierowany do liderów PO? Tylko w jeden sposób: jeśli szybko Platforma nie przejmie władzy, odsuwając od niej braci Kaczyńskich, jeśli szybko nie spowoduje, by społeczeństwo zapomniało o odsuwaniu poskomunistów z życia biznesowego, jeśli szybko pod przywództwem PO nie przeprowadzi się tzw. konstruktywnego votum nieufności i nie powstanie “Rząd Jedności”, obalający działalność obecnego, to czas Platformy i jej liderów się skończył. Wtedy powstanie nowe ugrupowanie, które to wszystko przerwie ale już bez Tuska, Schetyny i Rokity, ale za to z działaczami PO z “dołu”. Ewidentnie więc Olechowski, tajny współpracownik SB grozi liderom PO, “scenariuszem 2001″, czyli że zrobi z nimi i ich partią dokładnie to samo, co pięć lat temu zrobili “razem” z liderami Unii Wolności, wysyłając na polityczny cmentarz. Jeśli zamiast gadki o przedterminowych wyborach nie powołają już teraz takiego rządu, jak w czerwcu 1992 roku. i nie przerwą festiwalu ujawniania rewelacji o działalności politycznej i biznesowej tajnych służb, to PO podzieli los UW, a Andrzej Olechowski wraz ze swoim “elektoratem” znów dla dobra Polaków wróci do polityki. Znów będzie kierował polityką zagraniczną, jak poprzednio. Ostrzeżenie musiało ewidentnie poskutkować, bo Donald Tusk już w niedzielę na konferencji prasowej w Szczecinie stwierdził:
- Zbudować nowy rząd w oparciu o SLD, Andrzeja Leppera i LPR nie sposób. Dzisiaj lepszego rządu w tym Sejmie nie damy rady skonstruować, ale być może za tydzień, dwa coś się zmieni.
Jeśli nowego rządu w oparciu o SLD, SO i LPR nie można zbudować teraz, to dlaczego można by zbudować za tydzień lub za dwa? Co takiego może się zmienić? Bo przecież ani SO, ani LPR, ani także SLD nie wylecą z obecnego parlamentu, a w czasie przedterminowych wyborów rządzić będzie nadal PiS. Odpowiedź jest prosta. Za tydzień lub za dwa zgodnie z obietnicą premiera Kaczyńskiego i zgodnie z ustawami o likwidacji WSI swoje raporty złożą Sejmowi komisje likwidacyjne i weryfikacyjne WSI. Zgodnie z obietnicą premiera i prezydenta owe raporty będą odtajnione i ujawnione społeczeństwu. Pierwszy raport o dotychczasowej nielegalnej działalności WSI premier ma odtajnić właśnie za tydzień. Także w ciągu tygodnia, dwóch Sejm ma rozpocząć rozpatrywanie prezydenckiego projektu nowelizacji prawa, tak by można było odtajnić nazwiska agentów WSI i dawnego UOP, działających w biznesie i mediach. Zapewne więc to “coś się zmieni” miał na myśli Tusk zapewniając dziennikarze, że “jeśli pojawi się koncepcja, która skutecznie odsunie od władzy tę koalicję, to poinformujemy o tym opinię publiczną”.
Jeśli więc Kaczyńskiemu uda się przetrwać nadchodzące głosowania w Sejmie i nawet jeśli Lepper wróci do rządu to wkrótce można się spodziewać kolejnego ataku. Teraz to już dla liderów PO jest walka o być albo nie być. Bo jak napisał Olechowski, jeśli Platforma nie sprosta zadaniu to będzie rozbita i inni “liderzy” przejmą rolę obecnej PO.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 9:08, 17 Paź 2006    Temat postu:

Jednak rząd J. Kaczyńskiego od samego swego poczęcia parł w stronę odtajniania, parł w kierunku "przeróbki służb specjalnych. Ale postała sytuacja w skutek "szantaży" Samoobrony i LPR wywołała bunt A. Leppera i obecną niestabilną sytuację. W dodatku odtajnianie ss PiS wykorzystuje w tym samym celu. Wydaje się, że o co chodzi PiSowi z jego przywódcą, to chodzi tylko o dokończenie swego działa bez względu na skutki. A udowodnienie, że partie rządzące zawsze inwigilowały przeciwników, w tym PC->PiS będące zawsze w opozycji zakończy się udowodnieniem, że "rząd ma prawo wiedzieć, co w trawie puszczy piszczy", a nie, że obecnie rządzą "pokrzywdzeni" i to im, pokrzywdzonym, należą się rządy, bo oni byli zawsze przeciw rządom!

Czy rząd ma więc rządzić w ciemności? Czy ma wiedzieć, dla kogo co robi? Przecież weźmy byle jaką ligę piłkarską. Przecież każda drużyna prowadzi "inwigilację", a też dość często "podchody" pod drużyny występujące w lidze. W lidze, czyli kółku zamkniętym zdanym wyłącznie na siebie, na potyczki tak jak w Polskim Parlamencie występują partie.
I tam jest wszystko dozwolone, ale w pewnych wymiarach. Na przykład jest zakaz "kupowania meczy". A co w Parlamencie jest zabronione?

Oczywiście inwigiilacja partii przez partię jest dozwolone! Podbieranie programów - dozwolone. Nawet kupowanie członków. Ale jeżeli partia (koalicja) jest na najwyższym szczeblu, gdy sprawuje władzę, ma dodatkowy aparat podsłuchu, inwigilacji, a nawet destrukcji. Aparat ten ma służyć obronności kraju z zewnątrz, a także przeciw wewnętrznym przewrotom, destrukcjom aparatu rządowego. I tutaj znajduje sie problem. Na przykład Suchocka z Rokitą - "nadłuchiwali" co powtarzają jednym głosem i nie stwierdzili za swoich rządów potrzeby ingerencji w opozycję. Wszystko załatwiały służby specjalne. Po pierwsze przyglądały się wszystkiemu, więc i partiom opozycyjnym, co było w ich obowiązku. Jakoś nie wyobrażam sobie, aby w Polsce mogła istnieć pewna grupa ludzi, których by nie można było obserwować czy inwigilować. Przecież od razu jest to furtka dla wszystkich wywrotowców!
Ale prawdopodobnie służby specjalne działały w partiach opozycyjnych destrukcyjnie. Z kolei w to nie umiem uwierzyć! Bo co to za partia, która ulega "obcym" wpływom? Nie rozróznia siebie od destrukcji? Partia, która słucha się obcych wpływów. To raczej wierzę, że partia była do d...
A nie dziwię się służbom, że mając taki "aparat jak łatwa destrukcja" wykorzystywały toto. I było po bólu. Więc na inwigilację skarżyć się mogą wyłacznie słabe partie i wymoczki.

Niemniej PiS trzyma "bat" nad sprzymierzeńcami i opozycją, którzy panicznie boją się odtajnienia! Nawet ostatnio dostaje się K. Miodowiczowi, że był w rządzie, że był we władzach. Więc autorytety partyjne milczą, bo się boją, że od razu dostaną po kulach! Milczą też autorytety moralne, ekonomiczne i wszystkie pozostałe. Bo z czym i do kogo mają się odzywać, Kto ich wysłucha, kto szuka jakiejś innej drogi czy wyjścia z sytuacji?
Jaskółka, o której dowiedziałem się właśnie z naszego forum, to że milczenie przerwał A. Olechowski. Nie odpowiada mi za bardzo ten człowiek, ale jeżeli już on widzi, że nie tędy droga, że ekonomicznie nie poruszamy się nigdzie, to jest dla niego duży PLUS. Mr. Green
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 9:15, 17 Paź 2006    Temat postu:

Z różnych względów nie lubię Olechowskiego, ale ten tekst absolutnie trafia mi do przekonania, bo artykułuje to, czym powinno się zająć jakieś nowe ugrupowanie aby stworzyć jakąś sensowną optykę i perspektywę dla Polaków.
Dla ...rozumnych Polaków.
Wklejam w całości... bo rozpatrując go z punktu widzenia ideologii jak to czyni Gość traci się jego sens.

Gościu, tutaj nie chodzi o o przyszłość PO lecz Polski.
I to mnie interesuje Ok!

Pozdrawiam

PO nie jest w stanie wyrwać się z kręgu dyskusji dyktowanej przez PiS. Na boczny tor zeszły ambitne programy edukacyjne, obniżenie barier dla przedsiębiorczości, niskie podatki - pisze jeden z założycieli Platformy Obywatelskiej
Od 1989 r. debata publiczna nigdy nie była tak jałowa, tak egoistycznie skoncentrowana na sprawach dotyczących jedynie klasy politycznej. Żenujące epizody brutalnej walki o władzę przeplatają się z dyskusją na tematy tak odległe od rzeczywistości i potrzeb, że aż absurdalne.
Weźmy politykę zagraniczną. Środowisko, które "odzyskało" MSZ, proponuje takie na przykład tezy: "romańsko-germański rdzeń" Europy chce podporządkować sobie Słowian (Zdzisław Krasnodębski); Polska byłaby członkiem UE i NATO, nawet gdyby Niemcy się temu sprzeciwiły (Mariusz Muszyński i Krzysztof Rak); Polska stanie się partnerem w UE dopiero wówczas, gdy będzie reprezentować swój region wobec USA (Konrad Szymański). Polityka oparta na takich założeniach byłaby polityką konkurencji, napięć i konfliktów, prostą drogą do piekła lat 30. i 40. ubiegłego wieku. Najbiedniejsze społeczeństwo Unii, utrzymujące się z eksportu towarów i ludzi (głównie do Niemiec), potrzebuje współpracy i szeroko otwartych drzwi do rynków sąsiadów, a nie politycznej rywalizacji i napięć. Taka polityka nie jest więc dla niego żadnym wyborem.

W sprawach krajowych niemal cały wysiłek intelektualny polityków absorbuje lustracja, dochodzenie do "prawdy" (Jacek Kuroń kolaborantem - hańba!) i walka z "układem". Tematy równie bezpłodne. Po pierwsze, wiarygodność - osób, środowisk, przedsięwzięć - winny ustalać sądy. Opinie polityków w tej kwestii są stronnicze i dlatego nikt ich nie szanuje. Wnoszą tylko wątpliwości i zamęt.

Po drugie, tematy te nie mają związku z zadaniem naprawy państwa. Państwo polskie należy do najbardziej niesprawnych w Europie - i ten właśnie fakt powinien być pierwszorzędnym tematem debaty publicznej. Jednakże teza, że państwo ulegnie poprawie w wyniku przemiany moralnej, należy do sfery propagandy, a nie do polityki realnej. "Nierozliczeni" Austriacy czy Hiszpanie, "żyjący w fałszu, postmodernistyczni" Holendrzy mają dobrze funkcjonujące urzędy. Kluczowe dla naprawy państwa są: profesjonalizm urzędników, ograniczone i jasne uprawnienia polityków, przejrzystość, ścisła kontrola budżetu. Słowem - służba cywilna i odpartyjnienie. Tu akurat notujemy regres - nasze urzędy nasycane są niekompetentnymi działaczami partyjnymi, arogancja instytucji rządowych wyraźnie rośnie. Państwo ulega dalszej dewastacji, nie zaś naprawie.

Po trzecie, tylko niewielka część Polaków bezpośrednio zależy od sektora państwowego. Prawdziwe życie toczy się gdzie indziej - w firmach prywatnych i za granicą. Dla tych ludzi obecna debata równie dobrze mogłaby dotyczyć życia na Marsie.

Chuć rządu dusz

Kto z taką debatą może wiązać swoje starania o awans życiowy, swoje marzenia i plany? Może tylko część elity politycznej - kilka osób niecierpliwiących się w kolejce na piedestał oraz parę tysięcy aktywistów partyjnych i karierowiczów, którzy mają nadzieję objąć zwolnione posady państwowe. Dla ogromnej większości Polaków ta debata jest całkowicie bezpłodna.

Co nie znaczy, że jest obojętna i nic nie kosztuje. Zaspokajanie "chuci rządu dusz" - jak mawiał Tadeusz Konwicki - to jednak szkodliwa patologia. Koncentracja na interesach i obsesjach elity politycznej, na sprawach, które nie przysporzą Polakom ani bogactwa, ani satysfakcji, wiąże się z zaniechaniem spraw ważnych dla interesu narodowego. To jedna szkoda.

Druga bierze się z niebezpiecznego odejścia od wartości stanowiących podstawę harmonijnego rozwoju społecznego. Koncentrując się na samej tylko walce o władzę, politycy dopuścili do głównego nurtu debaty publicznej poglądy i postawy antysemickie, ksenofobiczne, bigoteryjne i faszyzujące. Ta skandaliczna akceptacja kołtuństwa już przynosi odczuwalne szkody - niepokoi wiele grup społecznych, w tym rozmaite mniejszości. W dłuższym okresie stawką jest nasza tożsamość i kultura, charakter narodowy.

Trzecia szkoda to spadek - i tak już niskiego - autorytetu państwa, jego instytucji i funkcjonariuszy (polityków). Spiskowe teorie i brutalne ataki na sądy, bank centralny, rządowe grona doradcze itp. skutecznie osłabiają nie tylko te, ale wszystkie instytucje państwa. Pięciokrotna zmiana na stanowisku ministra finansów w ciągu niecałego roku trywializuje ten urząd, odziera go z powagi i autorytetu potrzebnych do realizacji jego misji.

I wreszcie - choć wszystkie te wydarzenia nie dotyczą bezpośrednio życia Polaków, to jednak utrwalają nieszczęsną "kulturę zawiści i nieufności" (Janusz Czapiński). Nasi rodacy najmniej z wszystkich Europejczyków ufają sobie nawzajem - tylko co dziesiąty ufa innym ludziom, podczas gdy czyni tak co siódmy Duńczyk i co czwarty Niemiec. Jesteśmy też najczęściej (wraz z Grekami) przekonani, że inni ludzie chcą nas wykorzystać - tak uważa blisko połowa Polaków. Ten stan umysłów tłumaczy, dlaczego popularność zdobywają partie szczujące jednych na drugich, ale też dowodzi ogromnej słabości naszego społeczeństwa. W dobie globalizacji wspólnoty niespójne, zatomizowane, wewnętrznie skonfliktowane mają marne szanse na sukces; mogą co najwyżej walczyć o przetrwanie.

Rozwój, głupcze!

Jak to się stało, że znaleźliśmy się w tak trudnej i jednocześnie tak absurdalnej sytuacji? Dlaczego daliśmy sobie narzucić debatę tak nieistotną, niezwiązaną z realnymi wyzwaniami? Przecież PiS popierany jest ledwie przez trzecią część elektoratu.

Jeden powód jest oczywisty - środowisko, które sformułowało projekt "IV Rzeczypospolitej" okazało się zdolne do zdobycia władzy, ale niezdolne do jej sprawowania z pożytkiem dla Polski. Chyba nikt się nie spodziewał, że hasło IV RP okaże się tak żałośnie puste. Do dziś przecież nie wiadomo, czym ta Rzeczpospolita miałaby się różnić od poprzednich - wyższością rządu ludzi nad rządami prawa? Wielki to wstyd dla przywódców tego środowiska.

Drugi powód też wydaje się ewidentny - choć dyskusja toczy się pod dyktando PiS, to jednak skwapliwie angażuje się w nią cała klasa polityczna. IV RP rozpala emocje polityków i mediów wszystkich odcieni.

Najdziwniejsza w tym układzie jest obecność Platformy Obywatelskiej. Ta partia powstała z ambicji "uwolnienia energii Polaków" - i o tym powinna przede wszystkim mówić, nie dając się wciągnąć do tak absurdalnej debaty. Od kiedy jednak postanowiła się zająć przede wszystkim państwem, a nie ludźmi, od kiedy pozwoliła się opanować trawiącej polską prawicę obsesji rozliczenia z PRL, nie jest w stanie wyrwać się z kręgu dyskusji dyktowanej przez PiS. Na boczny tor zeszły ambitne programy edukacyjne, obniżenie barier dla przedsiębiorczości, niskie podatki. I choć Donald Tusk mówi (i słusznie) o "cywilizacyjnej różnicy" pomiędzy PO i PiS, w wypowiedziach polityków Platformy trudno dostrzec tę różnicę. Trudno sobie wyobrazić fundamentalne - "cywilizacyjne" - odmienności polityki ewentualnego premiera Jana Rokity czy ministra Jacka Saryusza-Wolskiego od tej polityki, którą dziś realizują Jarosław Kaczyński i Anna Fotyga.

Ta sytuacja jest nie do wytrzymania. Trzeba bić na alarm. Trzeba debatę publiczną skierować na inne tory. Przedmiotem naszej dyskusji powinien być przede wszystkim awans życiowy Polaków. Rozwój, głupcze!
Po Europie - bez celu

W świadomości społecznej nie funkcjonuje dziś żaden wspólny cel, żadne wspólne wyobrażenie przyszłości - kim chcemy być, dokąd i jak chcemy dojść. Do niedawna takim celem była Unia Europejska, w której Polacy dostrzegali szansę na osiągnięcie pewnego poziomu cywilizacyjnego, podobnych praw i uznania, jakimi cieszą się bogate kraje Zachodu. Dziś nie ma wizji, która łączyłaby osobiste i wspólne ambicje, stanowiła drogowskaz dla wyborów życiowych. Zajęci sobą politycy odpowiedzialność za rozwój sprywatyzowali - zepchnęli na sektor prywatny (który na szczęście jest w świetnej formie) i na UE (która dostarcza wielkich środków, ale na wybrane przez siebie przedsięwzięcia).

Ta pustka pojawia się w chwili, gdy wizja i przywództwo są nam szczególnie potrzebne. Polacy - zwłaszcza młodzi, ale nie tylko - dobrze odnaleźli się w Unii. Po krótkim okresie niepewności z wigorem zabrali się do "zagospodarowania" Europy, włączyli Unię do swoich planów i działań. Efekty są imponujące. Już dziś miliony osób uczą się i pracują za granicą, kupują zagraniczne firmy i posiadłości, słowem - działają tam jak u siebie. Inni pracują w kraju na potrzeby unijnych firm i konsumentów, wykorzystują środki unijne, rozwijają wspólne przedsięwzięcia z unijnymi partnerami.

Ta nowa, szczęśliwa sytuacja niesie jednak ze sobą wiele znaków zapytania. Czy w dłuższym okresie damy sobie radę na tak otwartym i wyrównanym boisku? Czy podołamy tak bezpośredniej konkurencji? Czy ci, którzy wyjechali i wyjadą, pozostaną Polakami?

Niewątpliwie ciąży nam niska jakość instytucji państwa polskiego, infrastruktury technicznej i pracy. Analitycy międzynarodowi przyznają nam coraz niższe miejsce w rankingach konkurencyjności. Polskie przedsiębiorstwa mogą nie podołać ambitnym planom zagranicznych partnerów, inwestorzy mogą przenieść swe pieniądze do innych, bardziej konkurencyjnych krajów. Polacy pracujący za granicą mogą stać się emigrantami, cudzoziemcami polskiego pochodzenia.

Dziś łatwo się z Polską rozstać. Nasze wykształcenie okazało się pełne luk. Wartość dyplomów i zaświadczeń zawodowych - niska. Pomoc konsularna - żadna. Wizerunek Polski - słaby. Pełny kontakt z krajem - utrudniony. Polski paszport jest mniej wart od innych, łatwo na niego machnąć ręką. Całkiem realna wydaje się groźba, że w europejskim i globalnym podziale pracy Polacy wykonywać będą tylko proste zajęcia, a Polsce zabraknie talentów i kwalifikacji, aby przyspieszyć swój rozwój.

Wynosić ludzi do góry

Jak sprawić, by Polacy dali radę, by mogli się ścigać z innymi jak równy z równym? Odpowiedzią na to wyzwanie nie są lekcje patriotyzmu, podkreślanie historycznych zasług i promocja wymuszonej solidarności - polegającej na transferach dochodów od tych, którzy je uzyskali, do tych, którym się nie powiodło. Jest nią natomiast strategia rozwoju kultury eksponującej pracę jako jedyną drogę do awansu życiowego. Jest nią także budowa instytucji kształtujących kreatywność i solidność - szkół i uczelni przygotowujących do życia w globalizującym się świecie (a nie "krzewiących cztery P" ministra Giertycha), wymagających, a przez to cenionych certyfikatów poświadczających nabyte umiejętności, odblokowania ścieżek szybkiego awansu dla osób aktywnych i przedsiębiorczych. Jest nią wreszcie tworzenie rozwiązań, które zapewnią najwyższy poziom uprzywilejowania Polaków we wszystkich krajach oraz życzliwe wsparcie przebywających tam rodaków.

Być dobrym w Europie - to nie ekstrawagancja, złoty zegarek z wodotryskiem. Europa to dziś nasze podwórko. Mieć dokonania i uznanie - to skromne marzenie. Tak skromne i zwykłe, jak zwykłe jest uparte dążenie każdej rodziny do godności. Aby jednak móc je spełnić, potrzebny jest program działań nowoczesnych, z polotem, adresowanych do obywatela, a nie do państwa. Program awansu Polaków w Europie. Nie zaś program "mocnej Polski w Europie". Taki cel to stawianie wozu przed koniem. Z mocnej pozycji państwa w stosunkach międzynarodowych niewiele dla obywateli wynika. Przeciwnie, gdy awansują obywatele, awansuje też państwo.
Kto taki program sformułuje? To pytanie kieruję do Platformy Obywatelskiej. Wciąż pozostaje ona nadzieją środowiska, które ją współtworzyło. Nadzieją ludzi przekonanych do liberalnych idei w gospodarce, zgorszonych zawłaszczaniem państwa przez partie, ludzi, dla których przeszłość nie jest kryterium wyborów politycznych. Nawet jeśli wielu z nas uważa dziś PO jedynie za mniejsze zło.

Korzystając z obecnego ożywienia politycznego i nadchodzących wyborów Platforma musi wnieść nowy ton do debaty publicznej. Ton pozytywny - wiary w zdolności Polaków, w nadrzędność obywateli, w służebność państwa. Musi dowieść, że Polska nie jest krajem, który - jak mówi trener naszej reprezentacji piłkarskiej Leo Beenhakker - "ściąga ludzi w dół, zamiast wynosić do góry". Jeśli Platforma nie sprosta temu oczekiwaniu, trzeba będzie stworzyć inną partię. Ok!
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 22:07, 17 Paź 2006    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
AUTOR:KROGULEC
Miodowicz jak Lesiak?

PAP: "Prokurator krajowy Janusz Kaczmarek poinformował w poniedziałek PAP, że wpłynęło do niego zawiadomienie koordynatora ds. służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna o popełnieniu przestępstwa. Doniesienie ma związek z nowymi aktami znalezionymi w archiwach ABW, a dotyczącymi inwigilacji prawicy. Radio RMF FM podało w poniedziałek przed południem, że zawiadomienie to dotyczy właśnie Miodowicza. Według radia, w zawiadomieniu jest informacja o zespole, który powstał w kontrwywiadzie i zajmował się, podobnie jak zespół Lesiaka, inwigilacją - głównie prawicy. Pismo zawiera doniesienie o bezprawnym działaniu wobec partii politycznych. Według RMF, do Porozumienia Centrum w latach 90. wprowadzono agenta o pseudonimie "Max", który przez wiele miesięcy je rozpracowywał."

Miodowicz jak Lesiak? Nic dziwnego, że Rokita i jego partyjni koledzy dostają małpiego rozumu pytani o sprawę inwigilacji prawicy. Bagatelizują, usprawiedliwiają, kpią, robią wszystko, żeby od tematu uciec, a jak się nie da to przynajmniej zagadać. Kto by pomyślał, że z szafy Lesiaka wyturla się Miodowicz. Zanim jednak przez media przetoczy się parada oburzonych antykaczystów (oburzonych, rzecz jasna, nie samą inwigilacją - już wiemy, że była konieczna bo Kaczyńscy zamach na Wałęsę planowali - ale ujawnieniem całej sprawy przez Wassermanna, co zostanie nazwane plitycznym atakiem, zemstą za taśmy Beger, ratowaniem spadających sondaży i co tam kto jeszcze wymyśli), spieszę przypomnieć, że to żaden wymysł Wassermanna. Po raz pierwszy taki zarzut postawił Miodowiczowi rok temu Włodzimierz Cimoszewicz. Z niezrozumaiłych względów tak poważny przecież zarzut nie doczekał się rzetelnego wyjaśnienia, a szkoda bo choćby data jest ciekawa, inwigilacja miała miejsce jeszcze w 1996 roku.

Rzeczpospolita (6 września 2005): "Włodzimierz Cimoszewicz zwrócił się do premiera Marka Belki, by odtajnił i podał do publicznej wiadomości informacje dotyczące inwigilacji kierownictwa NSZZ "Solidarność" - poinformował Nałęcz podczas specjalnej konferencji prasowej. Rzecznik kandydata na prezydenta odczytał list do premiera Belki. Cimoszewicz napisał m.in., że o umieszczeniu we władzach "Solidarności" agenta UOP dowiedział się, gdy został premierem. (Było to na początku 1996 roku - red.). "Natychmiast poleciłem zaniechać takiego działania" - napisał Cimoszewicz. Argumentował, że ujawnienie informacji o inwigilowaniu "Solidarności" jest obecnie istotne, bo pojawiają się sygnały, iż "podejrzanymi machinacjami z udziałem oficerów służb specjalnych usiłuje się wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich"."

Chyba nie da się wmówić publice, że Cimoszewicz i Wassermann, w odstępie roku, zmyślili sobie bliźniacze historyjki, żeby szkalować niewinnego Miodowicza. Bezpieczniej będzie skorzystać z legendy wymyślonej na tę okoliczność przez Wachowskiego - o tym jak źli "olszewicy" chcieli przewrót zrobić i prezydenta obalić. Taka jest w każdym razie linia obrony coraz bardziej żałosnego Wałęsy, który Lesiaka chwali bo tylko dzięki niemu nie doszło do strzelaniny. I takiej mniej więcej wersji powinien się trzymać Miodowicz. W ostateczności zawsze może zwołać konferencję prasową, pokazać kilka anonimów i lamentować, że to Wassermann na niego poszczuł. W przypadku Rokity zadziałało, zamiast kłopotliwych pytań były tytuły w rodzaju "Rokita zastraszany ale nie zastraszony". Kostkowi też nic nie zrobią, trudnych pytań nie będzie. A jak będą to zawsze można nakrzyczeć na zbyt bezczelnych dziennikarzy (Rokita: "Szkodzicie Polsce tak samo jak Kaczyńscy!"). Całkowicie bezkarnie.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ahron
Gość





PostWysłany: Śro 21:24, 18 Paź 2006    Temat postu:

A CZY KTOŚ MOŻE MI PRZYTOCZYĆ NAZWISKA JAKIŚ AUTORYTETÓW??????????
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Śro 23:03, 18 Paź 2006    Temat postu:

KORUPCJA KRYTYCZNEGO ROZUMU!

KOMPROMITACJA AUTORYTETÓW
JACEK żAKOWSKI
Cezary Michalski zaatakowal autorytety, ze nie protestuja przeciw temu, co pułkownik Lesiak robil 15 lat temu, i wysnuwa wniosek, ze takim autorytetom nikt juz nie zaufa. Ale gdyby osoby, które wymienia jako autorytety, w istocie byly dlan autorytetami, to widzac ich milczenie, zastanawialby sie, dlaczego milcza. Redagowana przez Michnika "Gazeta Wyborcza" nie musi dzis bardzo sie oburzac na szafe Lesiaka, bo oburzala sie na nia przed laty, gdy ujawnila te sprawe. Wtedy ta szafa stanowila (mogla stanowic?) zagrozenie dla polskiej demokracji. Dzis oburzanie sie w zwiazku z szafa plk.Lesiaka ma taki z grubsza sens, jak awantura o sabotaz w sztabie króla Jagielly, który doprowadzil do zmarnowania wiktorii grunwaldzkiej.
"Dziennik" 16.10.2006

Tekst Jacka Zakowskiego o aferze Lesiaka potwierdza, ze na ponadpartyjne zachowanie inteligenckich autorytetównie ma dzisiaj co liczyc. Nie w tej atmosferze, nie w apogeum wojny pomiedzy "Kaczorami" i reszta swiata. Zrekapitulujmy zatem, co maja do powiedzenia w sprawie krytycznie myślący - we wlasnym mniemaniu - dziennikarze, a takze ludzie wypowiadajacy się wczesniej na skale calej Europy na temat ograniczen swobód w Polsce:
- zadnej afery Lesiaka nie ma, co najwyżej ktos na wlasna reke zbieral materialy dotyczace wieku kota Jarosława Kaczynskiego o imieniu Busio (propozycja interpretacyjna Katarzyny Kolendy- Zaleskiej, podjeta przez satyryków ze "Szkla Kontaktowego"),
- jesli nawet zespól Lesiaka dzialal, to swietnie, bo byly to dzialania wymierzone w "chorych z nienawisci",
- ludzie Lesiaka slusznie tropili polityków kryminalistów, takze dzis powinniśmy skorzystac z ich "sledczego dziennikarstwa" (radykalna propozycja Janiny Paradowskiej),
- jesli dzialalnosc zespolu Lesiaka była nawet zla, bo "dezintegrowano" także partie lewicowe, to i tak nalezy do zamierzchlej historii, wszystko na jej temat napisali juz Adam Michnik i dziennikarze "Gazety Wyborczej", a teraz nie wolno o niej mówic anijej wyjasniac, bo cala pancerna piesc inteligenckiego sumienia powinna byc zmobilizowana przeciwko "Kaczorom",
- kazdy dziennikarz domagajacy się wyjasnienia tej sprawy, widzacy w niej to, czym rzeczywiscie byla - polska afere Watergate - subiektywnie lub obiektywnie "Kaczorom" sluzy. Nawet jesliby się tego wypieral, nawet jesli powtarzalby bez konca, ze szanse na wyjasnienie i osadzenie tej sprawy zmalaly po tym, jak Jaroslaw Kaczynski postanowil przygniesc szafa Lesiaka przede wszystkim Jana Rokite.

Retoryczna przesada
Jacek Zakowski ma racje wjednym. Wielu ludzi, do których zaapelowalem w moim tekscie ,,Kompromitujace milczenie autorytetów" ("Dziennik" 11.10.06) ,nie jest autorytetami dla mnie. Nie dlatego, ze ich wszystkich nie lubie czy nie szanuje intelektualnego dorobku niektórych z nich. Ja po prostu szczerze nie znosze samego pojecia "autorytet", bo zostalo ono w znacznej mierze skompromitowane w ostatnich 16 latach - i to po wszystkich stronach polskich bijatyk. Niezaleznie jednak od mojego wlasnego stosunku do okreslenia "autorytety", wiedzialem, ze ludzie, do których sie zwracam ,sa nadal rzeczywistymi autorytetami dla czesci polskiej inteligencji.I sadzilem, ze to nie mnie, ale polskich inteligentów beda sie wstydzic. Pomyslalem -to istotnie dowód mojej nieuleczalnej naiwnosci - ze Adam Michnik, Kinga Dunin, Jerzy Jedlicki i inni beda sie wstydzic swoich inteligenckich fanów ,którzy pamietaja, a przynajmniej powinni pamietac, ich zachowania ideklaracje z ostatnich lat. Pamietaja np. ich publiczne apele, formulowane nie w tonie zwyczajnej krytyki, ale bedace krzykiem, ze Polska ginie, ze polska demokracja jest w niebezpieczenstwie. Ze nadciaga panstwo wyznaniowe. Ze zakaz parad równości - powtarzam, glupi, wrecz idiotyczny, i szczesliwie dzieki glosnej publicznej kampanii panii rok pózniej wycofany - to dowód na faszyzacje Polski. Ze wredne i politycznie cyniczne wypowiedzi Wierzejskiego na temat gejów, kary smierci itp. to kolejny dowód na to, ze Polska wypisuje sie zachodniego kregu cywilizacyjnego . Ze absurdalna likwidacjaklubu ,,LeMadame" to represja porównywalna co najmniej do zamkniecia przez Gomulke tygodnika ,,Poprostu" i zastapienia go tygodnikiem "Polityka". Sluchalismy tych apeli i ostrzezen, a uszy nam troche wiedly - nie ze względu na powage spraw, ale z powodu pewnej retorycznej przesady. Jednakja osobiscie, kiedy juz wyplynely dokumenty dotyczące inwigilacji partii politycznych przez UOP, sadzilem przynajmniej, ze radykalizm tamtych wezwan zmusi wygłaszających je ludzi do zabrania glosu także w tej sprawie. Nieporównanie grozniejszej dla demokracji w Polsce. Tak sie jednak nie stalo i Jacek Zakowski tlumaczy dlaczego. Robi to o wiele lepiej ode mnie. Zarówno jego tekst ,jak i milczenie inteligenckich autorytetów są dla mnie gorzka lekcja. Tak, nawet dla mnie, który po 16 latach IIIRP malo już wierzy w czyjakolwiek bezinteresownosc, bezstronnosc. Sadzilem jednak, ze nawet skrajna stronniczosc nie niszczy w ludziach leku przed osmieszeniem sie, leku przed utrata twarzy. Szczególnie u tych naprawde inteligentnych. Pomylilem sie. W epoce drugiej polskiej wojny na górze,w epoce dominacji w polskiej debacie publicznej Radia Maryja i "Szkla Kontaktowego", które Tomasz Lis z niezwykla wrecz celnoscia nazwal na naszych lamach "Radiem Maryja dla inteligencji" (po raz kolejny przypomiam: dla czesci inteligencji), ci ludzie nie wstydza sie juz niczego. Wszystko jest dozwolone, każdy rodzaj polemicznego przekroczenia, kazde przemilczenie, stronniczosc, kazdypoziom politycznego zaangazowania.

Blad zalozycielski
Nie zaproponowalem w moim tekscie nikomu - jak to sugeruje zarówno Jacek Zakowski, jak tez prof. Jerzy Jedlicki, który wysmial i potepil mój apel na antenie TOK FM - bezsilnego, jalowego krzyku na polityczne zamówienie. Zaproponowałem spokojne, ponadpartyjne, ponad obozowe wezwanie ze strony inteligenckich autorytetów i ludzi mediów. Wezwanie skierowane do ludzi polityki. Zeby niezaleznie od swojej partyjnej przynaleznosci wyjasnili, dlaczego Urzad Ochrony Panstwa mógl podjąć dzialania wobec legalnych ugrupowan lewicy i prawicy? Kto wydal polityczne zlecenie lub przyzwolenie na taka dzialalnosc? Jesli to nie jest najciezsze wykroczenie przeciwko demokracji, jesli nie ono zasluguje przynajmniej na sejmowa komisje sledcza, to co nim jest? Przeciez to sprawa nieporównanie wazniejsza od afery Rywina - na której badaniu słusznie wypromowali sie zarówno Jan Rokita, jak i Zbigniew Ziobro. Jest to sprawa nieporównanie wazniejsza od afery Orlenu ,afery PZU czy niedoprecyzowanej w uchwale sejmowej kwestii ogólnego zbadanianie prawidlowosci przy prywatyzacji systemu bankowego. Ta sprawa jest konkretna, pozostawila po sobie dokumenty, które polska opinia publiczna juz zaczela poznawac. Dotyka samych fundamentów polskiej demokracji, takiej, jaka mielismy od roku 1989. W dodatku jest realnie ponadpartyjna, jej ofiara padli nie tylko prawicowcy, ale takze ludzie PPS czy SdRP. Jest to jedna z tych nielicznych patologii III RP, za która nie ponosi bezposredniej politycznej odpowledzialnosci obóz postkomunistyczny. Jest bardzo prawdopodobne, ze u jej zródel sa nie tylko byli esbecy, ale takze ludzie, którzy wyszli z opozycji demokratycznej, a w pewnym momencie byli zbyt pijani wladza, za bardzo przerazeni mozliwoscia jej utraty, zeby pamietac o swoich szlachetnych genealogiach. I właśnie dlatego nie jest to - tu powracam do tekstu Jacka Zakowskiego - bitwa pod Grunwaldem. Obecnosc pulkownika Lesiaka w UOP i korzystanie z jego usług przez ludzi dawnej opozycji demokratycznej to blad zalozycielski polskiej demokracji, który - jesli nie zostanie opisany , zrozumiany i osadzony - bedzie sie w Polsce wiecznie powtarzac. A moze sie powtórzyc zarówno pod rzadami PiS , PO , jak i najbardziej nawet odmlodzonego SLD. Afera Lesiaka powróci, skoro zawsze bedzie mozna liczyc na zamiecenie jej pod dywan. Takze wykonawcy zawsze sie znajda. Obojetnie, czy beda sie wywodzic z dawnej SB, czy ze szlachetnego ruchu Wolnosc i Pokój. Jacek Zakowski twierdzi takze, iz o aferze Lesiaka nie warto juz mówic, bo jej obowiazujaca wersje i interpretacje przedstawili przed kilku laty Adam Michnik i dziennikarze "Gazety Wyborczej". A przeciez po papiezu nie wolno niczego poprawiac. Znamy wszyscy odpowiedni dogmat o nieomylnosci. Nie zarzucam Zakowskiemu naiwnosci, wiem, ze on wie, i to wie doskonale, iz Adam Michnik mówil o inwigilacji partii politycznych przez UOP tak, zeby sprawy nie wyjasnic, ale by ja zbagatelizowac. W konsekwencji swojej medialnej opieki uczynil ja sprawa marginalna, która w niczym nie mogla naruszyc obowiazujacego na lamach "Gazety Wyborczej" obrazu naszego najlepszego ze swiatów. Jesli bowiem byloby tak, ze Adam Michnik - jak twierdzi Zakowski - zrozumial wage ówczesnych dzialan UOP, to dlaczego w dalszym ciagu opiewal III RP jako ideal demokracji? Dlaczego on sam i jego gazeta jeszcze w 2005 roku atakowali PO i PiS jako populistów tylko dlatego, ze partie te mówily o patologiach III RP jako orzeczach zbyt powaznych, aby mozna je bylo dalej tolerowac? I obiecywaly reforme panstwa. Jacek Zakowski wie, dlaczego Michnik tak robil. Bo byl jednym z ojców zalozycieli III RP, ponosil odpowiedzialnosc nie tylko za sukcesy, ale takze za kleski nowego porzadku. A on nie lubi ponosic odpowiedzialnosci za jakiekolwiek kleski. Poza tym akurat w1992i 1993 roku Michnik namascil Lecha Walese na czolowego obronce demokracji. Nie Lecha Walese jako wielki symbol narodowej historii którym dawny lider "Solidarnosci" jest zupelnie zasluzenie - ale jako patrona ,Michnikowszczyzny", której tamte lata byly apogeum. Tak wiec Jacek Zakowski, przywolujac autorytet Michnika, tylko pogarsza sprawe. Przypomina nam, ze afera Lesiaka zostala po raz pierwszy zamieciona pod dywan juz przed kilku laty. Teraz jest zamiatana po raz drugi. Takze sam Zakowski nie zajaknal sie o tym Grunwaldzie - jesli przyjac za dobra monete jego zdumiewajaca metafore - ani przed dziesieciu laty ,kiedy nawet gluchy mógl uslyszec szczek mieczy uderzajacych o zbroje i krzyki ugodzonych, ani nie chce o niej pisac dzisiaj. Wiec kiedy ten Grunwald nie byl dla niego historia?! Kiedy byl dla niego tym waznym, tym centralnym tematem, który nalezalo podjac? Podobnie jest w przypadku innych adresatów mojego apelu. To milczenie,ta próbabagatelizowania sprawy sa kompromitujace. Szczególnie dla tych, którzy adresowali do europejskiej opinii publicznej ostrzezenia przed polska homo fobia, a nie zauwazyli, ze byli dzialacze SB, ulokowani przez ludzijednej z solidarnosciowych frakcji w samym sercu demokratycznego panstwa, chodzili za ich dawnymi kolegami z demokratycznej opozycji, zbierali na nich kwity, organizowali prowokacje czy raczej prowadzili - piekny esbecki eufemizm - "dzialania dezinformacyjno- dezintegracyjne". I to chodzili nie tylko za "okropnym Kaczorem", którego zapewne wolno "dezintegrowac", bo jest taki wstretny. Chodzili nawet za Piotrem Ikonowiczem, lewicowym radykalem z PPS. Jak trafnie zauwazyl wczoraj na lamach "Dziennika" Michal Karnowski: to dzieki polityce poznalismy pare szczególów zza kurtyny III RP, ale takze polityka moze nam te sprawy sprzed oczu zabrac, uniemozliwic ich zrozumienie i osadzenie. Ten sam polityczny konflikt, który sprawii, ze dokumenty z szafy Lesiaka trafiaja do opinii publicznej, odbiera im teraz wszelki sens. A zadne autorytety, zadni reprezentanci opinii publicznej nie beda potrafi) i temu zaradzic. Nie beda potrafili, bo nie beda chcieli. Bo sami sa strona tego politycznego konfliktu.Taka sobie funkcje wybrali.Tyle ze poniosa konsekwencje tego wyboru. Jesli przemilcza, jesli pozwola politykom zuzyc, zbagatelizowac afere Lesiaka, to juz nie tylko ja, ale takze wielu ludzi, którzy wczesniej im zaufali, bedzie wiedzialo, ze zaden z nich nie jest Emilem Zola. Zadne ich przyszle gromkie "J'accuse!" (Oskarzam!) nie bedzie mialo najmniejszej nawet wartosci moralnej, ponadpartyjnej. Jego waga bedzie równa wadze pierwszego lepszego uzytkbwego felietonu w "GazecieWyborczej".
DZIENNIK wtorek 17.10.2006
Cezary Michalski
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 14:10, 19 Paź 2006    Temat postu:

Długa ręka SB. Tajemnica śmierci ks Popiełuszki.!!!!!
Od 22 lat w dziwnych okolicznościach giną ludzie, którzy próbują dociec prawdy o zamordowaniu księdza Jerzego Popiełuszki. Kto i dlaczego sabotuje śledztwo w sprawie "zbrodni stulecia"?
[link widoczny dla zalogowanych]

Nawet nasz wielce uczciwy, mega moralny poseł, premier z Krakowa, Rokita się tam przewija:
W wyjaśnieniu prawdy nie pomogła również powołana w 1990 r. sejmowa komisja do spraw zbadania zbrodni MSW. Komisji przewodniczył Jan Maria Rokita – dziś jeden z liderów Platformy Obywatelskiej. To właśnie do niego zgłosiła się Róża Pietruszka z dokumentami na temat sprawy księdza Jerzego. Rokita w sposób wulgarny zbył żonę pułkownika, a dokumentów nie przyjął.
[link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 18:16, 19 Paź 2006    Temat postu:

Bronisław Łagowski PRZEGLĄD

Konsoliduje się obóz przeciwników PiS-u pragnący tę partię odsunąć od władzy. Partie dążą do tego, ponieważ pragną zająć miejsce Prawa i Sprawiedliwości. Liczy się głównie Platforma Obywatelska, ale ona po przejęciu władzy chce robić to samo, co robi PiS. Co na tym zyska społeczeństwo? Rokita, Tusk i prawie wszyscy Platformersi, których widać, przed wyborami głośno obwieszczali, że chcą tego samego, co Kaczyńscy, swoją propagandę i swój program przystosowali do planu wspólnego rządzenia, a współzawodniczyć chcieli tylko o to, która partia będzie bardziej ultra, która posunie się dalej w walce z postkomunizmem, która szybciej zlikwiduje wywiad wojskowy, która większą część ludności obejmie lustracją, która więcej „siły” pokaże w stosunkach z Unią Europejską i Rosją; były różnice w sprawie podatków, ale zaledwie parę miesięcy po sformowaniu rządu PO przyjęła PiS-owski projekt podatków, ogłaszając, że chcą w ten sposób zrobić złośliwy figiel rywalom, którzy ten projekt porzucili. Po wyborach przyspieszanych czy w normalnym terminie najprawdopodobniejszą koalicję rządową zawiążą PiS i Platforma. Obie partie wyliżą to, co teraz na siebie napluły. Zerwanie programowe, ideowe nie nastąpiło. Niektórzy sejmowi i senatorscy entuzjaści Kaczyńskich z Platformy zrazili się do PiS-u z powodu Giertycha, inni albo i ci sami z powodu Leppera; gdy ci dwaj zostaną odsunięci, zniknie najważniejszy powód wrogości. Telewizja publiczna jest przykładem, że obie partie mogą współrządzić ku wzajemnemu zadowoleniu; słyszałem w telewizji senatora Platformy Obywatelskiej, który sprzeciwiał się próbom usunięcia pana Wildsteina. Polską nie rządzi PiS, lecz obóz solidarnościowy, w którym Kaczyńscy dzięki swojej ruchliwości na razie wysunęli się na czoło. Mamy solidarnościową władzę polityczną, solidarnościowe media państwowe i prywatne, solidarnościową indoktrynację w szkołach, Kościół poddany solidarnościowym wpływom, lewicę, która nie śmie się sprzeciwić solidarnościowej interpretacji historii i teraźniejszości, młodzież, do której nie dociera ani fizycznie, ani logicznie żadna argumentacja niespójna z solidarnościową dogmatyką. Coraz więcej ludzi ma poczucie zamknięcia: czy zwrócą się w stronę polityki, czy kultury, historii czy stosunków z zagranicą, uroczystości religijnych czy narad programowych lewicy, wszędzie zderzą się z dominacją solidarnościowych mitów. To nie zostało wytworzone przez jedną partię. To jest duch czasu.
Słowa wieszcze. „Gazeta Wyborcza” opublikowała wiele znaczący, choć krótki tekst Czesława Miłosza. Ma on graficzny wygląd wiersza, ale nie jest poezją, raczej notą do rozwinięcia w artykule publicystycznym. Tekst został napisany w 2003 r.; „gorliwi służalcy i dobrze płatni oprawcy nie tylko nie poniosą kary, ale siedzą w swoich willach i piszą pamiętniki, odwołując się do wyroku historii”. Podobnie prawica solidarnościowa uważała bezkarność „służalców” i „oprawców”, czyli ludzi sprawujących władzę w PRL, za stan rzeczy nie do zniesienia i opracowywała swój plan drugiej dekomunizacji, który teraz realizuje. „Minie jedno, może dwa pokolenia, i młodzi odkrywają nieznane ich ojcom uczucie wstydu. Wtedy dla swego buntu będą szukać wzorów w dawno zapomnianej antyimperialnej rebelii”. Nastąpiło to wcześniej, niż przepowiadał wieszcz. Młode pokolenie przejęło wzory powstańcze, innych nie uznaje i nie rozumie, wniosło je do Instytutu Pamięci Narodowej, do „polityki wschodniej”, a do pokoleń starszych zwraca się z jednym pytaniem-niepytaniem: jak wam było nie wstyd? „Duch czasu” nie jest pustym słowem. To istnieje naprawdę i rządzi umysłami zarówno słabymi, jak mocnymi, a wieszczowie, bywa, pokornie mu służą.
Miłosz był zawsze przeciwnikiem polskiego nacjonalizmu, nie tylko endeckiego. Także mentalność akowska była mu obca, Powstanie Warszawskie uważał za zbrodnię. Sam emigrant, przez emigrację „londyńską” był znienawidzony i ze swej strony odwzajemniał się pogardą. Czasy się zmieniły. W roku 1986 pisał: „Przewrót, który nastąpił za »Solidarności«, to publiczne uświadomienie sobie tego faktu (że Polska była krajem okupowanym), tak że kluczowe miejsce zajmuje Katyń i Powstanie Warszawskie, tudzież całkowita rehabilitacja postawy nieprzejednanych na emigracji. Zegar cofnął się do roku 1944. Kiedy byłem w Warszawie w 1981 roku, miałem uczucie, że starto z tablicy, cokolwiek na niej mazano od tamtego czasu, i niemal gotów byłem uwierzyć neoendekom, że jest tylko jedna partia, narodowa, i że to jej odrodzenie. Niemal”. W roku 2003 zdezaktualizowało się tylko „niemal”. Gazeta, nie pamiętam która, opublikowała list Miłosza do Giedroycia, w którym radzi się, jaką ma zająć postawę wobec tej partii narodowej, jedynej, jaka się liczy.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 22:09, 19 Paź 2006    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Zamieszczam ciekawy wywiad z Rokitą.

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF „Kwadrans po ósmej”, witam Państwa n naszego nowego studia. Moim i Państwa gościem jest dziś poseł Platformy Obywatelskiej Jan Rokita. Czy czuje się Pan zagrożony?

JAN ROKITA Nie

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Pokazuje Pan listy z pogróżkami, jakie Docierają do Pana.

JAN ROKITA I docierają. Jak ktoś rozpętał, Pani dokładnie wie, jak i nasi słuchacze, kampanię nienawiści, to teraz docierają różnorakie listy z pogróżkami. To chyba ludzka rzecz, normalna

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Rozważał Pan wystąpienie o ochronę w tej sytuacji?

JAN ROKITA Pani chyba żartuje.

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Ale jest to nieprzyjemne

JAN ROKITA A lubiłaby Pani dostawać listy takie, że „Wyprowadzaj się Pan z miejsca, w którym Pan mieszkasz. Czekamy jeszcze parę dni, a jak się w ciągu paru dni Pan nie wyprowadzi to...”

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Nie bagatelizując tej sprawy, ale to tylko listy. A czy Pan sobie wyobraża jak kilkanaście lat temu musieli się czuć ci, którzy byli podsłuchiwani, którzy byli inwigilowani, którym przebijano opony w samochodach. Czy Pan rozumie, że oni w tej chwili żądają sprawiedliwości, że oni oskarżają tych , którzy – ich zdaniem – mogli za tym stać?

JAN ROKITA Pani łączy ze sobą rzeczy kompletnie nieporównywalne. To znaczy Lech Kaczyński był ministrem sprawiedliwości lat temu pięć chyba i prokuratorem generalnym i gdyby mu zależało do doprowadzenia do jakiegokolwiek śledztwa za jakiekolwiek przestępstwa związane z początkiem lat dziewięćdziesiątych, to byłby się wtedy za to zabrał. Dzisaj jak sam mówi – tak przynajmniej mówił Donaldowi Tuskowi w rozmowie – te sprawy na dodatek mają charakter przedawniony, zdaniem Lecha Kaczyńskiego. Warto więc spytać Lecha Kaczyńskiego dlaczego wtedy, kiedy był prokuratorem generalnym się tym nie interesował. To bardzo dziwne – zgadza się Pani?

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Dziwne, to prawda. Ale być może nie było dokumentów.

JAN ROKITA Dlaczego Zbigniew Ziobro, który był wnioskodawcą raportu bardzo ostrego o odpowiedzialności za aferę Rywina wobec Millera, Jakubowskiej, Kwiatkowskiego, Czarzastego, a nawet Kwaśniewskiego, co było rzeczą wątpliwą, dlaczego Zbigniew Ziobro będąc dzisiaj prokuratorem generalnym nie próbuje wyciągnąć jakichkolwiek wniosków ze zredagowanego przez siebie i przyjętego przez Sejm raportu. Jest Pani w stanie mi to wytłumaczyć?

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Ja zapytam Pana...

JAN ROKITA Ale niech mi Pani to wytłumaczy. Dlaczego politycy Prawa i Sprawiedliwości formułują ostre oceny rozmaitych zdarzeń, jakieś raporty o odpowiedzialności ludzi, po czym gdy pełnią funkcję publiczne umożliwiające ściganie, to nie czynią tego.

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Teraz czynią.

JAN ROKITA Gdzie ma Pani wnioski w sprawie Rywina?

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Mówimy o innej sprawie.

JAN ROKITA Ale ja mówię o Rywinie. Ale ja byłem członkiem komisji do spraw afery Rywina i mnie odpowiedzialność ludzi za tą wielką aferę bardzo interesuje. Pytam się.

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Rywin jest w więzieniu.

JAN ROKITA To nie Rywin tylko „grupa trzymająca władzę”. Dlaczego prokurator generalny, który ma dzisiaj wszystkie instrumenty władzy i jest redaktorem raportu przyjętego przez Sejm w tej sprawie nikogo nie pociągnął dop odpowiedzialności.

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Nie jest wykluczone, że jeszcze pociągnie. Wywołany przez Pana minister Ziobro mówi, że w dokumentach sprawy Lesiaka są zeznania byłego szefa UOP Jerzego Koniecznego, który mówi, że Pan musiał wiedzieć o tej sprawie.

JAN ROKITA Ale dlaczego minister Ziobro nie podejmuje odpowiedzialności w sprawie Rywina, bo to jest moim zdaniem bardzo kluczowa sprawa?

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF A ja wrócę uparcie do sprawy Lesiaka, z dokumentów, które mam tutaj przed sobą...

JAN ROKITA Bo to jest problem wiarygodności ministra sprawiedliwości. Minister sprawiedliwości, który redaguje raporty, z których nie wyciąga żadnych później wniosków, kiedy pełni funkcje publiczne, w moim przekonaniu traci wiarygodność. Ta nie jest?

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Wiedział Pan o sprawie Lesiaka.

JAN ROKITA Nie. Pani doskonale o tym wie, odpowiadam na ten temat po raz pięćdziesiąty publicznie. Zresztą nie mógłbym w ogóle wiedzieć. Z natury rzeczy Pani wie, że nie mógłbym wiedzieć.

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Nie wiem. Trudno mi to oceniać, bo są różne sprzeczne informacje na ten temat. Antoni Macierewicz powiedział w Telewizji Trwam, że w raporcie na temat bezpieczeństwa państwa, który omawiano na posiedzeniu rządu Hanny Suchockiej w 1993 roku ugrupowania prawicowe były stawiane na równi z mafią, szpiegami i terrorystami. Pan pamięta takie posiedzenie, kiedy taki raport był przedstawiony?

JAN ROKITA Pamiętam bardzo wiele posiedzeń. Kwestie analiz intelektualnych polityki, to jest zadanie dla analityków. Analitycy w tamtych latach z pewnością takie procedury jak zajmowanie urzędów wojewódzkich siłą, czy palenie kukły prezydenta, takich rzeczy nie oceniali pozytywnie, tylko negatywnie, to nie ulega wątpliwości. Ale jedna rzecz jest pewna: mianowicie żaden analityk, a ni żaden polityk do roku 2006 nie sporządził analizy, a ni nie wypowiedział się publicznie na temat działalności polityków opozycji słowami „mord”, „zbrodnia” i „kat”. Te słowa wypowiadają wyłącznie prezydent Lech Kaczyński, prezes Jarosław Kaczyński, a ostatnio również minister Gosiewski o mnie jako polityku opozycji. Pani podziela taką retorykę polityczną?

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Ja w ogóle nie chcę podzielać lub nie. Ja bym chciała....

JAN ROKITA Czy pani uważa, że raporty, jakie oni dostają...

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Ja nie znam raportów.

JAN ROKITA Ja też nie znam tego raportu, o którym Pani mówi. Czy raporty, które oni dostają, w oparciu o które nazywają polityków opozycji „katami”, „ludźmi działającymi na granicy mordu”.

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF To są bardzo mocne słowa...

JAN ROKITA No i co?

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF ...jeśli nie są rzeczywiście poparte faktami...

JAN ROKITA To?

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF ...to jest to przesada.

JAN ROKITA To jest przesad? Jeżeli ktoś nazywa Panią zbrodniarzem na granicy mordu, to jest przesada, Pani to tak by nazwała delikatnie?

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Poruszamy się po obszarze, na temat którego wiedzy nie mamy. Nie chciałabym wypowiadać swojego zdania, bo pytam o Pana zdanie.

JAN ROKITA Ale Pani jest obywatelem. Pani nie pyta o pewne dokumenty z lat dziewięćdziesiątych ...

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF A Pan mi nie odpowiada na pytanie.

JAN ROKITA Ja pani odpowiadam jak było w dokumentach z lat dziewięćdziesiątych. Chodzi o to, że nigdy nie formułowano takich ocen, ajk te, które są formułowane dzisiaj. I chodzi mi o to, czy Pani podziela taki punkt widzenia, który pozwala o opozycji mówić „kat”, „zbrodniarz”, „na granicy mordu”. Czy w telewizji publicznej dziennikarze podzielają taki punkt widzenia?

