Forum POLITYKA 2o Strona Główna POLITYKA 2o
Twoje zdanie o...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Unijna Zdrada – Kodeks Eurabii

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Świat
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
b.las
Gość





PostWysłany: Pon 13:29, 16 Paź 2006    Temat postu: Unijna Zdrada – Kodeks Eurabii Zmień/Usuń ten post

(Autor: Fjordman; Faith Freedom International, 30 września 2006)

„Naród przeżyje swych głupców, nawet tych ambitnych, ale nie przeżyje zdrady od wewnątrz. Wróg u bram jest mniej niebezpieczny, bo jest on znany i otwarcie idzie pod swoim sztandarem. Zdrajca natomiast porusza się swobodnie pośród nas, a jego szepty niosą się alejami i słyszalne są
w samych salach rządowych”.

(Marcus Tullius Cicero)

Część I

Zdecydowałem się na napisanie niniejszego eseju po przeczytaniu komentarza pewnego dziennikarza, wcale zresztą nie lewicowego według standardów kraju w którym żyję; oddalił on mit Eurabii jako zwyczajną teorię konspiracji, na równi z „Protokołami Mędrców Syjonu”. Zgadzam się z faktem że teorie konspiracji istnieją i że mogą one być niebezpieczne. W końcu „Protokoły” i „Dolchstosslegende” czyli mit o tzw „uderzeniu w plecy” – teorii, że Niemcy nie przegrały I Wojny Światowej, ale zostali zdradzeni przez socjalistów, intelektualistów i Żydów, co w konsekwencji torowało drogę Adolfowi Hitlerowi i Nazistom przed wybuchem II Wojny Światowej.

Co mnie jednak zastanowiło, to fakt że wiele osób (nie tylko w świecie islamskim, ale w Europie a nawet w Stanach Zjednoczonych) głęboko wierzy że ataki 11 września 2001 były w rzeczywistości zaplanowaną, kontrolowaną rozbiórką World Trade Center przeprowadzoną przez rząd amerykański i zrzucenie później winy za ten fakt na muzułmanów. Zauważyłem, że na ten temat mówiło się wiele w zachodnich mediach; pomimo że teoria ta jest często (choć nie zawsze) krytykowana i wyśmiewana, często jest jednak również poruszana.

Dla kontrastu, Eurabia – teza zakładająca islamizację Europy, która nie była zjawiskiem przypadkowym, ale zaistniała przy czynnym udziale europejskich liderów politycznych – nie jest poruszana w ogóle, mimo że dużo łatwiej jest ją udokumentować. Czyżby sam jej tytuł wprawiał w zakłopotanie, a może nie idzie ona w parze z anty-amerykańskimi skłonnościami tak wielu naszych dziennikarzy? Ciekawe że nawet wielu otwarcie lewicowych dziennikarzy, zwykle wielce krytycznych wobec Unii Europejskiej z powodu jej elementów wolnego handlu, nigdy nie porusza tematu Eurabii.

Dlatego właśnie zamierzam sprawdzić, czy teoria Eurabii jest sprawdzalna, a przynajmniej godna uwagi. Nazwałem mój projekt „Kodeksem Eurabii”, z oczywistą aluzją do bestselleru Dan’a Brown’a „The Da Vinci Code”. (W języku angielskim słowo „code” oznacza zarówno kod, jak i kodeks – przyp. tłum.) Brown przedstawia tam swój dość fikcyjny dowód kościelnej konspiracji w celu ukrycia prawdy o Jezusie. Nie jestem pewien czy moja praca stanie się równie poczytna i popularna, choć pewien jestem że bliższa jest ona prawdzie.

Kiedy pan Brown zasiądzie do pisania kolejnej opowieści o wielkich konspiracjach Europy, sugeruję aby zwrócił swoją uwagę na Brukselę zamiast Rzymu; będzie to dużo bardziej interesujące. Poniżej prezentuję krótki zarys tezy wystawionej przez pisarkę Bat Ye’or w książce „Eurabia: Oś Europejsko-Arabska”. Informacje, które podaję, oparte są na tej właśnie książce (którą należy przeczytać w całości); popieram je również niektórymi jej artykułami i wywiadami z nią. Teraz podaję je za jej aprobatą, choć podsumowuję je osobiście.


Bat Ye’or wyjaśnia jak to francuski prezydent Charles de Gaulle, rozczarowany utratą francuskich kolonii w Afryce i na Bliskim Wschodzie, jak również słabnącym wpływem Francji na arenie międzynarodowej, postanowił w latach 1960-tych stworzyć strategiczny sojusz ze światem arabskim i muzułmańskim, aby przeciwstawić się dominacji Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego.

„Sprawa ta dotyczy całkowitej transformacji Europy, co ma być rezultatem celowej polityki”, powiada Bat Ye’or. „Stoimy teraz w obliczu totalnych zmian w Europie, która będzie coraz to bardziej islamizowana i stanie się politycznym satelitą świata arabskiego i muzułmańskiego. Przywódcy europejscy zdecydowali się na sojusz ze światem arabskim, przez co zgodzili się na przyjęcie arabskiego i muzułmańskiego punktu widzenia na Stany Zjednoczone i Izrael.. Dotyczy to nie tylko polityki zagranicznej, ale także wewnętrznych spraw Europy, takich jak na przykład immigracja, integracja immigrantów i pomysł że „islam jest częścią Europy”.

„Europa stoi w obliczu stałego zagrożenia terroryzmem; terroryzm jest jedną z metod wywierania nacisku na kraje europejskie, aby nieustannie poddawały się one żądaniom reprezentantów krajów arabskich. Żądają oni na przykład, aby Europa zawsze wypowiadała się po stronie Palestyńczyków i przeciw Izraelowi”.

Projekt Eurabii stał się zatem powiększoną wizją anty-amerykańskiej polityki gaullistowskiej, polegającej na utworzeniu związku euro-arabskiego, wrogiego wpływom amerykańskim. Związek ten ułatwić miał realizację europejskich ambicji utrzymania ważnych wpływów w byłych koloniach europejskich, jednocześnie umożliwiając otwarcie wielkich rynków dla europejskich produktów w świecie arabskim – szczególnie w krajach obfitujących w naftę, aby zabezpieczyć dostawę ropy i gazu do Europy. Dodatkowo uczyniłoby to Morze Śródziemne strefą euro-arabską i sprzyjało muzułmańskiej immigracji, a także promowało multikulturalizm (?) poprzez silną obecność wyznawców islamu w Europie.

Po raz pierwszy termin „Eurabia” wprowadzony został w połowie lat siedemdziesiątych jako tytuł czasopisma wydawanego przez naczelnika Stowarzyszenia Solidarności Franko-Arabskiej, Luciena Bitterlein’a i wydawanego przez (bandę sprzedawczyków – przyp. tłum.): Groupe d’Etudes sur le Moyen-Orient (z siedzibą w Genewie), France-Pays Arabes (ci z kolei w Paryżu) i The Middle East International w Londynie. Artykuły w tym czasopiśmie nawoływały do wspólnego euro-arabskiego stanowiska w każdej kwestii. Te konkretne propozycje nie były mrzonkami jakichś pojedyńczych teoretyków, ale wręcz przeciwnie: przedkładały one konkretne decyzje polityczne podejmowane za zgodą i wdrażane przez przywódców i parlamentarzystów krajów europejskich.

Podczas konferencji prasowej 27 listopada 1967 Charles de Gaulle otwarcie oświadczył że kooperacja Francji z krajami arabskimi „stała się podstawą naszej polityki zagranicznej”. W styczniu 1969 Druga Międzynarodowa Konferencja Poparcia dla Narodów Arabskich w Kairze, we wniosku 15, postanowiła „zorganizować specjalne grupy parlamentarne, tam gdzie jeszcze one nie istniały, oraz użyć poparcia platformy parlamentarnej narodów arabskich i palestyńskich sił oporu.” (Tak to brzmi w oryginale – a Fjordman chyba wie co pisze i cytuje – przyp. tłum.) Pięć lat później w Paryżu, w lipcu 1974, powstała „Asocjacja Parlamentarna do spraw Europejsko-Arabskich – oczywiście w ramach „dialogu” europejsko-arabskiego.

Bat Ye’or obnażyła prawdę o tej euro-arabskiej agendzie politycznej: pierwszym jej krokiem było zainicjowanie wspólnej polityki zagranicznej; Francja była siłą napędową tego „zjednoczenia”, wymarzonego przez wewnętrzne koła de Gaulle’a i polityków arabskich. Kraje arabskie zażądały od Europy dostępu do zachodniej nauki i technologii, europejskiego niezależnienia się od Stanów Zjednoczonych, presji Europy na Stany Zjednoczone wobec polityki krajów arabskich oraz demonizacji Izraela jako zagrożenia dla pokoju światowego, jak również wszelkich miar sprzyjających arabskiej immigracji do Europy i rozpowszechniania w Europie kultury islamskiej; także uznania Palestyńczyków za niezależny naród, Organizacji Wyzwolenia Palestyny i jej przywódcy Arafata jako jej przedstawiciela. Do roku 1973 Palestyńczycy nazywani byli jedynie „arabskimi uchodźcami”, nawet przez Arabów – pojęcie narodu palestyńskiego po prostu nie istniało.

Podczas kryzysu naftowego 1973, arabscy członkowie OPEC-u oświadczyli, że w związku z przedłużającą się wojną „Yom Kippur” pomiędzy Izraelem a jego arabskimi sąsiadami, Egiptem i Syrią, kraje OPEC-u nie będą eksportować ropy do tych krajów zachodnich, które popierają Izrael. Nagły wzrost cen za ropę miał długotrwałe efekty – nie tylko umożliwił gwałtowny napływ petrodolarów do krajów takich jak Arabia Saudyjska, która zaczęła je natychmiast wydawać na finansowanie islamskich grup terrorystycznych na całym świecie, ale odezwał się głębokim echem na Zachodzie – szczególnie właśnie w Europie. Niemniej jednak arabscy przywódcy musieli swoją ropę sprzedawać – ich poddani uzależnieni są od europejskiej pomocy ekonomicznej i technologicznej; Amerykanie podkreślili to wyraźnie podczas embarga na ropę w 1973 roku. Jak pisze Bat Ye’or, pomimo że ten czynnik (ropa) z pewnością umocnił europejsko-arabski „dialog”, stanowił on przede wszystkim pretekst do zakamuflowania polityki wywodzącej się z Francji, na długo przedtem zanim ten kryzys nastąpił. Polityka ta, rozpoczęta w latach 1960-tych, miała swoje głębokie korzenie we francuskich dziewiętnastowiecznych marzeniach panowania nad imperium arabskim. Ten polityczny program wzmocniony został przez celową kulturową transformację Europy. Sympozja euro-arabskiego dialogu przeprowadzone w Wenecji w 1977 roku i w Hamburgu w 1983 przedstawiły propozycje, które zostały wprowadzone w życie z ogromnym sukcesem – a propozycje te zawierały między innymi umyślny i uprzywilejowany napływ astronomicznych ilości Arabów i innych muzułmańskich immigrantów do Europy.

Zalecenia owych sympozjów proponowały między innymi:

1. Koordynację wysiłków krajów arabskich szerzenia w Europie języka i kultury arabskiej,
2. Utworzenie w europejskich stolicach osrodków kultury euro-arabskiej,
3. Sprowadzenie arabskojęzycznych wykładowców i zatrudnienioe ich w instytutach i uniwersytetach europejskich, aby uczyli oni języka arabskiego ludność lokalną,
4. Podkreślenie niezbędności kooperacji pomiędzy europejskimi i arabskimi specjalistami w dziedzinie prezentowania pozytywnego obrazu cywilizacji arabsko-muzułmańskiej i współczesnych problemów arabskich wykształconej części społeczeństwa europejskiego.

Postanowienia te oczywiście nie mogły być przedstawione dokumentów ani traktatów na piśmie, a to ze względu na ich politycznie delikatny i fundamentalnie niedemokratyczny charakter. Europejscy liderzy postanowili więc ostrożnie nazwać swoje propozycje „dialogiem”. We wszystkich spotkaniach i we wszystkich komitetach i tzw grupach roboczych uczestniczyli przedstawiciele narodów społeczeństw europejskich i Rady Europy wespół z reprezentantami krajów arabskich i Ligi Arabskiej. Wszystkie rozmowy i podejmowanie decyzji przebiegały przy drzwiach zamkniętych – i oczywiście żadne notatki ani zapiski z tych spotkań nie istnieją.

Dialog Euro-Arabski (EAD) jest polityczną, ekonomiczną i kulturową instytucją, której celem jest zacieśnianie więzi między europejczykami i arabami. Struktura tej organizacji powstała na konferencjach w Kopenhadze (15 grudnia 1973) i w Paryżu (31 lipca 1974). Czołowym filarem tej organizacji jest Europejska Asocjacja Parlamentarna do spraw Kooperacji Europejsko-Arabskiej założona w 1974 roku; kolejnymi organami są Instytut MEDEA oraz Europejski Instytut Badań Basenu Morza Śródziemnego i Kooperacji Euro-Arabskiej, założony w roku 1995 przy poparciu Komisji Europejskiej.

W wywiadzie z Jamie’m Glazov’em z Frontpage Magazine, Bat Ye’or wyjaśniła jak to „w polityce wewnętrznej Dialog Euro-Arabski zainicjował nawiązanie ścisłej współpracy pomiędzy europejskimi i arabskimi środkami przekazu: telewizji, radia, dziennikarstwa, wydawnictw, szkół, ośrodków kulturalnych, podręczników szkolnych, curriculum organizacji młodzieżowych i studenckich oraz turystyką. Dialogi religijne spełniać miały kluczową rolę w realizacji tej polityki. Eurabia jest zatem potężną euro-arabską siatką rozmaitych związków – jakby obowiązkową symbiozą z naciskiem na kooperację i partnerstwo na arenie politycznej, ekonomicznej, demograficznej i kulturowej”.

Siła napędowa Eurabii, Asocjacja Parlamentarna do spraw Kooperacji Euro-Arabskiej, powstała w Paryżu w 1974 roku; ma ona obecnie ponad sześciuset członków – reprezentantów wszystkich większych partii politycznych Europy – aktywnie działających w swoich narodowych parlamentach, jak również w Parlamencie Europejskim. Czołowym protagonistą tej organizacji jest Francja.

Działalność Eurabii zakłada symbiozę Europy z muzułmańskimi krajami arabskimi, co ma zapewnić Europie – szczególnie Francji, jako ciągnikowi projektu – wagę i prestiż równy amerykańskiemu. Te wytyczne zostały podjęte wielce dyskretnie i bez rozgłosu typowego dla ważnych traktatów, pod niewinnie brzmiącym tytułem „Dialogu Euro-Arabskiego”. Organizacja działała pod auspicjami ministrów europejskich rządów, ściśle współpracującymi ze swoimi arabskimi kolegami oraz przedstawicielami Komisji Europejskiej i Ligi Arabskiej; celem tej współpracy miało być utworzenie ogólno-śródziemnomorskiej komuny zezwalającej na swobodny przepływ towarów i ruch ludności.

Na froncie kulturowym rozpoczęło się całkowite przepisywanie historii, po raz pierwszy zainicjowane na uniwersytetach europejskich w latach 1970-tych. Proses ten ratyfikowany został przez zgromadzenie parlamentarne Rady Europejskiej we wrześniu 1991 na spotkaniu poświęconemu „Wkładowi Cywilizacji Islamskiej w Kulturę Europejską”. Zatwierdzony on został przez prezydenta Francji Jacques’a Chirac’a w jego przemowie 8 kwietnia 1996 w Kairze, a później potwierdzony przez Romano Prodi’ego, sekretarza potężnej Komisji Europejskiej (czyli „rządu” Unii Europejskiej) i późniejszego premiera Włoch, poprzez założenie Fundacji Dialogu Kultur i Cywilizacji. Zadaniem tej Fundacji miała być kontrola wszystkiego co było mówione, pisane i wykładane na temat islamu w Europie.

Od ostatnich trzech dziesięcioleci, polityczne i kulturalne organizacje Unii Europejskiej oraz Europejska Komisja do spraw Edukacji wymyśliły cały szereg fantastycznych mitów dotyczących cywilizacji i historii islamu. Historyczne dowody łamania podstawowych praw człowieka wszystkich niemuzułmanów i kobiet przez prawo szariatu są albo ignorowane, albo celowo pomijane; jedynym natomiast zagrożeniem dla praw człowieka, jak sugeruje Komisja, jest agresywna polityka Izraela i Stanów Zjednoczonych. Twórcy Eurabii wiodą udaną kampanię propagandową przeciwko tym dwóm krajom w europejskich mediach. Wcześniejsze prądy antysemityzmu i anty-amerykanizmu w kilku krajach europejskich znacznie ułatwiają te fałszerstwa, aczkolwiek obie te tendencje zostały spotęgowane przez Eurabów i ich kolaborantów.

31 stycznia 2001, kiedy Palestyński Dżihad odzyskał siły, komisarz Spraw Zagranicznych Unii Chris Patten oświadczył w Parlamencie Europejskim, że polityka zagraniczna Europy powinna zwrócić szczególną uwagę na swój południowy przyczółek (w żargonie unijnym oznacza to kraje arabskie) i dodał że jest on zachwycony ogólną zgodą na większą „dostrzegalność” Partnerstwa Śródziemnomorskiego.

Bat Ye’or uważa że „Nasi politycy bardzo dobrze znają historię islamu i są doskonale informowani o obecnym stanowisku muzułmanów przez placówki dyplomatyczne krajów islamskich, ich agentów i specjalistów (orientalistów – przyp. tłum.) „Nie ma w tym nic niewinnego; jest to natomiast wielka nieugiętość objawiająca się poprzez korupcję, cynizm oraz zniekształcanie i wypaczanie wartości”. W przedmowie do swojej książki, pisarka oświadcza: „Ta książka przedstawia ewolucję Europy z cywilizacji Judeo-Chrześcijańskiej, z ważnymi elementami po-oświeceniowymi, w po-Judeo-Chrześcijańską, podległa i służalczą wobec ideologii dżihadu i władzy islamskiej”.

Nową, rodzącą się obecnie cywilizację europejską możnaby śmiało nazwać „cywilizacją dhimmi” – słowo to oznacza (w terminologii islamskiej) podporządkowanych i podbitych niemuzułmanów, którzy godzą się na restryktywne i poniżające podporządkowanie się władzy islamskiej w celu uniknięcia niewoli albo śmierci. Cały świat muzułmański jakim go dziś znamy, jest owocem 1300-letniej dynamiki dżihadu, który spowodował że kwitnące niegdyś nieislamskie cywilizacje zredukowane zostały do stanu niefunkcjonalności i poddaństwa. Ludzie kategorii „dhimmi” są istotami niższego rzędu, w milczeniu znoszącymi poniżenie i agresję ludności muzułmańskiej. Taki porządek społeczny pozwala muzułmanom na całkowitą bezkarność, co z kolei podsyca ich nienawiść i wzmaga ich poczucie wyższości, sankcjonowane przez lokalne prawo.

Eurabia jest tworem na wskroś nowatorskim; posiada składniki polityczne, ekonomiczne, religijne, kulturowe i medialne, które narzucane są Europie przez silne rządowe ugrupowania. Jakoże życie Europejczyków regulowane jest nie dla wszystkich zrozumiałymi prawami Eurabii, niewielu z nas zdaje sobie sprawę z ich codziennego funkcjonowania. Ta polityka Eurabii, określona w bardzo niejasnych słowach, prowadzona jest na najwyższych szczeblach politycznych, koordynowana i wdrażana na terenie całej Unii Europejskiej. Nieustannie propaguje ona subkultury takie, jak antysemicka, anty-amerykańska i euro-arabska i wciska je we wszystkie szczeliny sektorów socjalnego, medialnego i kulturowego. Dysydenci są uciszani lub bojkotowani. Czasami zwalniani są z pracy – stają się ofiarami totalitarnej „poprawności” dyktowanej społeczeństwu przez sektory akademickie, medialne i polityczne.

Bat Ye’or uważa, że Francja i reszta Europy Zachodniej nie będzie już w stanie zmienić tego kursu swojej polityki: „Projekt ten zrodził się, był planowany i konsekwentnie wprowadzany w życie poprzez politykę immigracyjną, propagandę, poparcie udzielane przez kościół, tzw współpracę i pomoc ekonomiczną (udzielaną krajom... wiadomym – przyp. tłum.) oraz poprzez kolaborację kulturalną, medialną i akademicką. Całe pokolenia wyrosły w tej politycznej klatce; zostały one wykształcone w tym duchu i nastawione na ślepe popieranie tej polityki i na bezwzględne posłuszeństwo jej kanonom.

Czy teorie Bat Ye’or są słuszne, czy w ogóle możliwe?

Bernard Lewis zwrócił uwagę na to że, za ogólną zgodą historyków, „współczesna historia Bliskiego Wschodu rozpoczyna się w roku 1798, kiedy Rewolucja Francuska przybyła do Egiptu jako niewielki oddziałek ekspedycji militarnej pod wodzą młodego generała zwanego Napoleon Bonaparte, który podbił Egipt i potem rządził nim przez jakiś czas ze zdumiewającą łatwością”. Kiedy nie udało mu się zdobyć poparcia ludności Egiptu, Napoleon wydał dekret wychwalający islam: „Ludu egipski,” – powiedział wkraczając do Aleksandrii w 1798 roku; - „powiedziano wam, że przybyłem aby zniszczyć waszą religię – ale nie wierzcie w to! Odpowiedzxcie, że przychodzę aby przywrócić wam wasze prawa, aby ukarać samowładcę (Egiptem rządzili wówczas Turcy – przyp. tłum.); bardziej niż mameluków szanuję Boga, Proroka i Koran”. Według naocznych świadków, Napoleon zakończył swoją odezwę frazą: „Bóg jest wielki, a Mohammad jest Jego Prorokiem”. Dla muzułmańskich uszu, zabrzmiało to jak „szhada”, wyznanie wiary w jedność Allaha i w rproka Mahometa jako jego ostatniego proroka. Recytacja szahady, jeden z pięciu filarów islamu, uważany jest za oficjalne przejście na islam; muzułmanie mają więc powody aby uważać, że Napoleon przyjął islam. W rzeczywistości, na islam przeszedł jeden z jego generałów, Jacques Menou.

Francuzi zostali później pobici i zmuszeni do opuszczenia Egiptu przez angielskiego admirała Lorda Nelsona. Pomimo, że francuska kampania egipska trwała zaledwie trzy lata, pokazała ona że Zachód jest tak potężny w porównaniem ze światem islamu, że Europejczycy mogą wtargnąć w samo serce terytoriów arabskich, podówczas części Imperium Otomańskiego, kiedy tylko mają na to ochotę – do wyjścia może ich zmusić jedynie inne Europejskie mocarstwo. Szok, jaki wywołał taki obrót sprawy, zainicjował pierwsze próby zreformowania islamu w XIX wieku.

Pozytywnym skutkiem podboju Wschodu przez Zachód był napływ naukowców do Egiptu i zapoczątkowanie współczesnej egiptologii. Co ważniejsze, doprowadziło to do odkrycia Kamiennej Rozety, przy pomocy której francuski filolog Jean Francois Champollion zdołał później rozszyfrować i odczytać egipskie hieroglify. Kontakt ten odbił się szerokim echem w Europie, a przede wszystkim we Francji.

Francuska inwazja Algerii w 1830 roku otworzyła nowy rozdział w historii; Francuzi opanowali później także Tunezję i Maroko. Po I Wojnie Światowej, Francja zdobyła władzę nad byłymi tureckimi terytoriami Imperium Otomańskiego na terenach obecnej Syrii i Libanu. Po II Wojnie Światowej, oddziały francuskie stopniowo opuszczały kraje arabskie, aż do wybuchu wojny w Algerii i wreszcie ogłoszenia niepodległości tego kraju w 1962 roku. Wieloletnie kontakty z Arabami wzbudziły u Francuzów wiarę w to, że łączą ich ze światem arabskim specjalne więzy i że rozumieją oni Arabów i muzułmanów lepiej, niż ktokolwiek inny. Wraz z francuskim przywództwem w kontynentalnej Europie, mogło to posłużyć do rozpoczęcia nowego nurtu w polityce zagranicznej. Prezydent de Gaulle rozpoczął starania o to, aby Francja – i Europa – stały się mniej zależne od dwu supermocarstw. Oświadczył: „Tak, to jest Europa, od Atlantyku do Uralu; to jest Europa, która zadecyduje o przyszłości świata”. W 1966 roku wycofał Francuskie dowództwo z kwatery dowodzenia NATO, choć Francja pozostała nadal członkiem układu.

Po zakończeniu Wojny Sześciodniowej w 1967 roku, potępienie przez de Gaulle’a izraelskiej okupacji Zachodniego Brzegu Jordanu i Strefy Gazy zapoczątkowało poważną zmianę we francuskiej polityce zagranicznej. Uprzednio Francja, podobnie jak i reszta Europy Zachodniej, była zdecydowanie pro-izraelska; walczyła nawet po stronie Izraela przeciwko Egiptowi Nassera w 1956 roku. Po 1967 roku, przyjęła ona jednakże kierunek zdecudowanie pro-arabski.

Mówi się, że angielska polityka zagraniczna pozostała niezmieniona od XVI wieku; jej głównym celem było zapobieżenie aby jakikolwiek kraj, czy to Hiszpania, Francja czy w późniejszych czasach Niemcy nie zdominował kontynentalnej Europy do takiego stadium, że mógłby stanowić zagrożenie dla Anglii. Z drugiej strony można argumentować że zagraniczna polityka Francji również nie uległa zmianie przez wiele stuleci – jej z kolei celem było zapewnienie francuskiej kontroli nad Europą i regionem Śródziemnomorskim oraz zahamowanie dominacji anglo-saskiej – i poźniej amerykańskiej. Plany te uległy komplikacji po zjednoczeniu Niemiec pod koniec XIX wieku, ale założenia pozostały te same.

Napoleon Bonaparte jest wielkim bohaterem francuskiego premiera de Villepin’a. Wielu znanych francuskich polityków otwarcie przyznało, że proponowana konstytucja Unii Europejskiej to nic innego, jak Francja w powiększeniu. Minister Sprawiedliwości Dominique Perben powiedział: „Mamy wreszcie tę Europę a la francaise, na którą tak długo czekaliśmy. Ten traktat konstytucyjny to powiększona Francja, Europa napisana po francusku”. Od samego jej poczęcia, integracja Europy była pomysłem Francji. Fakt, że francuska elita polityczna nigdy nie zrezygnowała z ambicji kierowania Europą, stało się jasne podczas wojny w Iraku.

Wszyscy pamiętamy słowa prezydenta Chirac’a wypowiedziane w 2003 roku, po tym, jak Polska, Węgry i Republika Czeska poparły stanowisko Stanów Zjednoczonych: „Stracili oni najlepszą okazję aby się zamknąć – te kraje nigdy nie zachowywały sie dobrze; teraz okazały się nierozważnymi, pochopnie wstępując w przymierze ze stroną amerykańską”. Jean Monnet, francuski ekonomista, który nigdy nie zajmował stanowiska państwowego, uważany jest przez wielu za architekta integracji europejskiej; był on pragmatykiem z wieloma tzw „kontaktami”, który zakulisowo opracowywał stopniowe jednoczenie Europy. Richard North, autor blogu „EU Referendum” oraz współautor (wespół z Christopher’em Brooker’em) pozycji „Wielka Zdrada: Czy Unia Europejska Przetrwa?” (The Great Deception: Can The European Union Survive?) próbował uświadomić nas o tym od wielu lat, co najmniej od lat dwudziestych ubiegłego stulecia, że Jean Monnet marzył o stworzeniu „Stanów Zjednoczonych Europy”. Operując z bezpiecznego punktu widzenia, miał on na myśli spłodzenie europejskiego tworu o wszystkich cechach państwa; „ta anodowa konstrukcja była celowo zaplanowana, aby utrudnić jej rozwodnienie poprzez przekształcenie jej w inną międzyrządową instytucję; była ona skonstruowana w taki sposób, aby nie wystraszyć rządów narodowościowych przez kładzenie nacisku na to, że celem ich stworzenia było pozbawienie ich suwerenności”.

W swej analizie historii Unii Europejskiej, autorzy publikacji twierdzą że Unia nie zrodziła sie w wyniku II Wojny Światowej, tak jak sądzi wielu ludzi; była ona zaplanowana co najmniej jedno pokolenie wstecz. Deklaracja Schumana z 9 maja 1950, szeroko prezentowana w czasach zapoczątkowania Unii Europejskiej i upamiętniona w „Dniu Europy”, zawiera frazesy mówiące że jest to „pierwszy krok do federalizacji Europy” i że „ta propozycja doprowadzi do zrealizowania pierwszych konkretnych fundamentów federacji europejskiej”. Jednak krytycy Unii uważają, że jej polityczne założenia są zwykle pomijane, kiedy cytuje się jej „Deklarację” i że wiele osób nie ma pojęcia o jej istnieniu. Federacja jest oczywiście państwem, ale od dziesięcioleci promotorzy integracji Unii, jak też członkowie Komisji Europejskiej przysięgają nam, że o takich planach nic nie wiedzieli – za to, wszelkie europejskie „komisje” i „komitety” nabierają coraz więcej cech federacji ponad-narodowej: flaga, hymn, Parlament, Sąd Najwyższy, waluta obiegowa czy prawa.

Założyciele Unii Europejskiej „ostrożnie pokazywali swoim obywatelom jedynie łagodne aspekty swojego projektu. Założenia tego projektu nastawione były na politykę dochodową, aby nawet jedno zdanie jego założeń nie wzbudzało podejrzeń ani opozycji wystarczającej na zatrzymanie go zmianę jego kursu”. Booker i North nazwali Unię Europejską „zamachem stanu w zwolnionym tempie; najbardziej widowiskowym zamachem stanu w historii”, mającym na celu stopniowe i delikatne zatrzymanie procesu demokratyzacji i podporządkowanie starszych państw narodowościowych Europy niezauważalnie, bez rozgłosu ani podawania tego do publicznej wiadomości.

Ironią jest to, że Francja stała się sama zakładniczką tych samych sił, które sama usiłowała wykorzystać: rozruchy dżihadystyczne muzułmańskich immigrantów we Francji w 2005 roku zademonstrowały, że Eurabia nie jest już sprawą francuskiej polityki zagranicznej; jest to teraz sprawa polityki wewnętrznej Francji. Francja spłonie, jeżeli nie zgodzi się całować Arabów w tyłek i przystać na podyktowane przez nich warunki. Wzrost populacji islamskiej we Francji osiąga poziom krytyczny; mówi się, że jedno urodzone dziecko na troje jest muzułmańskie. Setki gett muzułmańskich kierują się prawami szariatu, a nie prawem francuskim. Wielu wierzy, że Francja po cichutku stanie się państwem muzułmańskim, inni sądzą że wkrótce wybuchnie we Francji wojna domowa.

Możliwe, że odrobina tak zwanej „poetyckiej sprawiedliwości” spotyka kraj, który zainicjował i poprowadził ideę Eurabii – zostanie on pożarty i zniszczony przez frankensztajnskiego potwora, którego sam stworzył. Ale radość z zagłady Francji nie pomoże; nieunikniony jej upadek stanowi złą wróżbę dla reszty Zachodu. Co stanie się z francuskimi żródłami dochodu? A przede wszystkim, kto odziedziczy setki francuskich głowic nuklearnych? Czy wpadną one w ręce islamskich dżihadystów, tak jak wszystko inne?


Część II: Zaplanowana przez Unię wyprzedaż

MEDEA (Europejski Instytut do spraw Badań Obszaru Śródziemnomorskiego i Kooperacji Europejsko-Arabskiej), wspierany przez Komisję Europejską, jest jednym z czołowych elementów euro-arabskiego „dialogu”. Na swojej stronie internetowej oświadcza:

„Dialog Euro-Arabski jako forum, w którym uczestniczy Społeczeństwo Europejskie i Liga Krajów Arabskich, powstał z francuskiej inicjatywy i zapoczątkowany został przez Radę Europejską w Kopenhadze w grudniu 1973, wkrótce po „Wojnie Wrześniowej” i po nałożeniu embarga na ropę. W oczach Europejczyków miało to być forum do dyskusji o sprawach ekonomii, podczas gdy strona arabska wykorzystała ją do dyskusji o sprawach politycznych. Instytut MEDEA chciałby stać się źródłem i punktem referencji dla ludzi chcących zaangażować się w sprawy dialogu Euro-Śródziemnomorskiego. Poprzez spotkania i rozmowy, Instytut pragnie doprowadzić do dyskusji pomiędzy politykami, ekonomistami, dyplomatami, ekspertami (?), dziennikarzami, naukowcami i innymi”. (Ciekawe – przyp. tłum.)

Jak twierdzi Bat Ye’or, podczas gdy większa część cichej roboty Eurabii niewidoczna jest dla publiczności, czasami wpada nam w oko to i owo, jeżeli wiemy na co zwracać uwagę. Jeżeli zadamy sobie trud i pogrzebiemy wścibsko w archiwach strony internetowej MEDEA i innych żródłach i uważnie przeczytamy znalezione tam dokumenty, znajdziemy tam całą potrzebną nam informację; jeszcze więcej materiałów dostępnych jest na papierze po francusku i angielsku (nie wszystkie kraja arabskie są frankofoniczne – przyp. tłum.). Uważam, podobnie zresztą jak Bat Ye’or, że informacji tych wystarczy aby potwierdzić tezę istnienia Eurabii. Jeden z dokumentów przekazanych mi uprzejmie przez pisarkę (w którym wspomina ona w swojej pisanej po francusku książce, choć nie w jej angielskim wydaniu), prezentuje Strategię Ogólną Rady Europy (The Common Strategy of the European Council) – „Wizję Unii Europejskiej wobec Regionu Śródziemnomorskiego” od 19 czerwca 2000.

A oto przykłady niektórych zaleceń tej strategii:

„W celu rozwoju przedsięwzięć budujących partnerstwo, zwłaszcza poprzez promocję regularnych konsultacji oraz wymiany informacji z naszymi środziemnomorskimi partnerami, a także między nimi a Unią Europejską, należy dołożyć wszelkich starań aby umożliwić i zachęcić do udziału społeczeństwa w dalszym rozwoju wymiany międzyludzkiej między Unią Europejską a jej śródziemomnorskimi partnerami; pozarządowe organizacje zachęca się niniejszym do współpracy na poziomach regionalnym i obustronnym. Szczególną uwagę należy zwrócić na propagandę medialną i uniwersytecką.

Inny paragraf odnosi się do „pomocy naszym arabskim partnerom w procesie organizacji wolnego handlu z Unią Europejską”. Może to brzmieć niewinie, ale wrócę do tego później. Strategia zamierza również przyjąć zdecydowane stanowisko w „walce z nietolerancją, rasizmem i ksenofobią, oraz w dialogu pomiędzy kulturami i cywilizacjami” – zauważmy, że oświadczenie to pojawiło się na długo przed rozpoczęciem palestyńskiej „drugiej intifady” i przed wypadkami z 11 września 2001; było więc ono częścią procesu będącego już w toku, a nie odpowiedzią na jakikolwiek incydent międzynarodowy.

Jedna z części dokumentu jest wielce interesująca: Unia Europejska „chciała promować identyfikację odpowiednich parametrów w odróżnieniu systemów prawnych różnych natchnień (inspiracji?) w celu rozwiązania problemów prawa cywilnego odnoszącego się do jednostek: prawa dziedziczenia i praw rodzinnych, włącznie z rozwodem”. Władający prostym i codziennym językiem ludzie nie dopatrzą się w tym biurokratycznym bełkocie czegokolwiek, co wskazywałoby na to że kraje Unii Europejskiej będą łagodne i ustępliwe w dostosowywaniu swoich świeckich praw do szariatu, którym w sprawach rodzinnych kieruje się większość immigrantów muzułmańskich. W innym dokumencie z grudnia 2003, dostępnym na internecie, Sekretarz Generalny Unii Javier Solana, Prezydent Komisji Europejskiej Romano Prodi i Chris Patten (członek Komisji) podpisali „Plan Wzmocnienia Partnerstwa Unii ze Światem Arabskim”; „plan” ten zakłada stworzenie strefy wolnego handlu, ale ma on także „ożywić” dialog kulturalno – religijno – cywilizacyjny i medialny, przy użyciu istniejących już, lub planowanych, posunięć, włączając w to jeszcze jeden nowotwór: Euro-Śródziemnomorską Fundację do spraw Dialogu Kultur i Cywilizacji”. (Czy tych słów „dialog”, „kultura” i „cywilizacja” nie nadużywamy w języku Unii Europejskiej? – retoryczne pytanie tłumacza).

Immigracja arabska stanowi znaczną kontrybucję do rozwoju Europy. „Unia Europejska gorąco zdecydowana na zwalczanie wszelkich objawów rasizmu i dyskryminacji we wszystkich formach. [Ale co stanowi dyskryminację – prawa świeckie?] Pełny szacunek dla praw immigrantów w Europie jest jedną z podstawowych wartości europejskich; wdrażanie tej wartości powinno być nieustanne i konsekwentne, a kooperacja w tej dziedzinie winna być kontynuowana w sposób, który wyszczególni w tym stanowisko naszych arabskich partnerów”. (Tego komentować nie będę, bo nie chcę być niegrzeczny – TJK).

Super-Eurokrata Romano Prodi domaga się jeszcze większej kooperacji z krajami arabskimi – mówi o zonie wolnego handlu ze światem arabskim, ale to oznacza że kraje arabskie będą mogły korzystać z czterech podstawowych swobód wewnętrznego rynku Unii, a jedną z nich jest wolny przepływ ludności przez granice państwowe. Ta potencjalnie katastrofalna konsekwencja zorganizowania „wewnętrznego rynku” z włączeniem weń świata arabskiego o ponadnaturalnym przyroście naturalnym nie jest nigdy wspominana ani poddawna dyskusjom w europejskich środkach przekazu, mimo że oznacza ona koniec Europy jako... Europy.

I jeszcze jedno „oświadczenie”, tym razem z „Szóstej Euro-Śródziemnomorskiej Konferencji Ministerialnej”: Wzmacnianie i Upowszechnianie Partnerstwa – podpisane w Brukseli 28 listopada 2003, czyniące poważnymi zamiary tego Euro-Śródziemnomorskiego rynku:

„Niniejsza inicjatywa oferuje parterom sąsiadującym z Unią Europejską, w zamian za namacalne polityczne i gospodarcze reformy, stopniową integrację z poszerzonym wewnętrznym rynkiem europejskim i ewentualną możliwość osiągnięcia czterech podstawowych swobód unijnych: wolnego przepływu towarów, usług, kapitału (bardzo ciekawe! – tłumacz siedzi już na rozżarzonych węglach) i ludności (tego można się było spodziewać). Oczekuje się, że ministrowie (?) poprą decyzję Komisji Nr 1. w celu założenia Fundacji Euro-Śródziemnomorskiej do spraw Dialogu Kultur – w rodzaju Euro-Śródziemnomorskiego Zgromadzenia Parlamentarnego. (Uff!)

W czerwcu 2006, nowo wybrany premier Włoch Romano Prodi oświadczył:

„Nadszedł czas, aby spojrzeć na Południe i wznowić politykę kooperacji ze Światem Śródziemnomorskim”. Prodi określał w ten sposób wspólną, włosko-hiszpańską inicjatywę przedstawiającą „inne” możliwości rozwiązań politycznych wobec krajów basenu Morza Śródziemnego; inne niż te zaoferowane w tzw „Partnerstwie Euro-Śródziemnomorskim”. Wyjaśnił, że „Proces Barceloński”, którego założeniem było utworzenie strefy wolnocłowej do roku 2010 nie było już wystarczające i że potrzebne było do tego teraz nowe podejście. „Tego wymagają od nas nasi partnerzy z południowych brzegów” – oświadczył. Zauważcie, jak Prodi, którego Bat Ye’or określa jako wybitnego pasjonata Eurabii, odniósł się do tego czego Arabowie domagali się od europejskich przywódców. Ani słowem nie wspomniał o tym, jak wielka była ekscytacja wśród Europejczyków na wieść o możliwości jeszcze większego napływu immigrantów z krajów arabskich i Turcji, do czego niewątpliwie doprowadzi ta „Wolna Strefa Handlu Euro-Śródziemnomorskiego”. Podczas spotkania ministrów europejskich w Dublinie (w połowie kadencji) w maju 2004, uczestnicy zadeklarowali że:

„Obecnie prowadzone są prace nad wdrożeniem uzgodnionego poglądu na stosunki z obszarem rozciągającym się od Mauretanii do Iranu, Basenu Morza Śródziemnego i Bliskiego Wschodu; Unia Europejska proponuje, aby włączyć naszych partnerów śródziemnomorskich w ramach polityki Sąsiedztwa Europejskiego. Unia jest w stanie zaoferować bardziej intensywny dialog polityczny oraz większy dostęp do programów i propozycji Unii, włącznie z uczestnictwem w jej podstawowych czterech swobodach pojedyńczego rynku, jak i we wzmocnionej kooperacji w dziedzinie sprawiedliwości i spraw wewnętrznych”.

Raz jeszcze zapytam: co to znaczy „kooperacja w dziedzinie sprawiedliwości i spraw wenętrznych z Egiptem, Algerią, i Syrią?” Osobiście nie jestem pewien, ale odpowiedź chyba nie będzie mi się podobała.

Deklaracja Barcelońska z 1995 roku zachęcała do „kontaktów między parlamentarzystami” i sugerowała, aby Parlament Europejski, wespół z innymi parlamentami, zainicjował „Euro-Śródziemnomorski dialog parlamentarny”. W marcu 2004 przekształcony on został w specyficzną instytucję o nazwie „Euro-Śródziemnomorskie Zgromadzenie Parlamentarne”. Podczas Ministerialnej Konferencji E-Ś na Krecie w 2003 ministrowie wyskoczyli z kolejnym pomysłem: konsultacyjną rolą, jaką Zgromadzenie Parlamentarne miałoby pełnić w ramach procesu barcelońskiego. Komisarz Unii Chris Patten powtórzył gotowość Komisji Europejskiej do kooperacji ze Zgromadzeniem, dając Zgromadzeniu prawo komentowania jakiegokolwiek podmiotu będącego zainteresowaniem dialogu Euro-Arabskiego. W skład Zgromadzenia wchodzi 120 członków z krajów Unii, członków zarówno parlamentów narodowych jak i Parlamentu Europejskiego – oraz taka sama liczba reprezentantów partnerskich krajów śródziemnomorskich.

Tak samo jak większość Europejczyków, nigdy nie słyszałem o tej instytucji, aż natknąłem się na nią podczas poszukiwań internetowych; będie ona niestety miała wpływ na przyszłość całego mojego kontynentu. Wobec takiej zdrady, mam kilka pytań: skoro wiemy, że do tych „partnerskich krajów śródziemnomorskich” należą takie niedemokratyczne kraje arabskie jak Syria, czy nie niepokoi nas że przedstawiciele tych krajów są członkami instytucji mającej prawo decydowania o wewnętrznych sprawach Unii Europejskiej? Szczególnie, kiedy wiemy że nasze własne, demokratycznie wybrane parlamenty narodowe zostały już zredukowane do roli „konsultantów” z niewybranymi oficjalnie federalnymi prawodawcami Unii w Brukseli?

Algierska Deklaracja do spraw Wspólnej Wizji Przyszłości podpisana została po Kongresie Algerskim w lutym 2006. Dokument ten oświadcza, że: „Niezbędne jest utworzenie instytucji euro-śródziemnomorskiej, opartej na uniwersalnych wartościach”, i że „najważniejszą rzeczą jest położenie pozytywnego nacisku na wspólny dorobek kulturowy, nawet jeśli został on zmarginalizowany lub zapomniany”. Plan Wspólnej Akcji przedstawia sporą liczbę propozycji konstrukcji tego nowego E-Ś tworu; wśród propozycji tych są np takie:

- Dostosowanie istniejących już organizacje i treści środków przekazu dialogu Północ-Południe i założenie Euro-Śródziemnomorskiego ośrodka dziennikarskiego;

- Utworzenie siatki, kierowanej przez partnerów śródziemnomorskich, zajmującej się harmonizacją systemu nauczania (Jak może wyglądać zharmonizowana edukacja arabsko-europejska? Co mnie ona obchodzi? Czy chociaż powiedzą nam, na czym ma owa „harmonizacja” polegać, zanim postawieni zostaniemy przed faktem dokonanym?)

- Ułatwianie przenikania idei technologicznych pomiędzy krajami Unii a partnerskimi krajami śródziemnomorskimi oraz „zachęcanie do migracji jednostek” (A jednak – przyp. tłum.)

- Organizowanie przebiegu i przygotowanie argumentów wspierających umożliwianie przemieszczania się jednostek, w szczególności studentów, intelektualistów, artystów, businessmanów i „wszelkiego rodzaju kontrybutorów do dialogu”. (Na to czekałem, ale o takich np misjonarzy religijnych ani o ich środki perswazji nie zapytam – przyp. tłum.)

- Założenie ministerstw odpowiedzialne za sprawy śródziemnomorskie w krajach Północy i Południa (w nowo-mowie unijnej oznacza to Europę i Swiat arabski), aby korzystać (?) z lepszego zarządzania polityką śródziemnomorską;

- Trenowanie (uświadamianie? – przyp tłum.) nauczycieli i studentów wzajemnej wymiany pomiędzy Północą i Południem, oraz zakładanie E-Ś „klubów młodzieżowych”- i wreszcie:

- Założenie grup obserwatorów cywilnych, zajmujących się walką ze zniesławianiem, rasistowskimi komentarzami i zniewagami i głoszeniem nienawiści wobec ludzi innej religii, narodowości lub pochodzenia etnicznego.

Te argumenty, czy sugestie, kompletnie przepisujące książki do historii Europy tak, aby ich treść była bardziej przyjazna islamowi, oraz próby uciszania „islamofobii” i traktowania jej na równi z rasizmem, wprowadzane są w życie w tej chwili.

Walter Schwimmer, austriacki dyplomata i Sekretarz Generalny Rady Europy (1999-2004), powiedział ministrom spraw zagranicznych podczas Konferencji Islamskiej w Stambule 15 czerwca 2004 że islamski element jest nieoderwalną częścią europejskiej różnorodności. Potwierdził też zobowiązanie Rady Europy do zwalczania islamofobii, antysemityzmu i innych form nietolerancji. Rada Europy włączyła się również aktywnie we współorganizację Konferencji (pozytywnego) Obrazu Kultury Arabsko-Islamskiej w Europejskich Podręcznikach Historii w Kairze, w grudniu 2004. Miała ona miejsce w ramach Dialogu Euro-Arabskiego „Uczmy się żyć Razem”; celem tej konferencji było zbadanie negatywnego stereotypowania kultury (?) arabsko-islamskiej w obecnych podręcznikach historii, a także dyskusja na temat jak możnaby te stereotypy przezwyciężyć.

Niemiecki Chrześcijańki Demokrata Hans-Gert Poettering oświadczył w Europejskim Parlamencie, że podręczniki szkolne winny być zlustrowane i oczyszczone z negatywnych obrazów islamu przez ekspertów nadzorowanych z kolei przez Unię Europejską i przywódców islamskich. Oświadczył, że podręczniki muszą zostać skorygowane tak, aby promowały one europejskie wartości bez równoczesnej krytyki, stereotypowania czy uprzedzeń wobec „innych” religii. Zasugerował również, że Unia może (powinna? – przyp. tłum.) współpracować z 56 narodami – członkami Organizacji Konferencji Islamskiej i wspólnie stworzyć komitet reformy podręczników.

W czerwcu 2005 w Rabacie (Maroko) odbyła się konferencja (kolejna!) na temat „Szerzenia Dialogu pomiędzy Kulturami i Cywilizacjami” – została ona zorganizowana wspólnie przez UNESCO, Islamską Organizację Edukacyjno-Kulturalno-Naukową (ALESCO), Duński Ośrodek Kultury i Rozwoju (a kuku!) oraz E-Ś Fundację Anny Lindh do spraw Dialogu Międzykulturowego (z siedzibą w Aleksandrii, w Egipcie.) Proszę zauważyć, że miało to miejsce na kilka miesięcy przedtem, zanim rysunki ośmieszające Mahometa wstrząsnęły światem; nie była to żadna reakcja na to wydarzenie – była to raczej część ustawicznej i konsekwentnej promocji arabsko-islamskiej „kultury” w Europie. Niektórymi sugestiami podsuwanymi przez Olafa Gerlach-Hansen’a, naczelnego dyrektora duńskiego ośrodka, były takie na przykład bełkoty – czytaj, propozycje:

- Konkretne inicjatywy „kompetentnego rozwoju międzykulturowego” poprzez szkolenie nowego pokolenia dziennikarzy;

- Konkretne inicjatywy łączności i wymiany pomiędzy dziennikarzami edytorami i instytucjami medialnymi, które zachęcają do kooperacji międzykulturowej;

- Konkretne inicjatywy programu rozwoju w formie nowych materiałów szkolnych oraz rewizję obecnych podręczników. (Jeżeli powyższe „konkretne inicjatywy” nie brzmią podobnie do „Tysiącletnia Rzesza Niemiecka...” albo „Partia Nasza...”, to chyba czegoś tu nie kojarzę, albo myślę obsesyjnie – przyp. tłum.)

Nie powiedziano ani nie napisano tego „konkretnie”, ale można a tego śmiało wywnioskować, że wśród „negatywnych stereotypów”, których należy pozbyć się z podręczników historii dla europejskich uczniów, znajdują się wszelkie odnośniki do 1300-letniej historii nieustannego dżihadu przeciwko Europie. Wszystkie te zastrzeżenia i zmiany zostały wzięte pod uwagę przez „Zobowiązania Rabackie”.

Serge Trifkovic: „Obecna technologiczna, kulturalna i finansowa siła Europy jest fasadą, za którą kryje się głęboka moralna i demograficzna słabość – objawy tego schorzenia są widoczne w bezprecedensowym spadku demograficznym i w utracie poczucia miejsca w historii, które to tak idą ręka w rękę z ekspansją Unii Europejskiej. Rodzące się ponad-narodowe państwo agresywnie indoktrynuje swoich członków i ludność wstępujących doń krajów i zmusza ich do wiary w to, że szala demografii przechyla się na korzyść muzułmanów, i że jest to jakoby „błogosławieństem”. Wytyka on szczególnie zalecenie Zgromadzenia Parlamentarnego Nr 1162 (19 września 1991) o „uznaniu wkładu cywilizacji islamskiej do rozwoju kultury europejskiej”; dekadę później, w zaleceniu Nr 5 polityki ogólnej Unii, znajdujemy „zwalczanie nietolerancji i dyskryminacji wobec muzułmanów” – Komisja Europejska Przeciwko Rasizmowi i Nietolerancji podkreśla „pozytywny wkład islamu w ciągły rozwój społeczeństw europejskich, których jest ona nieodłączną częścią”. Wyraża nawet żal, że „islam jest czasami niesłusznie postrzegany jako zagrożenie”. Taż Komisja d/s Rasizmu i Islamofobii wzywa kraje członkowskie Unii do przyjęcia środków, które mogłyby skutecznie zdelegalizować jakąkolwiek szczerą debatę na temat islamu, a zamiast tego wprowadzić politykę agresywnie pro-islamską, na równi z amerykańską „Affirmative Action”, według której kraje Europy powinny:

- unowocześnić programy nauczania, aby zapobiec „zniekształcaniu interpretacji historii religii i kultury i przedstawianiu obrazu islamu jako wrogiego i stanowiącego zagrożenie”;

- zachęcać do debat medialnych na temat „prawdziwego” obrazu islamu oraz obciążać media obowiązkiem unikania wiecznych uprzedzeń i stronniczości; (Trfkovic dodaje, że „Eurokraci, cyniczni zwolennicy poddania i odpowiedzialni jedynie przed członkami swojej własnej skorumpowanej klasy, są tym samym sputnikami i pomocnikami dżihadu; Eurabowie chcą stworzyć Związek Śródziemnomorski – ich zamiary są uderzająco zbieżne z zamiarami wielu organizacji islamskich.”) „Bractwo Muzułmańskie”, uważane za najważniejszy ruch islamski zeszłego stulecia, założone zostało przez Hassana al-Banna’ę w 1928 roku, za inspiracją współczesnych im faszystów europejskich wspartą przez literaturę islamską. Niemiecki historyk Egon Flaig cytuje fragmenty ideologii Banna’y w takich oto słowach:

„Chcemy, aby flaga islamu znowu powiała nad wszystkimi krajami, które miały szczęście być rządzonymi przez islam przez jakiś czas i usłyszały głos muezzina, chwalący Boga. Później światło islamu zgasło i (narody te) powróciły w niewiarę. Andaluzja, Sycylia, Bałkany, południowe Włochy i wyspy greckie – wszystkie one są koloniami islamu i muszą powrócić pod jego władzę. Morze Śródziemne i Morze Czerwone muszą stać się znowu morzami islamu, tak jak były nimi niegdyś”.

Patrick Poole pisze, jak to dyskusja na temat dokumentu „The Project” (Projekt) została na razie utrzymana w ścisłej tajemnicy przez ośrodki zachodniego wywiadu; jedynie dzięki pracy nieustraszonego szwajcarskiego dziennikarza Sylvain’a Besson’a szczegóły dotyczące „Projektu” zostały opublikowane. Znaleziono je w wyniku najazdu na luksusową willę w miejscowości Campione w Szwajcarii 7 listopada 2001; celem najazdu był Youssef Nada, człowiek powiązany z „Bractwem Muzułmańskim” od ponad 50 lat. Wśród dokumentów znaleziono 14-stronicowy plan (napisany po arabsku z datą 1 grudnia 1982), określający w 12 punktach strategię „założenia islamskiego rządu na całym świecie”, nazywanym podówczas „Projektem” (The Project). Jak zeznał przed władzami szwajcarskimi sam Nada, ten niepodpisany dokument przygotowany został przez „badaczy islamskich” powiązanych z Bractwem Myzułmańskim. „Projekt” reprezentuje elastyczny, wielofazowy i długoterminowy plan „kulturalnej inwazji” Zachodu. Służył on jako strategia Bractwu Muzułmańskiemu przez ponad 20 lat – a oto niektóre jego założenia:

- Używanie wszelkich możliwych oszustw w celu zamaskowania zamierzonych celów islamu;
- Budowa rozległej sieci społecznej szkół, szpitali i organizacji dobroczynnych;
- Zaangażowanie muzułmanów ideologicznie aktywnych w instytucjach na wszystkich poziomach, działających na Zachodzie – tzn działających w Rządach, organizacjach pozarządowych i prywatnych;
- Instrumentalnego wykorzystywania wszelkich istniejących instytucji zachodnich do czasu, aż zaistnieje możliwość zmuszenia ich do pracy dla islamu;
- Nawiązywanie łączności z „postępowymi” organizacjami społecznymi na Zachodzie, które mają podobne do naszych, cele. (To już brzmi złowieszczo – przyp. tłum.)

Wśród „intelektualistów” Bractwa Muzułmańskiego, rzuca się w oczy nazwisko Yusufa al-Qaradhawi’ego, islamskiego klechy urodzonego w Egipcie i przebywającego na stałe w Katarze. Sylvain Besson i Scott Burgess szczegółowo analizują publikacje Qaradhawi’ego, priorytety Islamskiego Ruchu w Nadchodzącej Fazie (opublikowane w 1990 roku), a także Projektu. Zwracają oni uwagę na uderzające podobieństwa leksykonu oraz planów i metod zalecanych przez oba dokumenty.

Jak zauważa Patrick Poole, „Szczególnie szokujący jest fakt, jak skutecznie ten islamski plan podboju, jasno określony w „Projekcie”, wprowadzany jest w życie przez muzułmanów na Zachodzie od ponad dwudziestu lat”. Al-Qaradhawi , jeden z najbardziej wpływowych kleryków islamskich sunnickiego islamu, przewiduje że „islam powróci do Europy jako zwycięzca i zdobywca” , był jednym z inicjatorów „wielkiego gniewu muzułmanów” przeciwko publikacjom groteskowych rysunków Mahometa; on też inicjował „spontaniczne” protesty przeciw Danii i Zachodowi. A jak mówią Dr.Rachel Ehrenfeld i Alyssa Lappen, „Zamieszki w Danii i na całym świecie nie były spontaniczne, lecz zaplanowane i fachowo zorganizowane – dużo wcześniej, zanim karykatury zostały opublikowane – i to przez organizacje islamskie popierające Bractwo Muzułmańskie i dzięki funduszom płynącym głównie z Arabii Saudyjskiej”.

Obecny przywódca międzynarodowego Bractwa Muzułmańskiego, Mohammad Mahdi Akef, wydał ostatnio odezwę do wszystkich członków Bractwa i podległych mu organizacji: nawołuje w niej do globalnego (?) niszczenia Zachodu, a Amerykę nazwał „Szatanem”: „Oczekuję, że Ameryka wkrótce upadnie; mam kompletną wiarę w to, że islam podbije Europę i Amerykę!”

Ehrenfeld i Lappen twierdzą, że Bractwo Muzułmańskie i związane z nią organizacje używają strategii elastyczności – „zezwala to mniejszości grup muzułmańskich na używanie środków zgodnych z prawem do spenetrowania zdominowanej przez niemuzułmańską większość świeckich i nawet religijnych instytucji, począwszy od uniwersytetów. Wskutek tego, zislamizowani muzułmanie (?) i niemuzułmańscy absolwenci uniwersytetów stanowią siłę roboczą – także zatrudnianą w sektorach państwowym i cywilnym, w których działają oni w sposób dywersyjny, wywierając wpływ na siły porządkowe, wywiad, wojskowość, dyplomację i służby zagraniczne, a także instytucje finansowe. W kwartalniku „Bliski Wschód” Lorenzo Vidino wspomina o „Planie Podboju Europy przez Bractwo Muzułmańskie: „Od wczesnych lat 1960-tych członkowie Bractwa Muzułmańskiego i ich sympatycy przenieśli się do Europy, gdzie – powoli, ale skutecznie – założyli szeroką i sprawnie zorganizowaną siatkę meczetów i islamskich organizacji dobroczynnych”.

Jednym z pionierów Bractwa Muzułmańskiego w Niemczech był Said Ramadan, osobisty sekretarz założyciela organizacji Hassana al-Banna’y. Siedzące na miliardach petrodolarów królestwo Arabii Saudyjskiej słało ogromne sumy na konto potężnego i prestiżowego Ośrodka Islamskiego w Genewie, prowadzonego przez syna Saida Ramadana, Hani’ego – brata Tariqa Ramadana. Hani Ramadan okrył się niesławą po ty, jak w swoim artykule opublikowanym we francuskim dzienniku „Le Monde” w 2002 roku poparł karę śmierci za cudzołóstwo przez ukamienowanie. Tariq Ramadan, popularny „umiarkowany muzułmanin” złożył później wniosek o moratorium w sprawie kamienowania. Jeden z komentarzy prasowych uważa, że „wielką ironią jest to, że założyciel Bractwa Hassan al-Banna marzył o panowaniu islamizmu w Egipcie i w krajach muzułmańskich – nigdy nie myślało tym, że jego wizja może także realizować się w Europie”.

Były muzułmanin, Dr. Patrick Sukhdeo ostrzega, że islamizacja europejskich miast nie jest przypadkowa, ale „jest rezultatem ostrożnej i celowej strategii niektórych przywódców muzułmańskich, która zaplanowana została w roku 1980 po tym, jak Islamska Rada Europy opublikowała książkę zatytułowaną ‘Społeczności Muzułmańskie w Krajach Nieislamskich’”. Książka ta zawierała instrukcje dla muzułmanów, aby trzymali się razem, organizując się w kolonie, getta i organizacje, zakładali meczety, ośrodki społeczne i szkoły islamskie; za wszelką cenę mają opierać się zasymilowaniu przez większość – a najlepszym sposobem takiego oporu jest właśnie tworzenie obszarów-enklaw o dużej muzułmańskiej koncentracji.

Douglas Farah pisze o bardzo skutecznych próbach grup islamskich na Zachodzie nabywania dużych terenów ziemi i nieruchomości – takie terytorium staje się muzułmańskie, jak tylko dostaje się ono w ręce islamistów. Większość grup musi podpisywać zobowiązanie, że swoją działkę lub dom sprzedadzą tylko innym muzułmanom. Bractwo Muzułmańskie jest szczególnie aktywne w inwestowaniu w posiadłości i przedsiębiorstwa na terenie całej Europy, czym kładą fundamenty dla przyszłych siatek i grup, które z kolei będą mogły szybko i sprawnie reagować w przypadku kolejnych prób mieszania się władz lokalnych w finansowe struktury grup muzułmańskich. Większość pieniędzy na te inwestycje pochodzi z Arabii Saudyjskiej i Kuwejtu. D. Farah uważa, że rządy Europy i Stanów Zjednoczonych świadomie zezwalają na te posunięcia, w nadziei że znajdą się wsród tych grup elementy „umiarkowane”, które stanowić będą przeciwwagę dla elementów radykalnych.:

„My nie mamy planu – a oni mają. Historia dowodzi, że ci którzy planują, przewidują i posiadają konkretną strategię, zwykle wygrywają; my tu nie wygrywamy”.


(Część III – w przygotowaniu)

Komentarz tłumacza: No i co – zdążyłem wyskoczyć z moim tekstem „Konspiracja, Zdrada czy Głupota”, 8 października, a tu okazuje się, że jest I konspiracja i zdrada: nazywa się ona Unią Europejską – tylko, co z tą głupotą... Podobne opinie znalazłem też na stronie „Dhimmi Watch” – gorąco polecam. Tam też znalazłem taką oto „perełkę”:

„Naród przeżyje swych głupców, nawet tych ambitnych, ale nie przeżyje zdrady od wewnątrz. Wróg u bram jest mniej niebezpieczny, bo jest on znany i otwarcie idzie pod swoim sztandarem. Zdrajca natomiast porusza się swobodnie pośród nas, a jego szepty niosą się alejami i słyszalne są w samych salach rządowych”. (Marcus Tullius Cicero)
A swoją drogą, ciekawe czy możnaby – ot, tak sobie – wystąpić z tej Unii, czy będzie to uznane za apostazę i ukarane według prawa szariatu...

cdn.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 19:00, 16 Paź 2006    Temat postu: Zmień/Usuń ten post

b.las
Gdzieś Ty ten esej wyszperał? Oceniam go jako świetny, potwierdza moje poglądy co do Europy.

Kontynuując temat zacytuję inne z kolei opracowanie:

[link widoczny dla zalogowanych]

ANTYAMERYKAŃSKA OBSESJA EUROPY
Jean-Francois Revel

Jaki obraz amerykańskiego społeczeństwa jest odciśnięty w świadomości przeciętnego Europejczyka? Biorąc pod uwagę to, co czytają lub słyszą każdego dnia od intelektualistów lub polityków, ma on tak naprawdę niewielki wybór. Obraz Stanów Zjednoczonych przedstawia się więc następująco:

Amerykańskie społeczeństwo jest całkowicie rządzone przez pieniądz. Brakuje innych wartości, obojętnie czy to rodzinnych, moralnych, religijnych, społecznych, kulturalnych, zawodowych czy etycznych. Wszystko w USA jest towarem, postrzeganym i używanym wyłącznie ze względu na jego materialną wartość. Człowiek jest oceniany wyłącznie przez zasobność swojego rachunku bankowego. Każdy amerykański prezydent jest w kieszeni kompanii naftowych, przemysłu zbrojeniowego, lobby rolniczego lub spekulantów z Wall Street. Ameryka jest dżunglą par excellence "dzikiego" kapitalizmu, gdzie bogaci stają się coraz bardziej bogaci i jest ich niewielu, podczas gdy coraz większa liczba ludzi biednieje. Ubóstwo jest dominujące w społecznej rzeczywistości Ameryki. Hordy wygłodniałych biedaków są wszędzie, podczas gdy luksusowe limuzyny z przyciemnianymi szybami mkną przez wielkomiejskie pustynie.

Bieda i nierówności społeczne są powodem przekonania Europejczyków, iż Ameryka pogrążona jest w socjalnym horrorze w szczególności, od kiedy brak jest w USA zabezpieczeń społecznych, zasiłków dla bezrobotnych, emerytur i pomocy dla osób pozbawionych środków do życia i wreszcie brakuje najdrobniejszego choćby śladu solidaryzmu społecznego. W Stanach Zjednoczonych tylko najbardziej zamożni mają prawo do pomocy medycznej i do godnego starzenia się, co jeden z dziennikarzy opisał ostatnio w Libération.. Studia uniwersyteckie są zarezerwowane tylko dla tych, których stać na to, żeby za nie zapłacić, co częściowo wyjaśnia "niższy stopień edukacji" w zacofanej Ameryce Europejczycy mocno wierzą w ten karykaturalny obraz, ponieważ jest on powtarzany codziennie przez tamtejsze elity.

Inna wyróżniającą cechą Stanów Zjednoczonych jest pandemiczna przemoc. Gdziekolwiek byś nie poszedł, tam rządzi przemoc, notuje się niezwykle wysoki poziom przestępczości i odczuwa się ciągłe zagrożenie buntami w gettach. To ostatnie jest niewątpliwie rezultatem głęboko zakorzenionego rasizmu amerykańskiego społeczeństwa, które nastawia społeczności etniczne jedna na drugą, oraz mniejszości etniczne jako całość przeciwko przytłaczającej białej większości. Także bezprzykładne tchórzostwo i przekupność uniemożliwia amerykańskim przywódcom zakazanie sprzedaży broni palnej, co skutkuje regularną rzezią w szkołach, w których nastolatki bez żadnych skrupułów strzelają do swoich nauczycieli i kolegów. Krytyka amerykańskiego systemu prawa jest skupiona wokół twierdzenia o paraliżującym legalizmie i utwierdza przekonanie, że państwo jest dżunglą pogrążoną w bezprawiu.

Panuje jeszcze jedno powszechne przekonanie, iż te społeczne choroby są niemożliwe do wyleczenia, dopóki Amerykanie uporczywie wybierają umysłowo niedojrzałych prezydentów. Począwszy od Harry'ego Trumana, sprzedawcy krawatów Missouri, do Georga W. Busha, ignoranta z Teksasu, nie wspominając nawet o Jimmy Carterze, plantatorze orzeszków ziemnych, czy Ronaldzie Reaganie, drugoplanowym aktorze. Biały Dom przedstawia więc galerię głupców. Jedynie John F. Kennedy, w oczach Francuzów wzniósł się nieco ponad tę niewyróżniającą się plejadę przywódców, prawdopodobnie zresztą dlatego, iż miał on tę zaletę, że ożenił się z osobą pochodzenia francuskiego. Jednakże nawet ten związek nie pomógł prezydentowi Kennedy'emu wznieść się na co najmniej przeciętny poziom, bez wątpienia jednak i tak dość duży jak na jego współobywateli, którzy nigdy mu tego nie wybaczyli, zabijając go w końcu.

W każdym razie każdy wie, że USA jest demokracją jedynie z pozoru. W 1950 r., w trakcie działalności McCarthy'ego,ujawniło się prawdziwe oblicze amerykańskiego systemu politycznego, który pozostaje najprawdziwszym obrazem istoty wewnętrznego ustroju stworzonego przez Konstytucję Stanów Zjednoczonych.

W 2002 roku Francja doświadczyła upokorzenia, gdy prawicowy populista zajął drugie miejsce za Jacques'em Chirac'iem w wyścigu o prezydencki fotel. Jaka był reakcja deputowanego do E.U., profesora Oliviera Duhamela, jednego z wiodących francuskich komentatorów? "Teraz doganiamy zdegenerowane demokracje typu amerykańskiego" Szerzej, Ameryka jest zawsze opisywana jako zdegenerowana lub faszystowska, podczas gdy tak naprawdę to w Europie powstawały dyktatury i systemy totalitarne.

Powszechna ocena amerykańskiej polityki zagranicznej wygłaszana w Europie (szczególnie we Francji, która dzierży pierwszeństwo w tym względzie), jest niezwykle ciekawa. Krytykuje się na przemian amerykańską agresywność "unilateralizm" i bycie zbyt cofniętym ("isolationism"). Kiedy poprzedni minister spraw zagranicznych Francji Hubert Védrine rozpaczał nad amerykańskim "unilateralizmem", który powoduje - jakże to straszliwe - opieranie decyzji jedynie na swoim sposobie postrzegania świata i obronę swoich interesów, powinniśmy pamiętać, że jest doskonała definicja "niezależności" polityki zagranicznej, tak bojowo lansowana i broniona przez generała de Gaulle'a, obowiązująca zresztą we Francji po dziś dzień. Tymczasem w całej Europie intelektualiści rytualnie potępiają amerykańską "arogancję". Ogromne bogactwo USA, przy którym się upierają, dyskwalifikuje Amerykę, jako obrończynię praw człowieka.

Wielu Europejczyków szydzi z Ameryki, twierdzą że jej społeczeństwo znajdujące się jeszcze w pierwotnym stanie, jest zdominowane przez przestępczość i nie zdołało wytworzyć dojrzałej kultury. O amerykańskiej literaturze czy kinematografii mówi się jak o jałowej pustyni, pozbawionej talentów czy wielkich twórców. Najwyraźniej nie słyszeli o takich pisarzach jak Poe, Melville, Hawthorne, Henry James, Faulkner, Tennessee Williams, czy Scott Fitzgerald. Wybijający się prozaicy, jak Theodore Dreiser, Upton Sinclair, Sinclair Lewis, Frank Norris, John Steinbeck, John Dos Passos, i Tom Wolfe, są konsekwentnie ignorowani. Nieważne jest przy tym, iż amerykański film i telewizja są skłonne daleko bardziej stawiać czoło społecznym czy politycznym wyzwaniom, niż to czynią europejscy wydawcy.

Sumując, amerykańskie społeczeństwo jest dalece potępiane jako najgorsza społeczność w historii. Nowe dowody, czy też oznaki nie pomogą, aby rozwiać ten pogląd, który i tak zostanie zniekształcony, także nadal będzie się przedstawiać w złym świetle wszelkie niepowodzenia amerykańskiego społeczeństwa. Powie nam to jednak bardzo wiele o psychologicznych problemach Europejczyków, którzy prowadzą tę krytykę.
Obserwowałem Stany Zjednoczone z pozycji Francji i Włoch w latach 50 i 60-tych i ugruntowałem sobie wówczas opinię bezpośrednio przez filtr europejskiej prasy, co oznacza, że była ona negatywna. Europejczycy w tamtych latach postrzegali Amerykę jako kraj McCarthyzmu i egzekucji Rosenbergów (postrzeganych jako osoby niewinne), rasizmu, wojny koreańskiej i kraju uciskającego samą Europę. Wietnam stał się następnie podstawowym pretekstem dla nienawiści do Ameryki. Nawet w okresie, w którym Europejczycy polegali całkowicie na Stanach Zjednoczonych, które chroniły ich przed sowieckim imperializmem, antyamerykanizm był bardziej żywotny niż dzisiaj.

Dla europejskiej lewicy i większości intelektualistów, którzy prawdopodobnie przejęli idee komunizmu, antyamerykanizm był racjonalny. Ten tłum identyfikował Amerykę z kapitalizmem, a kapitalizm ze złem. Mniej racjonalne dla nich było przezwyciężanie najbardziej rażących i głupich kłamstw dotyczących amerykańskiego społeczeństwa i polityki zagranicznej, z towarzysząca walką o dokładną znajomość systemu politycznego, o który Ameryka walczyła.

Trzydzieści lat później, jesteśmy świadkami czegoś podobnego. Po terrorystycznych atakach z 11 września 2001 spora część francuskiego społeczeństwa wyraziła sympatię ze Stanami Zjednoczonymi. Było jednakże wielu takich, którzy tego nie uczynili. 16 października delegaci z Confédération Générale du Travail, komunistycznych związków zawodowych wygwizdali mówców, którzy wzywali do uczczenia pamięci zamordowanych Amerykanów trzyminutową ciszą. Zwolennicy Jean-Marie Le Pena, czołowego europejskiego prawicowego ekstremisty, świętowali z kieliszkami szampana w biurach Frontu Narodowego, obserwując w telewizji obrazy walących się bliźniaczych wież. W ten sposób właśnie zbierali się wszelkiego rodzaju zwolennicy antyamerykanizmu.

Najniższy poziom intelektualnego fermentu został osiągnięty. Po pierwszych wybuchach emocji i kondolencjach, mordercze zamachy zastały przedstawione jako usprawiedliwienie zła czynionego przez USA. Taka reakcja nie byłaby zaskoczeniem w krajach trzeciego świata. Natomiast w przypadku Europy widzimy ucieczkę społeczeństw dotkniętych przez różnego rodzaju niepowodzenia, społeczeństw które całkowicie spaprały swoją własną drogę ku demokracji i wzrostowi gospodarczemu. Zamiast szukać we własnej niekompetencji i korupcji powodu swoich niepowodzeń, wskazują palcem na Zachód w szczególności na Stany Zjednoczone. I tak po kilku dniach, powróciły w prasie, wśród intelektualistów i polityków, zarówno z lewej jak i z prawej strony, twierdzenia o amerykańskiej winie, we Francji przede wszystkim.

Rozprzestrzeniły się jednocześnie żądania, aby USA nie rozpoczynały wojny z terroryzmem. Gang fanatycznych samobójców, indoktrynowanych, wytrenowanych i sfinansowany przez potężne, dysponujące ogromnymi kapitałami organizacje terrorystyczne, zamordował ponad 3000 Amerykanów, którzy teraz z ofiar, prawie natychmiast zostali okrzyknięci agresorami. Czyż nie powinniśmy zapytać o "korzenie", które pchnęły terrorystów ku tak destruktywnym czynom? Czy Stany Zjednoczone nie ponoszą części odpowiedzialności za to co się stało?

Ogarnięci i przepełnieni nienawiścią, miotający się wśród oszczerstw, antyamerykańscy europejscy naiwniacy, którzy całkowicie zapomnieli, że kiedy Ameryka walczy z terroryzmem we własnym interesie, czyni to również w interesie Europy i w interesie wielu innych krajów zagrożonych przez terroryzm.

Dzisiejsza antyamerykańska postawa nie jest rezultatem przypadkowych pomyłek, lecz tkwi w głęboko zakorzenionych potrzebach uczynienia Ameryki odpowiedzialną za niepowodzenia innych.

Weźmy przestępczość, przedmiot europejskiej krytyki względem Ameryki. Stwierdzimy szybko, iż poziom przestępczości w Europie gwałtownie rośnie. Jednocześnie w ciągu ostatnich 15 lat XX stulecia liczba przestępstw w Stanach Zjednoczonych gwałtownie spadła. W Nowym Yorku, pod rządami Rudolpha Giulianiego spadła ona o połowę w ciągu 5 lat.. We Francji w latach 1985 i 1998 samym czasie przestępczość podwoiła się i nadal rośnie w zastraszającym tempie.

Giuliani został wykpiony w niektórych francuskich gazetach jako "Giussolini". Jednakże odrzuciwszy przez dekady nawet rozpoznanie problemu przestępczości w swoim kraju francuska lewica w końcu musiała przyznać się do "nadmiernego optymizmu" i pobłażliwości względem antysocjalnych zachowań. Przyznanie się do 20 lat zaniechań jest w sumie imponujące. Jednakże minister sprawiedliwości Marylise Lebranchu nalegał na przyjęcie proklamacji, iż pomimo zaistniałej sytuacji "rząd nie ma zamiaru powielać modelu amerykańskiego". Mamy przecież swoją dumę i swoje skrupuły. Przytłoczone swoimi niepowodzeniami, w zwalczaniu ciągłego bałaganu, i niezdolne ukryć oczywistych faktów, francuskie władze w 2001r. zostały zmuszone przejąć wiele amerykańskich metod walki z przestępczością. Można zatem powiedzieć, iż antyamerykanizm służy po prostu do przykrycia niekompetencji rządów, ideologicznego zacofania i socjalnego bałaganu.

Dla sceptyków kapitalizmu demokratycznego Stany Zjednoczone są po prostu wrogiem. Przez wiele lat i dzisiaj także, podstawową funkcją antyamerykanizmu było zdyskredytowanie narodu, który jest wiarygodną alternatywą dla socjalizmu. Całkiem niedawno, islamiści, zieloni i inni radykałowie zaczęli brać pod pręgierz Amerykę z jednego tego samego powodu. A mianowicie, żeby sparodiować Stany Zjednoczone jako represyjne, niesprawiedliwe i rasistowskie społeczeństwo. "Spójrzcie tylko co się stanie gdy zostanie wprowadzony w życie demokratyczny kapitalizm!"

Ta krytyka wypływa nie tylko z Europy, ale także z samych Stanów Zjednoczonych, gdzie antyamerykanizm zaczyna dominować na uniwersytetach, wśród elit dziennikarskich i artystycznych. Jednak w Europie te ideologiczne powody, dla których Ameryka jest obwiniania za wszystko są rozpowszechniane ze zwykłej zazdrości o amerykańską potęgę. Obecna amerykańska "hipersiła" jest bezpośrednią konsekwencją europejskiej bezsilności, zarówno w przeszłości, jak i obecnie. Stany Zjednoczone wypełniają pustką spowodowaną brakiem potencjału twórczego, myślenia i chęci do działania.

Amerykanie mogliby pytać samych siebie, jaki interes mógł pchnąć USA w krwawe bagno bałkańskie. Europa okazała się sama niezdolna do zaprowadzenia porządku w tym morderczym chaosie. Tak więc obowiązek zajęcia się operacjami Bośni, Kosowie i Macedonii przeszedł na Stany Zjednoczone. Po zakończeniu działań Europejczycy podziękowali Amerykanom nazywając ich imperialistami, - pomimo że sami trzęśli się z przerażenia i oskarżali Amerykanów o bycie tchórzami i izolacjonistami.

Z pewnością Ameryka, podobnie jak wszystkie inne społeczeństwa ma wiele wad i zasługuje na krytykę. Ale celowe ignorowanie faktów, rozpoczyna socjologiczne uprzedzenia wobec USA, rzekomy brak socjalnej ochrony, notoryczny "krąg ubóstwa", domniemany wysoki poziom bezrobocia. Fakt, iż bezrobocie w Stanach Zjednoczonych spadło poniżej 5% w 1990r., podczas gdy we Francji wystrzeliło do poziomu 12%, nie implikuje niczego dobrego Ameryce według naszych komentatorów, którzy dodawali sobie otuchy powtarzając mit o wszechobecnej w Ameryce bardzo niskiej stawce minimalnej.

Z nastaniem spowolnienia gospodarki w Ameryce 2001r., francuskie gazety obwieściły w nagłówkach "koniec pełnego zatrudnienia w USA". W tym samym czasie francuski rząd gorączkowo usiłował obniżyć poziom bezrobocia do 8,7% - który stanowi prawie podwójność amerykańskiego (nie licząc dziesiątek tysięcy faktycznie niezatrudnionych, których we Francji sztucznie nie włącza się do statystyk). Do września 2001, bezrobocie we Francji wspięło się z powrotem do poziomu ponad 9%.

"Koniec amerykańskiego snu gospodarczego" zaistniał w nagłówkach Le Monde, kiedy zakończył się okres praktycznie nieprzerwanego 17-letniego okresu amerykańskiego wzrostu gospodarczego począwszy od 1983 do 2000 roku. Tak naprawdę Ameryka dokonała niemającej precedensu rewolucji technicznej, tworząc miliony miejsc pracy, jednocześnie doświadczając niesłychanego wzrostu populacji (z 248 milionów w 1990 do 281 milionów w 2000). Wszystko to było snem? Amerykanom nieustannie zarzuca się chęć narzucenia innym swojego społecznego i gospodarczego modelu. Ale gdziekolwiek jest gospodarcza stagnacja, inne kraje z obawą oczekują na ożywienie w Ameryce.

Podczas gdy USA są wyszydzane i wykpiwane, ich finansowa i militarna pomoc jest powszechnie pożądana. Ameryka jest jedyną siłą zdolną natychmiast uratować Meksyk od ekonomicznego upadku (w 1995), odwieść komunistyczne Chiny od ataku na Tajwan (wielokrotnie), mediować pomiędzy Indiami i Pakistanem w kwestii Kaszmiru i pracować z pewnymi szansami na sukces nad ponownym zjednoczeniem obu Korei pod demokratycznym sztandarem. Kiedy Unia Europejska wysyła swoją delegację, pod wodzą premiera Szwecji, do Pyongyang w maju 2001, to delegacji nie pozostało nic innego jak tylko płaszczyć się przed Kim Jong Ilem, kryminalnym przywódcą jednego z ostatnich totalitarnych więzień na tej planecie.

Fundamentalną rolę europejskiego antyamerykanizmu, szczególnie wśród lewicy odgrywa ogólnie rzecz biorąc chęć uczynienia Ameryki kozłem ofiarnym, odpowiedzialnym za wszystkie moralne niepowodzenia i klęski. I dlatego włanie Ameryka jest identyfikowana jako jedyne zagrożenie dla demokracji. Tak więc w okresie zimnej wojny, wśród Europejczyków obowiązywał dogmat od Szwecji po Sycylię, od Aten do Paryża, że imperialistyczną siłą była Ameryka, nawet pomimo tego, że Związek Radziecki zaanektował Wschodnią Europę czyniąc z kilku afrykańskich krajów swoje satelity, i dokonał inwazji na Afganistan pomimo wreszcie pomimo tego, że to Chińska Republika Ludowa wkroczyła do Tybetu, zaatakowała Koreę Południową i podbiła 3 indochińskie państwa. Podobnej retoryki używa się dzisiaj w przypadku wojny z terrorem.

Innym przykładem tego jak mały kredyt zaufania ma Ameryka u innych państw świata jest szeroko rozpowszechniona opinia, szybko zaakceptowana jako fakt, że Stany Zjednoczone zdecydowały się na bardzo surową cenzurę po 11 września

Katarska telewizja Al-Jazeera, a później także CNN, opublikowały oświadczenie Osamy bin Ladena, w którym wyrażał on radość z powodu tysięcy zabitych Amerykanów i wzywał do dalszych masakr. Według zarówno amerykańskich i francuskich ekspertów od terroru, takie oświadczenia mogą stanowić sygnał, dla tzw. "śpiochów" w USA i Europie do dalszych aktów terroru. Dlatego amerykański rząd i Kongres wezwały, aby radio i telewizja nie publikowały tego typu komunikatów.

Takie kroki powinny zostać zrozumiane jako usprawiedliwione środki zapobiegawcze. W rzeczywistości nastąpił spektakl nieścisłości, który rozniósł się po świecie. Ameryka wprowadziła cenzurę, zniosła wolność prasy, uchyliła pierwszą poprawkę. Gorący nagłówek w Le Mond głosił: "Wściekła propaganda w amerykańskich mediach"

Zastępy muzułmanów żyjących w krajach, w których nigdy nie znano demokracji ani najmniejszego powiewu wolnych mediów najwyraźniej poczuły się uprawnione, aby bronić tych wolności przeciwko jedynemu krajowi, w którym one nigdy nie zostały zniesione. Dla przykładu Francja, w której najwyraźniej o tym zapomniano, jak radio i telewizja zostały poddane cenzurze przez państwo w czasie wojny w Algierii, kiedy nie było nawet tygodnia, w którym policja nie dokonywałaby nalotów na niezależne gazety lub nie przechwytywałaby materiałów, które "mogłyby podkopywać morale armii"

Inne środki przyjęte po 11 września przeciwko atakom terrorystycznym (nawiasem mówiąc podobne do tych, które zostały przyjęte w Europie, wywołały protesty po obu stronach Atlantyku. Inwigilacja podejrzanych, kontrola korespondencji mailowch i rachunków bankowych, prawo policji do dokonywania rewizji zostały określone przez francuską ligę praw człowieka, jak również liberalne amerykańskie organizacje jako "totalitarne". Oczywiście środki te zostały podjęte po to aby chronić demokrację przed totalitarnym wrogiem.

Po atakach terrorystycznych z 1998 na ambasady w Afryce, Kongres powołał Narodową Komisją ds. terroryzmu (NTC), aby ponownie zdefiniować politykę antyterrorystyczną. Raport komisji podkreśla, iż "niebezpieczeństwo ataków powodujące masowe straty wśród ludności w obrębie naszych granic rośnie" W raporcie pokazano zdjęcia bliźniaczych wież, jakby przez przeczucie. Bardzo szybko różnego rodzaju związki, stowarzyszenia i organizacje wystąpiły z kontratakiem, zarzucając iż obecna polityka zmierza do "śmiertelnego zagrożenia" swobodom obywatelskim. Grupa reprezentująca arabskich amerykanów użalała się, iż "następuje powrót do najczarniejszych dni z epoki McCarthyzmu". Szef wydziału praw człowieka w administracji Clintona narzekał, iż Amerykanie arabskiego pochodzenia zostali bezprawnie zmuszeni do składania odcisków palców, pomimo że NCT nie wymieniała tej grupy etnicznej w swoim raporcie. Opór przeciwko restrykcyjnemu programowi bezpieczeństwa był tak silny, iż projekt ustawy zaostrzający przepisy w tym względzie został skutecznie zablokowany, nigdy nie stając się prawem obowiązującym. Skutki znamy wszyscy.

Fakt, iż obrońcy praw człowieka i swobód obywatelskich nie biorą pod uwagę prawa do narodowej obrony oznacza, iż rozsądne i rozważne kroki zostają uznane za rasistowski bełkot fanatyków. Jak ta europejska skłonność Europejczyków do popełniania różnych samobójczych kroków upoważnia ich do wykrzykiwania takich haseł przeciwko Ameryce? Dlaczego właściwie USA są oskarżane o "faszyzm" , kiedy ten kraj nie doświadczył żadnego dyktatora na przestrzeni ponad 2 wieków, podczas gdy Europa była nieustannie zajęta walką z nimi.

Amerykańska operacja wojskowa w Afganistanie, pierwsza poważna odpowiedź na 11 września została wyszydzona przez globalne elity jako próbka agresywnego unilitaryzmu, tak jakby wcześniejsze wydarzenia nie mogłyby wyjaśnić tego "imperialistycznego" odruchu. Europejczycy - rządy i opinia publiczna - pokazała ogólnie rzecz biorąc pełną solidarność ze Stanami Zjednoczonymi po 11 września. Ale istotna mniejszość - w szczególności w partiach lewicowych i zielonych, wrogach globalizmu i dużej części europejskich intelektualistów - dowiodła swojej starej obsesji. Działania wojenne, mówią oni, rozpoczęły się dopiero w momencie amerykańskiego odwetu. Początkowa złość została szybko zapomniana przez większość ludzi.

Grupa 113 francuskich intelektualistów wystąpiła z apelem przeciwko "imperialnej krucjacie" w Afganistanie. "W imieniu prawa i moralności dżungli" ( nie dlatego, że 3000 osób zostało zamordowanych), "zachodnia armada wymierza swoją boską sprawiedliwość". Oczywiście, jeśli jakaś strona w całym tym konflikcie uważała się za boską, to była to strona islamska - mordująca tysiące cywilów imieniu Allacha, masakrująca chrześcijan w Sudanie i Nigerii niechcących się poddać szariatowi. W 2 tylko miesiące kilkaset nigeryjskich chrześcijan zostało eksterminowanych przez muzułmanów. Naszych 113 intelektualistów nie ma nic w tej sprawie do powiedzenia.

W najlepszym razie, amerykofobie przedstawiają dżihad i tych, którzy się im opierają, na tej samej płaszczyźnie, nie stając po żadnej ze stron. Setki tysięcy pacyfistów demonstrowało w październiku 14, 2001 z powiewającymi transparentami: "Żadnego terroryzmu, żadnej wojny". Jest to tak samo mądre jak hasła: "Żadnych chorób, żadnych leków". Widzieliśmy to już wcześniej. W 1939 roku, kiedy nazistowskie armie były tylko kilka miesięcy przez okupacją Paryża, francuscy komuniści, krzycząc o złym kapitalizmie, nawoływali pracowników przemysłu zbrojeniowego do sabotażu a żołnierzy do masowych dezercji.

Dzisiejsi pacyfiści potępiają amerykański kontratak ma Taliban w Afganistanie właśnie dlatego, że to był kontratak. Stany Zjednoczone, mówią oni, uległy żądzy rewanżu a ich atak lotniczy doprowadził nieuchronnie do śmierci afgańskich cywili. Sami natomiast, proponowali polityczne negocjacje jako rozwiązanie kryzysu. No cóż, oczywiście! Państwa demokratyczne zawsze odrzucają negocjacje; tylko optymistycznie nastawieni fanatycy są skłonni do kompromisów.

Pacyfiści celowo ignorują fakt, iż zamiarem Ameryki nie była chęć rewanżu, lecz obrona przed przyszłym zagrożeniem ze strony terrorystów. Czyż winą Stanów Zjednoczonych było to, iż przywódcy islamistów mieli swoje siedziby w Afganistanie. Interwencja w Afganistanie pomimo dołożenia wszelkich starań, nie mogła obyć się bez strat wśród cywili. Jednakże miejscem, w którym rozpoczął się ten konflikt był Nowy Jork, gdzie zginęły tysiące ludzi, nie Kabul. Wydaje się, że dla niektórych humanitarystów, ofiary cywilne są tylko wtedy dopuszczalne, gdy chodzi o amerykanów.

Aby uniknąć bycia posądzonym o "agresywność" Ameryka musiałaby powstrzymać się od jakiegokolwiek uderzenia w międzynarodową siatkę terrorystyczną. To nie Afgańczycy stali się celem, lecz talibańskie instalacje wojskowe. Już po paru dniach operacji, wszyscy słyszeliśmy o dywanowych atakach powietrznych i cywilnych ofiarach. Tymczasem statystyki tak głośno ogłaszane przez Europejczyków były sporządzane przez Taliban.

Dlaczego wreszcie nie podano do wiadomości, że Stany Zjednoczone były, od 1980 do 2001, głównym dostawcą pomocy humanitarnej do Afganistanu i że 80% pomocy rozdysponowywanej przez prywatne organizacje charytatywne w ramach Światowego Programu Żywności było finansowane przez Amerykę? Pewnie dlatego, iż oznaczałoby to konieczność rewizji poglądów intelektualnej elity.

Prawdziwa przyczyna 11 września bezsprzecznie leżała w urazach przeciwko Stanom Zjednoczonym jakie nagromadziły się po upadku Związku Sowieckiego i nowej roli Ameryki jako "jedynego światowego mocarstwa". Te urazy wystąpiły w szczególności w krajach islamskich, w których o istnienie Izraela obwinia się Amerykę, co jest niewąptpiwie istotnym czynnikiem. Owe pretensje szybko przeniosły się i są obecne w wielu miejscach naszego globu. W wielu europejskich stolicach poczucie winy osiągnęło status idee fix, stając się praktycznie obowiązującą linią polityki zagranicznej. Tak więc Stany Zjednoczone są obwiniane za całe zło, prawdziwe lub wyimaginowane, które dotyka ludzkość, począwszy od spadku cen wołowiny we Francji po AIDS Afryce i globalne ocieplenie. Efektem jest powszechna odmowa przyjęcia na siebie odpowiedzialności za swoje własne czyny.

Jeśli chodzi o amerykańską "hipersiłę", która przysparza Europejczykom tak wiele bezsennych nocy, to powinni oni przyjrzeć się bliżej swojej własnej historii i spytać się samych siebie czy nie są odpowiedzialni za wiele nierozwiązanych konfliktów. Ostatecznie to oni właśnie uczynili XX wiek najstraszliwszym w historii ludzkości. To oni doprowadzili do dwóch apokaliptycznych wojen światowych i wynaleźli dwa najbardziej absurdalne i kryminalne polityczne reżimy, jakich kiedykolwiek doświadczyła ludzkość. Gdy Zachodnia Europa w 1945 i Wschodnia Europa w 1990 zostały zrujnowane, kto był temu winien? Amerykański unilateralizm jest konsekwencją a nie przyczyną malejącej siły innych krajów. Tymczasem stało się zwyczajem odwracać sytuację i stale czynić winnym za klęski Stany zjednoczone. Czy nie jest zadziwiające, że taka atmosfera skumulowanej nienawiści kończy się pchnięciem fanatyków do zrekompensowania krzywd poprzez wywołaniem rzezi?

W mniemaniu niemieckich zielonych, francuskich organizacji typu ATTAC, magazynów jak politis, latynoamerykańskich intelektualistów, afrykańskich pisarzy, antyamerykański terroryzm może być tłumaczony - w rzeczywistości usprawiedliwiony - na podstawie "rosnącej nędzy" spowodowanej globalnym kapitalizmem, który stworzyła Ameryka. Radykalna lewica amerykańska także przeprowadza wiece pod tymi hasłami. Włoski prozaik i noblista, Dario Fo, przedstawił to bez ogródek: "Czym jest 20 000 zmarłych ofiar [sic] w Nowym Jorku wobec milionów ofiar wielkich spekulantów?"

Oczywiście muzułmański świat obejmuje państwa należące do najbogatszych na świecie (szczególnie Arabia Saudyjska, która finansuje Al-Kaidę i inne islamski organizacje). Islamski terroryzm jest krewnym fanatyzmu religijnego. Bieda nie ma tutaj nic do rzeczy. Sam terroryzm nie może doprowadzić do jakiegokolwiek polepszenia sytuacji wielu zacofanych społeczeństw. Islamiści skutecznie odrzucają wszelkie środki, które mogłyby przyczynić się do uzdrowienia sytuacji społecznej, a więc: demokrację, pluralizm, intelektualną wolność i krytyczne myślenie, równość kobiet i otwartość na inne kultury.

W dwa miesiące po 11 września, fobie i mity dotyczące tradycyjnego antyamerykanizmu gwałtownie wzrosły. Najbardziej dziwacznym z nich była próba usprawiedliwienia terroryzmu islamskiego twierdzeniami, iż Ameryka była od dawna wrogiem islamu. Działania Ameryki wobec muzułmanów były historycznie daleko mniej uciążliwe niż Brytyjskie, francuskie czy rosyjskie. To te europejskie siły podbiły muzułmańskie kraje, okupowały je i gnębiły przez dekady a nawet wieki. Ameryka nigdy nie skolonizowała żadnego muzułmańskiego narodu i nigdy nie okazywała wrogości islamowi, podobnie jak czyni to dziś. Wręcz przeciwnie, jej interwencje w Somalii, Bośnii i Kosowi jak również nacisk na Macedoński rząd były czynione żeby chronić muzułmańską mniejszość. Także Koalicja pod amerykańskim dowództwem, która usunęła irackie wojska w Kuwejcie podczas pierwszej wojny w Zatoce perskiej zmierzała do ochrony małego muzułmańskiego kraju przeciwko świeckiemu dyktatorowi, który użył broni chemicznej przeciwko muzułmańskim szyitom na południu kraju i muzułmańskim Kurdom na północy.

Innym mitem usilnie utrzymywanym od 11 września jest ten o umiarkowanym i tolerancyjnym islamie. Tymczasem dominująca idea w muzułmańskiej wizji świata, jest taka, że ludzkość musi podporządkować się ich religii, podczas gdy oni sami nie mają respektu do innych wyznań. Okazanie takiego szacunku czyniłoby ich odszczepieńcami zasługującymi na pogardę. Po drugiej stronie mamy natomiast, papieża zachęcającego do budowy meczetu w Rzymie, mieście w którym został pochowany święty Piotr. Wiemy jednocześnie, iż żaden chrześcijański kościół nie mógłby zostać wybudowany w Mecce lub gdziekolwiek indziej w Arabii Saudyjskiej gdyż zdaniem islamistów sprofanowałby ziemie Mahometa. Nie ma żadnych niejasności jeśli chodzi o działania Al-Kaidy. Zamierza ona nawrócić siłą całą ludzkość na islam. Zabójstwa i chaos są usprawiedliwione w oczach terrorystów, ponieważ uderzają w niewiernych, którzy odrzucają objęcia islamu. Oszukujemy się sami siebie, jeśli myślimy, że można negocjować fanatykami Al.Kaidy.

Dzień po 11 września, Le Parisien-Aujourd'hui wydał oświadczenie w odświętnej atmosferze osiemnastowiecznej paryskiej arrondissement. "Bin Laden umocni was wszystkich" lub "zamierzam dziś świętować wielką chwilę. Ci chłopcy byli prawdziwymi bohaterami, to nauczy tych amerykańskich bękartów -a wy Francuzi będziecie następni" Nawet strzep tych informacji nie został zauważony przez większość mediów.

Rzecznik brytyjskich muzułmanów Al- Misri postąpił podobnie nazwając ataki na World Trade Center czynem "samoobrony". Inny przywódca duchowy Omar Bakri Mahammed zapoczątkował fatwę polecając zabójstwo prezydenta Pakistanu, ponieważ ten wcześniej opowiedział się po stronie Prezydenta Busha w walce z Bin Ladenem. "Islam będzie dominować światem" taki slogan widniał wśród demonstrujących arabów - obywateli brytyjskich w październiku 2001r. Tymczasem nie było żadnego znaku ze strony tych "postępowych" muzułmanów, którzy podobno opowiadają się przeciwko takiemu ekstremizmowi. Twierdzenie, że "ogromna większość" muzułmanów osiadłych w Europie jest nastawiona pokojowo musi być włożona między bajki.

Przez krótki czas zachodnioeuropejskie antagonizmy zostały zaledwie ograniczone do muzułmańskich społeczności. Ogłuszający rozmiar zbrodni z 11 września i trwające przez parę dni poparcie dla Ameryki, zmniejszyło na chwile nienawiść wobec USA. Trwało to jednak zaledwie parę dni.

Dzień po 9/11 wydawca Le Monda, Jean- Marie Colombani, ogłosił słynne "wszyscy jesteśmy Amerykanami". Wrogie reakcje na to zdanie i cały artykuł były liczne i natychmiastowe, zarówno wśród czytelników Le Monde, jak i zespołu redakcyjnego. Miało to swoje źródło w lewicowej niechęci, która nawet po masakrach w Nowym Jorku i w Waszyngtonie nie wyrzekła się demonicznego przedstawiania Ameryki jako obraz, który musi zakończyć się wielką katastrofą.

Wkrótce wiele europejskich elit zaczęłoa sugerować, że ataki przeprowadzone przez Dżihad mają moralne usprawiedliwienie. Te antyamerykańskie poglądy zaczęły krążyć jeszcze zanim kampania przeciwko Talibanowi na dobre się zaczęła.

Jednym z najbardziej niesprawiedliwych zarzutów przeciwko wojnie w Afganistanie było to, iż wcześniej Amerykanie użyli mudżahedinów podczas wojny afgańskiej jako ruchu oporu przeciwko Związkowi radzieckiemu. Co jednak było nagannego w postępowaniu Ronalda Reagana, który przyjął zasadę walki ze Związkiem radzieckim, nawet na terenach muzułmańskich? Może trzeba było poczekać, aż wszyscy Afgańczycy, Saudyjczycy przeczytają Monteskiusza i nawrócą się na chrześcijaństwo? Wyobraźmy sobie co by było, i co by to znaczyło dla Indii, Pakistanu i krajów Zatoki Perskiej, i dla wszystkich nas, gdyby Sowieci opanowali cały Afganistan. Nie byłoby Gorbaczowa, głasnostii i pierestrojki. Wracając do Europy, która w owym czasie - sowieckiej inwazji na Afganistan - drżała ze strachu i debatowała tylko nad tym czy wysyłać sportowców na olimpiadę w Moskwie, jej krytyka, ma w sobie coś, co można by określić jednym, krótkim zdaniem - jesteście zacofani.

Ostatnimi czasy kilkanaście milionów emigrantów, napłynęło do Stanów Zjednoczonych. Jeśli obraz Ameryki rysowany przez europejskie media jest prawdziwy, wówczas ci emigranci ze wszystkich części świata okazaliby się głupcami. Dlaczego wybierają kapitalistyczną dżunglę z całym jej złem a nie kraje pokoju, dostatku i wolności? Dlaczego nie ostrzegają swoich rodzin przed niebezpieczeństwem biedy, uprzedzeń i opresji, które mogą czkać na nich w Ameryce?

Sukces i oryginalność amerykańskiej integracji bierze się z faktu, iż potomkowie emigrantów mogą zachować swoją zwyczaje i kulturę, zachowując przy tym myślenie o sobie jako o amerykanach w pełnym tego słowa znaczeniu, nie bacząc na rasowe czy etniczne bariery. We Francji mamy do czynienia z charakterystyczną sytuacją, kiedy to nowi przybysze z północnej Afryki, Turcji i afrykańskiej Sahary mają poczucie alienacji, konfrontacji, i otaczającej nienawiści w stosunku do nich.

Emigracyjne trendy wskazują, iż antyamerykanizm nie jest głęboko zakorzeniony w umysłach ludzi i nie funkcjonuje jako uprzedzenie. W Europie, antyamerykanizm jest w dalszym ciągu straszakiem politycznych i religijnych elit. Według instytutu SOFRES z maja 2000 tylko 10 procent Francuzów czuło niechęć do Stanów Zjednoczonych. Według innego badania 52% Francuzów odpowiedziało w ankietach, iż są pozytywnie nastawieni wobec USA, podczas gdy odmiennej opinii było 32 procent badanych. Historyk Michel Winock wnioskuje zatem, iż "antyamerykanizm nie jest poglądem przeciętnego Francuza" To myślenie jest tylko przymiotem niektórych elit.

Wielką ironią antyamerykańskiej obsesji jest to, że nie odnosi ona żadnego skutku i wywołuje efekt odwrotny do zamierzonego. Poprzez nieustanną krytykę Amerykanów, czegokolwiek by oni nie zrobili i przy każdej okazji - nawet gdy racja stoi po ich stronie - Europejczycy (nie jesteśmy tu sami, lecz liderujemy w tym) zmuszają Amerykanów do lekceważenia takich zarzutów. Amerykański odruch, warunkowany przez ciągła lawinę pomówień przywodzi na myśl twierdzenie "zawsze winią nas o wszystko, po co więc konsultować się z nimi? Wiemy przecież, że i tak będą nas szkalować".

Tak więc można pokusić się o wniosek ogólny, okazując niechęć Ameryce, i próbując wywrzeć na nią wpływ, skazujemy się sami na niemoc. Tym samym umacniamy jedynie Amerykę jako supermocarstwo.

Jean-François Revel mieszka w Paryż, jest autorem książek "Jak ginie demokracja", "Totalitarna pokusa", "Bez Marksa czy Jezusa" oraz najnowszej pracy "Antyamerykanizm".

Źródło: New Criterion vol. 22 nr 2 październik 2003

Przełożył Radosław Domagalski
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
b.las
Gość





PostWysłany: Pon 19:56, 16 Paź 2006    Temat postu: Zmień/Usuń ten post

Bez komentarza. Ok!
.
pozwolę sobie ten tekst (Revel'a) pomnożyć i przesłać dalej
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Pon 20:09, 16 Paź 2006    Temat postu: Zmień/Usuń ten post

B.las
A ja właśnie robię to samo z Twoim tekstem.

Ya winkles

B.las,
Wydaje mi się, że to Cię zainteresuje:


[link widoczny dla zalogowanych]

[link widoczny dla zalogowanych]

Ya winkles
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum POLITYKA 2o Strona Główna -> Świat Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Możesz zmieniać swoje posty
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin