POLITYKA 2o

Gość

mój sylwester w tym roku polegał na 3 godzinnym włażeniu pod górę, by mgła rozwiała marzenia o jakimkolwiek widoku, by zjeść kiełbaskę z ogniska, uważać, by nie dostać petardą i wraz z innymi dziwić się, co mi tu kazało się przywlec (znaczy się, ja wiedziałam kto). nie mówiąc już o zmarznięciu i przepełnionym schronisku.
i potem nocne zejście, po śniegu i lodzie, które najbardziej są śliskie oczywiście o 2 nad ranem, gdzie latarka mówi dobranoc i świecić już nie chce, i kiedy w moich butach budzi się przeznaczenie bycia łyżwami.
ale najważniejsza chwila tej nocy, północ, wszystko rekompensuje. aby być wtedy z tym konkretnie kimś i aby usłyszeć takie słowa, że z wrażenia można tylko wydukać "nawzajem".
ja chcę jeszcze. nawet widok całującego kolegę martwego. i skutki wypicia 2 tanich winek i robienie rozróby pijanego zająca w kapuście.

Gość

Piękny Sylwester, Bosska.
Troszkę nietypowy, dzięki temu zapamiętasz go na całe życie.
Mnie też by się podobał, poza tą ślizgawką w butach.