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Ja wrócę do dokumentów...

JAN ROKITA Nie odpowie Pani na to pytanie?

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Nie będę podzielać opinii polityków lub nie, bo to nie jest

JAN ROKITA Nie chodzi mi o moją opinię. Chodzi mi o to, co Pani uważa ...

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Chcę Panu pokazać dokumenty, które mam przed sobą. Dokumenty, do których dotarła dziennikarka „Wiadomości” Dominika Długosz. Od razu powiem, że nie od polityków, nie od kogokolwiek innego, tylko dokumenty z sądu, które zostały odtajnione z „szafy Lesiaka”. Decyzja szefa UOP w sprawie zmiany klauzuli tajności, pisma ministra Milczanowskiego do ministra szefa Urzędu Rady Ministrów Jana Marii Rokity – tutaj jest numer sprawy Lesiaka. Proszę Panie pośle.

JAN ROKITA Ale my nie jesteśmy w tej chwili w komisji śledczej. Rozumiem, że Pani nie przyjmie praktyki takiej, że Pani Jakieś papiery, które Pani ma przed sobą, których ja nie znam będzie pokazywać i w oparciu o nie razem z Kaczyńskimi powie Pani naszym słuchaczom, że jestem zbrodniarzem.

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Nie mówię z kimkolwiek...

JAN ROKITA Proszę bardzo, żeby Pani te dokumenty przekazała mi spokojnie do mojego biura, ja się z nimi spokojnie zapoznam i ja z pewnością przedstawię co o nich wiem.

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF To są dokumenty jawne...

JAN ROKITA Ja tych papierów nie znam.

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Decyzja szefa UOP w sprawie zwolnienia z obowiązku zachowania tajemnicy Konstantego Miodowicza...

JAN ROKITA Pani redaktor, Pani...

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Ale proszę posłuchać Panie pośle.

JAN ROKITA To proszę, mnie posłuchać.

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Bo Pan bagatelizuje.

JAN ROKITA Nie bagatelizuję.

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF ... o powodach przedstawienia do wiadomości ówczesnym prezesowi Rady Ministrów Hannie Suchockiej, wiceprezesowi Henrykowi Goryszewskiemu, szefowi Urzędu Rady Ministrów Janowi Marii Rokicie. Tu jest Pana nazwisko, a Pan cały czas powtarza, że...

JAN ROKITA Ale gdzie jest moje nazwisko? W jakiej sprawie jest moje nazwisko, Droga Pani?

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF W sprawie dokumentów, które do Pana docierały kiedy był Pan szefem URM.

JAN ROKITA Pani uprawia tę samą propagandę kłamstwa i to bardzo aktywie, którą uprawiają bracia Kaczyńscy. I bardzo aktywnie to Pani robi, Pani łamie wszystkie standardy dziennikarstwa. Dlaczego? Dlatego, że informacje, które zostały uzyskane przez rząd w normalnym systemie informacyjnym państwa, czyli biuro analiz, biuro informacyjne, wszystko to, co jest przedmiotem analityki i co dostają ludzie, którzy rządzą, Pani usiłuje zestawić z zarzutami podsłuchiwania, wprowadzania agentów do partii politycznych...

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Nie, ja to zestawiam z Pana odpowiedzią...

JAN ROKITA Sekundę, interesowania się życiem prywatnym ludzi, bądź też inną agenturą. Otóż chodzi o to, że ja jako minister w tamtych latach otrzymywałem codziennie dziesięć analiz politycznych o tym co robią poszczególne partie i co się dzieje w Polsce. I te dokumenty, o których Pani tutaj mówi dotyczą tego rodzaju analiz. To jest jedna rzecz. A Kaczyńscy razem z Panią...

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Pan przesadza. Ja zestawiam tylko to, co jest w tych dokumentach...

JAN ROKITA Kochana...

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF ...z tym, że Pan mówi, że Pan nigdy nie dostawał żadnych dokumentów i nie wiedział.

JAN ROKITA Nie, Ja nigdy czegoś takiego nie powiedziałem. Niech Pani przeczyta mój wywiad w „Życiu Warszawy”. Ja utrzymywałem dziennie dziesięć informacji na temat tego, co się dzieje w państwie, że opozycja zamierza okupować urzędy wojewódzkie, że zamierza zrobić strajk, że zamierza palić kukłę prezydenta. Takich analiz, które je jakby władza odtajniła dzisiejsza, są dziesiątki. Natomiast pomysł, że ja uczestniczyłem w nasyłaniu agentów na partie polityczne, w interesowaniu się kotami Jarosława Kaczyńskiego...

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Ja tego nie powiedziałam.

JAN ROKITA Ale oni to mówią.

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Ale Pan mnie zestawia w jednym szeregu. Ja czegoś takiego nie powiedziałam.

JAN ROKITA ... w interesowaniu się życiem seksualnym opozycji jest obelżywe. Mówię Pani bardzo otwarcie jak było. Było tak, że analizy i informacje o stanie państwa dostawałem codziennie i jest ich dziesiątki, być może Pani ma tu jedną z nich.

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF O to się Pana pytam. By Pan się doniósł do tego.

JAN ROKITA Natomiast żadnej wiedzy na temat inwigilacji nie mogę mieć, bo wszelkie formy inwigilacji, czyli wsadzania agentów, interesowania się życiem prywatnym są obrzydliwe i pomysł, że mógłbym w tym uczestniczyć jest obelżywy dla mnie. Pani doskonale o tym wie.

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF We wspomnianym przez Pana wywiadzie dla „Życia Warszawy” pytał Pan, czy tym, co skłoniło wówczas do inwigilacji nie były przypadkiem poważne podejrzenia co do kryminalnej działalności polityków prawicy. Jakie konkretnie podejrzenia?

JAN ROKITA To jest bardzo interesujące. Dobrze by było, żeby ta szafa została w końcu odtajniona, żeby wiedzieć jakie były podstawowe, jakie były pierwsze przesłanki tej inwigilacji.

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Ale skąd takie podejrzenia.

JAN ROKITA Ja czytam gazety, w przeciwieństwie do Pani redaktor.

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Ja też czytam gazety.

JAN ROKITA To oboje przeczytaliśmy w gazetach, że podobno u podstaw całego tego procesu leżało, jak mówił w jednej z gazet ostatnio pan Konieczny, postępowanie karne i podsłuch i polecenie ze trony prokuratora generalnego w odniesieniu do jednego z m ministrów Porozumienia Centrum, który podobno w tamtych czasach był podejrzany o korupcję. No ja to czytam w gazecie. W związku z tym z drugiej strony dostaję te notatki, o których Pani mówi, gdzie zawsze ilekroć pojawiają się nazwiska polityków PC, to dalej są zakreślone fragmenty, które ABW utajniła informacje dotyczące tych ludzi. Pytam więc kiedy te materiały będą odtajnione? Kiedy będziemy wiedzieć co było przedmiotem prawdziwym inwigilacji i jakie były powody, kiedy będziemy znać prawdę o tym, co oni robili w tamtych latach, kiedy to wszystko będzie jawne?

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Chce Pan powiedzieć, że są grupy, które są chronione w ten sposób?

JAN ROKITA Chcę powiedzieć to, co wie student pierwszego roku historii każdy. Mianowicie, że jak w jakichkolwiek sprawach w archiwach ktoś ujawnia fragmenty dokumentów, a inne nie i jedne dokumenty pokazuje a inne nie, zresztą, nawiasem mówiąc tak jak Pani czyni przed chwilą, to dopuszcza się pewnego rodzaju manipulacji archiwaliami. Jakby rząd brytyjski na temat II wojny światowej pokazywał fragmenty dokumentów, a fragmentów nie i część dokumentów pokazywał, a inne nie, to rząd byłby oskarżony przez prasę o manipulowanie historią. Na tym polega problem z archiwaliami. Więc ja pytam kiedy całe materiały archiwalne będą jawne.

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Na dowód tego czy Pan otrzymywał dokumenty, czy nie, trudno mi tu przytraczać cała szafę. Wystarczy jeden dokument, który dowodzi czegoś i Pan dobrze o tym wie. Zarzucając manipulację Pan po prostu przesadza.

JAN ROKITA Myślę, że staram się być absolutnie bezstronny w tej sprawie i spokojny. Natomiast nie może się Pani dziwić, że wtedy, kiedy ja jestem nazywany „zbrodniarzem”, „katem” i „człowiekiem działającym na granicy mordu” , jak ktoś przyłącza się w sposób całkowicie bezpodstawny do tych oskarżeń publicznie, to oczywiście bronię swojego dobrego imienia. Proszę mi pozostawić prawo bronienia dobrego imienia nie tylko przed Kaczyńskimi, ale także przed telewizją publiczną w razie potrzeby.

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Mówił Pan, że rozważa kroki prawne wobec premiera i...?

JAN ROKITA Zleciłem sprawę dobrym prawnikom i oni podejmą decyzję co z tym dalej robić. Wie Pani, człowiek co ma do dyspozycji? Normalny obywatel, który jest przez prezydenta, premiera, ministrów osaczany przy pomocy gróźb i wyzwisk. Ma do dyspozycji słowo, może bronić swojego dobrego imienia słowem. I ma do dyspozycji kroki prawne. Staram się jedno i drugie stosować tak, jak potrafię.

DOROTA WYSOCKA SCHNEPF Dziękuję za rozmowę.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Czw 22:10, 19 Paź 2006    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
Rokita i odtajniony stenogram z 1993 roku................!!!!!!

Wiarygodność człowieka który przez tyle lat przypominał Polakom o moralności, poczuciu przyzwoitości, politycznym fair play oraz który kreował życie polityczne w kraju wskazując rodakom co jest słuszne a co zasługuje na potępienie i pogardę..dla którego bliskie były zawsze takie wartości jak demokracja, pluralizm, sprawiedliwość, przestrzeganie prawa.. :
[link widoczny dla zalogowanych]

caly tekst:

Rokita i odtajniony stenogram z 1993 roku!

Dziwne rzeczy dzieją się ostatnio w polskich mediach. We wtorek 17 października Informacyjna Agencja Radiowa, agencja Polskiego Radia, państwowego nadawcy opublikowała w swoim serwisie odtajniony stenogram z posiedzenia Rady Ministrów z czasu premierostwa Hanny Suchockiej. Odtajniony stenogram jest dowodem w procesie przeciwko płk. Lesiakowi z UOP, oskarżonemu o nielegalną inwigilację polskiej prawicy na początku lat 90. Tenże opublikowany przez IAR stenogram zawiera wypowiedź Jana Marii Rokity z posiedzenia rządu Suchockiej. W sierpniu 1993 roku, a więc w czasie trwania kampanii wyborczej do parlamentu ówczesny szef Urzędu Rady Ministrów, Jan Maria Rokita domagał się nie w pełni legalnych posunięć członków rządu. Dziwnym trafem depeszy IAR, zawierającej słowa Rokity nie opublikowały żadne media. Nikt się odtajnionym stenogramem nie zainteresował. A są w nim ważne rzeczy. Co mówił szef URM-u, obecny poseł PO Jan Maria Rokita?
Domagał się wstrząsających rzeczy. Oto uznał, iż państwowa telewizja w połowie 1993 roku promuje związek zawodowy “Samoobrona”, informując o protestach Leppera. Chciał by rząd Suchockiej dosadnie wpłynął na ówczesny Radiokomitet i Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, by zaprzestać informowania w państwowej telewizji i radiu o poczynaniach “Samoobrony”. Uważał, iż publiczne radio i telewizja nie może “promować” antypaństwowych formacji i ich akcji. Dziwnym trafem uznał jednocześnie, iż to co robią prywatne rozgłośnie i telewizje (nadawał wtedy tylko POLSAT, innych prywatnych TV nie było) to ich sprawa, ale według Rokity rząd kategorycznie powinien przerwać “festiwal” Samoobrony w państwowych radiach i TV. Jednak najważniejszy jest kolejny szczegół. Otóż Rokita postulował by ówczesny Minister Sprawiedliwości ostro porozmawiał z prezesami niezawisłych sądów i wpłynął na nich, by szybko i sprawnie karały członków “Samoobrony”! Szef Urzędu Rady Ministrów Jan Maria Rokita chciał, by członek rządu wpływał na decyzje niezawisłych sądów! Nie jestem zwolennikiem “Samoobrony”. Uważam tę partię i ten związek zawodowy (jak każdy związek zawodowy) za szkodliwe dla Polaków. Lecz związek i ugrupowanie są legalnie działającymi osobami prawnymi. “Samoobrona” była także legalnie działającym związkiem zawodowym w 1993 roku. Ich metody walki politycznej uważam za skandaliczne w tamtych latach oraz obecnie. Kierownik PGR nie może zdziałać nic dobrego dla obywateli RP. Nie zgadzam się także z wieloma wyrokami polskich sądów, z ich czasami absurdalną interpretacją prawa. Jednak do głowy by mi nie przyszło, by wpływać na decyzje sądów, by domagać się takich a nie innych wyroków! Można je krytykować, nie zgadzać się z nimi, ale żądać określonego postępowania z określonymi członkami określonej, legalnej partii?! To jest przestępstwo naruszenia niezawisłości sądów! Do tego dochodzi, iż to Rokita domagał się wpływania rządu RP na wyroki sądów! Chciał by rząd III RP postępował tak, jak postępowali komuniści z PZPR w PRL! Niczym się od nich nie różnił! Gdy czytałem ów stenogram z wypowiedzią Rokity, to przypominały mi się stenogramy z posiedzeń Biura Politycznego KC PZPR, które czytałem, jako student politologii na UJ. Podobny język, podobne określenia o antypaństwowości, o zagrożeniach dla państwa i jego władz. Takim samym językiem, jak Jan Maria Rokita wypowiadali się komuniści o antypaństwowej, nielegalnej i groźnej działalności “Solidarności” w latach 80. Teraz z kolei poseł Rokita z Platformy Obywatelskiej, niedoszły “premier z Krakowa” ma usta pełne frazesów o demokracji, rządach prawa, niezawisłości sądownictwa i atakuje przy tym PiS, że chce podporządkować sobie sądownictwo. Co więc robił na tej sierpniowej Radzie Ministrów w 1993 roku? Kiedy kłamał? Wtedy, żądając naruszenia niezawisłości sądów, żądając określonych zachowań państwowych mediów i niezależnej KRRiT, czy teraz głosząc hasła naprawy państwa i praworządności? Który Rokita jest tym prawdziwym? Ten z posiedzenia rządu Suchockiej, czy ten z obecnego Sejmu? I wreszcie podstawowe pytanie: jak można atakować PiS za zawłaszczanie państwa, sądów, mediów, skoro samemu chciało się tego dokonać?
Według mnie nie można ufać politykowi, który sprawując rządowe stanowisko chce podjęcia nielegalnych działań wobec opozycji. Nawet jeśli jest to opozycja u większości społeczeństwa uważana za szkodliwą, mimo, iż większość społeczeństwa jest kategorycznie jej przeciwna, przeciwna programowi, metodom i działaniom. Bo jeśli taki polityk proponuje rządowi nielegalne działania wobec “Samoobrony”, to jaką mamy gwarancję, że za jakiś czas nie stwierdzi, iż antypaństwowe są dużo poważniejsze, silniejsze poparciem społecznym ugrupowania? Jaką mamy gwarancję, iż taki polityk będąc znów w rządzie nie będzie chciał wpływać na decyzje sądów, mediów, policji wobec opozycji takiej jak PiS? Żadnej. Obywatele RP nie mają żadnej gwarancji. Jak ktoś raz skosztuje zakazanego owocu, będzie chciał go kosztować nadal. Przypomnimy sobie, iż ówczesna premier Hanna Suchocka, kiedy została ministrem sprawiedliwości w rządzie AWS-UW i kiedy wyszła sprawa owych bezprawnych działań wobec opozycji to zrobiła wszystko, by śledztwo w tej sprawie umorzyć.
Dziwniejsze jest jednak to, iż żadne media nie pociągnęły informacji o Rokicie ujawnionych przez Polskie Radio. Żaden portal internetowy, żadna telewizja, żadne inne radio nie podały informacji uzyskanej przez IAR. Mimo, iż w swoim serwisie Agencja opublikowała cały stenogram z wypowiedzią posła Rokity wczesnym popołudniem we wtorek. Dziwnym trafem oprócz IAR-u nikogo nie zainteresowały propozycje szefa URM-u nie w pełni legalnych działań wobec ówczesnej opozycji. Skąd więc ja wiem co jest w odtajnionym stenogramie i co mówił minister Rokita? Bo czytałem ów stenogram. Gdy go przepisze zamieszczę na tej stronie. Już wkrótce.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pią 0:13, 20 Paź 2006    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
cytuje:
A TO POLSKA WLASNIE..
Wałęsa: dobrze by było żeby Kaczyński umarł
autor: Galba , Tue 17 Oct 2006 09:44 PM CEST

TV4, program "IV władza", kilka minut temu. Piotr Semka przepytuje bydlę o nazwisku Wałęsa. Dziennikarz zadaje pytanie: "co miał Pan na myśli mówiąc, że jak będziemy mieć szczęście to los nas uwolni od Kaczyńskich". Odpowiedź Wałęsy: "zawał serca na przykład"…



Następnie bydlę puszy się: "ja dostałem milion dolarów za film o mnie", "ja jestem wielki" (wyłażą kompleksy robola, który w sumie za kilkanaście tysięcy złotych sprzedał komunistycznej bezpiece swoich kolegów z pracy). Kolejne pytanie: "ale zapomniał Pan zapłacić od tych pieniędzy podatku". Odpowiedź: "wtedy się nie płaciło podatków" (zwłaszcza jeśli się było prezydentem).

Przepraszam - miało być o warchole a nie będzie. Sprzedajna świnia ma pierwszeństwo.

PS. Wyobraźcie sobie, drodzy Państwo, że jakiś działacz PiS szczebla powiatowego (o tych z centrali nawet nie wspominam) wypowiada na zamkniętym spotkaniu słowa: "jak będziemy mieli szczęście to Wałęsę w końcu diabli wezmą"... Numer jeden wśród newsów na portlau Gazeta.pl (tytuł: "Działacz PiS modli się o śmierć Wałęsy"), materiał w głównym wydaniu Faktów TVN i pełen oburzenia felietonik Tomasza Lisa mielibyśmy jak w banku. Ale w odwrotnym przypadku? Kaczyńskich wolno nienawidzić, nawet trzeba. Myślę, że gdyby Prezydenta lub Premiera spotkało jakieś nieszczęscie zadane ręką szaleńca nakręconego kampanią nienawiści to na czołówce pewnej dużej gazety zobaczylibyśmy tytuł: "Nareszcie! Czemu kazałeś nam tak długo czekać?".
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Polska Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin